10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

24.11.2011

      Miała ogromną ochotę rzucić to wszystko w cholerę, kiedy kolejną minutę marzła na dworze, a autobus jakby specjalnie się spóźniał. W dodatku telefon jej padł, więc nie mogła posłuchać muzyki i stała tak ze słuchawkami w uszach, z których nie wydobywały się żadne dźwięki.

      Ten dzień był zdecydowanie pasmem nieszczęść. Najpierw jej mama miała do niej wyrzuty, że nie zgasiła światła w kuchni, choć tak naprawdę nie zrobiła tego jej młodsza siostra. Kiedy zaczęła tłumaczyć, jak było naprawdę, rodzicielka ogłosiła zakończenie tematu, po raz kolejny stając po stronie drugiej córki.

      Gdyby to było jedyną złą rzeczą, która wydarzyła się dwudziestego czwartego listopada, nie przywiązywałaby do tego większej wagi. Już zdążyła się przyzwyczaić, tak było od zawsze. To ona była tą złą i okropną siostrą, która jest złośliwa na każdym kroku i nienawidzi swojego rodzeństwa. No tak, bo dziesięciolatka zawsze mówiła prawdę.

      Ale cóż, oprócz normalnej sprzeczki musiała się jej przydarzyć kolejna, tym razem bardzo nieoczekiwana kłótnia.

      Dziewczyna, z którą robiła jakieś projekty czy najzwyczajniej w świecie wymieniała lekcjami, kiedy którejś z nich nie było w szkole, zaczęła jej wypominać, że nie dała jej ściągnąć na sprawdzianie z matematyki, który pisały tydzień temu. Była oburzona, bo nie zaliczyła materiału, przez co istniało duże zagrożenie, że ocena z tego przedmiotu zrujnuje jej idealną średnią na półrocze.

      Zaczęła na nią krzyczeć, jakby była jakąś diwą, której ta ma usługiwać.

      A ona nienawidziła toksycznych ludzi jeszcze bardziej, niż ludzi. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało.

      Po ostrej kłótni, podczas której padło o wiele więcej słów, niż powinno, straciła siły do robienia czegokolwiek. Czekała tylko na terapię, przed którą mogła odetchnąć. Chciała usiąść na sofie, zerkać na chłopaka, który siedział naprzeciwko niej i przelewać kolejne słowa na papier.

      Autobus przyjechał, ratując ją od śmierci z wychłodzenia, choć w środku nie było dużo cieplej. Podróż jej się dłużyła, ale pocieszała się myślą prawie półtoragodzinnego odpoczynku w poczekalni.

      Kiedy się tam znalazła, a jej wszystkie kończyny nie poodpadały z zimna, zaczęła pisać. Odkryła, że umie pisać tylko w czwartki i tylko przed terapią. Nie wiedziała, co stało się z jej mózgiem, że, tak jak kiedyś, nie był pełen pomysłów dwadzieścia cztery na dobę.

      Ale co mogła poradzić? Nic.

      Kreśliła kolejne litery, co wychodziło jej trochę koślawo, bo wciąż nie do końca miała czucie w palcach. Wydawało się, że robi to bardzo wolno. Denerwowało ją to, ale lepsze było to, niż nic. Znała kaprysy swojej weny — był taki czas, że nie pisała nic przez dwa miesiące, a po upływie pierwszego przestała nawet próbować.

      Gdy nastolatek wszedł do gabinetu pani Park równo o szesnastej, przeczytała te kilka słów, które udało jej się napisać.

      Nosił przyduże i ewidentnie ciepłe swetry w ciemnych kolorach lub bluzy z kapturami, które naciągał na czoło, przez co nie mogłam zobaczyć jego oczu. Miał gładką, lekko opaloną cerę, choć często wydawała się być blada. Zależało to od światła i już sama nie wiedziałam, w jakim jest odcieniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro