7. | Ściana między nami |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zerkając na biały, zawieszony wysoko nad drzwiami sali gimnastycznej zegar, Adrien odetchnął z ulgą. Zostało mu jeszcze dwadzieścia sześć minut morderczego treningu. Zdąży. Na pewno zdąży. W końcu obiecał Marinette, że nie zostawi jej samej z przygotowaniem dekoracji na bal maturalny i miał zamiar dotrzymać słowa, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobi. Jeżeli wszystko miałoby pójść zgodnie z planem, zostanie mu jeszcze kilka minut na szybki prysznic, a później pogna na złamanie karku do piekarni, żeby omówić z nią szczegóły. Ewentualnie poprosi swojego Goryla o podwózkę, chociaż niekoniecznie chciał nadużywać jego dobroci. Ochroniarz zawsze nadstawiał za niego karku nie tylko w momentach potencjalnego zagrożenia, ale również wtedy, kiedy trzeba było nagiąć zaufanie ojca i znaleźć się w miejscu innym, niż powinien. Przyjemnie było żyć w poczuciu, że mógł na kogoś liczyć, ale nie chciał, by ten miał przez niego jakiekolwiek nieprzyjemności, zwłaszcza u jego ojca.

Kiedy floret Kagami po raz ostatni dotknął jego klatki piersiowej, a pan D'Argencourt ogłosił koniec treningu, Adrien wybiegł do szatni jako pierwszy, rzucając po drodze zdawkowe słowa przeprosin w stronę swoich kolegów, których niechcący potrącił. Jego niecodzienne zachowanie nie mogło umknąć czujnemu wzrokowi Kagami, która od pewnego czasu bacznie obserwowała każdy ruch swojego chłopaka. Jego zachowanie, sposób bycia, a nawet wysławiania się uległy w ostatnim czasie zmianie, z której nie była w żadnym stopniu zadowolona. Zawsze ułożony, grzeczny i taktowny Adrien coraz częściej żartował i coraz rzadziej dotrzymywał jej towarzystwa, wymyślając niedorzeczne wymówki. I choćby próbował jej weprzeć, że prawda wyglądała inaczej, doskonale wiedziała, że za jego niecodziennym zachowaniem musiała stać inna dziewczyna.

Odprowadzając wzrokiem jego sylwetkę, widziała, jak zdejmuje swój kostium praktycznie w biegu, rzucając maskę w kąt szatni. Upewniła się wówczas w przekonaniu, że najwyraźniej bardzo się spieszył. Nie wiedziała tylko dokąd. Nie miał zaplanowanej ani lekcji chińskiego, ani gry na fortepianie. Z tego, co wiedziała, w najbliższym czasie nie czekała go również żadna bardziej angażująca sesja zdjęciowa. Sama odłożyła swój floret z nieco mniej nabożną czcią niż zawsze i zatrzaskując drzwiczki metalowej szafki, wybiegła za chłopakiem. Zdołała dogonić go w ostatniej chwili. Złapała jego przegub i pociągnęła, by zwrócić na siebie uwagę.

— Dokąd tak pędzisz? — zapytała, starając się nie wytracić w emocjach swojego zwyczajowego chłodu, wyczuwalnego w jej głosie. — Jesteś ostatnio jakiś nieobecny. Na treningach nie dajesz z siebie wszystkiego. W dodatku chodzisz z głową w chmurach i nie wywiązujesz się ze swoich obowiązków — wyrecytowała, przypominając mu w tamtej chwili nieco monotonny ton Nathalie.

— Och, to... — zająkał się, unikając jej przeszywającego spojrzenia. — To nic takiego. Pani Mendeleiev zadała nam projekt z fizyki i... będę nad nim pracował z... Nino! Właśnie, z Nino! — skłamał, na co Japonka skrzywiła się znacznie.

Dziewczyna podniosła swoje bystre spojrzenie, miażdżąc bezlitośnie jego wyobrażenie o tym, że mogłaby połknąć to kłamstwo.

— Kłamiesz — wycedziła zdecydowanym tonem, ściskając mocniej jego dłoń. Wówczas jej uwagę przykuł chłodny przedmiot, który coraz mocniej wciskał się w jej palce. — Ukrywasz coś przede mną? — zapytała, podnosząc jego dłoń tak, aby znalazła się na wysokości jej wzroku.

Widząc, jak bursztynowe oczy Kagami analizują dokładnie strukturę pierścienia, Adrien zdecydowanym ruchem wyrwał swoją dłoń z jej uścisku. Na samą myśl, że jego tajemnica mogłaby zostać odkryta przez jego dziewczynę, poczuł, jak jego żołądek wywija salto do tyłu. To byłby koniec świata, jego świata. Zdradzając swoją tożsamość, musiałby zwrócić pierścień Biedronce. Przez moment jego umysł spłatał mu figla i przed jego oczami stanął obraz jego ukochanej. W jej pięknych oczach malował się bezkresny zawód, kiedy zaciskając palce na przekazanej jej biżuterii, szeptała: "Zawiodłam się na tobie, Kocie."

Nie. Nie mógł do tego dopuścić. Kagami nie mogła poznać prawdy. Nikt nie mógł poznać prawdy.

— Naprawdę myślisz, że mógłbym mieć jakieś tajemnice przed moją dziewczyną? — zapytał, obejmując jej ramiona. — Chciałem zabrać cię na kawę i pączka do mojej ulubionej kawiarni — skłamał ponownie. — Wybiegłem tak szybko, bo pomyślałem, że zadzwonię tam i zarezerwuję dla nas stolik.

Wzrok Kagami nie złagodniał ani odrobinę.

— Masz na myśli tę podrzędną spelunę, do której chadzasz ze swoimi przyjaciółmi? — zapytała, wywracając oczami. — Nie zadowolisz mnie opitym starym tłuszczem, kawałkiem ciasta drożdżowego i zimną kawą z ekspresu. Jeżeli masz zamiar zabrać mnie na randkę, chodźmy na sushi.

Adrien zachichotał nerwowo, drapiąc się wolną od żelaznego uścisku Kagami ręką po karku.

— Jasne, sushi to świetny wybór. Pozwól tylko, że wrócę do szatni po telefon — dodał, spoglądając nerwowo na pustą kieszeń swoich jeansów, w której zazwyczaj się znajdował. — Musiałem zostawić go w szafce.

— Czyż nie mówiłeś, że wybiegłeś zadzwonić do kawiarni, żeby zarezerwować stolik? — odparła, unosząc brwi do góry.

Adrien przełknął głośno ślinę. Po kilku miesiącach związku powinien już przyzwyczaić się do tego, że jego dziewczyna nie należała do naiwnych i łatwowiernych. Była niczym damska wersja jego ojca. Planowała i kontrolowała każdy jego ruch i właśnie dlatego Gabriel tak bardzo nalegał, by jego syn związał się z nią oficjalnie. Nim zdążył wymyślić kolejne usprawiedliwienie swoich kłamstw, dziewczyna pociągła jego dłoń zdecydowanym ruchem w stronę wyjścia ze szkoły i oznajmiła:

— Skoro chciałeś dzwonić do kawiarni, telefon musi być w twojej torbie. Jesteś taki nieobecny,  Adrien. Musimy o tym porozmawiać. Chodźmy!

I nim zdążył w jakikolwiek sposób zaoponować, jego telefon pozostał w szafce, w której musiał spędzić całą noc.

Wybacz mi Marinette... — pomyślał, biorąc głęboki wdech. — Wynagrodzę ci to, obiecuję...

***

"Cześć, nie mogę teraz odebrać. Zostaw wiadomość."

Zaczynała się poważnie martwić. Próbowała dodzwonić się do niego kilkukrotnie, ale za każdym razem po paru sygnałach odpowiadała jej jedynie poczta głosowa. W jej głowie panował istny chaos. Z jednej strony było jej głupio, że wydzwaniała do niego, jak wariatka, jednak z drugiej strony bała się, że mogło stać się coś złego. W końcu nie wystawiłby jej do wiatru tak po prostu, prawda? Na pewno musiał mieć jakiś ważny powód. Być może ojciec wrobił go w kolejną niezapowiedzianą sesję zdjęciową albo wypadła mu niespodziewana lekcja chińskiego? Co nie zmieniało faktu, że mógł wysłać jej, chociażby zdawkowego sms-a.

Nagle jej telefon zawibrował. Zamarła, obawiając się spojrzeć na wyświetlacz. Z drugiej strony, nie marzyła o niczym innym, by w końcu, po sześciu godzinach bezustannego czekania na Adriena, odezwał się wreszcie i dał znać, że żyje i ma się dobrze. Sięgnęła po wibrujący szaleńczo przedmiot i spoglądając niepewnie na wyświetlacz, poczuła, jak zalewa ją fala rozczarowania.

— Adrien? — zapiszczała cichutko Tikki, która od kilku godzin skrywała się posłusznie w pudełku na biżuterię, na toaletce.

Dziewczyna nie odpowiedziała nawet, tylko przesunęła nieprzytomnie palcem po wyświetlającej się pod zdjęciem chłopaka zielonej słuchawce.

— Cześć Luka, co słychać? — zapytała, choć tak naprawdę w tamtym momencie była to ostatnia rzecz, jaka mogłaby ją interesować.

— Hej, Mari — odezwał się znajomy głos po drugiej stronie. — To chyba raczej ja powinienem zapytać. Dzwonię, żeby zapytać o to, czy zdążyłaś już przygotować wstępne projekty nowych kostiumów dla Kitty Section, ale wyraźnie słyszę, że coś cię gryzie.

— Rany, Luka, najmocniej cię przepraszam! — pisnęła do słuchawki, wybuchając nagle łzami. — Kompletnie o tym zapomniałam! Mam ostatnio tyle na głowie! Wasze kostiumy, sukienki na bal maturalny dla dziewczyn, pomoc w piekarni, zebrania samorządu szkolnego, moje cowieczorne pa... — zatrzymała się w pół zdania, zakrywając usta dłonią. — Moje cowieczorne pajacyki... i pompki, hehe — zachichotała nerwowo, chcąc ukryć swoje zdenerwowanie. — Tak, staram się dbać o formę... — skłamała, przeklinając się w duchu za to, że będąc w emocjach, stanowczo zbyt wiele paplała. — No i teraz jeszcze te dekoracje na bal... Znów wkopałam się w coś, z czym nie będę się w stanie wyrobić — jęknęła, ocierając nieporadnie rękawem błękitnej bluzy zapłakaną twarz.

— Przecież Adrien zaoferował, że ci pomoże, prawda? — zapytał nieśmiało. — Juleka coś mi ostatnio o tym wspominała.

Marinette zaśmiała się gorzko, kręcąc przy tym głową.

— Owszem. Problem polega na tym, że najzwyczajniej w świecie mnie wystawił.

— Jak to?

— Po prostu — odparła, kładąc się na łóżku i podpierając telefon ramieniem. — Umówiliśmy się na dzisiejsze popołudnie. Mieliśmy zastanowić się nad tym, jak ugryźć motyw przewodni, zaplanować i zaprojektować wstępnie zarys tego, nad czym będziemy pracować. Przygotowałam pokój, pochowałam nawet wszystkie jego zdjęcia, uwierzysz? — zaśmiała się cicho. — Upiekłam jego ulubione makaroniki o smaku marakui od razu po powrocie ze szkoły, a on... nie przyszedł.

— Dupek — wyrzucił Luka, nim zdążył ugryźć się w język.

— Nie mów tak — odparła, choć na jej twarzy przemknął cień uśmiechu.

Luka nigdy dotąd nie wypowiadał się o nikim w negatywny sposób i w pewnym sensie wydało jej się to odrobinę zabawne.

— Marinette, umyj buzię chłodną wodą i zaparz nam zielonej herbaty. Biorę rower i jestem u ciebie za dwadzieścia minut — oznajmił, przekładając telefon do drugiej ręki, zapinając przy tym suwak bluzy. — Skoro Agreste nie potrafi wywiązać się z powierzonego mu zadania, ja to zrobię.

— Ale Luka... — zaoponowała, choć w głębi duszy ucieszyła się, że nie spędzi tego wieczoru całkiem sama.

— Do zobaczenia, Nettie! — dodał, rozłączając się.

***

Cisza panująca w jego pokoju była znacznie bardziej bolesna niż zwyczajowy wykład, jaki dałby mu Plagg. Zamiast wypominania mu, jakim pantoflarzem i tchórzem był w jego oczach, czarne kwami siedziało na pulpicie biurka z łapkami założonymi na piersiach i rzucało mu oskarżycielskie spojrzenia, gdy tylko wzrok jego i motającego się po pokoju Adriena, ścierały się.

— Tak, wiem, co chcesz mi powiedzieć — jęknął Adrien, przemierzając kolejnych kilkanaście kroków. — Jestem kretynem. Ale musiałem to zrobić. Musiałem chronić mój sekret przed Kagami. Widziałeś jej wzrok, kiedy zauważyła pierścień?

Plagg nic nie odpowiedział. Wzdrygnął tylko ramionkami i kontynuował obrzucanie właściciela pogardliwym spojrzeniem. Adrien westchnął głęboko i wyrzucił:

— No i za co ty się na mnie obraziłeś, co? Co według ciebie miałem zrobić? Wyznać jej prawdę o tym, że jestem Czarnym Kotem, czy co gorsza, powiedzieć jej o tym, że w rzeczywistości umówiłem się z Marinette?

— Jeżeli uważasz, że większe wrażenie zrobiłaby na niej opcja numer dwa, to jak dla mnie, ta panna ma nieźle zryty beret — prychnął w końcu. — Wystarczyłoby, żebyś cofnął się po ten cholerny telefon i wysłał Marinette jednego, zakichanego sms-a. Nie, żeby jakoś szczególnie zależało mi na dobrym samopoczuciu tej dziewczyny, ale przynajmniej oszczędziłbyś mi kolejnego odcinka opery mydlanej pt. "Moja przyjaciółka, na której punkcie wcale nie odwaliła mi palma i ja".

Adrien wbił palce w swoje jasne włosy, roztrzepując jeszcze bardziej i tak w znacznym stopniu zrujnowaną fryzurę. Opadł ciężko na obrotowe krzesło, które pod jego ciężarem wydało z siebie ciche syknięcie i okręciło się dookoła własnej osi.

Na zegarze wybijała właśnie północ. Przez otwarte na oścież okno wpadało mroźne powietrze, którego nie odczuwał w żadnym stopniu, pomimo faktu, że nie pofatygował się nawet, by włożyć na siebie piżamę, zadowalając się jedynie czarnym t-shirtem i parą bokserek w tym samym kolorze. Plagg przyjrzał się zmizerniałemu chłopakowi, przyciskającemu policzek do chłodnego blatu szklanego biurka i poczuł, jak ku jego przerażeniu zaczyna wzbierać w nim litość. Wywrócił teatralnie oczyma i podfruwając bliżej, przysiadł na jego ramieniu, poklepując go nieporadnie.

— No już, nie łam się młody. Co ci tak zależy? Przecież to tylko przyjaciółka — zaakcentował z ironią. — Poza tym, zawsze możesz jeszcze odkręcić swoje winy. Po prostu ją przeproś. Najlepiej będzie, jak dasz jej w prezencie kawałek długo dojrzewającego sera!

— Sam sobie odpowiedziałeś na to pytanie, Plagg. Marinette to moja przyjaciółka, a ja znów nawaliłem. Ostatnio ciągle to robię.

— Robisz, co? — dopytywało kwami.

— Sprawiam jej zawód — odparł zdecydowanie. — Ranię ją i sprawiam, że między nami powstaje jakaś cholerna ściana, której za nic w świecie nie mogę przebić! Dawniej wszystko było jakieś prostsze. Spędzaliśmy razem czas, śmialiśmy się, chodziliśmy do naszej kawiarni razem z Nino i Alyą, a teraz?

— A teraz twoje alter ego przejęło pałeczkę — stwierdził Plagg, jakby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. — Być może oddaliłeś się od niej jako Adrien, ale za to zbliżyłeś jako Czarny Kot. Powiedz mi, czy kiedykolwiek widziałeś, żeby Marinette komunikowała się z tobą w tak składny sposób, w jaki robi to z Czarnym Kotem? — zapytał retorycznie. — Widocznie taki obrót spraw jest wam pisany. Koniec, kropka!

— Nie, Plagg. To chore — westchnął, ponownie okręcając się na krześle. — To oszustwo. Okłamuję ją. Odzieram ją z czegoś, czego nie chciała mi dać. Przed Czarnym Kotem, Marinette potrafi pokazać prawdziwą siebie. Adrien nigdy tego od niej nie otrzymał. Nie mogę tego wykorzystywać. To nie w porządku.

— Chłopie, jak ty bredzisz! — jęknęło kwami. — Masz dwie opcje. Albo przeprosisz Marinette i wyjaśnisz jej, że twoja dziewczyna z twarzą seryjnego zabójcy odarła cię z wolnego czasu i dostępu do komórki, albo będziesz kopał sobie coraz głębszy dół rozpaczy, odseparujesz się od niej i zniszczysz waszą przyjaźń, czy co tam was do jasnego camemberta łączy.

— Chcę z nią porozmawiać — przyznał blondyn. — I przeproszę ją w poniedziałek jako Adrien. Ale na tą chwilę, chciałbym ją po prostu zobaczyć i upewnić się, czy nic jej nie jest.

Nim kwami zdążyło zaprotestować, jego właściciel wyciągnął w jego stronę pierścień, chłonąc do jego środka całą jego energię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro