30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeszcze dwadzieścia rozdziałów, jak się z tym czujecie?

05.04.2012

      Pani Park po raz kolejny powtarzała jej, że skoro jest wiosna, powinna wyjść z domu, pójść do parku i z kimś się spotkać.

      Jakby to było takie łatwe, pomyślała z goryczą.

      Prawda była taka, że mogła wyjść. Nie było to żadnym problemem. Kłopot pojawiał się wtedy, kiedy miała wyjść z kimś. Na Boga, w szkole nikt się do niej nie odzywał, chyba, że chciał odpisać pracę domową. W takim przypadku ludzie lgnęli do niej tak bardzo, że robiło jej się słabo i gorąco. Nikt jednak nawet nie pomyślałby o wyjściu z Lee dla przyjemności — zapewne byłaby to dla nich bardziej wyrafinowana tortura psychiczna.

      Daileen wyszła z budynku. Wkładała do uszu słuchawki i była zbyt zajęta wybieraniem piosenki, żeby zauważyć, że obok niej pojawiła się wyższa o głowę postać. Niemalże dostała zawału, kiedy zobaczyła idącego obok Taehyunga, którego mina wskazywała, że to nic dziwnego, jakby zawsze wracał z nią z terapii.

      Nie odezwała się, nie powiedziała, żeby sobie poszedł. Choć nie chciała się do tego przyznać przed samą sobą, to towarzystwo chłopaka jej nie przeszkadzało — ciepło wspominała spędzoną kiedyś godzinę w kawiarni.

      Teraz nogi ponownie skierowały ich w kierunku parku, który znajdował się niedaleko placu zabaw. Usiedli na jednej z ławek, tak, że każde z nich siedziało na jej jednym końcu. Najwidoczniej oboje byli zgodni co do tego, że byli dla siebie obcy — w końcu rozmawiali... ile? Dwa razy? Czy taką wymianę zdań można w ogóle było nazwać rozmową?

      Siedzieli tak w ciszy i podziwiali naturę. Na gałęziach drzew już nie zalegał śnieg, a trawa stawała się zieleńsza. Maleńkie ptaszki fruwały to tu, to tam, śpiewając piękne piosenki w nieznanym ludziom języku.

      — To, hm... czemu płakałaś? — przerwał ciszę Taehyung. Najwidoczniej bardzo chciał poznać odpowiedź, skoro pytał o to po raz kolejny.

      Ale... czy powinna mu mówić? Przecież w ogóle się nie znali, nie wiedziała, jaki on jest. Nie wiedziała, czy może mu zaufać i... otworzyć się. Nie, tego na pewno nie byłaby w stanie zrobić.

      — To już nieważne — rzuciła, jakby od niechcenia. Było w tym trochę prawdy, bo dzięki pomocy pani Park udało jej się jakoś z tym poradzić na tyle, że jej nastrój można było określić jako melancholijny.

      Taehyung przytaknął. Nie zamierzał drążyć tematu i dobrze — ona nie była skora do odpowiadania na kolejne pytania na ten temat. W końcu, po jakichś dziesięciu minutach, zaproponował jej gorącą czekoladę i spacer po parku. Nie miała nic przeciwko i zgodziła się, bo tak się złożyło, że miała ochotę na gorącą czekoladę. Kupili ją w kawiarni na rogu i wrócili do parku, gdzie mijali coraz mniej ludzi; ściemniało się i wszyscy albo mieli jutro szkolę, albo pracę i każdy chciał się wyspać.

      Ale oni i tak się nie wysypiali, więc nie robiło im to różnicy, a mniejsze towarzystwo było im na rękę — oboje nie lubili ludzi i woleli samotność. Teraz spacerowali alejkami, popijając czekoladę i wsłuchując się w odgłosy zapadającej nocy.

      Spędzili tak z godzinę i — ku zdziwieniu obojga — zaczęli ze sobą rozmawiać. Nie było to dużo, raptem kilka pytań o zwykłe rzeczy i odpowiedzi na nie. Lee udało się dowiedzieć, że chłopak jest jej rówieśnikiem i ma na nazwisko Kim. Wydawał się być miłym i równie jak ona skrytym nastolatkiem.

      — Więc, Lee... do czwartku? — zapytał później z lekką nutką nadziei, którą Lee od razu wyczuła. Szczerze powiedziawszy, ona też chciała to powtórzyć. Pójść do parku, wypić gorącą czekoladę, odprężyć się i może nawet trochę pogadać, bo... czemu by nie?

      — Do czwartku, Taehyung — rzuciła na pożegnanie i obróciła się na pięcie. W pewnym momencie poczuła, że się uśmiecha — lekko i łagodnie, zupełnie jak wiatr przemykający między budzącą się do życia roślinnością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro