Dodatek NAMJIN

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dla Moochi_kulka  💕

- To właściwie co ja mam robić?

- Jin kurwa, ile razy mam ci tłumaczyć jedno i to samo?

- Jak na razie nic mi nie wytłumaczyłeś.

- Tak trudno się domyślić?

- Dla mnie wszystkie laski są równie obrzydliwe, jak moje zdanie może tu cokolwiek zmienić? Jak zwykle chcesz mi zrobić na złość.

- Na złość robiłem ci kiedy mieliśmy po 10 lat, teraz mogę cię co najwyżej porządnie wkurwić.

- Wszystko jedno.

Jin dolał sobie bez pytania zmrożonego soku do tequili wyciągniętego wcześniej z małej, przenośnej lodówki. Wzdłuż połyskującej wody stojącej nieruchomo w wyłożonym jasnymi płytami basenie leżeli na dwóch, z rzędu drewnianych leżakach. Oszroniona szklanka prawie wyślizgnęła mu się z dłoni, gdy zagapił się kątem oka na opalony tors Namjoona, bezwstydnie wystawiony na silne promienie słońca. Rodzice młodszego już drugi tydzień spędzali w podróży na Malediwach, gdzie trafili pod wpływem kaprysu pani Kim, która zażyczyła sobie ekskluzywnego wyjazdu na 20 rocznicę ślubu. Dom Namjoona nigdy nie onieśmielał Jina, mimo, że tak bardzo różnił się od jego standardu życia w małej kawalerce, dzielonej razem z siostrą, na szóstym piętrze, bez klimatyzacji, dosyć daleko od centrum miasta i co najważniejsze od tego domu gdzie spędzał już któryś z kolei dzień na bezczynnym wylegiwaniu się przy basenie, wieczornych popijawach przy ognisku i najróżniejszych praktykach seksualnych jakie tylko mógł sobie wyobrazić. Nieswojo czuł się tu kilka lat wcześniej, kiedy miejsce to kojarzyło mu się niejednoznacznie z zakazanym dla niego owocem. Nie wstydził się przyznać, że stalkował Namjoona od kiedy tylko pierwszy raz zobaczył go na szkolnej wycieczce w górach. Min go nie interesował, a wręcz drażnił swoim wszędobylstwem, a Namjoon.. on był inny, przyciągał go do siebie, kusił, dawał prawie, że niewidoczne znaki. Było w nim coś co uzależniało Jina, co raz mocniej i mocniej z każdym kolejnym dniem, z każdym spojrzeniem, obelgą rzuconą w jego kierunku. Miłość uderzyła go nagle i znienacka. Jego siostra uparcie sądziła, że to zauroczenie albo niezdrowa fascynacja, ale on wiedział, że to nieprawda. Bzdurą jest, że miłość nie istnieje, że to tylko potrzeba posiadania kogoś zaufanego, kto podaruje stabilizację. Miłość istniała i to w najpełniejszym tego słowa znaczeniu .

Nie podobała mu się propozycja młodszego, odrzucił ją natychmiastowo, z tym, że jego zdanie nie miało większego przebicia, jeśli chodziło o te prośby z rodzaju rozkazów. Ponadto Jin nie miał na tyle silnej woli, by się sprzeciwiać, podczas gdy boski Namjoon paradował przed nim bez koszulki, lekko spocony, opalony i nieziemsko seksowny. Upił porządny łyk zmrożonego na kość napoju, czując jak przyjemny posmak alkoholu rozchodzi się po podniebieniu. Zza czarnych oprawek okularów śledził każdy ruch młodszego, kiedy ten wstał, by ustawić się nad nim jak grecki Adonis i zasłonić mu słońce.

- Co? – zapytał głupio.

- Jeun przyjdzie o 15.

- To za 10 minut.

- Właśnie, a ty się wylegujesz.

- Sam się wylegujesz obok. Nie będę biec na złamanie karku przez jakąś szmatę.

Namjooon raptownie wytrącił mu z dłoni szklankę, która uderzyła o płytki rozbryzgując się na drobne kawałki szkła.

- Marnujesz alkohol.

- Zaraz ja złamię ci kark, jeśli nie wstaniesz i nie pojawisz się za 3 minuty w środku.

- A nie wystarczyło poprosić?

- Chyba się przesłyszałem.

- Powtórzyć?

- Jesteś dzisiaj bezczelny, nie przeginaj – zgarnął z oparcia leżaka lnianą koszulę i narzucił ja na szerokie, rozbudowane ramiona – 2 minuty Kim.

Dziewczyna spóźniła się parę minut. Wbiegła zdyszana po granitowych schodkach, jak szalona dzwoniąc o kilka razy za dużo.

- Idź otwórz – rozkazał Namjoon.

- Wyglądam ci na kamerdynera?

- Zapierdalaj w podskokach – nie był jeszcze zły, a Seokjin lubił go prowokować.

- Może do ciebie nie dotrzeć – starszy zacisnął dłonie w pieści i manifestacyjnie strzelił chrząstkami – płeć mnie nie ogranicza.

- To córka prokuratora, za każdego siniaka dostaniesz ode mnie szpicrutą po dupie.

Grzeszny uśmieszek przemknął po krwistych wargach. Namjoon nigdy nie nauczy się wymierzać odpowiednich kar, taki jego urok.

- Spóźniłaś się – od progu przywitał ją obrzydzeniem wypisanym na twarzy.

- Kim jesteś? – tuż nad linią włosów zebrały jej się kropelki potu. Ubrała się w nietypowy jak na dziwkarską pizdę sposób, nawet zbyt grzecznie jak na gust Jina. Zna zwykłą zamszową sukienkę narzuciła cienką koszulę, żeby nie spalić sobie ramion w letnim słońcu. Wyglądała jakby nie mogła wytrzymać przepełnionego pogardą spojrzenia, ona się wręcz zawstydziła. Co taka sierotka tu robiła, Namjoon chyba postradał zmysły.

- A co cię to obchodzi? Idź na taras, czeka tam na ciebie.

Jeśli choć przez sekundę pomyślała, że będzie miała chwilę sam na sam z bogatym paniczykiem z tego nowoczesnego domu, to grubo się myliła. Jin nie odstępował jej na krok. Razem wyszli przez ogromne, szklane drzwi na skąpany w morzu światła taras. Mocno nagrzane panele parzyły Jina w bose stopy, dlatego czym prędzej przysiadł na jednym z leżaków w cieniu. Namjoon już na nich czekał kończąc robić dwa drinki, jeden z pewnością był dla Jeun. Mogłaby pomyśleć, że dosypał jej czegoś co uśpi ją na długie godziny, ale tego nie zrobiła, przyjęła drinka, widocznie uznając, że nic gorszego już ją dzisiaj nie spotka.

- Słyszałem, że twój ojciec zaczął współpracować z więzieniem, w którym pracuje mój ojciec.

- Dostał taką propozycję, ale jeszcze się waha – westchnęła rozglądając się po okolicy. Warga Jina drgnęła nerwowo, kiedy westchnęła ponownie, starając się by zabrzmiało to jak jęk rozkoszy – Bardzo go wychwalał.

- Mojego ojca?

- Tak. Opowiadał mi i matce przy kolacji, podobno dobrze im się razem współpracowało na szkoleniu.

- Mój nic takiego nie mówił – dziewucha nie musiał wiedzieć, że ojciec nie dzielił się z nim żadnymi informacjami, właściwie to w ogóle z nim nie rozmawiał. Każdą wiadomość musiał zdobywać sam, podstępem, lub rękami Jina.

- Skoro tak dobrze się dogadują, to dlaczego proponujesz mi współpracę?

- Ojciec jest uczciwy, na wskroś dobry jak pierdolony Ghandi – odłożyła drinka na szklany stolik – A nasza współpraca nie na tym miała się opierać. Nawet jeśli brali by od siebie w dupę, to nie zmieni faktu, że ojciec nie rozumie moich powodów, a ja jego.

- A jaki masz powód?

- Nick, on musi dostać się do tego więzienia. Jego brat siedzi, a tylko on ma informacje o prawdziwej tożsamości jednego skurwiela.

- Nick.. ok, to był powód Nicka, a twój?

- Kocham go. I chcę mu pomóc.

Mina Namjoona była mieszanką prześmiewczości i pogardy. Nikt nie wiedział lepiej niż Jin, że Kim Namjoon nie wie czym jest miłość.

- Widzę, że nie rozumiesz – wyglądała jakby chciało jej się płakać i śmiać jednocześnie.

Usta Nama powędrowały w dół wykrzywiając się w ani trochę nie uroczą podkówkę.

- Nie – szepnął mocno – Ale to nie znaczy, że ci nie pomogę. Zdejmij sukienkę.

- Co? – głos podniósł jej się o kilka oktaw i straciła sporą część pewności siebie.

- Ogłuchłaś?

Między całą trójką zapadło denerwujące milczenie, ale widać, że dziewczyna się wahała, co już oznaczało, że nie była święta.

- Tego nie było w umowie.

- O jakiej umowie mówisz?

- Miałam towarzyszyć ci na bankiecie.

- Myślisz, że pomogę ci za stanie obok i przeciętny wygląd?

- Nie zgadzałam się na seks i to w trójkącie – skinęła na Jina.

- A kto tu mówi o seksie? Masz zdjąć sukienkę albo wypierdalaj i nie zajmuj mojego cennego czasu.

Stawka kusiła, skoro była tak szaleńczo zakochana, to striptiz nie był wygórowana ceną. Jeśli przyszła musiała liczyć się ze wszystkim, a Namjoon szykował dla niej dużo niespodzianek. Wstała z leżaka i pewnym ruchem złapała za rąbek zamszowej sukienki ściągając ją przez głowę. Ciało miała przeciętne, blade i kanciaste. Wystające obojczyki sterczały jak u anorektyczki, do tego niedopasowana kolorystycznie bielizna, chyba naprawdę nie podziewała się takiego obrotu spraw. Namjoon ciężko podniósł się ze swojego siedziska i westchnął jak koneser drogiego wina, który musi ruszyć swoje tłuste dupko i zaszczycić obesranych ze strachu młodzików swoją oceną. Z tą różnicą, że dupska tłustego nie miał, a wprost przeciwnie, zgrabny tyłek opięty przez materiał jasnych spodenek do połowy ud. Obszedł dziewczynę kilkukrotnie dookoła skanując ją z każdej strony głodnym wzrokiem. Jin pozostał na swoim miejscu, skąd mógł napawać się strachem dziewczyny. Grała zatwardziałą, ale zdradzały ją lekko drżące kolana. Brunet graniczył na krawędzi sadysty i masochisty, wszystko zależało od perspektywy osoby, z którą obcował. Przed niektórymi ludźmi czuł respekt i pragnął być przez nich poniżanym, do tego wąskiego grona należał Namjoon. Zdecydowanie większą przeciwwagą byli ludzie, którymi gardził czując niebiańską przyjemność z zadawania im bólu, czy chociażby bezpodstawnego grożenia. Lubił kiedy ktoś okazywał strach, zwłaszcza przed nim. Jako, że sam przeszedł przez rygorystyczne fatum, odpłacał sie teraz złym za nadobne. Boleśnie zagryzł skórę wewnątrz policzka, tak że cienka powłoka pękła zalewając jego usta krwią, gdy Namjoon odchylił ramiączka jej biustonosza. Jin poczuł, że jego penis robi się twardy, ale nie z powodu miarowo odsłanianych, kobiecych piersi zabawki Mona, ale z odoru jej strachu. Trzęsła się jak obrzydliwa galareta, którą pani domu robiła na każdą okazję, gdyż nie potrafiła przyrządzić nic innego. Kiedyś dostał taką breją prosto w twarz za wylane na pościel wino.

- Zimno ci, że się tak trzęsiesz? – zapytał złośliwie Namjoon patrząc w stronę Jina. Oczywiście dostał w odpowiedzi równie szatański uśmieszek. Dziewczyna opuściła głowę dotykając brodą miejsca między obojczykami. Namjoon jednym ruchem odpiął spinkę opuszczając długie włosy wzdłuż ciała – Jin tobie też zimno?

- Niespecjalnie.

- Widocznie kurwy mają niższą temperaturę ciała – popchnął ją mocno zmuszając, by opadła na kolana. Podszedł do stolika przy szklanej poręczy dolewając do szklanki wypełnionej lodem whiskey droższą niż cała dzisiejsza stylizacja dziewczyny – A może masz gorączkę? W takim razie trzeba ją zbić.

Jin parsknął śmiechem, kiedy cała zawartość szklanki spłynęła wprost na jej głowę. Zatrzęsła się jakby poraził ją prąd, zwłaszcza kiedy spadły na nią kostki lodu. Objęła klatkę piersiową chudymi ramionami. Cała lepiła się od brązowawego alkoholu.

- Pozwoliłem ci się zasłaniać?

Uparcie trzymała ręce w tej samej pozycji, więc Namjoon złapał za wystający z doniczki cienki, drewniany patyczek przytrzymujący pnącza rośliny, a następnie dało się dosłyszeć tylko szybkie świśnięcie i mocne uderzenie. Dziewczyna krzyknęła opadając na przedramiona jakby do pokłonu. Na jej odsłoniętym karku został ślad rozgrzanej do czerwoności pręgi. Jin sam mógł pochwalić się kilkoma takimi na łydkach i tyłku, nie było to najprzyjemniejsze uczucie w jego życiu. Teraz jednak nie miało to żadnego znaczenia.

- Widzę, że ona, tak samo jak i ty, nie rozumie języka werbalnego – odezwał się do Jina.

- Nie porównuj mnie z nią – splunął starszy.

Dziewczyna pochlipywała cicho dusząc w gardle łzy.

- Dlaczego? Jesteście takimi samymi kurwami. Z tym, że ona najwyraźniej tego nie lubi. A szkoda. – przykucnął obok dziewczyny i odgarnął jej z czerwonej twarzy pasma włosów, ta bezwiednie drgnęła pod wpływem niechcianego dotyku – powiedz Nickowi, że się zgadzam. A teraz wypierdalaj z mojego domu. Bankiet unieważniony, możecie przyjść razem.

Ta natychmiast zerwała się z miejsca i chciała sięgnąć po leżące na podłodze ubranie.

- Po co ci to? Gorąco jest – nadepnął na szmacianą sukienkę i wskazał skinieniem na drzwi.

- Nie.. błagam.

- Powiedziałem wynocha.

- Namjoon...

- Kto pozwoli ci mnie tak nazywać szmato? – wziął do ręki sukienkę i rozdarł ją na dwie części, z pewnością nie nadawała się już do ubrania. Rzucił jej bezużyteczną ścierką w twarz – Proszę, znaj moją łaskę.

Jin wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów i od razu zapalił jednego. Siedział jak idiota, wyprężony, dłoń opierając na oparciu mebla, dysząc ciężko zaciągał się każdym haustem tytoniu, z potężnym wzwodem, spocony i czerwony na twarzy.

- Ty też już idź, wracają dzisiaj wieczorem – zabrał paczkę papierosów od bruneta i sam zapalił drugą fajkę.

- Joonie..

- Czego?

- Mógłbym to oglądać godzinami.

- Wiem ty pojebany sadysto. Nie czas teraz na to, jutro o 17 widzę cię pod moimi drzwiami.

- Jak to?

- Tak to. Idziesz ze mną na bankiet. Dawno chciałem wkurwić ojca jakimś pedałem u boku.

Nieważne jakie miał pobudki, Jin i tak cieszył się jak szalony.

...

Ojciec Namjoona był szefem strażników więziennych w największym seulskim więzieniu, tylko, jak mawiała jego matka. Ona zajmowała stanowisko konsula Korei w USA, dlatego tak rzadko bywała w domu. Kiedy przyjeżdżała na parę dni zrobić im „audiencję" mieli czuć się zaszczyceni, ale jakoś niespecjalnie wczuwali się w rolę. Obaj mieli po dziurki w nosie jej obnoszenia się swoim stanowiskiem, prawie jakby była półbogiem, lub jego wysłannikiem tu na ziemi, a oni szczęściarzami, że mają zaszczyt widzieć ją z tak bliska, dotykać, rozmawiać w cztery oczy. Mimo wspólnego wroga, Namjoon i jego ojciec pałali do siebie wyjątkową niechęcią. Cała ta rodzina była zbudowana na manii wielkości i obopólnej nienawiści, w każdym aspekcie życia.

Pomysł z bankietem z okazji 20 – lecia małżeństwa wyszedł oczywiście od matki i to dosyć spontanicznie, bo już kilka dni przez jego planowaną datą. Matka kazała Namjoonowi zaprosić miłą damę i zachowywać się jak na jej syna przystało. I to był cały wkład Mona w to przedsięwzięcie. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie wtrącił paru gorszy i nie zorganizował dobrze przemyślanego planu, który miał na kilku frontach narobić szkody swoich staruszkom.

- Dzień dobry, jest Namjoon? – zadowolony z siebie Jin stanął w drzwiach państwa Kim punktualnie o 17. Prezentował się wyjątkowo przystojnie w kupionym przez Namjoona garniturze, idealnie skrojonym, ciemno granatowym, delikatnie połyskującym na niektórych wstawkach.

- Co ty tu robisz? – zapytał pan Kim wgapiając się z Jina jak na panie próbujące mu wcisnąć zakup nowoczesnego zestawu garczków za jedyne 399,99.

- Jinnie, już jesteś – Namjoon wyłonił się zza pleców ojca. Przesunął go z drogi i złapał starszego pod bok. Wpił się mocno w jego usta w namiętnym pocałunku pełnym pasji.

- Chyba żartujesz Namjoon, matka cię zabije.

- O co chodzi? Miałem kogoś zaprosić, więc zaprosiłem. Masz jeszcze coś do powiedzenia?

- Matka ci tego nie daruje.

- Mam ją gdzieś, tak samo jak ciebie. Chodź Jinnie, pomożesz mi wybrać krawat – pociągnął za sobą wysokiego chłopaka podając ojcu jego marynarkę i traktując go jak kamerdynerowi.

- Pamiętasz wszystko? - zapytał zaraz po zamknięciu na klucz drzwi pokoju.

- Pamiętam.

- Liczę na ciebie Jin, to musi się udać.

- To już nie Jinnie?

- Pierdolnę ci jak się nie uspokoisz. Masz wszystko?

- Mam, ale nie wiem czy to nie bujda.

- Nie ufasz mi?

- Tobie ufam, ale im... już niespecjalnie.

- Wyobraź sobie, że to moje autorskie dzieło. Lepiej? – wydyszał starszemu w twarz miętowo alkoholowym oddechem.

- O wiele.

Bankiet zorganizowano w kameralnej restauracji na obrzeżach miasta. Zaproszono oczywiście jedynie elitę seulskich spółek, pracowników ambasad, bliskich przyjaciół matki i kilku znajomych ojca. Namjoon w całej wspaniałości dobroci matki również otrzymał pozwolenie na zaproszenie kilku znajomych, by mógł spędzić czas z kimś w swoim wieku. Matka pławiła się w chwale i blasku własnego wygórowanego ego. Co poniektórzy, mądrzejsi podśmiewali się z jej błazeńskiego zachowania. Miała niespotykanie narcystyczne podejście do życia, co przysporzyło jej w życiu niejednego kłopotu, ale i doprowadziło na szczyt. Próżność to w dzisiejszym czasie cecha podstawowa do osiągnięcia sukcesu. Jin przyglądał jej się ukradkiem popijając szampana. Dostał za zadanie obserwację grupy gości i wyczajenie odpowiedniej okazji.

- Słyszałeś, że jacyś debile obrobili tydzień temu muzeum w Hong Kongu?

- Muzeum?

- Zorganizowano bankiet, podobnież chcieli ukraść nowo wystawiony obraz, ale z jakiegoś powodu zostawili go na miejscu, tylko wyjęty z ramy i zwinięty w rulon.

Grubas w za dużym fraku zaśmiał się ochryple.

- Ale potem okazało się, że to zmyła i naprawdę chcieli ukraść serce jeziora.

- Ten sygnet?

- Taak – przeciągle tłumaczył mężczyzna z wyraźnie europejskim akcentem – Pomyśl jak genialnym strategiem trzeba być, żeby wymyśleć taki plan.

- Zaiste. W dzisiejszych czasach złodzieje to niejednokrotnie elita potężnych umysłów, jakże mogliby przyczynić się dla nauki, gdyby wkroczyli na prawą ścieżkę.

Jin miał dosyć słuchania głupot rodem z teatralnego przedstawienia. Odstawił niedopitego szampana i wmieszał się w tłum szukając Namjoona. Wtedy ich zauważył. Nick i jego dziwkarska dziewczyna. Uśmiechnął się do niego i pomachał przywołując do siebie.

- Seokjin! Kopę lat – przytulił go w zdradzieckim geście. Jin miał ochotę odepchnąć go jak najdalej, a najlepiej przedziurawić czaszkę prętem i posłać na dno rzeki Han.

- Witaj Jeun – dziewczyna spuściła speszony wzrok i pociągnęła za rękaw chłopaka.

– Pójdę się czegoś napić.

- Jasne kotku, zaraz się spotkamy – to jak się do niej odnosił i jak bardzo miał w dupie to co zrobił jej Namjoon świadczyło o wybitnym skurwysyństwie tego człowieka – To gdzie pan Kim? Poznam go dzisiaj?

- Musisz zapytać Namjoona, ja z jego ojcem mam mniej wspólnego niż ty.

- Ale masz sporo wspólnego z Namjoonem szczęściarzu. Brzydzę się pedałami, o ile nie ma korzyści z brania czyjegoś fiuta.

- Ojciec Nama wygląda jeszcze całkiem znośnie jeśli taki masz plan.

Nick roześmiał się perliście. Komentarze Jina latały mu koło tyłka, dobrze znał sytuację bruneta, nie miał w zwyczaju dyskutować z pachołkami.

- Jeśli mnie zdradzicie pociągnę was za sobą.

- To miłe z twojej strony. Scalasz grupę, prawdziwie kolektywistyczne podejście do życia.

Niski blondynek poklepał go po ramieniu w przyjacielskim geście , być może ktoś nieobeznany nabrałby się na szczerość chochlikowych uśmieszków.

- Ja za to mogę cię poznać z panią Kim, jest konsulem i moją przyszłą teściową.

- Słodko. Nie wiedziałem, że jesteście w takich dobrych stosunkach.

- Chyba jednak nie znasz mnie tak dobrze jak ci się wydaje.

Obaj podeszli do eleganckiej pani konsul odrywając ją na moment od zajadania się koreczkami z pleśniowego sera.

- Pani Kim – Jin ukłonił się nisko przed kobietą.

- Seokjin..- zmierzyła go karcącym wzrokiem od stóp do głów jakby patrzyła na obrzydliwego insekta – Nie spodziewałam się tu ciebie.

- Przyszedłem na zaproszenie Namjoona.

- Domyśliłam się, na pewno nie na moje. A to kto?

- Nick Colson, inwestor z Londynu, przyjechał specjalnie na urządzony na pani cześć bankiet.

- Ojej! W co pan inwestuje? – od razu zmieniła ton na przesłodzony głosik zblazowanej paniusi. Nie trzeba było jej dużo do szczęścia, wystarczyło słowo inwestycja, pieniądze, filantrop.

- Ogólnie zajmuje się energetyką, ale do Korei wpadam po ceramikę, macie tu piękne wyroby, zajmuje się wieloma przedsięwzięciami.

- Bardzo ciekawe.

- Napijmy się za spotkanie – Jin pojawił się znikąd z trzema kieliszkami żółtawego likeru – Pani ulubiony – posłał jej miły uśmiech, którego oczywiście nie odwzajemniła. Wyjęła mu kieliszek z dłoni i stuknęła go elegancko z naczyniem Nicka w formie toastu zupełnie ignorując Jina – za spotkanie, wie pan, ja również interesuję się ceramiką, ale bardziej antykami.

Nie zwrócili uwagi kiedy Jin zniknął z pola widzenia dwójki, przedzierając się wzdłuż pomieszczenia, by dostać się do stojącego w rogu pokoju Namjoona.

- Znajdź dilerów, zrobię resztę.

- Namjoon, gdzie matka? Przyjechał ambasador.

- Rozmawia z jakimś kolesiem, tam stoi – wskazał pytającemu ojcu. Pojawił się znikąd zaraz po odejściu Jina. Pewnie tylko czekał aż starszy odejdzie, żeby przypadkiem za bardzo się do niego nie zbliżyć. Namjoon miał wrażenie, że nie o orientację tu chodziło, ojciec po prostu nie trawił tego chłopaka, a on miał świetny pretekst do działania mu na nerwy.

- Zawsze znajdzie sobie jakieś gówniane towarzystwo – przewrócił podkrążonymi oczami, nie spał chyba dwie doby, żeby urządzić wszystko tak, jak zażyczyła to sobie małżonka.

- Jak myślisz czemu za ciebie wyszła? – bezczelnie dopił brandy i zostawił mężczyznę z niezrozumieniem na twarzy.

Jak na razie nie zrobiła nic co wskazywałoby na to, że jest wdzięczna, po co?

...

- Tu jesteś Jeun, szukałem cię wszędzie.

Nick zatarł zaczerwienioną powiekę przybrudzoną dłonią. Ciągle strzepywał z wierzchu dłoni drobinki cukru, a one ciągle tam tkwiły, przykleiły się czy co? Podszedł bliżej narzeczonej, zarzucając jej brudną rękę na ramię, nie cofnęła się. Ostatnio była jakaś niemrawa, od rozmowy z Namjoonem. Ale wprowadziła go na bankiet i zamierzał jej darować te humory, tym bardziej, że nie przyszedł do niej bezpodstawnie. Delikatnie wsunął dłoń pod materiał zwiewnej bluzki pieszcząc powoli po kawałku ciała dziewczyny. Odwróciła się i już wiedział, że będzie krzyczeć. Nie zrobiła tego, co więcej oddając pieszczotę, zaszumiało mu w głowie, kiedy wsunęła chętny język między jego wargi, nie smakowała tak jak zwykle, jakimś zdrowym koktajlem z chuj wie czego. Odchylił jej głowę gładko w tył dziwiąc się jak chętnie poddaje się każdej jego decyzji.

- Kurwa, co z tobą?

- Nie pytaj.

Nie pytał i tak nie mieli nic lepszego do roboty zanim spotka się z panem przyjęcia. Znowu ten cholerny cukier sklejał mu wargi, mdła żółć stanęła w gardle zaklejając je jak krówkowy cukierek. Lubił słodycze, ale bez przesady, czego ona się najadła, że była aż tak słodka? Nie słodko pojękująca kiedy pieprzył ją nad ranem, tylko obrzydliwie przesłodzona jakimś pierdolonym cukrem. Posadził ją na barierce, a ona pierwszy raz nie bała się wysokości. Może dlatego, że dookoła spowijała ich ciemność, a przepaść po drugiej stronie była słabo widoczna, zwłaszcza po paru kieliszkach.

- Pan Kim prosi wszystkich do środka.. – w szklanych drzwiach stanął kelner. Zamarł jakby zobaczył pierdolonego cesarza i prawie upuścił tackę wypełnioną przekąskami. Nie wiedzieć czemu zrobił gwałtowny tył zwrot i uciekł spłoszony. Nawet kelnerzy są tu jebanymi prawiczkami, boją się gołych cycków, cała rodzina Kim to cioty. Pewnie mężulek wkurwiającej pani konsul tez zapodawał w dupsko swoim kolegom po fachu, w więzieniu to praktyki na porządku dziennym, może zabawia się z więźniami, apotem wraca do domu i zbolały mówi, że boli go głowa, kiedy starucha chce poświrować. W końcu synek musiał po kimś to odziedziczyć. Choć ten cały Seokjin nie był brzydki jak na faceta. Zdecydowanie musiał dzisiaj zaruchać, skoro takie myśli chodziły mu po głowie. Zawarczał nisko, kiedy ktoś złapał go za tył marynarki i mocno odciągnął w dół, przewracając na plecy. Nerwy całkowicie mu popuściły, dopóki twarde dłonie przeznaczone do bicia i przesłuchiwania więźniów nie uniosły go do góry, a świszczący głos nie zadał mu pytania prosto w twarz.

- Co ty sobie wyobrażasz gówniarzu?!

Najchętniej puściłby pawia prosto w twarz mężczyzny, wzrok mu się pogarszał, coś szeptał, majaczył.

- On jest naćpany – stwierdził ktoś obok.

- Pani Kim , wszystko w porządku?

- Nie dotykaj mnie! – wrzeszczała. Robili coś jego Jeun. Jaka Kim?

Chciał się wyrwać, ale ciało miał wiotkie jak z galarety, nie reagował kiedy mężczyzna potrząsał nim jak szmacianą lalką, już nawet nie słyszał co do niego wrzeszczy.

- Brałaś coś z nim, a teraz pieprzysz się z chłopakiem, który mógłby być twoim synem?! Przeszukać go, albo znaleźć tego kto mu dał narkotyk. Pójdziesz siedzieć mały skurwysyni – rzucił nim o podłogę.

Namjoon dotrzymał danego słowa. Nick spotka się z bratem, a on w ramach zapłaty może pocieszyć jego narzeczoną. Wszyystko odbyło się zgodnie z umową, z tym, że na jego warunkach zapisanych druczkiem, tak zwane kruczki. Można je znaleźć w każdej umowie. Stanęli wspólnie z Jinem za małym tłumem zebranym nad groteskową sceną. Jin nie mógł powstrzymać cichego śmiechu. Narkotyki szybko znaleziono przy Jeun i jeszcze kilku randomowych ludziach, którym starszy cały wieczór podrzucał cukrowo obrzydliwą substancję. Każdy genialny plan ponosi ofiary. Przeszukiwanie obejmowało wszystkich gości. W pewnym momencie przyszła kolej Jina, odwrócili go dosyć agresywnie i przeszukali wszystkie kieszenie.

- Następny! – krzyknął policjant i chciał przekazać Seokjina funkcjonariuszom.

- Co?! To nie moje! – przerażony spojrzał na Namjoona. Czy to możliwe, żeby mu to podrzucił? Chłopak uśmiechnął się szybko. Pan Kim przedarł się do nich z triumfalnym uśmiechem na ustach.

- Zaraz, czy to nie zwykły cukier? Patrzcie, takie saszetki leżą na stołach, nawet nie jest otwarta – Namjoon bez strachu otworzył opakowanie i spróbował substancji – To cukier. Spróbujcie.

Policjant zamoczył palec w substancji i polizał go.

- Rzeczywiście przepraszam pana.

- Jak śmiecie oskarżać mojego chłopaka? A ty nic nie powiesz? - spojrzał na ojca.

Mężczyzna nic nie odpowiedział, pomachał dłonią na zaczepkę syna i zignorował prześmiewcze spojrzenia kolegów z pracy kiedy Namjoon przysunął do siebie twarz Jina i złożył na jego ustach delikatny pocałunek, taki jak nie zdarzał im się prawie nigdy. Stado motyli wzbiło się we wnętrznościach Jina do lotu. Myślał, że oszaleje.

- Ty sukinsynu – wyszeptał mu w usta – przestraszyłeś mnie.

- Nie ma ryzyka nie ma zabawy, co nie bojaźliwa księżniczko?

Jin wiedział co oznacza to przezwisko. Namjoon miał na niego chęć. Nie dziwił się, młodszy był w szampańskim humorze, aż promieniał radością, gdy ojciec patrzył z pogardą na wystraszoną matkę. Słyszał szepty, wszyscy plotkowali o jej publicznym seksie na tarasie z dużo młodszym mężczyzną. Matka była skończona, Nick uziemiony, a ojciec miał większe rogi od kanadyjskiego łosia. Czy mogło być lepiej? Miał nadzieję, że zszargana opinia publiczna utemperuje im trochę wygórowane ego. Nick nie reagował nawet kiedy przyjechała policja, zabrali go bez walki, bez krzyków, miał przesiedzieć w areszcie do rana i czekać na proces. Ojciec już postara się żeby nieprędko wyszedł z pierdla.

- Jesteś jebanym geniuszem – postanowili wrócić do domu na piechotę. Nie mieli daleko. Noc była ciepła i przyjemna, gorąc nie doskwierał tak mocno jak w ciągu dnia. Jin zdjął marynarkę i podwinął do łokci koszulę, ukazując ładnie zarysowane mięśnie i zgrabne ręce. Namjoon pierwszy raz od dawna czuł się taki szczęśliwy, w przypływie spontaniczności i głupoty dotknął odrobinę mniejszej dłoni. Jin poczuł, że jego wnętrze płonie. Miłość jego życia, brutal i sadysta błądził palcami po długości jego przedramienia zupełnie delikatnie, jak kochanek nie jak władcza domina, która chce go tylko upokorzyć i dać upust swoim popędom.

- Co z tobą?

- Dobrze, że byłeś ze mną – Namjoon splótł ich palce razem – odwaliłeś kawał dobrej roboty.

- To ty obmyśliłeś cały plan – Jin prawie płakał ze szczęścia. Namjoon trzymał go za rękę, prawdziwy Namjoon, nie ten ze snów, nie zmyślony, nie jego marzenie.

- Wiadomo, że ja tu jestem od myślenia, ale bez ciebie by mi się nie udało.

Młodszy pociągnął go w tył, zatrzymując ich obu na środku pustej ulicy. Jin odrobinę przestraszony gładko podążył za jego ruchem.

- Nie ważne co powiem czy zrobię w przyszłości. Jak okropny będę, jakim skurwysynem się okażę, a wiem, że tak będzie, nigdy mnie nie zostawiaj. Dobrze?

- Nigdy! – zatrwożył się starszy.

Wtedy Namjoon zrobił coś czego Jin nie zapomniał już nigdy w życiu i co towarzyszyło mu w ostatniej chwili życia, zamiast lufy skierowanej w jego głowę widział tylko delikatny uśmiech na twarzy ukochanego Namjoona i jego rozpostarte, zapraszające do uścisku ramiona. Nigdy już go tak nie przytulił, ale Jin tak strasznie chciał dotrzymać obietnicy. Nie udało się. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro