Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie wpychaj mi tego do kieszeni, bo się skapnie! – warknął Tae na mniejszego chłopca.

- Chciałem spróbować tych cukierków..

- Dawaj.. tylko ostrożnie.

Starszy z nich przykucnął przy regale ze zdrową żywnością, udając że szuka czegoś pośród pudełek z brązowym ryżem. Wcisnął do kieszeni kolorowe, szeleszczące cukierki i zasunął suwak szybkim ruchem. Podniesiona głowa wyjrzała zza dyktowej ścianki szafki na odwróconą delikatnie w lewo kamerę. Jungkook nerwowo dreptał parę kroków dalej i drżącymi rękami przekładał pudełko kawy z miejsca na miejsce. Tae zganił go w myślach za ostentacyjnie głupie zachowanie i nawet nie zdziwił się kiedy kasjerka za ladą wychyliła się i zmierzyła go ciekawskim spojrzeniem. Zabierała się już do wygrzebywania z pomiędzy kartonowych pudeł i tony śmieci za blatem, więc niewiele myśląc wysłał przygotowanego już wcześniej smsa.

- Możecie tu podejść chłopcy? – zapytała z wysiłkiem, gdy zdała sobie sprawę, iż nie tak łatwo będzie jej się wydostać ze środka rozgardiaszu.

Jngkook spiął się, jakby poraził go prąd i wytrzeszczył oczy z przestrachem.

- O co chodzi? – pytanie zabrzmiałoby nawet niewinnie, gdyby nie niski głos chłopaka. Mutacja upomniała się o niego zaskakująco szybko. Chciało mu się śmiać widząc ludzi dziwiących się na ton jego głosu, jakże nie pasującego do słodkiej buźki.

- Co się tak skradacie za tymi szafkami, mam zawołać syna? – zagroziła i wytoczyła się w końcu, zastawiając im drogę ucieczki.

- Przecież tylko wybieramy produkty. To pani nieodpowiednio traktuje klientów – oburzył się sztucznie.

- Ta jasne, nie pouczaj mnie synku i pokazuj kieszenie. Ostatnio dużo mam tu takich swawolnych klientów jak wy.

Jungkook natychmiastowo spokorniał, nie nauczono go jeszcze jak zachowywać się w stosunku do chamskich, zaborczych pań sklepikarek. Poza tym musiał grać na czas, przynajmniej do momentu kiedy kobieta zdecyduje się zadzwonić po policję.

- Nie jesteśmy złodziejami. To smutne, że tak pani o nas myśli.

- Udowodnij, to was wypuszczę.

- Nie mam zamiaru udowadniać tego czego jestem pewien.

- Dziecko, nie mam czasu, żeby się z wami bawić. Jestem w pracy.

Tae obrócił się wokół własnej osi, szukając jakiś innych klientów. Sklep świecił pustkami, ale w środku tygodnia o tak późnej godzinie, to nic niespotykanego.

- Chyba nie jest pani specjalnie zajęta i nie ma pani prawa naruszać mojej prywatności przeszukując mnie.

- Sam się przeszukasz cwaniaku, odsuń kieszenie. A ty, powiesz coś? Może masz trochę więcej rozumu – zwróciła się do Jungkooka. Jeśli myślała o wyciągnięciu z niego jakichkolwiek informacji, to życzył jej powodzenia. Niski brunet był tak przestraszony, że nawet gdyby chciał, nie wydusiłby z siebie słowa. Poznali się dwa miesiące wcześniej i mały strasznie szukał jego uwagi. Do tego stopnia, że Tae postanowił skorzystać z tej nieporadności i lojalności na swoje sposoby. Zabierał go ze sobą wszędzie, gdzie mógł robić za jego obstawę niewinnego, przestraszonego dziecka. W wypadku złapania przez policję, potraktowaliby ich łagodniej widząc taką przerażoną własnym cieniem kluskę. Dzielili się ukradzionymi słodyczami i większymi fantami jeśli zdarzyła się okazja. Ostatnio zdobył nowy telefon, choć nawet tego nie planował.

Rodzice Jungkooka zginęli w wypadku, dlatego zamieszkał z ciotką i chorą kuzynką. Przenieśli go do nowej szkoły, gdzie nie traktowano go zbyt dobrze. Chodził do najmłodszej klasy, był mały i chudy, często płakał bez powodu. Dopiero pod skrzydłami Tae odrobinę zmężniał, jeśli można tak powiedzieć o 13 – letnim chłopcu. Z początku nie łatwo było się z nim porozumieć, unikał kontaktu fizycznego, wzrokowego i słownego z każdym, nawet nauczycielami. Wyjątek stanowił Tae, którego z nieznanego nikomu powodu tolerował i lubił. A Taehyung nie bawił się w tańcu i postanowił korzystać z tej nowej znajomości, jak to miał w zwyczaju.

Jungkook wlepił spojrzenie w pudełeczka papierosów za jej głową i odpłynął nieobecny myślami.

- Nie dogada się z nim pani, jest delikatnie opóźniony jeśli chodzi o kontakty z obcymi. Chyba musi pani wrócić do rozmowy ze mną.

- Dosyć tego. Kyon!

Z zaplecza wyłonił się młody chłopak w znoszonej kurtce, kiedyś markowej i pewnie drogiej. Odstawił na szczyt skrzynek, trzymany karton i spojrzał pytająco na kobietę.

- Pomóż mi z nimi, chyba coś ukradli – pokazała na podejrzaną dwójkę.

Tae nie przewidział towarzystwa osób trzecich. Znał wybrany sklep dosyć dobrze i nie przypominał sobie młodego i dobrze zbudowanego pracownika o imieniu Kyon. Odruchowo cofnął się o dwa kroczki, a widzący to Jungkook zupełnie spanikował i schował się za plecami przyjaciela.

- Dawać fanty, albo pogadamy inaczej.

Jungkook pisnął i złapał materiał bluzy Tae w piąstkę. Tego nie mógł tolerować. Tak straszyć jego przyjaciela.

- Nic nie mamy, chcemy wyjść! – zdenerwował się, ale nie ruszył z miejsca.

Mężczyzna najwyraźniej nie przebierał w środkach, bo podszedł bliżej i szarpnął go za bluzę, odciągając od młodszego.

- Kyon nie przesadzaj, zadzwonię po policję – kobieta podniosła dłoń i chciała uspokoić rozeźlonego syna.

- Policję? I co, wypuszczą ich, a oni prędzej czy później zrobią to samo. Pokazać ci jak się traktuje złodziei?! – krzyknął i uniósł dużo mniejszego chłopca do góry.

- Kyon! – grożąco skarciła go matka.

Jungkooka zmroził strach, gdy Tae dostał pierwsze uderzenie w twarz. Skulił się w sobie i upadł pod ścianą, zanosząc się z niemego płaczu. Nie miał odwagi, by stanąć w obronie przyjaciela i zmierzyć się z rosłym facetem.

Porcelanową skórę od razu pokrył granatowo żółty siniak, a z rozciętej wargi popłynęła krew. Uderzenie ogłuszyło go na tyle, by nie poczuć, jak kobieta próbuje odciągnąć agresora. Po krótkiej chwili odzyskał pełnię swoich funkcji zmysłowych i począł się wiercić w twardym uścisku. Nie chodziło zupełnie o niego. Nie chciał, żeby Jungkook to oglądał, w końcu miał go za swojego bohatera, który właśnie obskakiwał porządny wpierdol.

Odepchnął się nogami od sylwetki mężczyzny i korzystając z rozkojarzenia zamachnął się, drapiąc jego twarz. Ten wypuścił go zaskoczony taką reakcją i złapał się za szczypiącą ostrym bólem ranę. Głębokie, czerwone pręgi szpeciły mu policzek. Kobieta krzyczała teraz jednoczesne na obu uczestników bitki. Chciała podejść do wieszaka za ladą i wydostać z kieszeni płaszcza telefon, by zawiadomić policję, ale powstrzymały ją otwierane drzwi i dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad wejściem.

Najwyższy z trójki nastolatków nie zastanawiając się odciągnął mężczyznę od chłopca. Kyon upadł na plecy, by za chwilę otrzymać dwa uderzenia z pięści w sam środek podrapanej gęby. Złamana przegroda nosowa wykrzywiła nos w nienaturalnej pozycji. Jęknął coś zbolały, i odwrócił się na brzuch.

Jungkook podniósł się i podbiegł do dwójki stojącej z tyłu. Chłopcy przygarnęli go za siebie i ustawili się jak obronny mur.

- Nie – Kai wskazał palcem na kobietę, która dostała się do telefonu i drżącym palcem wystukiwała numer.

Baek wytrącił jej urządzenie z dłoni i zdeptał twardą podeszwą buta. D.O poszedł na zaplecze. Po krótkiej chwili wrócił z mała rozkładaną drabinką. Ustawił ją w rogu pomieszczenia i wspiął się na samą górę, zdejmując w zimowych, acz cienkich rękawiczkach małą kamerę. Wyciągnął ze środka baterię i kartę z zapisem nagrań.

Kai uniósł brata na rękach i posłał zimne spojrzenie jęczącemu na podłodze mężczyźnie.

- Może to cię nauczy jak nie traktować dzieci – splunął na niego.

- Nie jestem.. dzieckiem.. – wyjęczał Tae.

- Jasne TaeTae.

- Kai, chodź już. Psy mogą się pojawić w każdej chwili – ponaglił go Baek, zbierając z półek czekolady i żelki.

- Nagranie z tej kamery jest gdzieś jeszcze zapisywane? – zapytał D.O kobietę głosem mogącym przerazić niejednego cwaniaka z osiedlowych gangów. Pytanie zostało zadane w taki sposób, by pytana osoba nie chciała i nie potrafiła skłamać. By czuła, że on i tak dowie się prawdy i wyciągnie konsekwencje z możliwego kłamstwa. D.O miał do tego prawdziwy dar.

Przerażona sklepikarka pokiwała twierdząco głową.

- Gdzie? – pytał dalej chowając kartę pamięci do kieszeni.

- N..na zapleczu jest laptop..

D.O ponownie zniknął za chwiejącymi się drzwiczkami z wielką dziura wyżłobioną po środku i chybotliwą, plastikowa klamką. Wrócił z małym laptopem pod pachą.

- Ten? – znów otrzymał potwierdzenie ruchem głowy.

- Zbieramy się. Chodź Jungkook – Baek pociągnął za sobą najmłodszego i dał mu czekoladowego krasnoludka z białej czekolady.

D.O wyszedł za nimi.

- Mogę iść sam – zaprotestował Tae dzielnie i wywinął się opiekuńczych ramion, prawie zostając upuszczonym na podłogę.

- Proszę bardzo – pozwolił mu Kai po fakcie – Przepraszam za ten kłopot, ale rozumie pani dzieci już takie są – odezwał się do kobiety, gdy Tae zniknął już za drzwiami – Trzeba ciągle ich pilnować, bo lubią robić głupoty. To pani syn? – wskazał na podłogę.

- Tak..

- Niech go pani oduczy agresji. Nam już raczej nic nie pomoże, ale dla niego jest jeszcze szansa, skoro ma panią. Niestety nie zapłacę za słodycze, bo nie dysponuję gotówką, ale powiedzmy, że to zadośćuczynienie za pobicie. Jeszcze raz przepraszam za niego.

Tylko Kai potrafił tak poprowadzić sprawę, żeby zawsze wyszło na jego. Był jednocześnie kulturalny i chamski. Pewny siebie i pokorny. Potrafił tak poprowadzić sytuację, by postawić swoich w lepszej pozycji, by inni bezinteresownie mu pomagali, współczuli kiedy trzeba, przyjmowali na siebie winę. Tak bogata umiejętność manipulacji stawiała go w pozycji psychopaty. Szarmanckiego i miłego za dnia, niebezpiecznego i bezwzględnego w nocy, nie dosłownie, ale i nie do końca przenośnie. Nawet Tae nie był świadom kiedy kłamie, a kiedy po prostu próbuje kogoś wrobić i okręcić wokół palca. Nawet nie był pewien czy nie stosuje tych sztuczek na nim. Nie chciał w to wierzyć.

Tae podbiegł do Jungkooka, który nie odrywał się od Baeka i dreptał przy nim, podgryzając czekoladowego krasnoludka.

- Wszystko w porządku?

Młodszy kiwnął głową już w miarę spokojny.

- Nie przejmuj się nim Taetae i zmyj sobie krew z gęby, bo zwrócisz uwagę ludzi – nakazał mu Baek i wsypał sobie do ust całą torebkę strzelających cukiereczków.

- A z tobą Tae?

- Też. Dobrze, że nic ci nie zrobił – starszy siąknął nosem, czując w środku krew i przystawił rękaw do nozdrzy.

Z oddali dosłyszeli odgłos policyjnego radiowozu.

- Tae.

- Tae, słyszysz?

- Hmm? – wyrwany z letargu strącił solniczkę, stojąca przy nadgarstku. Musiał strzepywać rozsypaną sól z kolan.

- Zapatrzyłeś się.

- Na ciebie kochanie – otarł kciukiem mały nosek Jimina, otrzymując za to słodko gorzki uśmiech. Nadal czuł w nozdrzach zapach krwi. Musiał przetrzeć go porządnie rękawem pożyczonej od Jimina bluzy. Była trochę za mała, ale całą drogę do knajpy narzekał, że strasznie mu zimno, więc dostał ją od zmartwionego chłopaka i już nie mógł odmówić, nawet widząc jak blondyn marznie. Blondyn. Właściwie to jego włosy już do połowy pokrywały ciemne odrosty, ale nie chciał skorzystać z propozycji Tae i dać mu się ostrzyc. Uważał, że dopóki blond farba pokrywa końcówki jego włosów, do tej pory nie zapomni o swojej dawnej tożsamości.

- O czym myślałeś?

- O tobie, zawsze myślę o tobie.

- Nie kłam Tae. Przecież widzę... - wypowiedź przerwała mu podchodząca do stolika kelnerka. Położyła na stoliku dwa burgery i życzyła im bardzo nieszczere „smacznego".

Tae od razu zabrał się za jedzenie nie zamierzając słuchać wywodów chłopaka o jego dziwnym zachowaniu. Jak miał się zachowywać, skoro odciął go od wszelkich leków? Wspomnienia kłębiły mu się w głowie. Nie umiał zapomnieć o dawnym życiu. Czasami nawet nie odróżniał czy dany obraz w głowie to prawdziwe wspomnienie czy tylko wyobrażenie. Czuł jak znowu rzeczywistość miesza mu się z wyobraźnią, tak jak w czasach dzieciństwa. Bywało, że Jimin go wkurzał, ale dużo częściej ściągał go na ziemię i dawał poczucie realności. Przypominał o przywiązaniu do ziemskiego życia i o istnieniu osoby, której naprawdę na nim zależy. Bo gdyby tak nie było, to już dawno wróciłby do matki i brata.

Sos pobrudził mu usta i kawałek nosa, ale niespecjalnie się tym przejął. Jimin, w przeciwieństwie do niego jadł powoli i kulturalnie, kiedy już zrezygnował z dotarcia do jego umysłu zamroczonego przez smak bekonu i grillowanego sera. Skończył dużo wcześniej i wpatrywał się jak ukochany je. Zawsze go to fascynowało, bo niby czemu nie? Zwłaszcza od momentu kiedy Jimin zrezygnował z restrykcyjnych głodówek i wrócił do normalnego trybu jedzenia. To pocieszające jak potrafili na siebie wpływać bądź co bądź pozytywnie mimo beznadziejnej pozycji w jakiej się znaleźli. Wystarczało im własne towarzystwo i wzajemne wsparcie.

Tae cierpliwie czekał aż młodszy skończy jeść i będą mogli wyjść ze śmierdzącej olejem knajpy. Składał chusteczkę w kształt łabędzie. Matka kiedyś uczyła go orgiami, ale ćwiczył tylko po to żeby sprawić jej przyjemność, kiedy zmarła nigdy więcej tego nie robił.

- Chusteczka jest zbyt niestabilna, nie uda ci się – zauważył Jimin.

- Wiem. Kiedyś spróbuję – stwierdził i odrzucił chusteczkę do reszty śmieci na tacce.

Jimin skończył jeść, wstał i poszedł zapłacić za jedzenie.

Wyszli na zewnątrz parę minut później. Mieli zamiar wyprowadzić się z tymczasowego lokum. Pan z recepcji chyba zaczął ich podejrzewać o nieuczciwe zdobywanie pieniędzy. Nadal wyglądali jak typowi uczniowie bez stałego dochodu, a było ich stać na długoterminowy pobyt w hotelu. Nie wybierali drogich miejsc, ale przebywali tam już drugi tydzień, co stawiało ich uczciwość pod znakiem zapytania.

Tae oddał bluzę Jiminowi i otulił ramionami. Zatrzymał go nagle obok ciemnego parku. Zza ogrodzenia wystawały nagie ramiona oszronionych gałązek. Wisiały nad ich głowami.

- Aj! – pisnął Jimin, kiedy zimna kropla wody wpadła mu za kaptur i przywarł do Tae – Zimno.

Starszy położył mu na karku dłoń w rękawiczce i potarł zmarzniętą skórę.

- Lepiej?

- Troszkę – zbliżył się bardziej do twarzy Tae – Na pewno chcesz się stad wyprowadzać?

- Musimy, przecież wiesz. Tylko...

- Tak?

- Nie wiem czy się zgodzisz.

- Nie dowiesz się dopóki nie zapytasz.

- Chodzi o Kaia...

- Nie wiemy gdzie jest, ja nie chcę wiedzieć...

- Musze się z nim spotkać.

- Ale dlaczego? Nie rozumiem.

Od kilku dni już dyskutowali o możliwości spotkania z bratem Tae. Jimin nie znał jego powodów, ale na każde wspomnienie członka rodziny, starszy robił się jakby bardziej ludzki i przystępny w kontakcie. Czuł, że Taehyung tego właśnie potrzebuje, jednakże bał się mu tego dać. Szukanie Kaia w ich obecnej sytuacji było niczym zakręcanie sobie sznura wokół szyi. I dla nich i dla niego.

Brunet przygarbił ramiona i wbił wzrok w klatkę piersiową Jimina. Wyglądał jakby liczył jego oddechy, na podstawie jej uniesień i opadania.

- Tae – chłopak poczuł na policzku dotknięcie – Jeśli naprawdę tego chcesz, to ja to zrobię, ale też mam swoje warunki.

- Jakie? – nadzieja ponownie wstąpiła w zamglone spojrzenie.

- Skontaktuję się z Hobim i powiadomię go, że żyję i nic mi nie jest. A on przekaże to matce. Co ty na to?

Ten krok był równie ryzykowny jak spotkanie z Kaiem, ale obaj mieli powody dla swoich odmiennych celów i obaj się rozumieli.

- Dobrze. Niech tak będzie.

Pakowali się szybko. Jimin przywykł już do tego miejsca, szybko się przywiązywał. Być może za szybko, jeśli chodzi o niektóre kwestie.

- Chciałbyś wrócić do domu? – Tae przysiadła krawędzi ich wspólnego łóżka. Od początku chcieli je razem dzielić i to nie dlatego, że nie mieli innego wyboru, czy z powodu nieogrzewanego pokój, jaki dostali. Nie wyobrażali sobie już osobnego egzystowania w żadnej sferze, nawet jeśli chodzi o sprawy tak proste jak sen.

- Czasem bym chciał, czasem nie, czasem w ogóle o tym nie myślę.

- Żałujesz, że się spotkaliśmy?

Pytanie zmroziło Jimina. Wcisnął trzymany sweter do plecaka i zasunął go szybko.

- Nie – usiadł obok – straciłem dużo, ale i wiele zyskałem. Z resztą nasza przyszłość nie jest znana, może wszystko się ułoży. Kiedy skontaktuję się z Hobim, wszystkiego się dowiem.

- A jeśli cię wyda?

- Nie zrobi tego.

- Skąd wiesz?

- Wierzysz w to, że Kai by cię wydał?

- Kai to mój brat.

- A Hobi to mój brat. Jak na człowieka, który ma przyszywanego brata, za duży nacisk kładziesz na prawdziwe pokrewieństwo. Więzy krwi to jeszcze nie wszystko – Jimin położył głowę na ramieniu ukochanego – Wybrałem cię ponad swoją rodzinę. Jesteś dla mnie najważniejszy mimo, że poznaliśmy się tak niedawno i nie myślę, by wybierać ich nad ciebie.

Może jestem złym synem i przyjacielem, a może jestem zbyt mocno zakochany?

- Nie mów tak. Miłość prowadzi do strasznych czynów. Ja już się o tym przekonałem.

- To co było kiedyś, już więcej się nie powtórzy. Ja tego dopilnuję.

Tae zamilkł na długie minuty.

- Kocham cię – wyznał gdy cisza zaczęła być boleśnie przyjemna. Nie chciał znowu zatracać się w przyjemnych chwilach, by nie odpłynąć, tam gdzie nie powinien. We wspomnienia.

Jimin nie odpowiedział i Tae nie wiedział dlaczego. Niewiele zostało spraw, co do których był pewny swojej wiedzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro