6. | Czerwona nić przeznaczenia |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny koszmar nie pozwolił Emmie zmrużyć oka przez resztę nocy,  pozostawiając ją ze sprzecznymi myślami. Czy jej udręka miała się  kiedykolwiek skończyć? Życzyła sobie tego z całego serca, choć z drugiej  strony obawiała się, że kiedy nawiedzające ją głosy i obrazy zamilkną  na zawsze, wraz z nimi odejdzie cała nadzieja na odnalezienie jej matki.

Zwlekła  się z łóżka, nie fatygując się nawet, by założyć na bose stopy kapcie.  Bez większego namysłu zawędrowała przed ogromne lustro, wklejone w  wewnętrzną stronę drzwi sporych rozmiarów szafy narożnikowej, które jak  zwykle zostawiła otwarte na oścież. Zerknęła niechętnie w swoje odbicie.  Była cieniem samej siebie. Szmaragdowe oczy kontrastowały boleśnie z  bladą cerą i sinymi workami pod oczami, a stanowczo zbyt szczupła  sylwetka nie była w stanie udźwignąć ciężaru problemów, z jakimi musiała  się zmagać, co skutkowało notorycznym przygarbieniem. Westchnęła cicho i  rozplątała swoje długie, jasne warkocze, pozwalając włosom ułożyć się  swobodnie na jej plecach. Zarzuciła na siebie zwykłą, czarną bluzę z  kapturem z zamiarem wyjścia do ogrodu na krótki spacer.

Zanim  jednak zdążyła się odwrócić, jej uwagę przykuło ponownie lustro, a  raczej obraz, jaki zdawał się majaczyć po jego drugiej stronie. Emma ze  zdumieniem odkryła, że w srebrnej tafli zamiast swojego własnego  odbicia, widniała sylwetka Biedronki. Przyspieszone tętno spowodowało,  iż w jej uszach zaczęło szumieć, a obraz zlał się na moment w jedną,  monochromatyczną fotografię, jednak gdy odzyskała w pełni kontrolę nad  swoim ciałem, zdała sobie sprawę z tego, że wizerunek matki nadal  znajdował się w tym samym miejscu, co poprzednio. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, wyciągnęła drżącą dłoń i dotknęła chłodnej powierzchni zwierciadła. Marinette  zrobiła dokładnie to samo i w momencie, kiedy ich dłonie spotkały się,  Emma mogła przysiąc, że poczuła na swojej skórze jej dotyk. Niestety,  zaraz potem, zaledwie ułamek sekundy i jedno mrugnięcie powieki później,  jedynym co mogła dostrzec po drugiej stronie lustra, było ponownie jej  roztrzęsione, blade oblicze.

— Mamo, o co tu chodzi? Co ty mi chcesz  powiedzieć? — szepnęła sama do siebie, zerkając z niepokojem na lśniącą  we wnętrzu szafy czerwono-czarną szkatułkę z miraculami.

***

Zawiązała drżącymi dłońmi białe trampki i po kilku głębokich wdechach  wyszła z pokoju, starając się zrobić przy tym jak najmniej hałasu. Nie  chciała obudzić braci, ani, co gorsza, taty lub dziadka. Chłopcy na pewno narobiliby zamieszania, dziadek dał jej wykład na temat nocnych eskapad po ogrodzie, natomiast Adrien sam sypiał tak kiepsko, jak  ona sama i nie chciała dodatkowo sprawiać mu problemów. Zanim zdążyła  dojść do schodów, jej uwagę przykuł fakt, iż grobową z reguły ciszę,  jaka panowała o tej porze na półpiętrze, mąciła melodia pianina,  dobiegająca ze starego pokoju Adriena.  Postanowiła zakraść się tam bezszelestnie i sprawdzić co skłoniło jej  ojca do przeproszenia się z instrumentem.

W ich dawnym mieszkaniu  również stało pianino, które nie pełniło funkcji wyłącznie dekoracyjnej,  jak w wielu domach. Kiedy wszyscy pięcioro byli jeszcze kochającą się,  pełną rodziną, mieszkanie Agrestów często wypełniały dźwięki  wydobywające się spod palców jej ojca. Uwielbiała kolędować z rodziną  podczas świąt Bożego Narodzenia i nucić te wyciskające łzy ballady,  które Adrien grał dla Marinette  w każdą rocznicę ich małżeństwa, w każde święto zakochanych oraz tak po  prostu, bez okazji. By wyrazić swoją niesłabnącą miłość do niej.

Odkąd Marinette odeszła, pianino zamilkło wraz z melodią, która wypełniała serce Adriena.

Siedział  na welurowym stołku, opierając łokcie o klawisze, które wydały z siebie  fałszywy, kaleczący uszy ton. Bił się z myślami. Jego włosy były  zmierzwione od wcześniejszego wbijania w nie palców, a zamknięte powieki  czerwone i zapuchnięte z braku łez, które mogłyby, choć częściowo ulżyć  w jego cierpieniu. Po chwili jego oczy otworzyły się, skupiając na  otwartym zeszycie z nutami, a palce powędrowały w stronę właściwej  kartki zupełnie poza jego świadomością. Emma zastanawiała się przez moment, jaką  melodię miał zamiar zagrać, a gdy spod jego palców rozbrzmiały  pierwsze akordy, dziewczyna poczuła, że znalazła odpowiedź na wszystkie  nurtujące ją pytania.

— Może zaśpiewam ci o samotnym, małym kotku? Co ty na to, moja mała Kropeczko?

Emma zmarszczyła nosek i pokiwała przecząco głową, przyciskając do siebie mocniej swojego ogromnego, pluszowego czarnego kotka ze złotym dzwoneczkiem. Adrien westchnął w geście bezsilności, zastanawiając się jakim cudem Marinette zawsze udaje się uśpić dzieci w nie więcej niż dziesięć minut, podczas gdy on, po półtoragodzinnej przeprawie z bliźniakami oraz trzech nieskutecznie przeczytanych Emmie bajkach czuł, że prędzej sam zaśnie na zielonym dywanie w dziecięcym pokoju, niż jego niepokorna, siedmioletnia córeczka wyda z siebie choć jedno, małe ziewnięcie.

— Piosenka o kotku jest taka smutna tatusiu! — jęknęła. — Śpiewałam ją sobie, kiedy cię z nami nie było. Teraz, kiedy mam ciebie przy sobie, nie chcę słuchać już nigdy więcej smutnych piosenek. — wyjaśniła dziewczynka, ściskając pluszową zabawkę. — Mama zawsze śpiewa mi o zaczarowanej rzece!

— O rzece? — powtórzył Adrien, przypominając sobie po chwili scenę sprzed kilku wieczorów, kiedy to faktycznie jego ukochana żona tuliła dziewczynkę do snu, nucąc piękną, spokojną kołysankę.

— Ballada o rzece Saluin — odparła z delikatnym uśmiechem Marinette, wchodząc niepostrzeżenie do pokoju i ściągając ze stóp wysokie, czerwone szpilki. — Wybacz, że tak długo, Chaton. Bankiet się przedłużył — wyjaśniła, obdarzając męża przelotnym, lecz czułym pocałunkiem w usta, pozostawiając na jego wargach ślad bordowej szminki. — Bliźniaki śpią? — zapytała, zerkając na uśmiechającą się zadziornie córeczkę.

— Śpią jak dwa małe susełki — odparł z dumą, nie chcąc się przyznać, że doprowadzenie ich do tego stanu kosztowało go morze łez, krwi i potu. — Tylko tej małej damie nie podoba się mój repertuar kołysankowy, jaki mam do zaoferowania — dodał, robiąc urażoną minę. Marinette i Emma zachichotały, jednak po chwili kobieta usiadła na łóżku i położyła swoją ciepłą dłoń na jasnej grzywce dziewczynki, zaczynając śpiewać, a Adrien słuchał jak zahipnotyzowany pieśni, którą po chwili namysłu słusznie rozpoznał jako melodię, którą bardzo dawno temu śpiewała mu Emilie...

Emma weszła do pokoju, jednocześnie zaznaczając swoją obecność, a poczucie uświadomienia, jakie ją ogarnęło było tak niesamowite, że nie zastanawiając się, nad tym co robi, sama zaczęła śpiewać kołysankę, którą niegdyś nuciła jej Marinette.  Słowa, które bardzo dawno temu były dla małej dziewczynki tylko  wspaniałą historią ubraną w chwytliwą melodię, dziś nabrały całkiem  realnego sensu.

Tam gdzie w morze wbiega wiatr,

Czeka rzeka niosąc brzemię lat.

Śpij kochanie w świetle gwiazd,

W tej rzeki falach wszystko masz...

Odpowiedzi znajdziesz tu,

ścieżkę życia wśród meandrów stu.

Lecz ostrożnie nurkuj w toń,

bo wiry tam zdradliwe są.

Co noc wód magiczny nurtu dźwięk ,

usłyszy ten kto tego chce.

Czy stać Cię by pokonać lęk?

Wiedzieć to, co ta rzeka wie?

Tam gdzie w morze wbiega wiatr,

czeka Matka niosąc brzemię lat.

Choć kochanie drogę znasz...

Gdy nie masz nic, to wszystko masz...*

Kiedy Adrien skończył grać, Emma zauważyła, jak po jego policzkach zaczynają spływać gorące strugi łez.  Schował swoją pokrytą kilkudniowym zarostem twarz w otwartych dłoniach,  próbując stłumić donośny szloch, jednak nie udało mu się to. Po chwili  całe jego ciało przeszyła fala niekontrolowanych spazmów, a z gardła  dobył się dźwięk rozpaczy i łamanego po raz kolejny serca.

Choć jej nogi  były jak z ołowiu, podeszła do niego sztywnym krokiem i z całej siły  objęła jego rozdygotane ciało. W tamtym momencie czuła się, jakby to ona  była rodzicem, obejmującym swoje całkowicie bezradne dziecko. Dusza Adriena ostatecznie rozbiła się na milion kawałeczków, które pozbierać mógł tylko powrót jego ukochanej.

— M-Marinette... śpiewała ci tę kołysankę c-co  wieczór — wybełkotał pomiędzy kolejnymi napadami histerycznego szlochu.  — Uwielbiałaś ją... zawsze ją prosiłaś, żeby śpiewała ci o rzece... J-ja tak nie umiałem. T-tylko... t-tylko Marinette, ona...

— Cii... Tatusiu... — zaczęła, przyciskając mocniej jego mokrą od łez twarz do swojego ramienia.

— Ja... p-po prostu...  Kocurku, ja tak bardzo chcę, żeby ona wróciła — jęknął, ponownie  wybuchając głośnym, bezwstydnym płaczem. Był taki bezsilny, taki kruchy i  nieporadny, że Emma autentycznie zaczęła się obawiać już nie o to, że  mógłby chcieć zboczyć na ścieżkę zła,  lecz tego, że być może byłby w stanie zrobić sobie krzywdę, a ona  straciłaby kolejną, najważniejszą osobę w swoim życiu. — Boże, oddałbym  wszystko, wszystko! Nie umiem... nie umiem bez niej żyć, rozumiesz? Nie potrafię! — krzyknął, wyrywając się z objęć córki i osuwając ze stołka  na podłogę. — Nie potrafię... — dodał nieco ciszej, kuląc się na zimnej,  marmurowej posadzce.

Również po jej policzkach zaczęły spływać łzy.  Żadne dziecko nie chciałoby widzieć swojego rodzica w takim stanie.  Wiedziała, że długo nie zapomni widoku swojego ukochanego taty, który  krzyczał i trząsł się w jej ramionach.

Po chwili ciszy przerywanej tylko  słabnącymi, urywanymi szlochami, w całym domu rozległ się dźwięk  dzwonka do drzwi. Emma wystraszyła się nie na żarty, ponieważ nie znała  nikogo, kto mógłby chcieć odwiedzić ich w środku nocy. Zanim Adrien  zdołał cokolwiek powiedzieć, natychmiast podniosła się z miejsca i  ruszyła w stronę drzwi. Gdy tylko je otworzyła, zamarła. Jej oczom  ukazał się niski staruszek z jej snu. Dziewczyna wydała z siebie cichy  pisk, jednak mężczyzna zdawał się nic sobie z tego nie robić. Uśmiechał  się dobrotliwie i bezpardonowo wmaszerował do środka.

— Witaj Emmo! Adrienie, miło cię znów widzieć — dodał, widząc dawnego właściciela miraculum Czarnego Kota, schodzącego po schodach.

— Mistrz Fu... — szepnął Adrien,  wstrzymując oddech. — Mistrzu... przecież ty nie żyjesz! — dodał po chwili. Staruszek nadal uśmiechał się wesoło i poprawiając dwoma palcami  swoją kozią bródkę, odparł:

— Doprawdy? Och, a nawet jeśli, czy to  oznacza, że nie mogę odwiedzić swojego dawnego wybrańca w jego domu,  chociażby w środku nocy? — zapytał z nutką sarkazmu. — Adrienie, sądziłem, że jesteś superbohaterem już wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że nic na tym świecie nie jest niemożliwe.

Adrien wyglądał, jakby przez dłuższą chwilę bił się z myślami. W końcu jednak odparł:

— Mistrzu... może... wejdziemy do salonu?

—  To nie będzie konieczne, mój drogi, moja wizyta nie będzie długa — zbył  go, kierując swoje przenikliwe spojrzenie na nastolatkę. — Właściwie,  chciałem zobaczyć się z twoją córką, nie z tobą. Moja droga Emmo... —  skierował się do dziewczyny, skupiając na sobie jej pełną uwagę. —  obserwuję cię od pewnego czasu i widzę, że w końcu dojrzałaś do tego, by  odkryć pełnię swojej mocy.

— Mocy? — powtórzyła, z całych sił starając się nie zdradzać drżenia w jej głosie. Założyła ręce na piersi, wpatrując się w niego jak w kosmitę. — Mówi pan o... tych dziwnych snach? To są jakieś moce?

—  Między innymi, lecz twoja moc nie sprowadza się wyłącznie do marzeń sennych — odparł tonem zupełnie pozbawionym zmartwienia. — Czyż nie  zdarza ci się, że przewidujesz pewne rzeczy? Czy twoja intuicja nie wyostrzyła się ostatnio? Przypomnij sobie sytuację z tym chłopcem.  Szukał u ciebie pomocy i znalazł ją... Gdy tylko go dotknęłaś, od razu  poznałaś odpowiedź na nurtujące go pytanie. A odbicie Marinette w twoim lustrze? — zaczął przytaczać kolejne przykłady, a Emma poczuła, jak zaczyna brakować jej powietrza.

— Co takiego?! — odezwał się blado-zielony z przejęcia Adrien. — O czym on mówi, Emmo?

Nastolatka uśmiechnęła się przepraszająco, westchnęła ciężko i wyrzuciła z prędkością karabinu maszynowego:

—  Widziałam dzisiaj mamę. Patrzyłam w lustro, a w odbiciu zamiast siebie  zobaczyłam ją... jako Biedronkę. Wyciągnęła do mnie rękę i... mogłam  jej dotknąć. Czułam ją. Czułam ciepło jej dłoni... To było prawdziwe,  nie tak jak w moich snach. Mama naprawdę tam była!

— A po chwili, w twojej głowie ukazały się obrazy z przeszłości i przypomniałaś sobie tekst kołysanki, którą Marinette śpiewała ci, gdy byłaś małą dziewczynką, zgadza się? — dokończył za nią Fu. — To dlatego Emmo, że dotyk osoby, z którą masz kontakt, powoduje, że otrzymujesz odpowiedź na nurtujące cię pytania związane z tą osobą. Zastanawiasz się, gdzie jest Marinette. Odpowiedzi szukaj w kołysance — dodał, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

— Mistrzu, ale dlaczego Emma ma takie... zdolności? — zapytał Adrien, zerkając na staruszka z niepokojem. — Myślałem, że tylko miraculum daje jego posiadaczowi super zdolności. Ona jest zwykłą nastolatką...

— Czyżby, Adrienie?  — odparł staruszek, ponownie kierując swój wzrok na blondynkę. — Czy  pierworodne dziecko Biedronki i Czarnego Kota może być zwyczajne? Czy  istota zrodzona z połączenia szczęścia i pecha może egzystować w tym świecie jako niewyróżniające się niczym jednostka? Czy miłość twoja i Biedronki mogłaby nie pozostawić w przyrodzie żadnego śladu?

— O czym Mistrz mówi?

— Połączenie miraculi, Adrienie. Połączenie miraculi Biedronki i Czarnego Kota powoduje...

— ... spełnienie życzenia... — dokończył niemal niesłyszalnym szeptem.

— Ja... ja jestem jakimś życzeniem? — odezwała się w końcu zachrypniętym z nadmiaru emocji głosem Emma.

—  Miłość twoich rodziców jest nieskończona. Jedynym ich życzeniem od  zawsze było to, żeby być razem, nieważne co się będzie działo, bo  Biedronka i Czarny Kot są połączeni czerwoną nicią przeznaczenia. To ty  jesteś tą nicią — wyjaśnił. — Ty jesteś życzeniem twoich rodziców,  zrodzonym z połączenia ich mocy. Tylko ty sprawiasz, że twoi rodzice  zawsze znajdują do siebie drogę. To dlatego, gdy Adrien wrócił ze Stanów Zjednoczonych i spotkał cię w parku, ty...

— Od razu wiedziałam, że to mój tata...

—  Dokładnie, Emmo. Twoim zadaniem jest to, by zawsze łączyć swoich  rodziców. Tym razem również, choć twoja misja będzie znacznie  trudniejsza i bardzo niebezpieczna. Tylko ty możesz odnaleźć swoją matkę, jednak nie podołasz temu zadaniu w pojedynkę. Będziesz  potrzebowała silnego sprzymierzeńca, kogoś godnego zaufania. Wybierz  mądrze, moje dziecko. Jeżeli się uda, zdołasz uratować więcej niż jedno ludzkie życie. Więcej niż jedna zagubiona dusza wróci do tego świata w chwale i radości. Lecz jeśli zawiedziesz...

— Nie zawiodę! — zawołała z  determinacją, jednak nikt jej nie odpowiedział. Mistrza Fu już tam nie  było. Zniknął tak nagle, jak nagle się pojawił, pozostawiając w holu  przerażonego Adriena i pełną nadziei Emmę.

***

* Po raz kolejny użyto tekstu kołysanki „Gdy nie masz nic" z filmu Frozen II.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro