ROZDZIAŁ 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

Czas. To słowo zajmowało moje myśli. Jak to możliwe, że w jego świecie czas nie istniał? Jak to możliwe, że przechodził między światami? I że w ogóle istniały inne światy? Alejandro starał mi się to przekazać, wytłumaczyć, ale mimo wszystko - traktowałam to jak potocznie rozumianą czarną magię. Był to dla mnie najdziwniejszy sen, jaki kiedykolwiek mi się przyśnił. Ale czy sen może się powtarzać? Wracać do nas? Czy może trwać tak długo? Gdyby rzeczywiście złączyć te wszystkie dni spędzone z nim w kupę, to ten sen nie trwałby latami, a zaledwie dwa tygodnie. Dokładnie tyle się znaliśmy. Całe dwa tygodnie, które dla mnie trwały już przeszło pięć lat...

Powiedziałam mu prawdę - kula pojawiła się pięć lat temu. Dla mojego małego prowincjonalnego miasteczka, takie wydarzenie było naprawdę czymś. Porównywalne może jedynie z koncertami lepiej znanych grup rockowych, od czasu do czasu goszczących przejazdem. Pamiętam, jak obserwowałam jej budowanie. W końcu każdego dnia mijałam ją po drodze powrotnej z pracy, a wtedy jeszcze z uczelni. Najpierw powstał pałac, a potem ni stąd ni zowąd ogromna, otaczająca go kula - ustawiona tuż za mostem, na niewielkim wzniesieniu. Za nią był już tylko las. Nic więcej. Przyznać trzeba, że była to nieciekawa okolica. Pobliskie uliczki graniczące z kulą były zazwyczaj miejscem zebrań gorszych elementów społeczeństwa. Tak opisywała te osoby główna gazeta, i to na pierwszej stronie. A byli to typowi pijacy, bezdomni niemający gdzie się podziać i ewidentnie pozbawieni nadziei na lepsze życie, ale też drobni złodzieje i opryszki. Przechodząc tamtędy najczęściej biegłam. Nawet nie rozglądając się za siebie. Mijałam kulę, a potem leciałam jak na złamanie karku, byle dobiec do stojącego dziesięć minut dalej przystanku autobusowego. A przy mojej wadze taki trucht musiał wyglądać nad wyraz komicznie! Może nie jestem grubaską (choć za taką się uważam), ale parę kilo mniej z pewnością by mi nie zaszkodziło. Ciekawe, czy Alejandro już to zauważył? Przy nim nie czułam tej codziennej presji bycia fit. On nie patrzył na mnie w ten sposób. Ale kiedy patrzył, to miałam wrażenie, że patrzy przez całą mnie - a nie tylko powierzchownie, na samo ciało. Tak jakby czytał, ale nie tylko w myślach, lecz dostrzegał nawet najmniejsze gesty. Obserwował, przypatrywał się i byłam pewna, że wie o mnie wszystko. Czułam, że z podenerwowanych ruchów moich gałek ocznych, czy drgania kącików warg, on wyczytywał o wiele więcej, niż inni (zwykli) ludzie, którzy nawet nie zwróciliby na to uwagi. Czytał mnie. Słuchał. I nawet dobrze dopasowane ubranie czy nerwowy śmiech na nic by się zdały, by ukryć przed nim to, co się wtedy we mnie działo. A działo się wiele.

Ale tego dnia myślałam nie tylko o kuli. Odkryłam, że informacje, które sama mu przecież przekazałam nawet we mnie zostawiły ślad. Rozglądałam się uważniej, kiedy korzystałam z toalety, usilnie starając się pokazać jak najmniej. A kiedy przełykałam przygotowany osobiście przez Alejandro deser owocowy, tuż przed tym zanim odprowadził mnie do mojej sypialni, żułam każdy kęs w nieskończoność, zastanawiając się, czy jedzenie jest prawdziwe...

Nie chodziło o to, że nie miałam do niego zaufania. Nie miałam chyba zaufania do samej siebie. Jak można w jednej chwili brać coś za sen albo iluzję, jednocześnie na pełną parę uczestniczyć w tej zabawie i zapychać się gumowym żarciem?

Gumowe nie było. Potwierdzam. Alejandro przygotowywał najlepsze desery, jakie kiedykolwiek przyszło mi kosztować. Pierwszą łyżeczkę zawsze dawał mi na spróbowanie, własnoręcznie wsuwając mi ją do ust... A potem w ciszy czekał i przyglądał mi się, uśmiechając się szelmowsko, kiedy w mojej głowie aż roiło się od pytań, natury: co też ten przystojniacha sobie teraz myśli?! Może sądzi, że jednak powinnam odpuścić sobie desery?! Zauważył te nadprogramowe kilogramy?! A może ta forma karmienia jest dla niego wstępem do...

Jedzenie i jego walory smakowe. Zapach, unosząca się para wodna, szron na szybach, krople w łazience... I bicie jego serca - pewne, uderzające niemal w tym samym tempie co u zwyczajnych ludzi. Może jedynie ciut wolniej.

Zwyczajni ludzie... Już chcąc nie chcąc zaszufladkowałam go. Normalni ludzie kontra Alejandro, mężczyzna z innego świata. Nawet jego wiek już mnie nie szokował. No bo jak ocenić wiek kogoś, kto nie zna czasu? W jego świecie on równie dobrze może mieć z dwieście lat! Nic nie wiem na ten temat i niczego nie wiem tak naprawdę o nim! Nawet jeśli był diabłem, czy też przekleństwem zamkniętym w puszce Pandory - był uroczy, a ja z łatwością oddałabym każdą minutę swojego zwyczajnego życia, by spędzić z nim choć chwilę rajskiego... Takiego, jakie pędziliśmy razem, w jego pałacu.

Ale czy to możliwe? Pozostanie tutaj? W szklanej kuli, o którą na co dzień uderzają rękami dzieci, starając się zajrzeć do środka? Nieraz widziałam pozostałe na szkle ślady po ich łapkach. Czy Alejandro też to widział? Może dla niego były to zwykłe rozbłyski świetlne, kiedy naprawdę byli to oni.

Possałam pomarańczę, którą wcześniej obrał i starannie podzielił dla mnie Alejandro. Smakowała trochę jak on, a może to on smakował jak ona... Nie pamiętam, kiedy ostatni raz go całowałam. Na pewno rok temu, ale wtedy robiliśmy to tak często, że oboje straciliśmy rachubę... Po powrocie do domu miałam spierzchnięte usta, nabrzmiałe od nadmiaru pocałunków, jakimi się obdarowaliśmy. Czy to możliwe, że naprawdę to robiliśmy? A może to poduszkę całowałam przez sen, łudząc się, że to mężczyzna z moich snów?

Pomarańcze... Jak to możliwe, że wcześniej o tym nie pomyślałam? Nigdy nie zastanawiał mnie ich smak. To jak naturalnie rozpryskały w moich ustach. Brudziły moje palce, skapywały na ubranie... Żyłam przy nim, sądząc, że to sen, sama nie do końca będąc do tego przekonaną. Chyba sama nie znam zasad gry, w którą gram.

I co on miał na myśli, kiedy mówił te szaleństwa o czasie? Nic z tego nie rozumiałam! Ale jedno było pewne, tylko mnie było stać na takie zwariowane sny! Jeśli on... był snem...


2

Krótko po naszej rozmowie Alejandro zniknął. Odprowadził mnie do mojej sypialni, w lewym skrzydle, którą zajmowałam co roku samotnie i ucałował mnie, jak zawsze, z czułością w sam środek czubka głowy, przytrzymując przy tym moją głowę ostrożnie palcami, przez które przepuszczał kosmyki moich roztrzepanych włosów.

- Przyjdę do ciebie rano. Odpocznij. To był wyczerpujący dzień.

I odszedł. Szukałam go później, ale nigdzie go nie znalazłam. Nawet zastanawiałam się, czy nie sprawdzić jego komnat, ale... coś mnie przed tym umiejętnie zatrzymywało. Strach. Bałam się. Ale nie jego. Tylko uczuć, które pojawiały się we mnie, za każdym razem kiedy on był w pobliżu.

Łączyła nas namiętność. Tak cienka jej nić, że czasem sama nie byłam pewna, czy następnym razem znowu się pojawi. Jak pajęcze nici w babie lato, utkane o poranku. I tylko krople rosy mogły po niej biegać do woli...

Tym razem było inaczej i spodziewałam się, że tak już raczej pozostanie. Alejandro nie pocałował mnie nawet raz. To nie tak, że wcześniej robił to chętniej, ale jednak... to robił. Zawsze w ukryciu, dyskretnie, kiedy byliśmy tylko we dwoje. Ale robił to. Całował mnie, a ja marzyłam by ten przeklęty czas stanął na wieki!

Jednak w tym roku nie zrobił tego ani razu. Zachowywał powściągliwość i umiar w wyrażaniu emocji. A nawet odniosłam wrażenie, że bardziej zajmowała go kula, niż moje przybycie.

Tęskniłam za dniami, kiedy to ja byłam dla niego najważniejsza...


3

Drzwi stuknęły, a ja zerwałam się jak dzika. Alejandro siedział przy mnie. W ręku trzymał malutki nożyk, którym obierał kolejną pomarańczę. Przy drzwiach nikogo nie było. Może to nie one stuknęły? Przecież nie mógł poruszyć się tak szybko, i w dodatku spokojnie zajmować się pomarańczą. A może coś mi się przyśniło? W końcu... sny to moja specjalność.

- Alejandro!

Podniósł wzrok i spojrzał na mnie troskliwie. Tak jak dawniej.

- Wybacz, nie chciałem cię obudzić.

Boże jedyny, co on tu robi?! Nigdy wcześniej nie odwiedzał mnie o tak późnej porze, a już tym bardziej nie w sypialni! Co to wszystko oznacza? Chyba nie przyszedł po...

Usiadłam na łóżku, pozwalając by kołdra opadła z moich ramion, odkrywając dekolt. Zadrżałam. Ogień w palenisku wygasł i poza siedzącym obok Alejandro nie widziałam niczego więcej.

Alejandro zerknął na moje piersi i odwrócił głowę. Odłożył ostrożnie nożyk i pomarańczę na stolik, a jej skórkę rozłożył na najbliższym z parapetów.

Pojęcia nie mam o czym pomyślał, kiedy ujrzał moje nieco bardziej odkryte ciało. Cokolwiek to było, zachował to dla siebie. Nie należał do zbytnio ekspresyjnych facetów. Raczej do tych małomównych. Ale kiedy już działał, kiedy... coś robił, to robił to porządnie. Tak, że czułam go całą sobą.

- Szukałaś mnie - odparł z idealną dla niego mieszanką spokoju i opanowania, po czym kucnął przy kominku i dorzucił do niego kilka drewienek.

- Skąd wiesz?!

Potrząsnęłam głową. Co za idiotka ze mnie! Przecież oczywiste skąd wiedział! Krasnale mu donieśli! Widzieli jak się szwendałam bez opieki! Ze mną gadać nie chcieli, ale jemu to wszystko mówią!

- Wystraszyłem cię dzisiaj?

- Nie, ale chciałabym... dowiedzieć się więcej o tobie, i o twoim świecie.

- To już nie śpieszy ci się tak bardzo?

Ogień wydarł z siebie trzaski i po chwili w pokoju zrobiło się jaśniej. Alejandro wrócił do mnie i ponownie usiadł obok.

Pokręciłam głową.

- Już nie.

Przysunął się do mnie i pochylił głowę w moim kierunku. Zrobiłam to samo. Stuknęliśmy się czołami i przez chwilę tak trwaliśmy, w jedynej bliskości, na jaką oboje pozwoliliśmy sobie (póki co) w tym roku. I nim się zorientowałam, Alejandro dotknął wargami moich ust. Delikatnie. Jednak tak, by po chwili robić to już intensywniej. Tak jak dawniej, kiedy robiliśmy to schowani we wnękach korytarza. Boże, zapomniałam już jakie to uczucie... Pamiętałam jak smakował, ale poczuć to znowu... to była rozkosz dla ciała. Rozkosz dla ducha.

Obrócił się do mnie ciałem, a ja momentalnie wyskoczyłam z pościeli. Usiadłam na nim, obejmując go nogami w pasie i tuląc w ramionach jego głowę. Jego palce zaciskały się na moich biodrach.

- I co teraz? - szeptałam, a on przyglądał mi się z wyrazem przyjemności, wymalowanym na twarzy. - Już myślałam, że tym razem...

- Musiałem pobyć sam. Przemyśleć wszystko.

- Wszystko, czyli nas? - Zatrzepotałam rzęsami, jak ważka. Ale nie wiedziałam, czy mój czar mógł coś zdziałać. - Mnie?

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Jak mogłaś mi nie powiedzieć?

- Nawet dla mnie to było zbyt wiele, Alejandro.

- Zbyt wiele? Przecież ty byłaś poza tą... kulą. - Odchylił głowę, wyślizgując się spod uścisku moich rąk. - A ja siedziałem tu uwięziony! Przez pięć lat!

- Wiem o tym!

- To czemu mi nie powiedziałaś?!

- Bo to nie mogło być prawdziwe! W moim świecie takie rzeczy się nie dzieją! A ludzi, którzy w nie wierzą, zamyka się... w specjalnych ośrodkach!

Alejandro zsunął się z łóżka, zrzucając mnie na pościel.

- Widać, niewiele wiesz o świecie, w którym żyjesz. Ludzie, którzy tutaj żyją nie są zbytnio chętni do poznawania go czy też zdobywania wiedzy. Tylko... wtykają nosy w nieswoje sprawy! - Zacisnął pięść i cisnął coś w ogień. Złociste języki zatańczyły, jakby rzucały się w powietrze, by pochwycić więcej. Niczym dzikie koty walczące o jedzenie. - Wścibskość! Wszędzie tylko ta wścibskość! Niekończąca się ciekawość! Co by się stało, gdybyście raz, raz jeden, odpuścili! Zamknęli księgę, która do was nie należy, bez czytania?! To aż tak wiele?!

- Najwidoczniej tak! To aż nazbyt wiele dla nas!

Zeskoczyłam z łóżka i pobiegłam do niego, nie zważając nawet na to, że jestem tylko w koszulce nocnej. Okrywała moje piersi i uda. Chyba więcej od koszulki nocnej wymagać się nie powinno. A zresztą, przy nim mogłam być nawet bez niej...

- Nie zapominaj, że gdyby nie ta ciekawość, to nigdy byśmy się nie spotkali! Bo nie weszłabym do tej kuli! Czy ja też jestem twoim zdaniem taka zła?!

- Odważna na pewno jesteś. Spędzasz samotnie noce z mężczyzną nie z tego świata, o którym tak naprawdę nic nie wiesz.

- Dla ciebie to były noce, Alejandro. Dla mnie to były całe lata! - Uderzyłam go rękami w tors, próbując go popchnąć, ale stał niewzruszony, jak posąg. - I setki nocy, w czasie których myślałam o tobie, tęskniąc, byś znowu był przy mnie!

Alejandro otworzył usta, ale po chwili je zamknął i cofnął się do drzwi.

- Gdzie idziesz?! - Złapałam go za rękę i pociągnęłam do siebie. - Nie zostawiaj mnie dziś!

- Jest przecież noc.

- I co z tego?! - Przylgnęłam ciałem do jego ciała. I choć był ubrany w klasyczną marynarkę i czarne spodnie, czułam jego ciepło. - Kiedyś szukaliśmy tylko odpowiedniego miejsca, by choć na chwilę zaszyć się sami...

- Wiele się zmieniło.

- Co się zmieniło?! To, że poznałeś prawdę?!

Alejandro roześmiał się i stuknął mnie czubkiem palca wskazującego kilkakrotnie w nos.

- Nie, ale teraz jest noc. A nocami się śpi. Przyjdę po ciebie rano.

- To czemu teraz przyszedłeś?!

- Bo mnie szukałaś. A nie zostawia się kobiety bez odpowiedzi.

Ponownie się obrócił, ale nie pozwoliłam by opuścił sypialnię. I to akurat w takim momencie!

- Powiedz mi, dlaczego musimy się ukrywać? Czemu nie chcesz, by krasnale o nas wiedzieli?

- Przecież oni i tak wiedzą! - Parsknął śmiechem i spojrzał na mnie. - Przychodzisz do mojego pałacu i spędzamy razem każdą wolną chwilę...

- Z wyjątkiem nocy. - Wtrąciłam.

- A to aż tak istotne?

- Teraz tak. Przecież wiesz, że mamy tylko trzy dni.

- Wcześniej też mieliśmy tylko trzy.

Skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Masz kogoś w innym kraju?

- Tak! - Roześmiał się na głos. - Żonę i piątkę dzieci! Nie licząc ze stu poddanych!

- To nie jest zabawne. Poddanych naprawdę masz.

- Masz rację. - Skinął i opanował śmiech. - Ale żony i dzieci nie. Gdyby było inaczej, my nigdy byśmy się nie zbliżyli.

- Masz konkretne zasady.

- Jestem prostym człowiekiem. Żaden ze mnie wielki pan, za jakiego być może mnie postrzegasz. Należę raczej do kategorii tych, których na co dzień widujesz na moich korytarzach. Niezależnie od tego, z jakiego rodu się wywodzę. Ci mali ludzie są moją rodziną.

- A ich... partnerki? - Przewróciłam oczami. To pytanie wyrywało się ze mnie od lat. Jak to możliwe, że krasnale to sami faceci?! A gdzie kobiety?! - Nie mają... towarzyszek?

- Podróż ze mną była ich wyborem. Jak widać, niezbyt trafnym tym razem.

Złapał za klamkę, a ja rzuciłam się na niego jak szalona i oplotłam go rękami w pasie.

- Poczekaj!

- Przyjdę rano.

- Wtedy kiedy będzie odpowiednio?!

- Odpowiednio? A co to za słowo? Nie miej mi za złe, że staram się zachować dla nas odrobinę intymności w tym szklanym więzieniu, gdzie każdy może nas podejrzeć przez okno.

- Możemy się zakryć!

- Czym?

- Kocem.

- W tym małym łóżku?

Obróciłam się. Łóżko faktycznie było małe, ale bardziej dla niego. Ja wysypiałam się w nim idealnie i mieściłam się cała, bez obaw że wypadnę na ziemię.

- Twoje ma kotary.

Alejandro uniósł brwi i wydał się zaskoczony.

- A chcesz iść do mojego?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro