36.
Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem zajrzał do swojego szkicownika. Oczekiwanie na spotkania z Lee zajmowały mu myśli na tyle, że nawet przestał go nosić ze sobą.
Westchnął, siadając na łóżku. Czuł się z tym trochę źle, tak, jakby zdradził babcię. Jakby jakaś dziewczyna była od niej ważniejsza, a przecież to ona była przy nim od zawsze.
I najgorsze chyba było to, że nie było jej teraz, kiedy bilansował na krawędzi życia i śmierci, ale nie fizycznie, a psychicznie.
Chciał, żeby znowu obok niego usiadła i powiedziała, co jest nie tak z jego rysunkiem, co powinien poprawić. Och, jak bardzo pragnął, żeby zobaczyła portret Daileen, który tak chciał jej pokazać. Byłaby z niego dumna, a przynajmniej taką miał nadzieję.
Pociągnął nosem i szybko otarł łzy, żeby nie zamoczyć zeszytu. Był świętością, swoistym pamiętnikiem, w którym — zamiast słowami — wyrażał uczucia rysunkami. Zwykłe linie były zapisem tego, co czuł, a w całości tworzyły nie tylko obraz jakiegoś przedmiotu, ale też jego psychikę. Rysując, mówił swoim własnym językiem, którego nikt inny nie mógł zrozumieć i to chyba właśnie dlatego tak kochał rysować. Miał wtedy przewagę nad innymi, bo dla nich prosta linia była po prostu prostą linią.
Uśmiechnął się delikatnie. Może i wspomnienie o babci sprawiało, że cierpiał, ale przecież to dzięki niej był szczęśliwy. To ona była wtedy, kiedy jego przyjaciel przeprowadził się do innego miasta i stracili kontakt, a on nie potrafił normalnie funkcjonować.
Noc już dawno zapadła, a on siedział przy zapalonej lampce i kartkował szkicownik. W pewnym momencie trafił na rysunek przedstawiający aleję w parku podczas rozkwitu wiśni. Zupełnie o nim zapomniał — kiedyś był to jeden z jego lepszych szkiców, choć pomagała mu przy nim babcia. Przypomniało mu się, jakie problemy miał z narysowaniem malutkiego kwiatu.
Spokojnie, Tae. Spójrz, musisz najpierw narysować środek, ale delikatnie, a dopiero potem płatki. Dopiero, kiedy będziesz pewny, że jest taki, jak trzeba, popraw kontury i gotowe, powiedziała mu wtedy. Do tej pory właśnie w ten sposób rysował nie tylko kwiaty, ale też całą resztę.
Sam nie wiedział, kiedy zamknął oczy i zasnął, z dłonią na koronie rozkwitającego drzewa wiśni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro