5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

20.10.2011

      Podkuliła nogi, przyciągając je do klatki piersiowej. Objęła je rękami i oparła brodę na kolanach.  Miała gdzieś, że zapewne pobrudzi sofę trampkami. Była roztrzęsiona, cudem nie zaczęła płakać. A mało brakowało.

      Może i nie lubiła zwierząt, tak samo, jak ludzi, to serce jej się krajało, kiedy widziała, jak cierpią.

      Ale przecież ona nie miała serca, a cierpienie było nieodłącznym elementem życia.

      Nie chciała czuć. Nie ważne, ile razy powtarzała, że ma wszystko gdzieś, to ostatecznie czuła więcej i bardziej. I choć wiedziała, że powinna dać sobie spokój z tym „olewaniem", to gdyby to zrobiła, ostatnie kawałki taśmy, trzymające ją we względnej całości, zniknęłyby, a ona sama rozpadłaby się na miliony drobinek.

      Pociągnęła nosem. Nie, musiała przestać. Przecież „miała wywalone", tak? Wyprostowała się i doprowadziła swój wygląd do względnego porządku. Ten chłopak pewnie zaraz przyjdzie, a ona nie mogła pokazać mu swojej słabości. Ani dzisiaj, ani jutro, ani nigdy, nikomu.

      Wyciągnęła z plecaka książkę od koreańskiego i otworzyła na losowej stronie. Nie miała zamiaru się uczyć. Chciała tylko zakryć czymś twarz na wypadek, gdyby miała się rozpłakać.

      Przyszedł. Słyszała jego ciche kroki, które stawiał na tyle wolno, że byłaby w stanie je policzyć, gdyby chciała.

      Oczami wyobraźni widziała, jak kanapa ugina się pod jego ciężarem. Westchnął cicho.

      Cholera, ręce się jej trzęsły. Do oczu napływały łzy.

      Niech już będzie szesnasta, bo dłużej nie wytrzymam...

      Po chwili mogła już położyć książkę na kolanach, kiedy drzwi gabinetu zamknęły się za chłopakiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro