Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na lotnisku czekał już na nich Hobi. Jimin nie miał zamiaru się z nim żegnać od kiedy tylko usłyszał, że przyjaciel tam będzie. Zmiękł zaraz po ujrzeniu jego twarzy. Hobi się uśmiechał, nie ukazywał zatroskania nawet jeśli je czuł, próbował dodać mu otuchy, tak jak zwykle zresztą. Dopiero ujrzawszy ten jaśniejący jak gwiazdka prowadząca zagubionych, uśmiech przypomniał sobie jak wiele zrobił dla niego ten niepozorny chłopak.

- Jimin, daj paszport, pójdę z mamą załatwić sprawę z biletami. Ty się pożegnaj – ostatnie zdanie Ryun wypowiedział jakby bał się reakcji młodszego brata. Blondyn jednak go zaskoczył, spokojnie oddał mu paszport i posłał cień uśmiechu.

- Jimin.. - zaczął Hobi. Młodszy szybszym krokiem zbliżył się i wtulił w ciepłe ramiona – Nie gniewasz się na mnie?

- Nie czas teraz na to.

- Zrobiłem wszystko co mogłem, żeby ci pomóc i nie żałuję.

- Wiem.

Chude ramiona jeszcze mocniej zacisnęły się wokół jego pasa. Odwzajemnił czułość i pogładził puchate włosy. Na szczęście odstraszające odrosty zniknęły. Całą długość pokrywał ładny, równy blond. Przeznaczony dla aniołka jakim był.

- Pomogłem Ryunowi do ciebie dotrzeć, to ja sprowadziłem go z Londynu – Hobi czuł, że musi to z siebie wyrzucić. Przyznać się do każdej decyzji jaką podjął. Może z wyjątkiem kwitnącego uczucia do Sugi, na to przyjdzie jeszcze czas.

- Powinienem ci dziękować, ale jeszcze nie potrafię. To dla mnie zbyt ciężkie – powiedział Jimin odsuwając się.

- Zrobiłem coś jeszcze i tego naprawdę mogę żałować, ale czułem, że tak trzeba. A teraz nie zrobisz już nic głupiego.

Hobi rozejrzał się i nie zauważywszy nigdzie rodziny Jimina złapał go za dłoń i pociągnął za sobą.

- Hobi, co robisz?

- Cicho, bo zmienię zdanie.

Szli wzdłuż lotniska, przeciskając się przez tłumy ludzi. Niewiele osób wiedziało o poczekalniach na wyższym piętrze. Było tam kilka salek z widokiem na całą halę, położonych na balkonikach. Brunet stanął przed drzwiami jednej z takich salek. Nie byli tam sami. Ścianę podpierał młody chłopak, patrzył na swoje zielone buty i marszczył czoło. Kiedy tylko usłyszał kroki zwrócił na nich uwagę. Wcale nie wyglądał na bardziej zadowolonego. Założył ręce na piersi i westchnął.

- Hobi, co on tu robi? - Jimin wyglądał na lekko zlęknionego.

- Spokojnie, nic ci nie zrobi.

- Masz 5 minut Park i ani sekundy dłużej. Spożytkuj je dobrze.

- 5 minut Jimin – powtórzył Hoseok mniej groźnym, a bardziej podtrzymującym na duchu tonie i wepchnął Jimina do poczekalni, zamykając za nim drzwi.

Na jednym z rzędu czarnych, plastikowych krzesełek siedział Tae. Od razu wstał widząc blondyna.

Młodszy zamknął oczy, spod powiek od razu zaczęły toczyć się łzy.

Trwali w ciszy przez kilka sekund.

- Dlaczego zawsze mamy tylko 5 minut na poznanie siebie? - zapytał Tae.

Wyglądał źle. Miał podkrążone oczy i ziemistą cerę. Oczy błyszczały mu jak rozwodnione tafle. Podobnie jak blondyn schudł. Policzki zapadły się, kiedyś pucołowate oblicze, zmieniło się diametralnie. Dokładnie zarysowane kości policzkowe łączyły się z granatowymi cieniami pod oczami. Ubranie, które kiedyś podkreślało jego ładną sylwetkę, teraz wisiało na nim jak na żebraku. I to wszystko w przeciągu kilku miesięcy. Dlaczego wcześniej tego nie zauważył? Czy on też tak wygląda? Dopiero teraz otworzyły mu się oczy na to, co ze sobą wzajemnie robili. Niszczyli siebie, nie mieli żadnego dobrego wpływu na własne zachowania. Nie potrafili sobie pomóc, pogrążali się coraz bardziej i gdyby nie bliscy umarliby w tym przekonaniu o niemożności życia bez siebie nawzajem.

- Najwyraźniej nie jest nam przeznaczone wieczne życie u swojego boku. Tylko te marne 5 minut – jego własny głos był cichutki, jak osoby, która umiera. On umierał, jeszcze nie fizycznie, ale wewnętrznie na pewno. Czuł, że to pożegnanie. Nie wiadomo czy tymczasowe, czy wieczne, ale musieli je potraktować jak możliwość nie zobaczenia się już nigdy.

- Kook mnie uratował. Chcę z nim zostać.

Jimin pokiwał głową ze zrozumieniem. Sam chciałby zostać przy kimś kto pokochałby go tak mocno jak ten rozgniewany nastolatek. Nie miał kogoś takiego i nie sądził, by kiedykolwiek znalazł. To Tae był tym, któremu oddał swoje serce. Nie posiada dwóch serc, nie może zrobić tego ponownie. Nie potrafił już kontrolować łez, czuł w środku ogromny uścisk, który rozsadzał mu płuca. A to tylko szloch wyrywający się na wolność.

- Na pewno ci pomoże. Bardzo cię kocha.

- Kooki... jest moim najlepszym przyjacielem od kiedy tylko pamiętam, nie wiem czy potrafiłbym kochać go w taki sposób. W taki jak kocham ciebie – starszy zatrzymał na moment potok słów – Ale z drugiej strony dopiero on uświadomił mi co robię ze swoim życie, ze swoim ciałem, ze swoim umysłem. Już dłużej tego nie zniosę Jimin, nawet dla ciebie.

Ostatnie słowa rozerwały mu serce na małe strzępki. To serce które mu oddał, rozdarł je na fragmenty na jego oczach. Ale nadal trzymał w dłoniach te skrawki, czekał tylko aż ktoś poda mu klej, którym będzie je powoli sklejał. Po jednym kawałku, przez długi czas, aż do skutku.

Brunet podszedł bliżej i czekał aż Jimina sam zdecyduje. Czas niesamowicie się kurczył. W każdej sekundzie do środka mógł wejść Hoseok. Blondyn miał tego świadomość. Po raz kolejny wszedł w te ramiona. Po raz kolejny lecz prawdopodobnie ostatni. Westchnął przystawiając twarz do koszulki chłopaka. Zapach, którego nigdy nie zapomni, osoba, której nigdy nie zapomni i ta chwila. Nie zostawiaj mnie z tymi wspomnieniami – krzyczał jego umysł. Wydzierał się chcąc zagłuszyć rozsądek. Już nie może mu ulec.

Spełniał teraz jakaś misję. Przecież mogli uciec ponownie. Nie byli więźniami, zostawić wszystko za sobą i spróbować to powtórzyć. Nie, już nie może się oszukiwać, nie czas na to. Jeśli ich miłość jest prawdziwa i tak silna jak czuły teraz ich serca to na pewno się spotkają. Chude ręce nie miały na tyle wigoru, żeby oddać z równą siłą uczucie kotłujące się w głowie. Co z tego że umysł chciał, kiedy ciało nie mogło.

Ostatni raz uniósł wzrok i spojrzał na piękną twarz. Pod warstwą zaniedbania i choroby był jego Tae, uroczy, idealny, pozbawiony najmniejszej skazy, ten który pocałował go na podjeździe w noc trzech zadań.

- Nie mam już czasu, żeby ci o sobie opowiedzieć. Mam wrażenie, że wiesz już wszystko – szepnął mu do ucha – Ty jako jedyny. To nigdy się nie zmieni.

- To nie koniec ChimiChim. Pojawiłeś się w moim życiu jak anioł, anioł stróż, a przecież one nigdy nie opuszczają swoich ludzi.

Jimin usłyszał odgłos otwieranych drzwi. W panice przystawił spierzchnięte usta do bladych warg Tae. Chłopak przez zawahania oddał pocałunek.

Jimin nigdy nie był w Europie, właściwie nigdy nie wyjeżdżał z Korei. Może była to dla niego jakaś szansa. W miejscu gdzie miało być jego serce czuł wolność.

...

V i Kook siedzieli na moście i jedli ulubione cukierki młodszego.

- Słyszałem, że Kai wrócił – powiedział młodszy.

- Tak. Zamieszkaliśmy tymczasowo razem, ale pewnie niedługo znowu się w coś wpakuje i będę musiał radzić sobie sam. Z resztą dziwnie mieszka mi się z parą dorosłych ludzi w jednym mieszkaniu. Nawet nie podejrzewałem, że ludzie w ich wieku jeszcze uprawiają seks.

- Przecież ona jest tylko rok starsza od ciebie – zaśmiał się Kook – a poza tym nie zostaniesz sam, będę z tobą – Kooki włożył cukierka do ust i spojrzał na wodę.

Tae nie mówił nic przez kilka minut. Odwrócił się w stronę przyjaciela i posłał mu ładny uśmiech.

Oparł głowę i pordzewiałe barierki i wpatrywał się w skupione oczy młodszego.

- Co jest?

- Nic. Czuję się jakoś tak... dobrze.

- To pewnie po terapii, pani psycholog mówiła, że zauważysz efekty w najbliższym czasie.

- Może masz rację. Po odstawieniu leków czuję jakąś taką lekkość, ale często mnie kusi. Dobrze, że wczoraj mnie powstrzymałeś i przepraszam za ten policzek.

- Nawet nie poczułem. Masz tyle siły co martwa makrela – roześmiał się.

- Bardzo śmieszne. Śmiej się z cierpiącego, proszę bardzo.

- Śmieję się z twojego syndromu zaniku mięśni.

Mocny wiatr rozwiał im ciemne włosy.

- Robi się zimno, wracamy? - zapytał Kooki.

- Jeszcze pięć minut.

Chude palce oplotły dużą dłoń młodszego.

Nad głowami przefrunęła im mewa, pewnie wracała do domu. Tae chciałby wiedzieć takie rzeczy, może dzięki temu wiedziałby co robi teraz Jimin. Jakie to miało znaczenie kiedy obok siedziała osoba, którą kochał. Można kochać dwie osoby naraz?

To Tae też chciałby wiedzieć.  

No i jest :) Ostatni rozdział. Wszsytko poszło zgodnie z planem, tak jak chciałam od dawna :) Z jednej strony mi smutno z drugiej czuję ulgę, dokładnie tak jak V i Jimin :) Dziękuję każdemu komu chciało przeczytać się to do końca zwłaszcza ChceJedzenia, która nigdy nie zawodziła z komentarzami i polubieniami i moja kochana siostra Moochimoonie, bez której prawdopodobnie w ogóle nie było by tego opowiadania <3<3<3 

Zapraszam do innych moich opowiadań. Historii z BTS ci u mnie dostatek :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro