11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

01.12.2011

      Naciągnął bardziej czapkę na uszy. Było piekielnie zimno, a kurtka była zdecydowanie zbyt cienka, żeby zapewnić mu odpowiednią ilość ciepła. Dłonie w rękawiczkach zamarzły na kość.

      Przyspieszył kroku. Sam nie wiedział, jaki diabeł podkusił go, żeby przyjść na terapię na pieszo.

      Najchętniej wszedłby do jakiejś kawiarni i napił się gorącej czekolady. Ale jak na złość, żadnej takowej w okolicy nie było.

      Dotarł do poczekalni i zastał tam... Właściwie, to nie zastał tam dziewczyny. Spojrzał na zegarek. Była szesnasta trzydzieści. Pospieszył się trochę.

      Zdjął kurtkę i powiesił ją na wieszaku, klnąc pod nosem, że powinna być grubsza. Usiadł na swoim starym miejscu, trąc skostniałe dłonie. Zastanawiał się, jak będzie rysował z takimi rękoma.

      Po chwili dziewczyna przyszła. Wyglądała na zamarzniętą; jej policzki i nos przybrały czerwoną barwę. Odwiesiła swoje nakrycie i opadła na kanapę naprzeciwko.

      W międzyczasie wyjął z plecaka szkicownik i ołówki. Zaczął rysować. Miał już wstępnie nakreślone oczy, nos i usta, ale musiał jeszcze popracować nad kształtem twarzy.

      Dwadzieścia minut później wszedł do gabinetu, gdzie spędził kolejną godzinę z panią Park, którą z jakiegoś powodu odrobinę polubił.

      Po terapii wrócił jeszcze do poczekalni po kurtkę. Mama bombardowała go esemesami, że ma się pospieszyć, bo na niego czeka.

      Ubierał się tak pospiesznie, że nie zauważył, iż ołówek, który wcześniej włożył sobie z przyzwyczajenia za ucho, spadł z cichym łoskotem na podłogę.

      Ruszył w stronę drzwi szybkim krokiem, żeby nie denerwować mamy. Nie potrzebował kolejnej reprymendy.

      Już miał wychodzić, kiedy poczuł lekkie ukłucie w okolicach prawej łopatki. Obrócił się powoli, trochę bojąc się tego, co może zobaczyć.

      Jego oczom ukazała się dziewczyna z poczekalni; była niższa o głowę i w wyciągniętej ręce trzymała ołówek.

      — To twoje — powiedziała cicho pod nosem.

      Osłupiały wziął od niej przedmiot, lekko zdezorientowany. Przez myśl przeszło mu, że powinien jej podziękować, więc otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Z jego gardła jednak nie wydostał się żaden dźwięk, więc po prostu kiwnął głową i obrócił na pięcie.

      Wyszedł z zarumienioną ze wstydu twarzą i ruszył prosto do samochodu, chcąc jak najszybciej zamknąć się w swoim pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro