3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

06.10.2011

     Miał dość. Miał najzwyczajniej w świecie dość. Jakby jego wcześniejsze problemy nie wystarczyły, grupa bezmózgich osiłków stwierdziła, że zacznie go nękać.

     Bo czemu by nie, racja?

     Jakby sam fakt, że odzywał się tylko podczas sprawdzania listy obecności, a nawet to robił coraz rzadziej, sprawiał, że banda debili się do niego przyczepi.

     A przecież robił wszystko, żeby być jak najmniej widzialnym.

     Wysiadł z samochodu, jak zwykle nie żegnając się z mamą. Wydawało mu się, że do tego przywykła.

     Tak czy siak, chciał dzisiaj być wcześniej. Nie za siedem szesnasta, a za dziesięć.

     Ale dlaczego? Sam tak właściwie nie wiedział. Po zapoznawczej sesji z panią Park nie zapałał do niej sympatią, ale to nie było nic nowego.

     Zastanawiało go, co robi ta dziewczyna, która już trzeci tydzień z rzędu siedzi w poczekalni ewidentnie dłużej, niż powinna. Bo kto odrabiałby lekcje na pięć minut przed terapią?

     Usiadł na sofie, krzyżując ręce na piersi. Z początku intensywnie wbijał wzrok w białe kafelki na podłodze, jednak z każdą minutą był coraz bliżej zerknięcia na dziewczynę.

     Wbił palce w ramię i przygryzł policzki od środka. Spojrzał na nią i kiedy na niego nie zerknęła, odetchnął trochę. Mógł przez chwilę zawiesić na niej oko, mniej bojąc się, że ich spojrzenia się skrzyżują. Była zajęta jakąś pracą domową, która z pewnością była ważniejsza od jakiegoś przypadkowego chłopaka.

     I wtedy usłyszał otwieranie drzwi. Z lekką niechęcią wstał i skierował się w stronę gabinetu swojej terapeutki, zerkając jeszcze przelotnie na swoją towarzyszkę niedoli, która nazywała się czekaniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro