1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Taehyungowi z okazji jego dwudziestych drugich urodzin, który zapewne nigdy tego nie przeczyta, a nawet, jeśli by to zrobił, nie zrozumiałby ani słowa.

Biance, dzięki której powstało to opowiadanie, choć do chwili publikacji nie widziała żadnego fragmentu oprócz opisu, a mimo to sprawiała, że naprawdę chciałam je napisać.

Akcja wlecze się jak ślimak, rozdziały mają około trzystu słów, ale jest ich pięćdziesiąt, więc mam nadzieję, że jakoś to przetrwacie (o ile ktokolwiek to przeczyta, aigoo).

***

22.09.2011

     Usiadła na miękkiej, skórzanej sofie w poczekalni. Czekała ją dodatkowa godzina spędzona tutaj. Od tej cholernej zmiany rozkładu jazdy autobusów musiała siedzieć w tym pomieszczeniu przez ponad dwie godziny.

     Bo, oczywiście, terapeuta nie mógł przełożyć wizyty na wcześniejszą godzinę.

     Była zmęczona po kolejnym dniu w szkole, a dodatkowa godzina w poczekalni sprawiała, że musiała odrabiać lekcje na sofie albo zagraconym ulotkami i sztucznymi kwiatkami stoliku.

     Wyjęła zeszyt do matematyki i zabrała się za odrabianie pracy domowej na następny dzień, nie spodziewając się, żeby ktokolwiek przyszedł przez najbliższe pięć minut. Wskazówki kwadratowego zegara wiszącego na ścianie wskazywały na za dziesięć szesnastą. Powinna bez problemu skończyć to zadanie.

     Ale wtedy ktoś wszedł do tej części korytarza i usiadł na sofie stojącej naprzeciwko.

     Momentalnie się spięła. Nie lubiła towarzystwa ludzi, w wyniku czego nie czuła się dobrze nawet w obecności rodziców, a co dopiero jakiegoś nieznajomego.

     Starając się zachowywać jak najciszej, zamknęła książki i schowała wszystko do plecaka, nawet nie zerkając na przybysza.

     Musiała się czymś zająć. Nienawidziła tej niezręczności, która zapanowała między nimi. 

     Wzięła do ręki telefon, który położyła wcześniej na stoliczku i odblokowała go. Miała pewien sposób, dzięki któremu mogła poznać wygląd swojego towarzysza, nawet na niego nie patrząc.

     Włączyła aparat i skierowała pod odpowiednim kontem.

     Czy go znała? Nie, z pewnością nie. Zapamiętałaby te...

     W tym momencie chłopak bez żadnego ostrzeżenia podniósł się i ruszył w stronę drzwi prowadzących do gabinetu pani Park.

     A ona przez dłuższą chwilę siedziała, wpatrując się w ekran telefonu, na którym wyświetlał się fragment pustej sofy, jasnej ściany i wiszącego na niej obrazu czarno-białych kwiatów, których nazwy nie pamiętała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro