Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Skulony Jimin trząsł się z zimna na jednej z parkowych ławek. Nie miał czasu, ani okazji żeby wrócić po swoją kurtkę pozostawioną na krześle w klubie. Jin i Namjoon odeszli grożąc mu wcześniej, że ma się nie kontaktować się z V, dopóki nie będzie takiej potrzeby i sami mu nie każą Yoongi przysłuchiwał się ich rozkazom z odległości.

Czekał tylko, aż pójdą i będzie mógł raz na zawsze załatwić swoje sprawy z Jiminem. Przywódca grupy kilka razy upewnił się, że blondyn zrozumiał wszystkie przekazane mu informacje, po czym zapalił papierosa i odszedł bez słowa. Za nim niczym ochroniarz ruszył Jin.

- Nie spierdol tego Park! - krzyknął jeszcze z oddali.

Jimin skulił się jeszcze bardziej. Całe jego ciało drżało, prawdopodobnie miał gorączkę, przynajmniej tak się czuł. Czekał jak na wyrok, aż Yoongi w końcu podejdzie i powie co ma do przekazania, a następnie da mu spokój. Trochę przeliczył się z tym, że chłopak od razu zareaguje. Siedzieli na osobnych ławkach przez kilkanaście minut.

Jimin załkał zrezygnowany, wiedział, że Suga robi to specjalnie. Będzie męczył go dopóki nie uzna, że wystarczy maltretowania tą wymowną ciszą. Głowa pękała mu od ucisku, lewe oko pulsowało od gorąca i uderzeń tępego bólu. W pamięci wciąż mówił coś do niego V. Tylko smak i uczucie dotyku jego miękkich ust utrzymywało go jeszcze przy zmysłach. Szloch co chwilę dusił go na nowo, przez co tracił oddech i resztki sił.

Doczekał się pół godziny później. Szaro włosy uniósł się ociężale. Czerwona, wymęczona twarz blondyna przyniosła mu satysfakcję. Jednak nie była dostateczną karą.

- Jak go poznałeś? - zapytał rzeczowo.

Jimin chwilę zwlekał z odpowiedzią, nie dlatego, że nie wiedział o co chodzi, po prostu nie mógł wydobyć z siebie głosu. Kwaśny smak w ustach i wysuszone, pęknięte wargi skutecznie mu to uniemożliwiały. Jeszcze nigdy nie czuł tak ogromnego fizycznego bólu. W porównaniu do niego Suga wyglądał rześko jak kuracjusz po pobycie w Spa.

- Kiedy cię szukałem... - wybełkotał ledwo słyszalnie Jimin.

- Mów tak, żebym cię słyszał! - fuknął na niego szaro włosy i posłał mu pełne obrzydzenia spojrzenie.

Jimin przymknął zmęczone powieki i lekko pochylił się do przodu. Złapał mocny oddech.

- Szukałem cię... wtedy, tamtej n-nocy..

- I?

- Pomógł mi...

- Nie potrzeba mi pomocy w ruchaniu cię, dobrze sobie radzę.

- Do niczego między nami nie doszło - odezwał się po raz pierwszy odrobinę bardziej stanowczo.

- Widziałem, jeśli to dla ciebie było nic, to nie wiem z kim jeszcze mnie zdradziłeś do tej pory mała suko! Myślisz, że możesz mi robić coś takiego bez żadnych konsekwencji?! - wrzeszczał. Złapał chłopaka za kołnierz podnosząc do góry i przystawiając jego twarz do swojej.

Łzy popłynęły z oczu Jimina bez opamiętania, nie mógł dłużej ich hamować. Pragnął jedynie, by Yoongi zostawił go w spokoju, w tym parku, na pokrytym szronem chodniku, by zamarzł, zasnął i już nigdy się nie obudził. Nie mógł znieść więcej krzyków, wyzwisk i gróźb. Suga widząc to od razu go puścił, by ten upadł u jego stóp.

- Yoongi, kocham cię.. proszę nic mi nie rób - szlochał żałośnie Jimin.

Powiedziałby w tej chwili wszystko, byleby usłyszeć jak jego oprawca odchodzi. Niech ktoś go teraz odnajdzie, niech mu pomoże.

Przyciskał czoło do lodowatej, cienkiej warstwy śniegu w przepraszającym geście. Barwiła go mieszanina krwi i łez. Korzył się przed nim, bez odrobiny szacunku do samego siebie, łapał małą rączką za nogawkę jego spodni. Mocno zaciśnięte powieki przepuszczały potok łez.

W pewnym momencie poczuł, jak Suga przydeptuje jego przydługie włosy butem do podłoża wyrywając je i tworząc niemiłosierny ból. Krótki okrzyk wyrwał mu się przez gardło. Suga powtórzył ruch przesuwając podeszwą tak mocno, że Jimin przejechał twarzą po odkrytej, chropowatej powierzchni chodnika.

- Kochasz mnie? - zapytał z kpiną podnosząc głowę chłopaka i szarpiąc za włosy - Ja też cię kochałem, nawet nie wiesz jak bardzo... skoro tak okazujesz swoją miłość, ja teraz okażę ci moją Jimin. Popamiętasz ją na zawsze - mruknął. Rozluźnił uścisk i odrzucił od siebie głowę blondyna.

Jimin słyszał jedynie szybki tupot szurających kroków. Po chwili został sam.

Siąknął parę razy, płacz nie chciał ustać. Bał się, że Suga zrobi coś jego mamie. W tej chwili był nieobliczalny. Wszystkie mięśnie Jimina przestały działać, a zmysły zapomniały o swojej funkcji. Śnieg znowu zaczął prószyć. Płatki pokrywały powoli jego ciało. V nadal błądził w jego myślach. Nie wiedział, czy to złudzenie, czy halucynacje, ale głaskał go po głowie.

- Jimin... co oni ci zrobili? - pytanie było przepełnione troską, zadane łamiącym się głosem.

- Pomóż mi... - zdołał wyszeptać.

- Jimin... jesteś w moim sercu, ale ciałem jestem daleko.

Słone łzy znów stoczyły się po twarzy, piekąc świeże rany.

- Dlaczego mnie zostawiłeś?

- Jestem tu.

- Czuje twój dotyk i nic po za tym. Wszyscy mnie zostawili, ty też. Dlatego jestem nic nie warty, Suga miał rację...

- Nic co powiedział nie jest prawdą.

- Nie kłam V. Zniszczyłem swoje życie na własne życzenie. Zakochałem się w niewłaściwym człowieku... a kiedy pojawiłeś ty... było już za późno.. - dławił się Jimin - Wtedy, w szpitalu mogłem się zagłodzić. Byłem tak blisko...

- Nie mów tak.

- Nie było cię wtedy przy mnie, jego też. Mogłem tak szybko to skończyć....

- Teraz jestem, nie pozwolę ci.

- Twój głos.. jest taki bezuczuciowy.. każdy lekarz mówił tym tonem. To nie ty V. Nigdy nie mówisz tak do mnie... gdzie to ciepłe uczucie wewnątrz, gdy się do mnie zwracasz?

Jimin nie widział jego twarzy, miał świadomość, że mówi sam do siebie, cicho i spokojnie. Może już umierał.

- Jimin musisz walczyć, podnieś się - Tym razem głos należał do Hobiego.

- Nie mogę. Nie mam siły... tak jak wtedy. Po co mam walczyć? V mnie zostawił, odszedł, a był tu przed chwilą.

- V to tylko twoja pierdolona wyobraźnia - Hobi szturchnął go w ramię. Uczucie było tak realne.

- Nie... był tu , ale zniknął. Jak mógłby mnie pokochać, jestem nikim. Był taki sam jak lekarze... wyleczyli moje ciało na siłę, a duszę zostawili, brudną i poranioną. Nic nie da się już z nią zrobić..

- Zaraz ja pomogę ci na siłę, kiedy cię kopnę wstaniesz z rozpędu.

Jimin zaśmiał się sam do siebie. Mógłby nawet uwierzyć, że Hobi był tu na prawdę, gdyby nie przejmująca cisza, która nastała chwilę później.

- Chciałbym móc powiedzieć, że miałem wspaniałe życie. Za późno poznałem V, tak bardzo chciałem spędzić trochę szczęśliwych chwil razem z nim.

- Twoje życie nadal trwa.

- V jest tylko wspomnieniem. Już nie mogę tego znieść...

Hoseok chyba płakał.

Zziębnięte, blade ciało Jimina zamarło na kilka długich minut.

...

Yoongi wbiegł na trzecie piętro bez użycia windy, pokonując po trzy schodki na raz. Portier śpiący tuż przy wejściu i tak nie dałby rady go teraz powstrzymać. Staruszek ledwo kontaktował. Kilka razy uderzył pięścią w drewniane drzwi nie przejmując się, że mógł obudzić wszystkich sąsiadów na tym piętrze. Był środek nocy, a on jak szaleniec walił w czyjeś drzwi. W głowie mu szumiało od nadmiaru emocji, które natychmiast musiały znaleźć ujście.

Podziwiał się, że nie zakatował Jimina, gdy ten zaczął mu opowiadać bzdury o domniemanej miłości do niego. Wierutne kłamstwa, może od kiedy tylko się poznali ciągle go okłamywał. Drzwi otworzyły się i stanął w nich zaspany Jung w koszulce, w której spał jeszcze dwa dni temu on sam. Chyba nie kontaktował, bo w pierwszej chwili, gdy Suga wepchnął go do mieszkania i zatrzasnął za nimi drzwi, nawet nie zareagował. Dopiero, gdy usypiający dźwięk alarmu z korytarza ucichł i otoczyła ich kompletna cisza i ciemność, uświadomił sobie, że nieproszony gość wpakował się do jego mieszkania, na dodatek sam otworzył mu drzwi. Cały Hobi, otworzyłby seryjnemu mordercy zaraz po przebudzeniu.

- Co jest do kurw... - zaczął lecz nie dane było mu skończyć, bo zachłanne usta zamknęły jego własne. Na upartego można było nazwać to pocałunkiem, ale dosyć specyficznym. Jeden z dzielących go bowiem chłopców, całymi siłami próbował odepchnąć od siebie drugiego. Zapierał się rękami i odpychał natarczywe usta. Był odrobinę wyższy, ale też jego zakwaszone i obolałe mięśnie po dzisiejszym treningu nie działały tak, jakby tego chciał i potrzebował w tym momencie. Suga przycisnął sylwetkę chłopaka do chłodnej ściany i na siłę wepchnął język do gardła. Ciepła fala popłynęła w dół ciała Hobiego, nie wiedział, czy to z powodu wściekłości, czy nie daj boże podniecenia, które jednak dało o sobie znać, gdy poczuł, że jego spodnie od piżamy robią się ciasne. Natarczywość i brutalność Sugi robiła z nim coś, czego nigdy by się nie spodziewał. Gdy starszemu zabrakło w końcu tlenu w płucach oderwał się na moment od czerwonych i podgryzionych warg.

Hobi natychmiast wykorzystał ten fakt i spazmatycznie odsunął się przesuwając ciałem wzdłuż ściany.

- Co ty odpierdalasz?! Znowu się schlałeś! Mówiłem, że masz tu nie wracać!

Suga opuścił głowę. Łapał mocne oddechy. Nie sądził, że Jung aż tak na niego podziała. Jimin nigdy nie walczył. Hobi smakował inaczej, pachniał inaczej, dawał mu poczucie, że musi zawalczyć o to czego chce, że będzie musiał się odrobinę postarać, by zaspokoić swoje popędy. Miał ochotę zedrzeć koszulkę z Junga, czuł jakby należała do niego, jakby on cały należał do niego. W tym momencie miał poczucie, że już zawsze miał brać wszystko czego zapragnie, jeśli dzisiaj uda mu się złamać młodszego. Już podczas pocałunku, czuł, że i Jungowi podoba się ta zabawa w niedostępnego. Miał tego wyraźny dowód w bokserkach. Nie wiedział, czy Jimin jeszcze cokolwiek do niego czuje, za to miał pewność, że czuje do Junga i podwójna zdrada z pewnością go zaboli.

- Nie mogłem o tobie zapomnieć - wychrypiał.

- Co?!

- Pragnę cię - dodał Suga i zbliżył się kilka kroków.

- Nie podchodź do mnie! Zaraz zadzwonię do Jimina i wszystko mu powiem zaćpany skurwielu!

- Zadzwoń, dodaj przy okazji jak stanął ci, gdy cię całowałem.

Zawstydzony Hobi zakrył krocze leżącą na kanapie bluzą.

- Gdzie się gapisz zwyrodnialcu!?

Suga postanowił zaryzykować i zbliżył się jeszcze bardziej. Słyszał głośny, szybki oddech towarzysza. Ten zgarbił ramiona i spuścił zawstydzony wzrok jak mała, napastowana dziewczynka. W tej chwili przypominał odrobinę Jimina, co jeszcze bardziej nakręcało Miną. Delikatnie, prawie, że z czułością przesunął palcami po skórze twarzy Hobiego. Ten zadrżał i wyglądał jakby chciał znów cofnąć się, ale utrudniała mu to pokryta niebieską farbą ściana tuż za plecami. Suga bez skrępowania włożył bladą dłoń pod koszulkę młodszego i dotknął wyrzeźbionych mięśni brzucha. Jimin pomimo tego, że również tańczył nie miał tak wyrobionego ciała. To zapewne przez anoreksję, którą przechodził dwa lata wcześniej.

Przestań ich w końcu porównywać - krzyknął głosik w jego głowie.

- Myślisz o mnie czasem? - wychrypiał tuż przy uchu chłopaka.

- Nie - odparł bez wahania, ale przestał się ruszać i nie uciekał przed dotykiem. Suga położył mu dłonie na biodrach i przycisnął do nich jego własne. Owiewał ciepłym oddechem usta młodszego. Ten zdawał się być niewzruszony. Przymknął jedynie powieki i wyprostował sylwetkę.

- Ja myślę, dzisiaj nie mogłem przestać... patrzyłem jak Jin torturuj tego chłopczyka z Hae i nie mogłem pozbyć się myśli o tobie. Podobały by ci się takie zabawy?

Nie czekał na odpowiedź, przesunął językiem po dolnej wardze Hobiego i miał nadzieję na zaproszenie do wnętrza jego ust. Gdy to nie nastąpiło, utorował sobie kolanem drogę do najwrażliwszego miejsca Junga odsuwając jego nogi na bok, tak by stanął w rozkroku, po czym klęknął przed nim na jedno kolano. Właśnie wtedy Hoseok wykorzystał tę okazję, by odepchnąć Sugę. Ten upadł na plecy, a chłopak usiadł okrakiem na jego podbrzuszu. Usta Sugi wykrzywiły się w cwanym uśmieszku. Hobi drażnił się z nim przysuwając i odsuwając twarz, pocierając przy okazji dolne części jego ciała, przez co ciche jęki rozeszły się po pokoju. W pewnym momencie Hobi zatrzymał się i spojrzał głęboko w oczy Sugi.

- Już raz kazałem ci stąd wyjść i nigdy nie wracać. Zrobię to drugi i ostatni raz. A Jimin o niczym się nie dowie, wiem o co ci chodzi śmieciu.

Po tych słowach wstał i poszedł do swojego pokoju zamykając drzwi na klucz. Szaro włosy jeszcze przez kilka chwil dyszał ciężko na dywanie w salonie.

No i cały misterny plan chuj strzelił. Na dodatek miał poważny problem. Będzie miał Junga, choćby musiał go do tego zmusić i sam się upokorzyć.

...

- Jin... Jin! - wychrypiał Namjoon między głośnym oddechem i jęknął przeciągle ostatni raz, odpychając od siebie ciało starszego.

- No co?! - zapytał zniecierpliwiony i chciał wrócić do składania na szyi przywódcy pocałunków i bordowych malinek. Siedzieli w jednym z mniej znanych klubów, gdzie przychodziło niewielu mieszkańców ich dzielnicy. Wokół unosił się swąd dziwnych kadzidełek i mocny dźwięk basu z głośników.

- Spójrz tam - wskazał dyskretnie skinieniem głowy na miejsce, gdzieś za plecami starszego. Ten niechętnie zsunął się z jego kolan i usiadł ciężko na granatowej, głębokiej kanapie. RM pokazywał na mężczyznę siedzącego przy barze. Zwijał banknot, a drugi, najwyraźniej jego kolega, trzymał w dłoniach mały woreczek z żółtą oblamówką.

- Albo mi się w oczach mieni od tych pierdolonych świateł, albo ten skurwiel trzyma nasz towar.

- Przekonajmy się - RM wstał i bez skrępowania podszedł do dwóch nieznajomych.

- Skąd macie ten towar? - zapytał siedzącego bliżej, który trzymał woreczek w palcach i przyglądał się resztce proszku w jego wnętrzu.

- A co cię to obchodzi? To nawet nie moje - pełne usta mężczyzny przyciągały wzrok.

- Zamknij się i schowaj to debilu, może to pies.

- Nie wydaje mi się, z resztą nawet jeśli, to właśnie się przyznałeś... debilu - odpowiedział mu niewyraźnie drugi, był wyraźnie na haju.

- Tak na co dzień, to który z was jest głupszy? Bo nie wiem, z którym rozmawiać - zapytał Namjoon, na co Jin zaśmiał się pod nosem i dopił resztkę piwa.

- Jak ty się odzywasz do pana Kima?! Wiesz z kim masz do czynienia cieciu!? - zakrzyknął heroicznie niższy i jak widać głupszy.

- Mamy zwycięscę. Więc ty - zwrócił się znów do mężczyzny o pełnych, różowych ustach - Skąd to macie?

- Kupiłem niedaleko od chłopaka, zapamiętałem tylko jego oczojebnie zielone buty, miał kaptur. Stawiam na kogoś z Hae, bo widziałem jak rozmawiał z dilerem od nich. Chociaż nigdy nie sprzedawali w takich fikuśnych torebeczkach - znów przyjrzał się torebce z zamglonym spojrzeniem.

- To nasz towar, skurwiele go ukradli, a teraz sprzedają jak swój, wiedziałem - wtrącił się Jin.

- Dawno to kupiłeś? - zadał pytanie RM.

- Jakieś 20 minut, może jeszcze tam jest.

- Pokażesz nam go?

- No nie wiem, to głupie narażać się Hae. Słyszałem, że mają układy z Japończykami, nie chcę skończyć gdzieś w rowie.

- Gwarantuję ci, że jak nam nie pomożesz, to wylądujesz tam szybciej niż ci się wydaje! - warknął Jin, ale powstrzymała go dłoń Namjoona.

- On zawsze taki agresywny?

- Zawsze, taki jego urok.

- Słodko... Dobra chłopaki, wskażę wam go, ale pary z gęby od kogo macie cynk. A poza tym oczekuję od was czegoś podobnego. Oprócz kary za kradzież, dowiecie się od niego paru rzeczy o Japończykach i ich części dystrybucji.

- Po co ci to wiedzieć? - w umyśle RM od razu zapaliła się czerwona lampka.

- Powiedzmy, że też siedzę w tym interesie, a Hae psuje mi szyki i przy okazji wierci dziurę w brzuchu już od wielu lat. Poza ty podejrzewam, że nie umyślnie ukradli wam ten towar, nie jest im do niczego potrzebny. Mają swojego wystarczająco dużo. Ktoś inny, dużo wyżej mógł maczać w tym palce.

- Skąd tyle o tym wiesz? - zapytał najwyraźniej zaintrygowany Jin, a RM przyglądał mu się badawczo.

- Mówiłem też w tym siedzę, i to dłużej niż wy...

- Jak się nazywasz?

- Ależ ze mnie niewychowany człowiek - uderzył się w czoło nieznajomy - Jestem Kim Jongin.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro