Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chanyeol obiecał pierwszy raz w życiu iść do kościoła i podziękować za to, że choć raz, od kiedy tylko wstąpił do gangu, pomyślał. W jego głowie zagościła niespodziewana i szybka myśl. W przypływie tej błyskotliwej chwili wyjął z kabury znokautowanego policjanta broń.

W przebraniu pielęgniarzy, pod przewodnictwem zalotnej pani doktor, weszli do więziennego szpitala całkiem gładko i bezproblemowo. Kobieta straszliwie napaliła się na gangsterkę i rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy, dlatego nie wzgardziła ich propozycją przyjęcia do firmy w zamian za tą drobną usługę.

On, Sehun i Lay. Trójka muszkieterów dzierżących kosze na brudną bieliznę zamiast szpad. Ulokowali się w bezpiecznym miejscu w jednym z pokoi socjalnych dopóki nie dostali znaku do rozpoczęcia akcji. Mieli grzecznie czekać na informację o pojawieniu się w budynku medycznym Xiumina i wtedy cicho i niepostrzeżenie wyprowadzić jego i Suho w stronę wolności. Nie przewidzieli jednak, że miła pani doktor zawali na całej linii i nie przewidzi, że przekupieni więźniowie obrócą się przeciwko nim. Gdy kilku strażników zorientowało się, że coś jest nie tak, akcja rozpoczęła się pełną parą.

- W którym jest pokoju?! – zapytał zdyszany Sehun lekarki.

- 24, zostawiłam go z pielęgniarką.

- A Xiumin?

- Powinien już tu być, coś jest nie tak – szepnęła piskliwie.

Gdy zdecydowali się na gazowe, podtruwające bomby, Chanyeol doznał krótkiego olśnienia. Zimna stal pistoletu zmroziła mu gorącą skórę palców. Trzymał palec wskazujący na spuście i powoli wędrował wzdłuż pustego korytarza. Z oddali słyszał odbijany o ściany krzyk. Najwyraźniej Sehun i Lay już rozproszyli się i wszczęli panikę bombami. Poruszał się szybko. Z jego ust wydobywał się szeleszczący oddech, czuł jak do jego gardła i płuc dociera już paląca woń środku z bomby. Nie miał wiele czasu.

Wtedy pośród szarawego pyłu zauważył otwarte drzwi. Ostrożnie zbliżył się i ustawił w gotowości broń.

„To za pana Yato, gnoju" usłyszał przygotowując się pod ścianą do zaatakowania.

Szybkim ruchem wychylił się i zamarł, gdy ujrzał wysokiego, wygolonego na jeżyka mężczyznę. U jego stóp leżało ciało Xiumina. Zza półprzymkniętych powiek patrzyło na niego zamglone spojrzenie. Z kącika ust wypływała stróżka świeżej krwi. Więzień patrzył na niego z góry triumfalnym wzrokiem, w dłoni dzierżąc umorusany we krwi malutki nożyk. Xiumin łapał słabnące, szybkie oddechy, jak ryba wyrzucona z wody. Dusił się.

I wtedy Chanyeol dziękował komukolwiek kto słucha za to, że zabrał tą pierdoloną broń. Nim facet zdążył się odwrócić, strzelił mu w głowę. Huk rozniósł się po pokoju, a cielsko padło wprost na nogi Xiumina. Krew i kawałki maziowatej substancji, prawdopodobnie mózgu, rozbryzgały się na szybę czystego okna zasłaniając ładny widok pochłanianego przez wieczorne promienie placu.

Natychmiast podbiegł do przyjaciela i odepchnął ciało nieżywego więźnia.

- Przepraszam, że tak długo stary.. tylko mi tu nie umieraj.

Docisnął dłonie do krwawiącej rany na klatce piersiowej i uciskał z całych sił. Krew brudziła mu ręce. Chciało mu się ryczeć, czuł, że sprawa jest z góry przegrana.

- Chanyeol? – cichy, przestraszony głosik za nim nakazał natychmiastową reakcję. Nie wstając sięgnął po spluwę i skierował ją na intruza przekręcając tułów w tył. Za jego plecami, częściowo skryta za ścianą, stała i dygotała lekarka.

- Pomóż mi! – opuścił broń i rozkazał.

Kobieta z początku niemrawo podchodziła w ich stronę.

- Szybciej do kurwy!

Przerażona do granic możliwości upadła na kolana obok rannego Xiumina.

- Podaj opaskę uciskową, jest w górnej szufladzie.

Sama wygrzebała z szafki mały nożyk, bardziej przypominający pilniczek i uklękła ponownie.

- Ej! Co robisz?! – Chan znowu podniósł na nią broń.

- Spokojnie! – pisnęła i uniosła ręce – inaczej się udusi.. spokojnie. Wybacz – powiedziała do Xiumina i przystawiła nożyk do jego boku, by następnie wbić go i przebić skórę w pobliżu żeber. Xiumin złapał wreszcie mocny oddech. Był blady jak kreda, cała krew odpłynęła mu z twarzy, a usta wyschły niczym papier ścierny. Z trudem łapał hausty powietrza. Kobieta przycisnęła mu do rany kawałek przedartego prześcieradła i mocno uciskała.

- Musimy stąd uciekać, zaraz zjawi się cały oddział strażników.

- Prędzej udusi nas gaz – stwierdziła dobitnie.

- Wezmę go, ty prowadź do najbliższego wyjścia. Tam gdzie miał na nas czekać Lay.

Błądzili pośród trujących oparów. Chan czuł, że opada z sił, mimo, że ciało Xiumina ważyło tyle co nic. Gaz dusił go i zaburzał działanie zmysłów. Kobieta potwornie kaszlała. Słyszeli tupot wielu policyjnych, ciężkich butów. Skrzypiały o grafitową posadzkę, gumowymi podeszwami. Przyspieszyli.

Kolejne dwa zakręty. Ten szpital był jednym, wielkim, jebanym labiryntem. Kobieta potknęła się o przewrócony wózek inwalidzki i upadła. Nie mógł jej pomóc, czuł, że sam dłużej nie wytrzyma.

Zatrzymał się i oparł o ścianę. Kilka razy poruszył głową, i mocno zacisnął powieki, żeby poprawić ostrość widzenia. Lekarka zdążyła się pozbierać i kulejąc ruszyła dalej. Poszedł za nią, a może tylko mu się zdawało.

Kurwa, sami sobie to zrobili.

- Bierz ją Lay! Chan! Chanyeol, ogarnij się! – krzyk pasował do wkurwiającego głosu Sehuna. Dostrzegł jego twarz.

- Sehun...

- Proszę cię, tylko nie mdlej.. Musimy ich stąd wyprowadzić, dasz radę.

Dostał w twarz, raz a porządnie. Metoda agresywna, ale skuteczna. Bolący policzek odrobinę go otrzeźwił. Nadal kurczowo trzymał ciało bladego Xiumina. Bezwiednie ruszył za resztą. W miarę szybko pokonywali kręte korytarze.

Jeszcze nigdy nie czuł takiej rześkości, jak wtedy gdy wyszli na zewnątrz. Tuż za drzwiami pralni, na tyłach służbowych budynków stał i czekał na nich czarny, mały samochód.

Ich pokłady szczęścia nigdy nie przestaną go zaskakiwać.

...

Hobi siedział na kanapie i jadł trzecie pudełko lodów. Po rozmowie z Sugą, pierwszą od paru tygodni popadł w jakiś dziwny stan przygnębienia i obojętności. I to nie dlatego, że chłopak najwyraźniej postanowił pogrążyć wszystkich łącznie ze sobą i najwyraźniej nim, ale przez niezrozumiały stan, kiedy na wszystkim przestaje ci zależeć, bo twoja bezsilność przekracza już wszelkie granice.

Obok niego, na swojej ulubionej poduszce leżał Mickey i machał krótkim ogonkiem. Oglądali sobie jakąś komediową dramę i mimo wszelkich starań aktorów i niezaprzeczalnego komicznego talentu, nie zaśmiał się jeszcze ani raz. Porozciągane dresy wisiały na nim jak na menelu, którego minął po drodze ze sklepu. W lodówce czekały na niego dwie butelki soju, których nie miał zamiaru sobie odpuścić. Chciał się upić i iść spać, nie zważając na to, że następnego dnia miał na siódmą na uczelnię.

- Dlaczego ciągle się nim przejmuję? – zapytał psa z ustami pełnymi lodów.

Zwierzę spojrzało na niego bez krzty zrozumienia i podreptało bliżej, by ukochany pan podarował mu trochę czułości. Hoseok oczywiście spełnił tą niemą prośbę i podrapał go po brzuchu. Zadowolony Mickey przewrócił się na grzbiet i wesoło merdał łapkami. Hobi uśmiechnął się pod nosem.

Dzwonek do drzwi oderwał go od zabawy z czworonogiem.

Wybiła godzina 23 i nie spodziewał się raczej żadnych odwiedzin. Szybko zarzucił na siebie szarą bluzę i podszedł do drzwi. Wielkie zdziwienie wstąpiło na jego twarz, gdy przez wizjer zobaczył kobietę w średnim wieku, z eleganckim kokiem, w drogiej garsonce, zapewne od jednego z drogich projektantów.

Niepewnie otworzył drzwi.

- Dobry wieczór – powitała go uprzejmie, aczkolwiek oschło kobieta.

- Dobry wieczór – odpowiedział jej skołowany – W czym mogę pomóc?

- Musimy porozmawiać.

- My?

- Tak, my – stwierdziła poważnie – Mogę? – wskazała skinieniem głowy na wnętrze mieszkania.

- Proszę – przepuścił ją w drzwiach i po szybkim ich zamknięciu udał się do pokoju, by ogarnąć rozgardiasz, który tam zostawił.

- Przepraszam, nie spodziewałem się gości – tłumaczył zgarniając puste pudełka po lodach i ubrania z kanapy – Proszę, niech pani usiądzie – pokazał miejsce na kanapie.

- Dziękuję – kobieta przysiadła na krawędzi i elegancko ułożyła nogi obok szklanej ławy.

- Chodzi o Yoongiego..

- Tego się domyśliłem – Hoseok usiadł na drugim krańcu mebla.

- Z tego co wiem, był ostatnio przesłuchiwany.

- Tego nie wiem, prawdopodobnie tylko sprawdzali jego stan i oceniali czy nadaje się do przesłuchania.

- Rozmawiałeś z nim?

- Chwilę...

- Będzie z nimi współpracował?

- Nie wiem. Niewiele udało mi się ustalić oprócz tego, że jest na mnie wściekły i uważa za wroga.

- Cały Yoongi... ze wszystkich robi sobie wrogów..

- A.. o co chodzi?

- Słyszałam kto dostał tę sprawę. Byłam wczoraj w szpitalu.

Hobi nie rozumiał do czego kobieta zmierza, postanowił jej nie przerywać i dotrwać do końca tej przedziwnej sytuacji.

- Znasz go?

- Nie. Widziałem go pierwszy raz w życiu.

- Kiedy Yoongi był dzieckiem, przyjaźnił się z Kim Namjoonem, nie wiem czy przyjaźnili się do teraz, w każdym razie... ja również znałam jego rodziców. Ojciec Namjoona miał brata, a bratem tym był właśnie agent Kim. Znam go dosyć dobrze, głównie poprzez przyjaźń z jego pierwszą narzeczoną - Hunjin. Znałam ją od czasów studiów, była mi bardzo bliska. Można powiedzieć, że nasze trzy rodziny łączyła mocna więź.

Zamilkła na kilkanaście długich sekund, a Hobi czekał nie pospieszając.

- Po urodzeniu drugiego dziecka Hunjin popadła w depresję i uzależnienia. Popełniła samobójstwo i przez długi czas myślałam, że tylko przez własne słabości i głupotę. Ale to nieprawda. To ten człowiek doprowadził ją na skraj, wykończył ją psychicznie, stłamsił i upokorzył. Na początku dawałam się nabrać na ta udawaną rozpacz po jej śmierci z jego strony, ale kiedy oddał własne dzieci do domu dziecka i ujawnił prawdziwe oblicze... poznałam się na nim. Znęcał się nad nią przez wiele lat, a ja nic nie zauważyłam.. zabił ją – głos jej drżał.

- Nadal nie rozumiem co to ma wspólnego z Yoongim – wyszeptał Hoseok.

Kobieta odchrząknęła i wyprostowała sylwetkę. Widać, że wewnątrz ganiła się za tę chwilę słabości.

- Nie wiem co planuje mój syn, ale wiem jedno. Nie mogę pozwolić, by przeklęty Kim rozwiązał te sprawę, zebrał za nią laury i oczyścił w swoim mniemaniu sumienie za wszystko czego się dopuścił.

- To znaczy..

- To znaczy.. że pomogę ci przekonać Yoongiego. I już nawet wiem jak. Ale musisz mi pomóc.

Światełko nadziei znów zapłonęło w sercu Hobiego.

Obiecana dla Moochimoonie akcja z Exo w więzieniu. Chciałabym się teraz mocno skuipić na Yoonseoku,  jeśli nikt nie ma nic przeciwko. Vmin na pewno wkrótce do nas wróci.

W kolejnym rozdziale zapewne XD

 Team Hobi i matka Yongiego.. tego jeszcze nie grali

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro