Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Brałeś coś?

- Nie.

- Mówisz jak pierdolony robot.

- Hoseok przyjdź tu. Pogadamy.

- Nie mam takiego zamiaru, miałeś przyprowadzić Jimina. Gdzie jesteś do kurwy?

- Jimin jest ze mną.

- Daj mi go do telefonu.

- Hobi hyung nic mi nie jest.

- Ale będzie jak cię dostanę w swoje ręce. Macie tu natychmiast wrócić albo idę do twojej matki.

-Nie mieszaj jej w to. Przyjdź do nas, już jest bezpiecznie.

- Gdyby tak było po prostu byście wrócili, już w nic wam nie uwierzę.

Hobi zakończył rozmowę. Nie miał zamiaru słuchać poleceń Jimina, a już tym bardziej Sugi. Widział tylko jedną opcję wyjścia z tej chorej sytuacji i postanowił z niego skorzystać, nawet jeśli przyjaciel miałby go przez to znienawidzić. Robił to wszystko dla nich. Z obowiązku przyjaciela i głupiego serca.

...

Każdy z chłopców dostał swoją broń. V przemycał ją z siedziby Hae partiami, przez ostatni rok, systematycznie i po cichu. Pomagał mu Jungkook, bynajmniej nie znając powodu dla którego to robi. Jeśli chodziło o Tae nie znał żadnych granic, był gotów na wiele jeśli nie na wszystko, by spełnić jego zachcianki. Nie wnikał w powody.

Dwa dni spędzili na specyficznych przygotowaniach. Narkotyk D.O spełniał swoje zadanie wzorowo. Tae nie musiał nawet powtarzać procederu podtruwania reszty chłopców i otumaniania. Specyfik działał nienagannie. Zachowywali się w miarę normalnie, stracili tylko wolę i własne zaangażowanie w swoje zachowanie. Brunet nie wykorzystywał ich bierności. Tylko gdy zdecydował o powtórzeniu planu, czy dokładnym przestudiowaniu nauki posługiwania się bronią, ingerował w ich działania.

Bolała go apatia Jimina. Znajdował się pod wpływem substancji dłużej niż którykolwiek z nich. Narkotyk działał na niego w sposób ogłupiający. Momentami nie kontaktował i zacinał się podczas wykonywanej czynności. Tae wiedział, że przesadził. D.O ostrzegał go przed negatywnymi skutkami takiego działania. Jednak ból stawał się silniejszy gdy uświadomił sobie, że po pozbyciu się z organizmu specyfiku, jego książę może się od niego odwrócić. Uświadomić sobie tygodnie uciśnienia i uwięzienia w oparach niewidocznego dla oka więzienia. Że nigdy mu tego nie wybaczy i po prostu odejdzie. Nie byłby w stanie tego przeżyć. Czas mijał, a on coraz częściej oscylował między dalszym graniem na psychice Jimina, a uwolnieniem go spod swojego jarzma.

Czym dłużej zwlekali, tym bardziej rosła możliwość ataku ze strony zdesperowanego Hoseoka. Nie udało im się przekabacić go na swoją stronę, o co Tae obwiniał Sugę. Nie potrafił do niego dotrzeć i przekonać o złudnym bezpieczeństwie, które miało na niego czekać, jeśli tylko zdoła się zgodzić na spotkanie. Nie ugiął się ani pod naporem emocjonalnym ze strony Jimina, ani Sugi. Teraz stał się dla nich niebezpieczny, dlatego musieli wynieść się z mieszkania Jungkooka i znaleźć inne miejsce na przeczekanie największej burzy jaką wywołał Kai, a dokładnie jeden z jego ludzi, Chen.

Rozkochał w sobie syna Japońskiego przedsiębiorcy i biznesmena. Pana Haru Yato. Człowieka równie niebezpiecznego, co uwikłanego w ciemne interesy japońskiej Yakuzy. Nikt nie wierzył w jego krystaliczną, publiczną niewinność, nikogo więc nie zdziwiło, kiedy został znaleziony martwy w gabinecie, letniej rezydencji na jednej z wysepek, gdzie od dwóch tygodni knuł jak wbić się na Koreański rynek. Tak się złożyło, że Koreańczycy okazali się sprytniejsi i obrócili przeciwko niemu, jego własną broń, najbardziej godną zaufania, tego którego stworzył, własnego syna.

Chen, z tego co wiedział Tae, miał dar przekonywania. Do tego wygląd bóstwa i charyzmatyczny charakter. Te cechy czyniły go człowiekiem, który potrafił osiągać wszystko, czego zapragnął, tak było i tym razem.

Na początek rozkochał w sobie jedyną córkę pana Yato. Jego światełko i chodzącą dobroć. Najwyraźniej tylko on jeden tak ją sobie przedstawiał, nieświadomy kim jest jego dziecko, kim się staje kiedy nie patrzy. A Hiruko można było określić dwoma słowami. Psychopatka i nimfomanka. Chen nie raz miał do czynienia z równego rodzaju patologią i nienormalnymi zachowaniami. Pół dorosłego życia spędził w więzieniu, gdzie przywykł do egzystowaniu, bardziej niż w podzielanych przez opinie publiczną społecznych warunkach, które były dla niego nudne. Niektórzy ludzie potrzebują więcej luzu i wolności, a normy obowiązujące wśród ludzkiego gatunku uznają za przeszkody, które należy pokonać.

Do rezydencji pana Yato dostał się jako nauczyciel języka angielskiego dla rzeczonej Hiruko. Jego krystaliczne papiery i nienaganne maniery zaimponowały panu Yato. Nawet nie musiał specjalnie starać się w uwiedzeniu panny Yato, sama wepchnęła mu się do łóżka, szybciej niż się spodziewał. Nie przewidział jednak tego, że jest ona równocześnie wyprutą z uczuć, niewyżytą nimfomanką.

Sypiała z połową Yakuzy, pod rządami własnego ojca, a każdy z nich był za bardzo przestraszony możliwymi konsekwencjami obrażania córki przywódcy, by na nią skarżyć, z czego z resztą nie mieliby żadnych korzyści. Dodatkowo każdy z nich łudził się, że będzie dla niej tym jedynym, co z resztą im obiecywała. Chen nie miał skrupułów, a tym bardziej nie czuł strachu co do jej wątpliwego majestatu. Wydał ją najbardziej zaufanemu pracownikowi pana Yato, jednocześnie temu który został najdotkliwiej skrzywdzony przez jego córkę, zarówno psychicznie jak i fizycznie, a ten nie omieszkał przekazać informacji swojemu pracodawcy. Już dwa dni później Hiruko zniknęła z rezydencji, wysłana do swojej samotni, gdzie czekał na nią przygotowany przez Baeka prezent niespodzianka w postaci szybkiej i w miarę bezbolesnej śmierci. Całe zdarzenie wyglądało oczywiście na nieszczęśliwy wypadek, a sam pan Yato popadł w depresje i apatię, obwiniając się o śmierć córki.

W ten sposób, Chen pozbył się pierwszego z członków rodziny Yato. Wtedy niektórzy zaczęli spoglądać na niego w podejrzany sposób. Jedni ze złością, inni z wdzięcznością , gdyż pan przestał się nad nimi pastwić i zajął się swoim złamanym sercem.

Rozkochać w sobie Yara było trudniej, ale nie niemożliwie do wykonania. Co więcej Chen miał ułatwione zadanie, gdyż bliższy kontakt z jedynym dziedzicem imperium Japońskiego giganta, uświadomił mu jak wiele mają ze sobą wspólnego i jak dobrze potrafią się dogadać. Zaprzyjaźnili się łatwo, a połączył ich plan zdetronizowania i ostatecznego przejęcia władzy w firmie. Dziwiła Chena ta nielojalność dzieci wobec ojca. Z drugiej strony pan Yato był uznawany za tyrana i sadystę, nie wiadomo jeszcze jakie wspomnienia z nim związane posiadało każde z jego dzieci. W każdym razie nie mieli oporów, by stanąć mu na drodze i odebrać wszystko co posiadał, łącznie z życiem. Zadanie okazało się dużo prostsze niż na początku się wydawało, gdyż udawana sielanka, przedstawiana na pokaz na arenie między gangami skutecznie odstraszała konkurencję. Niepotrzebnie. Dom Yato nie istniał już od dawna.

Yaro nie miał problemu z podłożeniem trucizny ojcu. Zmarł szybko, ale nie bezboleśnie, a całą winę przejął na siebie wyrodny syn, który tym sposobem przejął władzę absolutną. Tylko pozornie. Połowę udziałów przekazał koreańskiemu gangowi niejakiego Kima Jongiego, w ten sposób czyniąc zarówno i ich domy jak i interesy jednym międzynarodowym przedsięwzięciem, a opinia publiczna kupiła bajkę o ryzykownej inwestycji Japońskiej firmy połączonej z dobrze prosperującą, nową koreańską filią. W ten sposób gang Kaia stał się legalnym interesem, ze swoją ciemną, niewidoczną publicznie stroną. Takiego sukcesu nie spodziewał się sam przywódca. Świat stanął przed nimi otworem.

Kai i Baek siedzieli w salonie wynajętego mieszkania i popijali trunek z krystalicznych szklanek. Naprzeciwko, popijając colę, wtórował im Tae.

- Czemu nic nie mówią? – zapytał Baek. Był trochę zdezorientowany zastanawiającym zachowaniem pozostałych chłopców przebywających w pomieszczeniu. Suga palił papierosa, zaciągając się mocno, Jin co kilka sekund sprawdzał magazynek trzymanej broni, a Kook i Jimin siedzieli obok siebie patrząc na nowo przybyłych.

- Słuchają.

Kai nie dawał się zwieść udawanej, mającej ich przestraszyć atmosferze.

- Ciągle się zastanawiam, czy aby na pewno do czegoś nam się przydadzą – myślał głośno. Mocne światło południowego słońca oświetlało ich twarze przez duże szyby. Mieszkanie położone było na wysokim piętrze, jednego z Seulskich wieżowców. Ale z racji stojącego naprzeciwko jeszcze wyższego budynku, światło odbijało się od okien jak od luster i padało pod dziwny, nienaturalnym kątem. Przedzierało się przez częściowo zasunięte, paskowane żaluzje. W mieszkaniu panował dosyć widoczny bałagan, mimo że wprowadzili się tam zaledwie poprzedniego dnia.

- Jin jest silny i bardzo wytrzymały, dodatkowo niczego się nie boi i sam rwie się do walki. Tylko na to czeka. Do Kooka mam pełne zaufanie.

- Dlatego go omamiłeś?

- Kook zrobiłby dla mnie wszystko, ale chodziło o chłopaków z Goemul. Nie zdążył do nich przywyknąć.

- Więc postanowiłeś mu pomóc? – prychnął Baek.

- Jak na razie pomagam wam, może dobieraj lepiej słowa.

- Obaj przestańcie – nakazał Kai – A co z nim? – wskazał na Jimina.

Tae zamilkł. Nie odzywał się przez dłuższy czas.

- Jego zostawcie mi, nie będzie brał udziału w akcji.

- To po co go w ogóle ściągałeś?

- Bez niego nie dotarłbym do reszty i nie wykończył Goemul.

- Goemul nie przeszkadzało mi tak bardzo jak przeszkadza Hae.

- Dlatego tu jesteśmy – Tae dopił resztkę napoju i oparł się wygodniej o oparcie kanapy.

- Tak naprawdę od początku chodziło o nich. A właściwie tylko o jednego człowieka.

- Mam nadzieję, że nie o mnie.

- Nie, ale kogoś związanego z tobą na tyle mocno, że możesz do niego dotrzeć.

- Starszy nie chce mnie znać.

- To bez znaczenia, bo będziesz prosił o spotkanie w celu przeprosin i zawarcia pokoju.

Tae zaśmiał się i ukazał zebranych swój kwadratowy uśmiech.

- Myślałem, że nie jesteś naiwnym człowiekiem Kai. Od zawsze miałem cię za tego mądrzejszego z naszej dwójki. Za mój ideał.

- Nie rozczulaj się Taetae. Te czasy już minęły.

- A tobie zdążyło siąść coś na rozsądek.

- Nie ucz mnie jak prowadzić interesy. Wiadomo, że zwietrzy spisek i nie uwierzy w twoje dobre intencje. Ma cię za psychopatę i niech tak zostanie. Właśnie do tego przydadzą nam się twoi koledzy.

- Chcesz stoczyć otwartą walkę? Mam ich wszystkich narazić?

- A po co innego tu są? Nie martw się, moi się nimi zajmą, ale chyba masz świadomość, że od początku chciałem ich wykorzystać jako mięso armatnie. Namjoon miał uśpić czujność Japończyków i to zrobił. Wzięli go za mnie, przez co Yato poczuł się zbyt bezpieczny. Myśleli, że się mnie pozbyli. Zniszczyłeś Goemul żeby wzbudzić zainteresowanie Starszego i uzyskać trochę zaufania z jego strony.

- Nie byłem zadowolony z tego pomysłu.

- Nawet kiedy cię zakneblowali i pobili?

- To nie mój pierwszy i ostatni raz. Chłopcy się trochę zapomnieli, ale mieli swoje powody.

- To twój Jungkook wprowadził ich w błąd.

- Na wasz rozkaz – zawarczał Tae – Myślicie że nie wiem?

- Zapomnij o tym Tae, było minęło. Skupmy się na tym co nas czeka.

- Wiem, że Starszy nie traktował nas dobrze, wyrzucił cię z gangu i masz do niego żal. Ale... poświęcisz nas wszystkich żeby go wykończyć? Na pewno będzie miał wielką obstawę.

- Nie wie, że mamy kontakt. Poza tym myśli, że nie żyję. Weźmie ze sobą kilku ludzi, ale nie tylu byśmy nie byli w stanie ich pokonać. Nie bez powodu ostatnie kilka miesięcy straciłeś w melinach udając ćpuna i wycofanego z życia gangu odmieńca, nie bez powody zginął Bin. A ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z jego win.

- Zaskocz mnie.

- Ważne jest to, że zasłużył na śmierć. A ty jako mój brat powinieneś mi wierzyć.

- Wierzę ci i ufam we wszystko co robisz, nawet jeśli nie widzę w tym sensu.

Kai podniósł się z fotela i odstawił szklankę. Baek powtórzył jego ruch. Tae powstrzymał śmiech, nieudolne próby dorównania przywódcy budziły w nim politowanie. Wszyscy biegali za nim jak pieski, zazdrościli mu wiedzy, wpływów, twardego charakteru, nawet kobiety. Z wyjątkiem tych którzy preferowali mężczyzn. Dziwił się, że mimo tej wszechogarniającej bolączki i zazdrości potrafili tworzyć zgrany zespół. Mieli dużo szczęścia, ale i dużo niespotykanych umiejętności o które trudno było ich posądzić na pierwszy rzut oka. Przy niektórych sam Tae czuł się jak niewyedukowany dzieciak, inni doprowadzali go do białej gorączki. Kai czuł dokładnie to samo.

- Zadzwoń do niego teraz, nie zwlekajmy Tae.

Brunet rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego towarzysze walki nie zareagowali i tak nie mieli wiele do gadania, nie decydowali w żadnej sprawie, nawet własnego życia.

- Umówię nas na jutro, dajcie mi jeden wieczór. Muszę pozałatwiać swoje niedokończone spawy. Macie to?

- Masz Romeo od siedmiu boleści. Zmieniasz zdanie częściej niż kobieta w ciąży.

Baek rzucił mu plastikową, prześwitującą buteleczkę. W środku pływał niezbyt klarowny, pomarańczowy płyn.

- Zadziała?

- Pytaj mistrza D.O. Ja z chemii miałem pałę w liceum.

- Masz się czym chwalić– zganił go Kai i wyjął telefon.

- No mam, nie każdemu nauczyciel chemii robi dobrze na przerwach.

- Od urodzenia miałeś nasrane w głowie? - Tae skrzywił się nieznacznie.

- Tak od piątego roku życia, kiedy poznałem twojego brata. Jest bardziej zboczony niż myślisz.

- Nie wnikam w wasze fetysze i zboczone tradycje.

- D.O mówił, że ma to wypić. Po 10 minutach narkotyk się zneutralizuje. Ale potem już nie możesz podać mu tego ponownie, chyba że chcesz go zabić.

- Zrozumiałem.

Stali wśród niezdecydowanego milczenia. Jin zawzięcie wyjmował i wkładał naboje, a Suga przymknął powieki i odchylił się na kanapie.

- Dzwoń Tae.

Taehyung dostał od Kaia telefon z wykręconym numerem i ustawił tryb głośnomówiący.

- Tak? – usłyszeli gruby, nieprzyjemny głos, po czterech sygnałach.

- Tu Tae, jest u siebie?

- Mówiłem ci żebyś nie dzwonił.

- Chciałem chwilę porozmawiać i tak się do niego dostanę czy tego chcesz czy nie.

- Poczekaj moment – po drugiej stronie coś zaszeleściło i zaszurało. Brak odezwu zakończył klikający dźwięk dwie minuty później. W tym czasie Tae wyciągnął z torby małą fiolkę, po powąchaniu jej wnętrza, w oczach od razu wezbrały mu łzy, a on sam zaczął smarkać i dławić się obrzydliwym zapachem. Baek zamarł.

- Mów Tae – Kai zacisnął pięści i wbił zimne spojrzenie w ekran leżącego na szklanym stoliku telefonu.

- Musiałem zadzwonić – łkał Tae. Brzmiał na autentycznie przejętego. Płynące łzy wyglądały na prawdziwe, tak samo jak załamujący, trzęsący się głos.

- Tłumaczyłem ci tyle razy. Nie możesz wrócić.

- Wiem... ale już nie daję rady. Mu... musisz mnie wysłuchać – Baek się uśmiechnął.

- Ile razy będziesz mnie jeszcze przepraszał? Zawsze popełniasz te same błędy. Przez ciebie wydałem wyrok śmierci na własnego zięcia.

- To on zdradził Wahyun! Nie miałem z tym nic wspólnego.

- Zrobił to po kłótni z tobą.

- Wujku... spotkajmy się. Wszystko ci wytłumaczę... - ton głosu Tae był zdesperowany, nawet Kai uwierzyłby w jego szczerość – Bez was nie ma dla mnie przyszłości. Bez gangu jestem nikim.

Starszy milczał dosyć długo, ale zastanawiał się nad propozycją. Głośno dyszał do słuchawki.

- Przyjedź do mnie. Porozmawiamy.

Kai energicznie pokiwał głową.

- Nie... spotkajmy się przy porcie, tam gdzie kiedyś odbieraliśmy towar.

- Dlaczego? Wiesz, że nie mogę teraz pokazywać się publicznie.

- To najbardziej niepubliczne miejsce jakie znam. Poza tym, jedyne gdzie mogłem przechowywać specyfiki od D.O.

- Masz je? – Starszy zapytał z niedowierzaniem.

Kai uniósł kciuki, by poprzeć ten pomysł.

- Po śmierci Kaia moi chłopcy wynieśli większość z magazynów i ukryli w transportowych skrzyniach w porcie.

- Dlaczego od razu mi tego nie powiedziałeś? – zawarczał.

- Wybacz, nie chciałeś ze mną rozmawiać...

- Przyjadę z paroma ludźmi, przy okazji porozmawiamy. Bądź sam, jeśli już musisz weź Kooka.

- Oczywiście.

- Do zobaczenia Tae, nie zawiedź mnie tym razem – po tych słowach od razu się rozłączył.

- Młody... jesteś genialny – pochwalił go Baek i zatarł radośnie dłonie.

- Będzie chciał cię wykończyć, ciebie i Kooka. Za długo się z wami bawił, a teraz nie będziesz mu już do niczego potrzebny.

- Wiem. Nie jestem idiotą Kai.

- Ale będziemy gotowi. Nie bój się.

- Nie boję.

- Dobrze to rozegrałeś. Nie spotkamy się jutro, na pewno będą cię śledzić, żeby sprawdzić czy nic nie knujesz. Zabieram ze sobą chłopaków. Nie wychodź z mieszkania.

- Jimin zostaje.

- Zatrzymaj go sobie. To bez znaczenia.

Tae zgodził się niewerbalnie, kiwając głową. Kai, Baek, Jin i Suga wyszli chwilę później.

Zmęczony Tae opadł na kanapę. Ostry zapach substancji nadal drażnił mu oczy. Na stoliku stała odtrutka dla Jimina. 

Zakończenie zbliża się wielkimi krokami...  Niedługo ostateczne starcie 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro