13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

15.12.2011

      Ostatnie dwa tygodnie były dość... dziwne. A raczej czas przed i po terapii. Najpierw ten chłopak nic nie powiedział, kiedy oddała mu jego ołówek, a tydzień później rzucił przelotne „cześć", gdy wychodził.

      Znali się z widzenia od prawie trzech miesięcy i tylko raz każde z nich się odezwało.

      Cóż, najwidoczniej oboje byli tak samo aspołeczni.

       Tylko, że teraz nie wiedziała, czy ma się przywitać, kiedy wejdzie do poczekalni.

      Westchnęła, kiedy skończyła się kolejna piosenka. Każda z nich oznaczała, że jest coraz bliżej miejsca docelowego.

      Nie chciała tam iść.

      Niechętnie wyszła z autobusu, starając nie poślizgnąć się o mokrą breję, którą pasażerowie przynieśli pod swoimi butami.

      Już niecałe pięć minut później szła korytarzem, kierując się w stronę poczekalni. Na jej twarzy zaczęły się pojawiać rumieńce, w wyniku czego wyglądała, jakby pomalowała policzki różem.

      Zaczęła powoli chować słuchawki i ściągać rękawiczki, mijając kolejne osoby. Wzrok miała wbity w podłogę, jakby chciała wyczyścić z niej błoto naniesione przez ludzi.

      Weszła do poczekalni; chłopak już siedział na kanapie z zeszytem na kolanach, w którym przez ostatnie tygodnie zawzięcie rysował.

      Przygryzła wargę. Powinna się odezwać? Tak czy nie?

      Usiadła. Pal licho, nie będzi­e nic mówić.

      I wtedy, jak na złość, złapała kontakt wzrokowy z chłopakiem. Oboje odwrócili głowy w przeciwne strony, jakby poparzeni samym spojrzeniem.

      W pomieszczeniu momentalnie zapanowała niezręczna cisza. Bali się podnieść wzrok. A co, jeśli po raz kolejny spojrzą sobie w oczy?

      Odchrząknęła. Zabiło to ciszę na jedynie chwilę, a ta gryzła dziewczynę w uszy tak niemiłosiernie, że stwierdziła, że musi przerwać ją jeszcze raz.

      Otworzyła swój notatnik na odpowiedniej stronie i szybko przeczytała opis. Nie wiedziała, dlaczego pisze go tak wolno, ale dźwięk ołówka nanoszącego kolejne słowa na kartkę ją uspokajał.

      Jego oczy miały dziwną, fascynującą barwę. Przypominały dojrzałe wiśnie, których kolor można określić jako bordowy, zupełnie jak te, które rosły w sadzie mojej babci. Nie miały jednak czystego, bordowego odcienia; wydawało się, jakby wiśnie zostały zanurzone w czekoladzie i jego oczy miały właśnie taką barwę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro