Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dla mnie kula nigdy nie istniała. Dni bez niego wlekły się, ale mijały szybko. Odliczałam co roku czas naszego kolejnego spotkania. Czekałam. Na ten jeden konkretny dzień w roku, kiedy jego pałac zapalał się światłem, a zimne szkło niewzruszonej kuli wtapiało się w tło. By dać nam czas. Tchnąć w niego życie... Jak zaklęcie bożonarodzeniowe, jednak zbyt piękne by było prawdziwe.

Czasem łudziłam się, że to moje życzenie się spełniło. Może to był mój prezent świąteczny? Ten wyczekany, prosto z głębi serca. Intymny. Tylko dla mnie...

Ale czas upływał nieubłaganie. Moja tęsknota do niego rosła z każdym rokiem. Marzyłam, by jego warta się w końcu skończyła. A jeśli to sen, to niech trwa już wiecznie. Bylebyśmy byli razem. Już nigdy oddzielnie...

Kiedyś mówiono na mnie Hana. Tak po prostu. Nawet nie używając nazwiska. Zresztą, co by ono wam powiedziało? Nie było znaczące. A ja, byłam... zwyczajna. I on też o tym wiedział. Ale ta historia nie jest o mnie. Opowiem wam o mężczyźnie, który odmienił moje życie.

O mężczyźnie, który już zszedł z tego świata.


Posiłkując się notesem, w którym zapisywałam większość targających mną wtedy przemyśleń, porywam się na jak najbardziej rzetelne przekazanie wam tej opowieści, mając nadzieję, że pamięć mnie nie zawodzi, a światłość umysłu jeszcze mnie nie opuściła.

Jako przestrogę i celem usprawiedliwienia, zapamiętania, ale nade wszystko zrozumienia.

I proszę tych, którzy już teraz podążają naszymi krokami - o zwyczajne zaniechanie,

a tych, którzy dopiero nadejdą - tylko o wyrozumiałość.

Hana

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro