ROZDZIAŁ 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

Moje ciało wyglądało inaczej, choć przecież nie mogło się zmienić tak nagle, tylko po jednej nocy. Ale było inne. Bardziej nabrzmiałe, kobiece, w niektórych miejscach zaczerwienione, przesiąknięte jego zapachem...

Kiedy wróciłam do pokoju, Alejandro siedział nagi na łóżku, ze zgiętym kolanem i stopą położoną na pościeli. Pierwszy raz ujrzałam go takiego i to w świetle dnia. Cofnęłam się, ale nagle zrozumiałam, że przecież tak właśnie powinno być. O tym marzyłam. Mogłam na niego patrzeć i w końcu mu się przyjrzeć.

Przymknęłam cichutko drzwi, jak myszka uciekająca przed kotem i pociągnęłam za oba boki mojej koszulki - byle przysłoniła tę większe krągłości.

- Napisałaś to dzisiaj?

Alejandro pomachał do mnie notesem i dopiero wtedy zrozumiałam, że trzymał go w ręku i czytał! I to od tyłu! Skąd on wiedział?!

- Czytałeś go?! - Rzuciłam się w jego stronę i wyrwałam mu notes z rąk. - Jak mogłeś?! Przecież to prywatny notes!

Alejandro opuścił głowę i pokręcił nią gwałtownie.

- Wybacz mi to niegodne zachowanie. Mogłem pomyśleć, zanim wziąłem go do ręki. - Przetarł dłonią czoło i zeskoczył z łóżka. Po chwili już stał ubrany, od pasa w dół. - Sądziłem, że jesteśmy... na tym etapie już.

- Na tym etapie?

- Kiedy granice się zacierają. Moje - spojrzał na mnie tak ciepło, że aż pożałowałam, że w ogóle na niego naskoczyłam - twoje. Nie spodziewałem się, że masz przede mną tajemnice.

- To nie tajemnice! Tylko zapiski! I to bardzo osobiste!

- Ale wszystkie są o mnie.

- To przeczytałeś wszystkie?!

Wybałuszyłam oczy i pośpiesznie przewertowałam notes. Faktycznie, jego tylne strony były o wiele gęściej zapisane, niż te przednie. Nic więc dziwnego, że z łatwością je odnalazł. Zapiski z wielu lat, kiedy to byłam w pracy i tęskniłam za nim...

Alejandro skinął. Spoglądał za okno, a ja nie mogłam nie zauważyć, że słońce wisiało nad koronami drzew. Ile czasu upłynęło, od czasu kiedy się kochaliśmy?

- Wiesz która jest godzina?

Alejandro zaśmiał się lekko. No tak, to dopiero było głupie pytanie! Dla niego czas nie istnieje! Ale czy tego chce, czy nie - ten czas tu jest! I goni nas na złamanie karku!

- Jest parę minut przed dwunastą.

- Skąd wiesz?!

- Po prostu wiem. - Utkwił wzrok w słońcu. Jak to możliwe, że ono go nie oślepia?! - Od czasu, od kiedy poznałem twój czas, nie muszę już nosić zegarka by wiedzieć ile mamy czasu. Wiem dokładnie, ile czasu nam zostało. Co do upływającej sekundy.

Alejandro obrócił się do mnie, a ja szybko złapałam za koszulkę i skrzyżowałam nogi. Może nic nie zauważy...

- Nie musisz tego robić.

- Czego? - Zamrugałam, jakbym nie wiedziała, o co chodzi, ale przecież wiedziałam, że on zauważył moje zmieszanie! Ach, głupia dyskretna dziewczyno!

- Zakrywać się stale. Przede mną.

- Są pewne... mankamenty...

- Mankamenty? - Alejandro odchrząknął oschle i zbliżył się do mnie pewnym krokiem. - Jakie mankamenty?

- W mojej urodzie...

- Twoja uroda nie ma mankamentów.

Minął mnie i przeszedł jakby nic do drzwi. Nie powiem, że liczyłam na coś więcej, ale choć drobny całus... mógł mi posłać.

- Idziesz na dół?

- Nie, pod prysznic. - Narzucił na ramię koszulę i marynarkę, po czym złapał za klamkę, nadal patrząc tylko przed siebie. Jego tors wyglądał imponująco. Nie dostrzegłam nawet fałdki tłuszczu, tylko przeskakujące mięśnie. - Wprowadziłem tam pewne udogodnienia, które mogą ci się spodobać.

- Udogodnienia?

Ma na myśli kotary?!

- Przyjdź, jeśli uznasz, że... - Niespodziewanie przerwał. Spojrzał na mnie, po czym skinął nieznacznie i wyszedł.


2

Zajrzałam do środka. Kropelki pary uderzyły mnie w twarz i nagle poczułam, że jest mi bardzo ciepło. Nawet z trudem się oddychało. Było parno, jak po burzy. Przetarłam ręką oczy i wbiłam wzrok w zaparowaną szklaną ścianę, za którą stał on. Opierał się obiema rękoma o ścianę i nisko pochylał głowę, pozwalając by strumień wody obmywał jego ciało z góry. Zwrócony był do mnie tyłem, więc mnie nie spostrzegł. Przez zaparowane szkło widziałam jedynie jego plecy i kark. Niższe partie były niestety niewidoczne.

Rozejrzałam się. Po raz pierwszy znajdowałam się w jego łazience. Rozmiarem dorównywała sypialni. Zresztą, rozmachem także, choć nie należała do przesadnie luksusowych. W rogu stał kibelek. Od razu zauważyłam, że deskę miał opuszczoną, drewnianą deskę. Po mojej prawej stronie stała niewielka umywalka - czarna, co trochę mnie zadziwiło, ale może takie miał upodobanie. Pokrętła były złote, a może tylko pokryte złotą farbą. Nie wiem. Leżał na niej sygnet, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Miał piękną mleczną barwę i wyglądał tak, jakby mienił się wieloma kolorami, jakby spowijał go brokat. Obok niego leżała porcelanowa miseczka, w której tliła się świeca. Na metalowej kratce spoczywało spienione mydełko. Na jego środku wyżłobiony był napis, ale już nieczytelny. A na ścianie, tej na wprost mnie, tuż pod oknami umocowanymi wysoko (szczelnie osłoniętymi grubymi kocami), znajdował się całkowicie przeszklony prysznic, z deszczownicą zamontowaną do ściany. Nie była to jakaś fikuśna deszczownica, a raczej prosta, ale spełniająca swoje funkcje wzorowo. Pomyślałam wtedy, że tak go sobie właśnie wyobrażałam. Ta toaleta pasowała do niego. Próżno byłoby doszukiwać się w niej przepychu, czy też nadmiaru drobiazgów. Była prosta, schludna i konwencjonalna. Taka, jak on.

Przymknęłam drzwi, na tyle głośno, by mnie usłyszał. Obrócił głowę, tylko głowę (niestety) i nastała krępująca minuta ciszy - a może nawet dwie minuty.

- Koce? - wypaliłam, bez zastanowienia.

- Tak, koce - powtórzył za mną i uśmiechnął się, ale nie był to szczery uśmiech. Sprawiał wrażenie, że chciał jedynie podtrzymać rozmowę, mówiąc cokolwiek (tak jak ja...), bo zwyczajnie nie wiedział, co powinien powiedzieć.

- W mojej też są takie?

- W twojej są zasłony. Masz tam o wiele większe okna.

- Tak, wiem... - Poruszyłam stopą, jakbym zgniatała robaka, albo przygasała papierosa. Taki był mój tik nerwowy. Podniosłam wzrok. Alejandro nie odrywał ode mnie oczu, ale nadal nie obrócił się do mnie ciałem. Może już nigdy tego nie zrobi. Może uznał, że jestem gówniarą i takie sprawy, to nie ze mną. - Alejandro... nie chcę... kłócić się z tobą.

- Nie kłóciliśmy się.

- Wiem, ale gdyby... to... nie mamy na to czasu.

- Nie mamy - odparł spokojnie. Woda lała się po jego policzku, ale nie przeszkadzało mu to. Uchylił drzwiczki i wyciągnął w moim kierunku rękę. - Nie traćmy go zatem.

Nadal osłonięta koszulką (której boki mimowolnie ściskałam! przysięgam! nie robiłam tego celowo!) zbliżyłam się i podałam mu dłoń. Kiedy weszłam i stanęłam obok niego, Alejandro obrócił się do mnie całym ciałem, a moje spojrzenie (znowu mimowolnie, tak... a przynajmniej tak sobie wmawiam) od razu pobiegło w dół i objęło wzrokiem jego męskość, teraz w całej okazałości. Alejandro zamknął za mną drzwiczki i przesunął się pod ścianę.

- Wejdź dalej, pod strumień.

- Ju... już!

Wiedziałam, co to oznacza. Woda zamoczy moją koszulkę i już nic nie zakryje moich sterczących sutków. Zresztą, powinnam była ją zdjąć zanim weszłam. Powinnam była... No właśnie. Powinnam była.

- Nigdy nie byłam... z mężczyzną - powiedziałam niespodziewanie, zaskakując tym nawet samą siebie. Co też mnie podkusiło, żeby to powiedzieć?! Oczy Alejandra się rozszerzyły, a jego wzrok (tak jak mój wcześniej) zwrócił się w dół. Ale Alejandro nie przestał tylko na tym. Wskazał podbródkiem na moje kobiece części ciała, jakby pytał: Mówisz o tym? Wyglądał na zaniepokojonego. Dodałam pośpiesznie: - Pod prysznicem! Nigdy nie byłam z mężczyzną pod prysznicem!

Alejandro wyprostował się i skinął.

- To nic - odparł. - Jeśli chcesz, możesz zostać w ubraniu.

- Nie! - krzyknęłam, ale szybko osłoniłam ręką usta i roześmiałam się. - Nie, też potrzebuję wody. I mydła.

Alejandro skinął. I to skinięcie było niekiedy jedyną ekspresją, na jaką sobie pozwalał. Przynajmniej, kiedy był w tej postaci...

Złapałam za końce mojej koszulki, ale nim zdążyłam ją ściągnąć, Alejandro ujął ją w palce i spojrzał mi głęboko w oczy.

- Mogę?

- Ta... tak, oczywiście.

Pociągnął ją do góry. Moje włosy zafalowały i pokryły moje ramiona. Skrzyżowałam ręce na piersiach. Byłam całkowicie naga. On także. I kiedy myślałam, że to po prostu się zaraz znowu stanie... że będziemy to robić... jego męskie ciało będzie dociskać mnie do ściany, a... członek penetrował mnie... od tyłu... ręce będą miętosić piersi, palce ściskać sutki... Wtedy Alejandro ujął w dłonie moje policzki i przylgnął do mnie, pochylając się nad moją twarzą. Uniósł ostrożnie mój podbródek.

- Jak mogliśmy do tego dopuścić?

- Do czego?

- Do tego, co się między nami pojawiło.

Pojawiło? Serce zabiło mi mocniej. Ale... co się pojawiło? Czy on mówił o... miłości? Opuściłam głowę. Łzy naszły mi do oczu. I kiedy sądziłam, że zapyta: co się stało?, on tylko objął mnie mocno i zamknął mnie w swoich ramionach. I tak złączeni, całkiem nadzy, staliśmy w strumieniu gorącej wody.

- Nie skrzywdź mnie... proszę... - szepnęłam.

- Nie zamierzam.


3

„W dzień kiedy pierwszy raz cię ujrzałam..." Złapałam za ołówek i pośpiesznie wykreśliłam pierwsze zdanie. Powinnam była napisać: w dniu... Pierwszy błąd, a ledwie zaczęłam.

Siedziałam na jego łóżku, zastanawiając się ile zajmie mu czasu rozmowa z krasnalami. Musieli obgadać coś bardzo ważnego. A okazało się, że od kiedy poznał prawdę, wszystko było ważne. Już nie tylko ja.

Alejandro nie wracał, a czas uciekał nieubłaganie. Cień za oknem zmieniał swoje kształty, słońce przesuwało się coraz bardziej za framugę okna, aż ginęło za wysokimi końcami drzew. Mogła być czternasta, a Alejandra nadal nie było. Na co on czekał?! I o czym chciał rozmawiać z krasnalami?! I to w takiej chwili?! To ze mną powinien porozmawiać! Miałam tak wiele pytań, tak wiele... wątpliwości... Dotknęłam palcami mojego brzucha. Wydał mi się jeszcze normalny. Czy po jednym zbliżeniu, kobieta może tak od razu zajść w ciążę? I to z mężczyzną nie z tego świata? Alejandro mówił, że tak, ale raczej nie mógł być tego pewien. Przecież nie miał wcześniej takiej sytuacji. Przycisnęłam notes do piersi i pochyliłam głowę. Chyba nie miał, w każdym razie. Nie wygląda na casanowę międzygwiezdnego.

Alejandro... Ponownie otworzyłam notes i zaczęłam pisać, prosto z serca - zanim umysł jeszcze zdążył to przetrawić, a ręka zrozumieć co pisze.

„W dniu kiedy pierwszy raz cię ujrzałam, wcale nie zamierzałam przekroczyć mostu, prowadzącego do twojego pałacu - jedynej drogi, która można było obrać, by trafić do ciebie. Tego dnia śnieg sypał tak mocno, że świata nie było widać. Z trudem mogłam w ogóle iść, a co dopiero rozglądać się i wypatrywać szklanej kuli, stojącej co dnia w tym samym miejscu. Chciałam po prostu wrócić do domu. Ale zanim się zorientowałam, stałam na tym moście, a śnieg jakby ustąpił - stracił na sile. Ujrzałam twój pałac, w całej okazałości, otoczony wirującymi płatkami śniegu. To tak jakby złapać za szklaną kulę i solidnie nią potrząsnąć, a potem tylko patrzeć na spektakl białych płatków...

Pojawiłeś się na tarasie, ubrany w swój nieskazitelny czarny kostium i białą koszulę, z jednym guzikiem rozpiętym pod szyją. Jak władca zwierząt przemierzałeś wzrokiem swoje królestwo, dopóki nie dojrzałeś mnie. Wtedy wszystko się zmieniło. A ja zdałam sobie sprawę, że od tej chwili mój świat już nigdy nie będzie taki sam.

Pochyliłeś przede mną głowę, a kiedy zrobiłam krok, usłyszałam znajome: acha! Jakbyś wiedział, że dla ciebie ta chwila też zmieni wszystko.

I kiedy po raz pierwszy spojrzeliśmy sobie w oczy, poczułam to dziwne mrowienie w piersiach - niepokój zmieszany z podnieceniem. Byłeś o wiele atrakcyjniejszy niż wcześniej, jako drewniana figurka. Twój uśmiech odganiał wszystko, co złe. Nagle moja praca, problemy i rozterki, które miałam przestały istnieć. Byliśmy tylko my, zamknięci w twoim pałacu. Och, marzyłam by śnić wiecznie..."

Opadłam do tyłu, prosto na poduszkę Alejandra. Tę samą, na której oboje leżeliśmy tej nocy. Jego zapach rozchodził się wszędzie. Przesunęłam palce po wymiętolonej pościeli. To w tym łóżku kochaliśmy się po raz pierwszy. Ja... i Alejandro. Boże mój jedyny, i było lepiej, o wiele lepiej niż mogłam sobie wymarzyć... Tego nawet wymarzyć bym sobie nie umiała. Ten jeden raz był nieporównywalny do wszystkich innych, które miałam wcześniej. Alejandro przeskakiwał ich w każdym aspekcie, i to daleko ponad głowę! Czy tak to właśnie jest być ze starszym mężczyzną? Czy może to zasługa pochodzenia z innego świata? Policzki mnie zapiekły, a kąciki ust mimowolnie się uniosły. Fizycznie, wyglądał jak każdy mężczyzna... Zakryłam ręką usta i zachichotałam. Jak każdy mężczyzna, ale jednak... inaczej. Mężniej, masywniej, potężniej... I o wiele bardziej wytrwalej... Tak jakby mógł, i mógł, i mógł...Schowałam głowę w poduszce i roześmiałam się w nią. Matko jedyna, nawet samo myślenie o nim budzi we mnie te wszystkie emocje!

Ale co zrobimy teraz? Kiedy oboje dopuściliśmy się ingerencji? Konsekwencje zignorowania natury, strzegącej porządku świata, mogły być drastyczne... To były jego słowa tamtej nocy. Co się teraz zmieniło? Czemu to zrobił? Zmienił zdanie? Objęłam rękami mój brzuch. A jeśli... urodzę mu dziecko? Przecież nie możemy żyć w jego świecie, ani on w moim? To gdzie zamieszkamy? W szklanej kuli? Czy jednak uda nam się wydostać, ale wtedy za co wybudujemy dom? I gdzie odbędzie się mój poród?! W tej kuli? Kto go odbierze? Alejandro? Czy może... krasnale?!

Zeskoczyłam z łóżka i podbiegłam do okna. Po Alejandro nie było śladu, ani po krasnalach. Może zniknęli? Nagle zza krzaku wyjrzał krasnal, ciągnący kilka większych kawałków drewna w stronę domu. Odetchnęłam z ulgą. A jednak nadal tu są. Przy mnie.

Tego bałam się chyba najbardziej ze wszystkiego w świecie - samotności. Pustki, która może się pojawić, kiedy odejdzie ktoś bliski. Znam to uczucie bardzo dobrze. Nie raz mnie zostawiano. Już... przywykłam.

Sięgnęłam po notes i ponownie usiadłam na łóżku. Zapisałam dużymi literami imię Alejandra: A-L-E-J-A-N-D-R-O. A potem moje własne: H-A-N-N-A-H, a w nawiasie mniejszymi już: Hana. Po czym połączyłam oba imienia cienką linią i na dole narysowałam chmurkę. Przygryzłam skuwkę ołówka. Jakieś to imię nadalibyśmy naszemu dziecku? Moje jest takie zwykłe, ale jego jest... wręcz egzotyczne. Takie hiszpańskie. Czy Alejandro bywał w Hiszpanii? Tamtejsze kobiety są... Ugryzłam się w język. Głupia dziewczyno! Przestań! On nie ma innej dziewczyny, tylko ciebie! Zakreśliłam mocniej granice chmurki i zapisałam: Rodrigo, Carlos, Fernando, Luis... A dla dziewczynki: Dolores? Ana Maria? Isabel? Przekreśliłam wszystkie. Żadne mi się nie podobało. A może by tak stworzyć zupełnie inne? Przecież i to dziecko nie będzie takie, jak każde inne. Złapałam oddech i po chwili roześmiałam się aż do łez. Matko Jedyna, czy ja powiedziałam: to dziecko!? To dziecko nie będzie?! Dziecko?! Jakby w ogóle miało być! Szanse na ciążę ogólnie są nikłe! Tym bardziej, kiedy mam problemy hormonalne. Nawet Alejandro nie sprostałby temu...

I ile dane by nam było żyć razem? Ile Alejandro ma w ogóle lat? Jest na pewno starszy o kilkadziesiąt, przynajmniej w tym świecie. Czy starczy nam czasu, na życie razem?

- Marzyłam by śnić wiecznie... - przeczytałam ostatnie zdanie, które zapisałam w notesie.

„I tak było. O tym marzyłam. Tylko o tym. Niektórzy marzą o bogactwie, inni o wielkich umiejętnościach, sławie czy sporej liczbie przyjaciół. A ja marzyłam tylko o tym, by być z Alejandro i wieść z nim spokojne życie - gdzieś w tajemnicy, z daleka od oczu wścibskich ludzi..." Przeczytałam napisane przez siebie zdanie i wzięłam głęboki wdech.

- Nawet zaczynam brzmieć, jak on.

Wpatrywałam się w zapisane strony i przez moment tylko wspominałam - to, co się wydarzyło między mną, a Alejandro zaledwie kilka godzin temu. Moment naszej bliskości, intymności na którą w końcu sobie pozwoliliśmy... Czy pamiętam, kiedy Alejandro pocałował mnie po raz pierwszy? Zanurzyłam się w myślach i ponownie odpłynęłam, rozłożona na jego łożu.

Oczywiście, że pamiętałam. Roześmiałam się i schowałam głowę w poduszkę. Tego nie dałoby się zapomnieć! Tego dnia klepałam dziobem jak oszalała, podekscytowana tym miejscem, nawet krasnalami i ich radością życia, a przede wszystkim nim! Dosłownie usta mi się nie zamykały! I może właśnie z tego powodu, Alejandro zdecydował się na to, co potem zrobił...

- Czy coś pominęłam? - powiedziałam do niego, zajadając się deserem lodowym, który dla mnie przygotował. To był drugi rok, drugiego dnia naszego spotkania, a ja usilnie starałam się go przekonać do słuszności czytania przy odpowiednim świetle. Alejandro posiadał pokaźną bibliotekę książek, w różnych językach. W moim także znalazłam kilka.

- Chyba tylko jedno - odparł wtedy zupełnie bezceremonialnie.

- Co takiego?

- Mógłbym cię w końcu pocałować?

Pamiętam to uczucie. Dreszcze przeszywające skórę, przyśpieszony oddech, uderzenia serca w piersiach i zbyt obszerny kawałek zamarzniętego owocu, który ugrzązł mi w gardle... Bodaj się udusiłam i to tuż przed jego wzrokiem! Alejandro poklepał mnie po plecach. Rzekł: spokojnie. Tylko to jedno słowo, ale jakże magiczne. Jego głos był stłumiony, wręcz... intymny. Jeszcze długo krztusiłam się i kaszlałam, próbując zyskać na czasie. Czy zdawał sobie z tego sprawę? Byliśmy wtedy sami, tylko we dwoje.

- Nie musiałeś pytać... - odpowiedziałam mu niepewnie, ocierając łzy, które napłynęły mi do oczu z powodu śmiechu i gwałtownego kaszlenia. Nie chciałam wyjść na łatwą, ale tak naprawdę było. Nie musiał pytać.

- O to zawsze trzeba pytać.

Czekał cierpliwie aż mu odpowiem, a kiedy tylko odstawiłam puchar lodów i delikatnie skinęłam, pochylił się ku mnie, podtrzymując palcem mój podbródek i zrobił to po raz pierwszy. Całował mnie, a ja już tego dnia błądziłam myślami po jego sypialni i naszych rozgrzanych ciałach, oddających się rozkoszy... I nie żebym wcześniej sobie tego nie wyobrażała. Od dawna o tym myślałam. Ale Alejandro był z gatunku tych szarmanckich. Nigdy nie naciskał i nawet słowem się na ten temat nie zająknął. Czekał, dla mnie latami, a dla niego jak widać tygodniami. Aż do dzisiaj.

- Do dzisiaj - powtórzyłam na głos. I zapisałam z boku kartki datę: 21 grudnia.

Zeskoczyłam z łóżka, schowałam notes w spodnie i wyjrzałam zza drzwi na korytarz. Ściany obwieszone były obrazami ukazującymi statki wyrzucone na brzeg, porozbijane po plażach. Kiedy zapytałam Alejandra co przedstawiają, odpowiedział, że nie wie i że nie należą do niego. Nie wiedział, skąd wzięły się w pałacu, ale były w nim kiedy się w nim obudził. Jednak był przekonany, że nie pochodziły z jego świata. Nie pamiętał jednak dokładnie dokładnego dnia swojego uwięzienia. Przeszłość zmieszała się z jego teraźniejszością - ten pałac, z jego domem.

Usłyszałam znajomą muzykę i już wiedziałam, gdzie jest Alejandro. Zbiegłam po schodach i udałam się prosto do sali balowej. Na środku kominka stała niewielka pozytywka, która nakręcona grała przepiękną smutną melodię, a wydobywający się z niej strumień światła tańcował w powietrzu i skakał po ścianach.

Alejandro stał na środku i wpatrywał się prosto w zegar. Białe płótno, które wcześniej go okrywało leżało rozciągnięte na ziemi i poszarpane na kawałeczki. Co też mu się stało? Alejandro przecież nie ma zwierząt!

Kiedy się zbliżyłam zrozumiałam, że Alejandro miał zamknięte powieki i bardzo cicho nucił pod nosem melodię, taką samą jaka wydobywała się z pozytywki.

Cofnęłam się. Nie chciałam mu przeszkadzać. Kiedy oddawał się muzyce i tańcowi sprawiał wrażenie, jakby faktycznie przebywał w innym świecie - gdzieś w odległych krainach. Może właśnie przechadzał się po polach swojego domu, chłonął opadające na jego policzki krople porannego deszczu... Takich chwil nie powinno się nikomu przerywać. Takie chwile powinny trwać, jak najdłużej. Aż do momentu, jak ustaną samoistnie.

Nagle pozytywka stanęła, melodia ucichła, a światła zawisły na pobliskiej ścianie. Alejandro odchylił głowę do tyłu, wygiął się jakby do skoku, przesuwając lewą nogę do przodu i niespodziewanie przeskoczył na bok.

Cofnęłam się aż pod same drzwi, ciesząc się w myślach, że stanęłam z ostrożności tak daleko. Alejandro sunął po sali, przeskakując z nogi na nogi z zamkniętymi oczami, bez oprawy muzyki. A każdy jego ruch wydawał się z dawna przećwiczony. Jego dłonie finezyjnie przecinały pustą przestrzeń. Wachlował palcami jakby kroił na kawałki powietrze. Jak kapitan statku, stojący na czele swojego okrętu. W jego tańcu było coś poetyckiego - rzadko uchwytnego dla zwykłych ludzi, ale gdy się to widziało, było w tym coś... zapierającego dech w piersiach. I nagle zrozumiałam, że on nie potrzebował muzyki. Sam ją tworzył. Słyszał ją w myślach. Pielęgnował w sercu. Płynęła w jego żyłach, a taniec był dla niego czymś tak naturalnym, jak dla ryby pływanie w wodzie.

I zapragnęłam by także ją usłyszeć. By zatańczyć obok niego, kiedyś, tak samo jak on to robił. Znaleźć się na tym samym poziomie, a przede wszystkim... pozwolić sobie kiedykolwiek na taką swobodę ruchów i otwartość w przełamaniu własnego wstydu. Bez zawracania sobie głowy tym, jak mnie widzą i co o mnie myślą. Mi ciężko było czasem zrobić choćby krok, kiedy ktoś patrzył na mnie...

Alejandro stał na przeciwko mnie, z szeroko otwartymi ustami. Uśmiechał się. Zostałam nakryta! Wzdrygnęłam się, jak oparzona. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że mnie dostrzegł. Musiał być bardzo spostrzegawczy!

- Alejandro!

Skinął i pochylił przede mną głowę, wyciągając w moim kierunku rękę. Czyżby chciał bym z nim zatańczyła?! To niemożliwe! Przecież ja nie umiem tańczyć!

Pokręciłam głową jak oszalała.

- Mówiłam ci nieraz, że nie nadaję się do tego!

- Do tańca każdy się nadaje. Odrzuć tylko myślenie.

- Wierz mi, ja jestem inna.

- Nie sądzę. - Przeszedł pod ścianę i opadł na podłogę, zapierając plecy o ścianę. - Pamiętaj, że czytałem twój pamiętnik.

- To nie był pamiętnik.

Wypieki ponownie wypłynęły na moją twarz. Paliły mnie policzki.

- Ale zapisałaś w nim bardzo osobiste przemyślenia. - Zachęcił mnie ręką bym usiadła przy nim. - Wiem, czego pragniesz.

I kogo też na pewno... Pokręciłam głową, ale nie chciałam drążyć tematu. Usiadłam przy nim i przez chwilę siedzieliśmy obok siebie w zupełnej ciszy. W końcu postanowiłam zacząć. Ktoś musiał.

- Nie przyszedłeś...

- Musiałem pomyśleć. Pobyć sam.

- A krasnale?

- Chodzą gdzieś swoimi ścieżkami, jak to oni.

Ręka Alejandra leżała pomiędzy nami. Na tyle blisko, że mogłam wyciągnąć swoją i go dotknąć. Ale coś mnie powstrzymywało.

- Co z nami będzie? - Odważyłam się zadać to pytanie.

- Nie wiem, naprawdę nie wiem już co mam zrobić.

- Dlaczego?

- Wydaje mi się, że wszystko czego się podejmuję idzie na marne. Szukanie wyjścia, wytyczanie granic, rozprawianie o kuli i o tym czym jest i kto ją tu sprowadził. - Westchnął, a ja poczułam ciężar z którym się mierzył. - Kto zamknął mnie w tym diabelskim...

Urwał. Odwrócił głowę, a ja od razu zrozumiałam, że chodziło o mnie.

- Czemu nie dokończyłeś?

- Bo nie wiem, co powinienem ci powiedzieć. A wiem, co chciałabyś usłyszeć.

- Co chciałabym?

Zdezorientowanie wypełniło mój umysł. O czym on mówił?

- Dla ciebie kula jest naszym - zaczął niepewnie, jakby ważył każde słowo - domem. A dla mnie więzieniem, Hano.

- No tak. - Roześmiałam się. - Przeczytałeś to w moim notesie.

- Przeczytałem wiele rzeczy.

Alejandro obrócił się do mnie ciałem i nim zdążyłam zareagować, chwycił moją dłoń. Przysunął się tak blisko, że tylko centymetry nas dzieliły. Ciepło, niczym fala wiosennego przypływu, zalało moją twarz.

- To nie znak krzyża sformowały wtedy moje ręce, Hano.

- Nie? - Zawahałam się i to krótkie słowo zabrzmiało jak piskliwe, przeciągłe i niepewne: Nieee?

- Nie. Znam religię rządzącą twoim światem. Czytałem o tym, który zmarł na krzyżu. - Zacisnął palce mocniej na moim ręku. - Ale dla mnie to tylko opowieść.

- Alejandro...

Chciałam powiedzieć coś więcej, ale był tak blisko... i tak intensywnie wpatrywał się w moje oczy... że nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Wszystko inne znikło. Pustka wypełniła moją głowę. Chciałam tylko patrzeć na niego, w jego cudowne hipnotyzujące oczy i nigdy nie przestawać.

Jednak Alejandro miał inne plany.

- Wiem, co do mnie czujesz, Hano.

- To, co pisałam... - wybełkotałam.

- Ja czuję to samo do ciebie.

- Co?

- Kocham cię, Hano. - Uścisnął moją rękę, po czym roześmiał się. - Kocham cię od dnia kiedy ujrzałem cię schowaną za tą lampą, stojącą tuż przed mostem prowadzącym do mnie.

Ja także się roześmiałam. Ale tak dokładnie było. Przecież obserwowałam go z ukrycia, jak jakaś chora stalkerka!

- To czemu nic nie powiedziałeś?

- Z wiekiem trudniej się mówi o takich sprawach. Ale sądziłem, że wiedziałaś. Nie czułaś tego?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam bardzo wiele. To tak jakby zapytać suszarkę, czy wie w którym momencie wysuszyła dane ubranie! Miałam mętlik w głowie!

Alejandro poderwał się niespodziewanie, puszczając gwałtownie moją rękę, która uderzyła z plaskiem o moje kolano. Był zły?

- Przecież ja nie mam pojęcia co robić! - krzyknął, wędrując wzdłuż sali, jakby rozprawiał nad problemami najwyższej wagi.

- Ale... o czym ty mówisz?

- O nas!

- O... nas?

- Mamy tylko trzy dni! Cholerne krótkie trzy dni, a ja nie wiem jak uciec z tego więzienia! - Spojrzał na mnie. - I wiem o czym myślisz. Chciałabyś tu zostać.

- To jest jakieś rozwiązanie!

- Ale jakie to rozwiązanie? - Skoczył ku mnie i klęknął przede mną, jakby prosił mnie o rękę. Serce zabiło mi tak mocno, że przez moment sądziłam, że naprawdę stanęło. - Nie wiemy, jakie będą konsekwencje, jeśli nie wyjdziesz z kuli na czas!

- O naszym współżyciu mówiłeś to samo - szepnęłam.

Alejandro warknął i ponownie zerwał się na równe nogi.

- I być może miałem rację! To, co się wydarzyło, może mieć dalsze skutki!

- To czemu, to zrobiłeś?!

- Wiesz czemu.

Alejandro stał przede mną i spoglądał na mnie tymi swoimi przenikliwymi oczami. Nie raz już gubiłam się w nich, zatracałam w tym spojrzeniu.

- A właśnie, że nie wiem!

- Ponieważ bardzo tego chciałem. I wiedziałem, że ty też chcesz tego samego.

- Wtedy jeszcze nie czytałeś mojego notesu! To skąd mogłeś wiedzieć?!

- Czułem to. I nasza poprzednia noc, też wiele mi powiedziała. A jeśli dwie osoby są tak bardzo samotne i chcą tego samego...

No tak. Spłoniłam się, jak rzodkiew. Nawet nie musiałam się w tej kwestii upewniać. Po latach rumieńców, dziewczyna bardzo dobrze wie, jak reaguje jej ciało i nie musi co chwilę zerkać w lusterko, by się upewniać, że jest czerwona jak zwykły burak!

- A co z konsekwencjami?

Alejandro pokręcił głową i gestykulując żywo rękami, odpowiedział, że nie wie.

- Nie znam wszystkich odpowiedzi, Hano. To dla mnie jest nowa sytuacja! Nie dla ciebie, a dla mnie! Do wczoraj sądziłem, że siedzę we własnym pałacu! Dopiero ty otworzyłaś mi oczy!

- A co z obrazami?! Z przedmiotami, które nie są twoje?!

- Co z nimi?

- Przecież jakoś się tutaj znalazły! A ty nawet nie wiesz, kiedy i jak tutaj trafiły! Masz dziury w pamięci, albo...

- Albo?

Milczałam, ale Alejandro nie spuszczał ze mnie wzroku. Wiedział, co chciałam powiedzieć.

- Dokończ, proszę.

- Albo świat, o którym mi opowiadałeś nigdy nie istniał i od początku żyłeś tylko w tej kuli! Podporządkowany jej zasadom!

Oczy Alejandra ponownie zgasły. Ciepło, które w nich było przeminęło, wyparte przez tę drugą postać - mroczną, której się obawiałam. Tę, której ruchów nie umiałam przewidzieć. Pamiętałam tylko tron i postać Alejandra na nim zasiadającego - w czarnej koronie, i długim płaszczu...

- Podporządkowany? - powiedział powoli, a jego głos zmroził mi krew w żyłach. To nie był ten sam Alejandro. - Nigdy nie zgodziłbym się na to.

- Może nie miałeś wyboru! - wykrzyczałam. Alejandro otworzył usta, ale nie pozwoliłam by mi przerwał. - Przecież nie pamiętasz swojego świata! Nie wiesz, jak się tutaj znalazłeś! Nie wychodzisz poza pałac i od lat ci to nie przeszkadza!

- Twoje lata dla mnie były tylko dniami!

- Ale one też upłynęły! Nawet te dni, kiedy spałeś i nie zdajesz sobie z nich sprawy! A ile było ich wcześniej?! Zanim mnie poznałeś?! Jak długo siedzisz w tej kuli, Alejandro?! - Podeszłam do niego i zmierzyłam się z jego zimnym spojrzeniem. - Bo ja wiem ile! Powiem ci dokładnie ile jesteś tutaj zamknięty!

Sięgnęłam po notes i otworzyłam go w miejscu, które kiedyś zapisałam - opatrzone starannie datami.

- Zobacz! Pięć lat temu kula pojawiła się po raz pierwszy! Na początku grudnia! I widziałam moment jej budowy! Codziennie ją mijałam! Najpierw powstał pałac! Przez ponad tydzień go wznosili, klocek po klocku! Potem pojawiły się figurki! Widziałam krasnali, drzewa i ciebie! Drewnianą figurkę pomalowaną na czarno, do złudzenia ciebie przypominającą! A następnego dnia pojawiła się ta przeklęta kula! Twoje szklane więzienie! Odseparowało nas ono od siebie! A potem patrzyłam jak twój zamek ożywał! Błyskał światłami, krasnale biegali na zewnątrz pałacu, poruszani mechanicznym zegarem! Tylko ty stałeś nieruchomo! Do czasu aż kula nie zniknęła pierwszy raz! Kilka dni później! - Złapałam oddech, przełykając głośno ślinę. Już nie było odwrotu. Musiałam mu to w końcu wygarnąć! - I tego dnia spotkaliśmy się twarzą w twarz po raz pierwszy! To tego dnia chowałam się za lampą, Alejandro! Ale faktycznie znałam cię już wcześniej! Tylko nieruchomego, zaklętego w kawałek drewna!

- Więc tylko ja stałem nieruchomo?

- Tak! A potem wszystko się zmieniło... - Łzy napłynęły mi do oczu, jak zwykły to robić, kiedy czułam za dużo emocji. - Zaczęliśmy spędzać ze sobą te trzy dni. Jedyne jakie były nam dane. Kiedy wychodziłam w niedzielę, kolejnego dnia nie mogłam wrócić, by choćby cię odwiedzić! Musiałam czekać! Co roku tak samo! Dopiero rok później, tego samego piątkowego dnia grudniowego kula znikała, a ty pojawiałeś się na tarasie, wypatrując mnie z oddali!

Alejandro pochylił głowę i przez chwilę stał tak zafrapowany. Jedynie jego oddech co jakiś czas przecinał powietrze. Obrócił się w końcu do zegara i utkwił w nim wzrok.

- Może to faktycznie... jedyne wyjście... dla nas.

Powiedział w końcu.

- Ale... że co?

- Ta kula. Może miałaś rację, kiedy mówiłaś, że nie miałem nigdy innego świata.

- Alejandro, przecież pamiętasz dawne życie! A ja tylko...

Tylko tak gadałam. Jak zwykle. Jak napędzana katarynka, która powinna trzymać gębę na kłódkę!

- Powinniśmy spróbować.

- Co?

Myślałam, że się przesłyszałam.

- Zostańmy w kuli. - Odwrócił się do mnie i skinął. - Tym razem zrobimy po twojemu.

- Na zawsze?

- Tak, choć nie wiemy jakie będą konsekwencje. Bardzo prawdopodobne, że jeśli minie niedziela to już nigdy stąd nie wyjdziesz.

Zadrżałam, a zimny pot przemknął po mojej skórze.

- Już... nigdy?

Pomyślałam o rodzinie. O mamie, która na mnie czekała z obiadem. O tacie, który nie ustałby w poszukiwaniach, aż w końcu umarłby z rozpaczy. O rodzinnym domu, wspólnych świętach, prezentach i radosnym śmiechu moich bliskich...

- Jesteś na to gotowa, Hano? Chcesz spędzić ze mną resztę swojego życia? Zamknięta w tej kuli?

O tym przecież marzyłam. Na to czekałam. Kochałam moją rodzinę, ale Alejandra kochałam bardziej. Mocniej, inaczej. To była inna miłość.

Skinęłam.

- Ale...

-Tak?

Alejandro zbliżył się do mnie, spoglądając na mnie z góry.

- Chciałabym się pożegnać z rodziną.

- Dobrze. - Położył ręce na moich barkach i pochylił się, by pocałować mnie w czubek głowy. - Tak zrobimy. Odprowadzę cię na most, a ty pójdziesz do swoich bliskich. Ale jutro wróć, tylko przed wieczorem.

- Będę jeszcze dziś!

- Jak zechcesz. - Skinął ze spokojem. - A nie wolałabyś spędzić z nimi ostatniej nocy?

- Nie, lepiej będzie jak wrócę dziś.

- Dobrze. Będę czekał na tarasie. Jak zawsze.

Pochylił się jeszcze niżej i pocałował mnie w usta. Zrobił to tak niespodziewanie, że początkowo aż się cofnęłam ze zdumienia. Ale przecież to był on - mój ukochany, któremu już dawno podarowałam serce i z którym dopiero co, oddawałam się uniesieniom...

Tego samego dnia opuściłam pałac Alejandra. Nie mając pojęcia, że kiedy następnym razem go ujrzę, nie będę już dwudziestokilkuletnią dziewczyną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro