Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odkładając w kąt czarną walizkę, mieszczącą jego cały, niezbyt imponujący dobytek, Adrien rozejrzał się dookoła siebie. Próbował przyzwyczaić oczy do wszechogarniającej go bieli. Mieszkanie było urządzone schludnie, lecz minimalistycznie do przesady. Jego kawalerka w Stanach była o wiele mniejsza, przez co wydawała się nieco przytulniejsza. Ten apartament był zdecydowanie za duży, przez co sprawiał wrażenie zimnej samotni.

Zasunięte dotąd zasłony skrywały za sobą obraz, na którego ponowne pojawienie się w jego życiu przygotowywał się od ostatnich kilku miesięcy, kiedy to ojciec zapowiedział, że spodziewa się jego powrotu do Paryża. Z ciężkim sercem zacisnął palce na welurowym materiale z zamiarem pociągnięcia go w lewo, gdy telefon zawibrował wściekle w kieszeni jego szarej bluzy.

— Witaj tato — przywitał swojego rozmówcę pozbawionym emocji tonem. — Tak, dotarłem szczęśliwie. Właśnie przyjechałem pod wskazany przez ciebie adres. Dziękuję, że pomogłeś mi z kupnem tego apartamentu. Kompletnie nie miałem do tego głowy. Przyjadę do ciebie jutro z samego rana i omówimy sprawy, o których chciałeś ze mną porozmawiać, dobrze? Teraz chciałbym się nieco zaaklimatyzować. Do zobaczenia.

Wrzucając bezwiednie telefon do kieszeni, przymknął powieki i sprawnym ruchem pociągnął tkaninę na oknie. Wieża Eiffla wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętał. Sprawiała wrażenie, jakby zaledwie wczoraj ścigał się z Biedronką, kto pierwszy dotrze na jej szczyt po skończonym patrolu. W przeciwieństwie do niego Paryż żył swoim naturalnym tempem. On nauczył się egzystować w świecie, w którym nie było dla niego radości, nadziei na lepsze jutro, ani bliskości drugiego człowieka. Podczas gdy życie innych ludzi toczyło się dalej, jego życie skończyło się ponad pięć lat temu, z chwilą, kiedy z jego ust po raz ostatni padło jej imię.

A jednak wrócił. Choć zaklinał się na wszelkie świętości. Choć obiecał sobie, że jego noga nigdy już nie przekroczy granic miasta, które rozbił jego duszę na milion kawałków, nie miał serca odmówić schorowanemu ojcu, który, jak na ironię, przez ostatnich kilka lat, mimo dzielącej ich odległości, okazał się o wiele bliżej niego, niż przez całe dotychczasowe życie.

Wiedział, że nie był w stanie odzyskać swojego dawnego życia. Jego miraculum zostało zwrócone prawowitemu opiekunowi szkatułki. Jego przyjaciele zapomnieli o jego istnieniu. Marinette na pewno związała się z Luką, a Biedronka... Stracił ją na zawsze. Jednak, mimo iż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zawiódł swoich przyjaciół, nie odpowiadając na ich zaproszenie na ślub wysłane do niego dwa lata wcześniej, odczuwał nieodpartą chęć spotkania się z Nino. Nie miał innych przyjaciół. Przez całe swoje życie nie miał nikogo, kto byłby dla niego tak życzliwy, jak jego dawny przyjaciel ze szkolnej ławki. Bijąc się przez chwilę z myślami, w końcu postanowił wykonać telefon, który był mu winny już dwa lata temu i miał szczerą nadzieję, że uda mu się, choć po części odbudować relacje, które porzucił dawno temu. Miał dość życia w próżni. Dość pustych, białych ścian.

— Halo? — Głos Nino był nieco głębszy i poważniejszy, niż zapamiętał.

W końcu biorąc głęboki oddech, zdecydował się odpowiedzieć.

— Halo? Nino? Tu Adrien. Masz może chwilę? — odezwał się nieco zachrypniętym głosem, zupełnie tak, jakby dopiero co przypominał sobie, jak należy go używać. — Właśnie się rozpakowałem w moim nowym mieszkaniu i chciałbym... Spotkać się i pogadać z kimś znajomym — wyjaśnił, a jego głos drżał tak, jakby tłumaczył się komuś z popełnionemu chwilę wcześniej przestępstwa.

Przez dłuższą chwilę odpowiadała mu cisza, przerywana tylko miejskim szumem oraz dziecięcym śmiechem.

— Stary, ale jak to? — odezwał się wreszcie Nino, a Adriena ogarnęło uczucie niepowetowanej ulgi i wdzięczności, że ten nie rozłączył się, słysząc jego nieudolne powitanie. — Wróciłeś do Paryża? Kiedy? — dopytywał zaskoczony. — Przepadłeś jak kamień w wodę. Nie było cię ponad pięć lat. Oczywiście nie chowam urazy — dodał naprędce. — Widocznie miałeś swoje powody. Możemy się spotkać. Gdzie i o której?

Adrien wprost nie wierzył w swoje szczęście. Czuł się tak, jakby znikoma część jego duszy wróciła na swoje miejsce. Nie miał szans na odzyskanie dawnego życia, ale jeżeli Nino zaakceptowałby ponownie jego obecność, istniał cień nadziei na to, że choć po części uda mu się pozbierać to, co wypuścił z rąk lata temu. Nie zastanawiając się długo, chwycił w dłoń klucze od mieszkania i wyszedł, przyciskając ramieniem telefon do policzka, by pokierować się w stronę parku.

— Teraz? — wypalił z entuzjazmem. — Co ty na to? Nadal mieszkacie z Alyą tam, gdzie wynajmowaliście zaraz po maturze? — dopytywał. — Jestem w pobliżu naszej starej szkoły, mogę przyjść za piętnaście minut.

— Tak, tylko że nie ma nas teraz w domu. Jesteśmy na placu zabaw obok szkoły, więc wbijaj śmiało, czekamy — odparł mulat, wprawiając blondyna w osłupienie.

— Na placu zabaw? — zapytał zaskoczony.

— Kurczę stary, wybacz, ale muszę kończyć. Do zobaczenia! — zawołał, nim Adrien zdążył dopytać o cokolwiek więcej.

— Na placu zabaw? — powtórzył raz jeszcze, tym razem sam do siebie, chowając telefon do kieszeni bluzy. — Widocznie Nino nie próżnował po ślubie — dodał, uśmiechając się pod nosem.

***

Im bliżej placu zabaw się znajdował, tym wyraźniej słyszał radosny, dziecięcy szczebiot, dobiegający ze zjeżdżalni, piaskownicy oraz huśtawki. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał, ale widząc te uśmiechnięte, dziecięce buźki niemal natychmiast doszedł do wniosku, że on sam również chciałby być ojcem. Jego dzieciństwo nigdy nie było do końca szczęśliwe. Mimo iż matka robiła wszystko, żeby wynagrodzić mu brak zainteresowania ze strony ojca, w jego życiu zawsze go brakowało i nikt, ani nic nie było w stanie zapełnić tej pustki. Gdyby miał swoje dziecko, nie dopuściłby do tego, żeby historia zatoczyła koło. Poświęciłby każdą wolną chwilę na to, żeby patrzeć, jak jego dziecko dorasta w szczęściu i miłości. Byłby dobrym ojcem. Tak przynajmniej sądził. Niestety, zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy w życiu nie będzie mu dane się o tym przekonać. Biedronka, jedyna kobieta, którą byłby w stanie widzieć jako matkę jego dziecka, nie żyła, a on wiedział, że nigdy nie będzie w stanie obdarzyć nikogo podobnym uczuciem, jak ją.

W końcu dostrzegł w oddali ich sylwetki. Oboje stali obok podwójnej, zielonej huśtawki. Nino trzymał obie ręce kieszeniach, rozglądając się dookoła. Najwyraźniej próbował odnaleźć go wzrokiem. Alya popychała kołyszącą się z zauważalnym skrzypieniem huśtawkę w przód i w tył. Zauważając go, Nino pomachał zamaszyście rękoma, natomiast Alya przeszła zamaszystym krokiem naprzód huśtawki i zatrzymując ją gwałtownie, wyjęła z jej wnętrza jasnowłosą, na oko około pięcioletnią dziewczynkę, tuląc ją do piersi. Jej spojrzenie w żadnym wypadku nie wyglądało na przyjacielskie.

— Kopę lat, stary! Wyglądasz jak...kupa nieszczęścia. — Nino przywitał się niezręcznie, potrząsając kościstą dłonią przyjaciela.

— Kopę lat, Nino. Ty za to nie zmieniłeś się ani trochę. Witaj Alya, miło cię widzieć — odezwał się w kierunku mulatki, kłaniając się nieznacznie. Kobieta posłała mu tylko krzywe spojrzenie.

W tym momencie jego wzrok padł na jasnowłosą dziewczynkę, która zeskoczyła dziarsko z rąk Alyi i pewnym krokiem podeszła do niego, wyciągając w jego kierunku małą rączkę. Jej duże, roześmiane, szmaragdowe oczy, okalane gęstą firanką ciemnych rzęs przyglądały się badawczo jego twarzy, analizując dokładnie każdy detal. Niemal od razu zauważyła, że kolor jego tęczówek pokrywał się idealnie z odcieniem jej oczu, a powywijane we wszystkie strony, przydługie, płowe włosy perfekcyjnie zgrywały się z jej nieokrzesanymi, jasnymi kosmykami. Był wysoki i w jej mniemaniu na pewno musiał być dość silny, żeby ochronić ją przed potworami czyhającymi na nią pod łóżkiem.

On również przyglądał się przez dłuższą chwilę jej drobnej, bladej buźce. Nie miał nigdy wcześniej zbyt wiele okazji do obcowania z dziećmi. Kiedy sam był jednym z nich, jedynymi rówieśnikami, z jakimi miał kontakt byli Chloe i Felix. Jego rodzinę stanowili sami dorośli. Nigdy więc nie kontemplował tego, jak może wyglądać urocze dziecko. Widząc jednak jasne włoski okalające jej okrągłą buzię, kilkanaście jasnobrązowych piegów dookoła zadartego noska oraz te wpatrujące się w niego radośnie zielone oczy, w których skrzyły się beztrosko wesołe iskierki, musiał z czystym sumieniem przyznać, że ta dziewczynka wyglądała jak aniołek i dałby słowo, że gdzieś już ją kiedyś widział.

Dziewczynka wyciągnęła w jego stronę swoją małą rączkę, nadal nie spuszczając wzroku z jego zdezorientowanej twarzy. Niepewnie ujął jej drobną dłoń w swoją własną, po czym posłał parze dawnych przyjaciół pytające spojrzenie. Nim jednak któreś z nich zdążyło otworzyć usta, dziewczynka oznajmiła:

— Jestem Emma. Czy jesteś moim tatą?

Adrien czuł, jak grunt osuwał się spod jego nóg. Tatą? Czy ta urocza, mała istotka nazwała go właśnie swoim tatą? Owszem, wiedział, że to absurdalne. Nie mógł być jej ojcem. Jedyną kobietą, z którą kiedykolwiek współżył była Marinette i to był tylko jeden, jedyny raz. Mimo to poczuł w sercu bolesny ucisk, kiedy wyczekujące spojrzenie dziewczynki zaczęło wyrażać czystą nadzieję. Od dawna nikt nie wywołał w nim tak skrajnych emocji. Jego serce było w letargu przez tak wiele lat, że już zapomniał, jak to jest, kiedy ktoś oddziałuje na uczucia. Nagle jego uszu dobiegło ciche szlochanie. Niechętnie przeniósł spojrzenie na Alyę, która odwróciła się w stronę Nino, zapewne nie chcąc, żeby dziecko widziało jej łzy. Nie wiedział tylko dlaczego płakała. Przez jego głowę przetaczała się lawina pytań bez odpowiedzi. Być może zaadoptowali to dziecko? Dziewczynka była na tyle duża, że pewnie wiedziałaby, że Alya i Nino nie są jej biologicznymi rodzicami. A może...

— Kocurku, to wujek Adrien. — Pełen ciepła, cierpliwy głos Nino, tak różny od tego przebojowego tonu, który zapamiętał, zabrzmiał tuż obok niego, kiedy jego przyjaciel przyklękał właśnie na jedno kolano tak, żeby znaleźć się na wysokości wzroku dziecka. — To kolega twojej mamy. Nie jest twoim tatusiem, chociaż na pewno by chciał, bo w końcu kto nie chciałby być tatą takiej wspaniałej dziewczynki?

Jej małe usteczka wydęły się w podkówkę, a w jej zielonych oczach przemknął cień zawodu. Być może to infantylne, ale jeśli miał być ze sobą całkiem szczery, słysząc słowa Nino, Adrien również doświadczył nieprzyjemnego ukłucia w sercu. Niemal natychmiast poczuł z tym dzieckiem jakąś niezrozumiałą, dziwną więź. Dopiero po chwili do jego świadomości dotarła druga część jego wypowiedzi. Ta dziewczynka była córką jego koleżanki. Jakiej koleżanki?

Nim zdążył przywołać w swoich myślach wizerunki wszystkich dziewcząt, które znał za czasów szkoły i przyrównać ich wygląd do tego dziecka, jej zmartwiony wyraz twarzy błyskawicznie zastąpił szeroki, radosny uśmiech, kiedy zerkając na kogoś, kto pojawił się właśnie za plecami Adriena, zawołała:

— Mama!

I wtedy do jego świadomości dotarł pierwszy z dwóch, bardzo ważnych elementów układanki, która była kluczem do jego szczęścia. To Marinette była matką Emmy. 

Koniec części pierwszej

***

Zdaję sobie sprawę z tego, że większość z was czytała "Zanim staliśmy się szczęśliwi" już po lekturze części drugiej, jednak wszystkich tych, którzy swoją przygodę z trylogią zaczęli właśnie od tej części, chciałabym serdecznie zaprosić do lektury kontynuacji, na którą składają się kolejno opowiadania:


"Kiedyś  będziemy szczęśliwi"  :  https://www.wattpad.com/804040014-kiedyś-będziemy-szczęśliwi-prolog

oraz

"Pokaż się"  :   https://www.wattpad.com/story/209055933-pokaż-się-kiedyś-będziemy-szczęśliwi-sequel

Z kolei tym z was, którzy swoją przygodę z całą trylogią mają już za sobą, chciałabym serdecznie podziękować za to, że byliście ze mną przez te całe 3 (!) lata ❤️ 

Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną przynajmniej na kolejne trzy, bo nie mam zamiaru póki co odpuszczać z opowiadaniami z uniwersum Miraculous. Póki co, tych z was, którzy jeszcze nie zaznajomili się z moim najnowszym opowiadaniem, które powstaje na moim profilu, zapraszam serdecznie do zapoznania się z "Obietnicą". 

Opis: Jedno życie gasnąc, bezpowrotnie zmienia trzy inne. Kiedy Bridgette umiera, Marinette znajduje w jej pokoju skrzyneczkę opatrzoną jej imieniem, a w środku pokaźną stertę listów, w których zmarła kuzynka przedstawia jej historię dwóch chłopców, których los powierza w jej ręce.

"Złożyłam obietnicę, której nie zdążyłam wypełnić. Proszę, zrób to dla mnie. Zrób to dla nich. Uratuj ich. Uratuj ich obu, Marinette. Tylko ty możesz to zrobić".

Czego możecie spodziewać się po tym opowiadaniu? Rozbudowanej historii rodziny Agreste oraz Graham de Vanily, w tym retrospekcji sięgających do pokolenia dziadków Adriena i Felixa, odwróconego (choć w niestandardowy sposób) kwadratu miłosnego. Wyjaśnię także historię bliźniaczych obrączek oraz to, w jaki sposób miracula znalazły się w ogóle w rodzinie Graham/Agreste. Oprócz tego, jeżeli czytaliście moje opowiadanie "Prócz ciebie, nic" i tęskniliście za pokręconą fanką ezoteryki, czyli Emilie, mam dla was dobrą wiadomość. W "Obietnicy" również jej nie zabraknie. 

Link: https://www.wattpad.com/1201473110-obietnica-zapowiedź

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro