44.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Odliczał minuty do ich spotkania. Obiecał Lee, że spotkają się na moście o dziewiętnastej. Wrócili trochę później, niż przewidywał i musiał biec. Mimo, że rozwiązały mu się sznurówki i o mały włos nie przewrócił się kilka razy, nie zwalniał. Miał zamiar dotrzymać obietnicy.

     Był już blisko; jeszcze tylko trzy alejki i dotrze na miejsce. W oddali widział już most i małą, ubraną na granatowo postać. Wiedział, że to ona.

     Kiedy był wystarczająco blisko, żeby go usłyszała, krzyknął jej imię. Podniosła się tak szybko, że przez chwilę bał się, że zachwieje się i upadnie na most. Ona jednak stała twardo na deskach i wpatrywała się w jego postać.

     Podszedł bliżej i dopiero, kiedy stanął naprzeciwko dziewczyny i patrzył na nią z góry, poruszyła się. Nie podejrzewał, że to zrobi, po prostu nigdy na to nie wpadł.

     Lee go przytuliła. Objęła go swoimi chudymi ramionami o wiele mocniej, niż sądził, że potrafi. Objęła go tak, jakby miała go nigdy nie wypuścić.

     — Tęskniłam, wiesz? — wyszeptała w materiał jego bluzy. — Tak bardzo tęskniłam.

     Przyciągnął ją do siebie bliżej i położył dłoń na jej włosach. Wdychał zapach słodkich kwiatowych perfum mieszający się z wonią morza, którą nasiąknęła jego bluza. W jego objęciach wydawała się być jeszcze bardziej wątła i chłopak chciał nigdy jej nie puszczać. Była taka krucha i delikatna, że wystarczyłoby jedno złe wydarzenie, a rozpadłaby się na kawałki. I to chyba najbardziej go przerażało — że jeśli nie będzie go przy niej przez cały czas, jej coś się stanie.

     — Ja też tęskniłem — mruknął w jej włosy i odsunął się lekko. — I mam coś dla ciebie.

     Twarz, mokra od łez, wyrażała zdziwienie pomieszane ze szczęściem. Jej oczy świeciły się tak, jak gwiazdy nad plażą w Busan. Otarł słoną smugę, która przecięła jej blady policzek. Wyglądała tak niewinnie i szczerze, że robiło mu się jeszcze cieplej na sercu.

     Wyciągnął z kieszeni woreczek, podobny do tych, które czasami dają w sklepie z biżuterią, zrobiony z półprzezroczystej, niebieskiej tkaniny. Ze środka wyjął zrobioną z czarnego rzemyka bransoletkę. Na kawałku metalu przyczepiona była nieduża litera T.

     — Żebyś nigdy nie zapomniała, że możesz na mnie liczyć — tłumaczył, zapinając bransoletkę, w którą Lee wpatrywała się jak zahipnotyzowana. — Mam taką samą, tylko z pierwszą literą twojego imienia.

     Odsłonił nadgarstek, na którym wisiał rzemyk z literą D. Dziewczyna ponownie wtuliła się w chłopaka i ani myślała, żeby go puścić. On zresztą tak samo.

     Ta chwila mogła się nigdy nie skończyć. Mogli tak stać, oświetleni przez lampy w parku i gwiazdy, które uważnie obserwowały ich z góry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro