Rozdział 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hoseok czuł mdłości. Bynajmniej nie dlatego, że zaraz po wyjściu matki Sugi zdecydował się jednak wypić te dwie butelki soju. Odruch wymiotny nawracał za każdym razem, kiedy przypomniał sobie ich wczorajszą rozmowę. Standardowo siedział na szpitalnym korytarzu i popijał kupioną w automacie zieloną herbatę. Miała gorzki i cierpki smak. Spóźniała się już ponad godzinę, ale grzecznie zadzwoniła z informacją o przedłużonym spotkaniu i konieczności konsultacji z nieobecnym klientem. Nie przeprosiła za marnowanie jego czasu. Przecież miał cały czas świata. Dla niej i jej syna.

Głośny stukot obcasów rozniósł się po ścianach korytarza. Zdążył wyrzucić pusty kubeczek do kosza, kiedy pojawiła się przed nim, ani trochę nie zmęczona, mimo zabójczego tempa. Biała sukienka do połowy uda idealnie na niej leżała, tak samo jak elegancki błękitny płaszcz, ściągnięty w talii perłowym sznureczkiem. We włosach gubiły się płatki świeżego śniegu. Byli do siebie podobni, nie tylko z charakteru.

- Rozmawiałeś z pielęgniarką? - zapytała na dzień dobry.

- Nie chciała się zgodzić ze względu na późną porę, ale jakoś ją ubłagałem.

Godzina na zegarku wskazywała 23:30 i absolutnie nie był to czas na odwiedziny.

- Dobrze. Zaprowadź mnie do niego.

Szybko otworzyła mała kopertówkę i sprawdziła czy aby na pewno jest tam potrzebny jej do przedstawienia rekwizyt. Znów poczuł mdłości. Chyba nie miną dopóki nie opuści tego budynku ze świadomością, że już więcej tu nie wróci.

Podprowadził ją pod drzwi.

- Poczekam...

- Kiedy ci powiem, to pójdziesz z nim porozmawiać i ustalić wersję, którą przekażecie policji - rozkazała. Grobową minę miała wyćwiczoną do perfekcji. Jeśli wewnątrz niej tliło się jakieś uczucie, to była wybitna aktorką. Jeszcze nigdy nie spotkał tak zimnego człowieka. I ona chce wywołać w Yoongim jakiekolwiek ciepłe uczucie... Potrzebowała cudu.

- No dobrze, a co jeśli go aresztują?

- Jest kaleką Hoseok - zmroziła go dobitnym tonem, podkreślając to „zakazane" w szpitalach słowo. Żółć zebrała mu się na dnie gardła - A poza tym nie dopuszczę, żeby tam trafił.

- Może pani to zrobić? - nie patrzył jej w twarz. Przerażała go.

- Ja mogę wszystko - powiedziała na odchodne i weszła do sali.

Czekał piętnaście minut, pół godziny, godzinę. Głowa kiwała mu się jak śmiesznemu pieskowi, którego ojciec zawsze trzymał na tylnej szybie w samochodzie. Tak bardzo pragnął położyć się w swoim własnym łóżku, przytulić do siebie Mickyego i zasnąć, myśląc o czymś przyjemnym i kojącym. Za oknem słyszałby przejeżdżający tramwaj, a po suficie przesuwałyby się uliczne światła.

- Obudź się... słyszysz? - ktoś szturchnął go w ramię. Zza mgły, która przysłoniła mu spojrzenie, ujawniła się twarz matki Sugi - Idź tam. Uzgodnij z nim to, o czym rozmawialiśmy wczoraj. Ja muszę już iść.

Pokiwał niemrawo głową i obejrzał się za jej szybko oddalającą się sylwetką. Skoro miał z nim porozmawiać, to najwyraźniej się udało. Z bijącym sercem wstał z twardego krzesła. Nie przejmował się pukaniem, ani pytaniem o pozwolenie na wejście. Postanowił zrobić to na pewniaka. Pokój spowiło mdłe światło lampki, lekko czerwonawe, może nawet rude. Nadawało męczącej aury. Yoongi siedział na łóżku, oparty o metalowe kraty na oparciu. Obok jego prawej nogi leżała trochę pożółkła kartka, a na niej linie zapełnione dziecinnymi bazgrołami. Chłopak przygarbił plecy i spoglądał na kartkę. Kiedy usłyszał, że ktoś wchodzi do pomieszczenia, zwrócił tam swoją uwagę.

Hobi nie wiedział gdzie podziać wzrok. Brak ręki po raz pierwszy był tak dobrze widoczny. Natarczywie odwracał oczy. Wiedział, że to głupie. To tak jakby obsesyjnie przepraszać niewidomego za użycie sformułowania „No i widzisz jak to jest". Kalecy nienawidzą współczucia, a Suga był książkowym przykładem tej nienawiści. Milczeli przez kilka dobrych minut. Obaj czuli wzajemne zmęczenie i zirytowanie tym dziecinnym zachowaniem.

- Przysłała cię tu? - zakończył wreszcie tę męczarnię Suga.

- Ta..

- Niepotrzebnie, zrozumiałem wszystko za pierwszym razem kiedy tłumaczyła, nie musisz się produkować.

- Podała ci wspólną wersję?

- Tak.

- To po co kazała mi tu wchodzić... - zapytał bardziej siebie niż towarzysza niedoli.

- Chuj z nią. Możesz już iść.

Chciał iść. W marzeniach już opuszczał to pomieszczenie i zmierzał do mieszkania, żeby zregenerować siły na nowe, jutrzejsze wyzwania.

- Mogę chwilę zostać? - no i zadał to cholerne pytanie. Ulżyło mu, choć wcale nie powinno.

- Po co? - zapytał Suga po chwili zastanowienia.

- Porozmawiać.

- Mówiłem ci, że wszystko mi wyjaśniła...

- Nie o policji.. nie o więzieniu, nie o tym co się stało. Tak po prostu...

- Co? - chłopak nie mógł być już bardziej zdziwiony - Co wy macie dzisiaj jakiś dzień dobroci dla zwierząt? - podniósł głos - Najpierw matka przynosi mi ten świtek i udaje, że coś czuje, a teraz ty? Nie wystarczy wam, ze gram w tą porąbaną grę z policją?

Hobi gwałtownie podszedł do łóżka.

- Co z tobą nie tak?! Nie potrafisz dopuścić do siebie myśli, że komuś może na tobie zależeć?

- Niby tobie ma na mnie zależeć?! Albo jej? - wypluł słowa z nienawiścią.

- A nawet jeśli, to co?

- Nigdy nie uwierzę w te brednie.

- Super. Więc ja sobie tu posiedzę i poczekam aż minie to nigdy.

Usiadł z przytupem na kolejnym twardym krześle i założył ręce na krzyż, jak obrażone dziecko.

Suga posłał mu pełne niezrozumienie spojrzenie i odwrócił zirytowaną twarz, przewracając oczami.

- Możesz sobie iść? Chce mi się spać - pierwszy poddał się Yoongi.

- Nie - cała senność z niego uleciała. Tak bardzo zdenerwowało go zachowanie starszego.

Męczyli się więc kolejne kilkanaście minut.

- To... o czym chcesz pogadać? - głos miał słaby, ale naprawdę chciał poznać odpowiedź.

- Lubisz muzykę, co nie?

Suga wydał dźwięk zirytowania.

- Lubię.

- Ja też.

- Wiem, przecież tańczysz.

- A ty rapujesz. Nie wiedziałem o tym.

- Bo nie ma o czym mówić. To tylko hobby.

- Tak samo jak taniec.

- Przydawało się na nocach w podziemiach, kiedy sprzedawaliśmy dragi. Byliśmy bardziej wiarygodni. Czasem żałuję, że to wszystko zacząłem. Może gdybym był zwyczajnym nastolatkiem, miałbym normalne relacje z matką, wykształcenie, jakieś marzenia, nadal byłbym z Jiminem...

- Siostra zawsze mi powtarzała, żebym nie żałował tego co się nie stało. Nie wiesz jak wyglądałoby wtedy twoje życie. Może gorzej niż teraz.

- Da się gorzej?

- Wszystko da się zmienić.

- Wiesz czego nie rozumiem Hoseok?

- Mmm?

- Dlaczego ty się w to wszystko wtrącasz? Masz czyste ręce i sumienie. Nie byłeś zamieszany w żadne z naszych przekrętów. Zamiast prowadzić spokoje życie, sam pchasz się w gówno... nie rozumiem cię.

- Sam często nie rozumiem siebie. Po prostu... czuję się tego częścią, mimo wszystko. Jeśli czuję, że mogę jakoś dołożyć swoją cegiełkę w rozwiązaniu tego problemu, to to robię. A może.. lubię komplikować sobie życie.

Podniósł zaspane spojrzenie w górę. Już od dłuższego czasu czuł na sobie skupiony wzrok. Nie pomylił się. Suga patrzył, ale nie ze złością, odrazą, irytacją - tak jak zawsze. Był spokojny i może nawet zrelaksowany. A może bardzo zaspany. Obaj majaczyli ze zmęczenia. Ich mająca być luźną, rozmowa, zeszła na filozoficzne dysputy o poczuciu obowiązku i przysłużenia się jakoś dla sprawy. Zdecydowanie potrzebowali snu.

Skóra Yoongiego była tak blada...

- Dlaczego jesteś taki blady?

- Co?

- No blady. Już dawno miałem o to zapytać.

- Nie wiem - zaśmiał się chrapliwie - taki mój urok.

- Tak...

- A ty wyglądasz jak koń i się nie czepiam.

- Nie wyglądam jak koń.. i wcale się nie czepiam. Czy ja powiedziałem, że to źle?

- Bladość świadczy o chorobie, a my jesteśmy w szpitalu i mam upierdoloną rękę aż do przedramienia. Więc chyba źle.

- Lubię bladą karnację.. - Hobi zamilkł, kiedy uświadomił sobie co właśnie wyszło z jego ust - Pójdę już... zaraz tu usnę.

Było grubo po 2.

- Poza tym pielęgniarka pozwoliła na wizytę tylko do 24, ale najwyraźniej przysnęła na dyżurce.

Suga pokiwał głową. Wydawało się, że zbladł jeszcze bardziej po niedawnym wyznaniu bruneta.

- Nie wiem czy jeszcze przyjdę - odezwał się, stojąc już przy drzwiach sali i zakładając kurtkę - Matka o ciebie zadba i o to żebyś wrócił do domu.

- Do domu... nie znam takiego miejsca.

- Dobrze, że więzienie się nim dla ciebie nie stanie.

- Dobrze.

- Do zobaczenia - poczekał chwilę na odpowiedź. Kiedy uznał, że Suga nie odwróci się już i nie odpowie, wyszedł z pokoju.

- Wróć jeszcze - dosłyszał zanim zamknął drzwi.

Nieważne jak ta sprawa się potoczy. I tak miał zamiar dalej się w nią wtrącać.

...

Przebite płuco Xiumina sprawiało mu dużo kłopotów. Ciągle miał problemy z oddychaniem, ale dzięki zabiegom pani doktor Yin czuł się coraz lepiej. Kobieta stała się poszukiwaną numer jeden w Seulu, razem z Xiuminem i Suho. Opublikowali też portret pamięciowy Sehuna, ale ten kto dyktował rysopis musiał mieć coś ze wzrokiem albo z mózgiem. Baek mało co nie umarł, kiedy zobaczył w wiadomościach rysunek. Akurat popijał drogie, hiszpańskie wino, z gwinta jak na dżentelmena spod monopolowego przystało, kiedy ujawnili ten straszliwy wizerunek. Biedak zadławił się tak bardzo, że dusił się przez kolejne kilka minut. Kiedy skończył, śmiał się do czasu, aż rozbolał go brzuch i musiał iść zwrócić wypite wcześniej wino. Sehun przez całe przedstawienie siedział na kanapie i przyglądał się swojemu odbiciu w szybce nowego telefonu.

- Ja tak nie wyglądam kurwa! Czy ja mam ryj jak kartofel?!

- Sehun, musisz się ukrywać - powiedział D.O i chyba nikt nie mógł go teraz bardziej zmiażdżyć, tym bardziej, że szatan był zupełnie poważny.

- Nikt mnie na tym czymś nie rozpozna! Jestem przystojny! A to... - wskazał z obrzydzeniem na obrazek - wygląda jak dupa słonia!

- Będziesz się ukrywał. Nie obchodzi mnie co sądzisz o swoim wyglądzie - stwierdził dobitnie najniższy i wyszedł dalej grzebać się w stosach papierzysk.

- Zabolało, co Sehuś? - odezwał się złośliwie Chanyeol i poszedł za skrzatem. Ostatnio dużo razem planowali i spędzali czas w swoim towarzystwie nawet po pracy. Podobno obmyślali plan rozprowadzania nowej partii narkotyków razem z medycznymi transportami. A mieli do tego smykałkę. Baek śmiał się, że niedługo będą sprzedawać narkotyki na legalu w aptekach. Chan tylko się zaśmiał, a D.O zamyślił się, jakby kalkulował, czy ma to szansę na wypalenie.

Sehun wyglądał jakby miał zamiar się rozpłakać. W przypływie ostatecznej rozpaczy poszedł zjeść cały zapas babeczek upieczonych przez D.O.

Lay zrobił zdjęcie zatrzymanej na stopklatce twarzy Sehuna i ustawił sobie ją na tapecie. Nieświadomie wkopywał go w coraz większą depresję. Przyszedł najpóźniej ze wszystkich i nawet nie wiedział, że Sehun tak zażarcie walczy z tym wizerunkiem. Uznał, że to ładne zdjęcie i w dziecinnym przeświadczeniu o zrobieniu przyjacielowi przyjemności poszedł go szukać, żeby pochwalić rysunek.

- Można? - Xiumin leżał sam w pokoju i nasłuchiwał śmiechów i krzyków rozpaczy Sehuna. Uśmiechał się lekko pod nosem. Ale zaraz pożałował chwilowej słabości w postaci śmiechu wyrwanego z gardła. Poobijane żebra promieniowały tępym bólem, nie wspominając o płucach.

Zdziwił się, kiedy zobaczył w drzwiach Chena.

- Co ty tu robisz? - zapytał przewracając się na bok. To bezpieczne, żebyś teraz tu przyjeżdżał?

- Nie dbam o Japończyków.

Gdzieś bardzo głęboko, w jego czarnym sercu zatliła się iskierka współczucia dla wymęczonej postaci przyjaciela i kochanka. Podszedł bliżej. Wybierał się do tymczasowej kryjówki już od dawna, ale zawsze coś go powstrzymywało, najczęściej sprawy interesów, wścibscy Japończycy, albo strach. Ciągle jednak jakiś śmieszny głosik krzyczał w jego głowie. Głosik, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Zaczęło się kiedy usłyszał całą relację z akcji z więzienia. Zdążył już zapomnieć o siedzącym w jego murach Xiuminie, a reszta poświeciła tak wiele by wydostać jego i Suho. Właściwie poświęcili wszystko. Jego samolubna część chciała zapomnieć o konsekwencjach, do których doprowadził. Potrzebował wymówek, by wypierać prawdę. A prawda była taka, że prawe zabił Xiumina. Teraz, gdy zobaczył te bystre, skośne oczka i blond włoski, świadomość ta spadła na niego jak grom z nieba.

Przysiadł na krawędzi wygodnego łóżka. Xiumin nawet nie próbował się podnieść. Nigdy nie bawili się w uprzejmości.

- A o co dbasz?

- Czy ja wiem... o własną dupę najczęściej.

- To zrozumiałe, na swój sposób.

- Jak się czujesz?

- Już lepiej. Yin mówi, że za tydzień powinienem wrócić do pełni sił.

- Cieszę się - przystojną twarz Chena lekko rozpromienił uśmiech - że cię nie zabili.

- Czemu?

- Do tej pory byłbyś już zupełnie zimny.

- To chyba najbardziej obrzydliwa rzecz jaką powiedziałeś.

- Nekrofilskie żarciki, to ja mam we krwi - podwinął rękaw - spójrz, płyną w tych żyłach.

Xiumin zaśmiał się i od razu wykrzywił usta pod wpływem rozdzierającego mu klatkę piersiową bólu.

- Przepraszam! W porządku? - od razu zrozumiał swój błąd młodszy i pochylił się nad zbolałą sylwetką.

- W porządku - odpowiedział łamiącym się głosem blondyn i opadł na posłanie.

- Przepraszam cię hyung...

- Za co? - Xiumin zdziwił się podwójnie. Po pierwsze Chen nigdy nie przepraszał, po drugie, nie zwraca się do niego w tak pełen szacunku sposób. Zazwyczaj zachowywał się jakby sam był starszy. Dominował nad nim nie tylko w łóżku, w każdej życiowej sytuacji. Teraz przypominał skruszonego chłopca przyłapanego na kłamstwie.

- To moja wina, gdybym nie wezwał wtedy D.O, być może nic by się nie stało. Wywołałem tylko niepotrzebne zamieszanie. Tak strasznie mi głupio. Wreszcie to z siebie wydusiłem! - poczuł jak cała wina z niego ulatuje, mimo, że nie uzyskał jeszcze wybaczenia. Samo to, że przyznał się do porażki było dla takiego narcyza jak on, zadaniem godnym herosa.

Xiumin na początku się zdziwił, a potem już tylko dobrodusznie uśmiechnął.

- Szkoda, że tego nie nagrałem...

- Nawet o tym nie myśl - Chen pochylił się niebezpiecznie nisko - tylko dla ciebie będę taki dobry, dla nikogo innego - wyszeptał mu w usta.

- Dobrze - odpowiedział speszony blondyn - Trzymam cię za słowo.

Chen złożył na różowych ustach przeprosinowy pocałunek. Tak bardzo brakowało mu tego unikalnego smaku i zapachu. Mógłby za niego zabić. Dla niego. Xiumin odpowiedział na pocałunek z równą pasją. Jak mógłby mu odmówić?

A TERAZ TWARZ SEHUNA ZAPAMIĘTANA PRZEZ ŚWIADKA

Za wszelkie szkody na psychice spowodowane zdjęciem, autor nie odpowiada*

Za to piękne zdjęcie podziękujmy Moochi_kulka<3

W następnym Jimin, obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro