Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie przepadam za gorącem, a lato zbliża się wielkimi krokami. Można już spokojnie chodzić bez kurtki, w samej bluzie. A z tą porą roku nadchodzi również koniec roku szkolnego, a natomiast z nim związane są wakacje. Ten błogi czas, gdy uczniowie odpoczywają od prawie że codziennej nauki. Oddają się swoim pasją, zawierają nowe znajomości i przyjaźnie, wyjeżdżają na obozy, z rodzicami, do rodziny, sami, czy również ze znajomymi. Swoje wakacje zazwyczaj spędzałem sam, w domu i czasami jeździłem na plażę lub w góry z dziadkami, gdy mnie namówili. Ale coś przeczuwam, że tym razem będzie inaczej.

Ostatnio zauważyłem, że moje życie toczy się według jednego niezmiennego schematu. Wstaję, myję sie, jem śniadanie, idę na przystanek, szkoła, wracam, jem obiad, coś poodrabiam, korzystam z Internetu albo w coś gram, znowu coś jem, czytam, myje zęby, siedzę jeszcze trochę i idę spać. I tak dzień w dzień, bez żadnej zmiany. Tak było. Tak KIEDYŚ było. Dopóki Krystian nie zaczął mi truć. Nie, to chyba nieodpowiednie słowo. Dopóki Krystian nie pojawił się w moim życiu na stałe. Co chwila mnie gdzieś wyciąga, a to do biblioteki, popatrzeć gry, pooglądać ciuchy, czasami wychodzimy na spacery z jego psem. Zawsze ma jakiś pretekst, by spędzić ze mną chociaż chwilę. Naprawdę go polubiłem przez ten czas. Wniósł do mojego życia naprawdę dużo.

Już koniec roku, jest chwila po dziesiątej. Ubrałem białą koszule, spodenki i jakieś sportowe buty. Nie powiem że nie, bo prezentować to się prezentowałem elegancko.
Autobus podjechał, usiadłem sobie na tylnych siedzeniach. Odpaliłem jakąś gierkę i szło mi całkiem nieźle.
Pojazd zbliżał się do przystanku na którym wsiada Krystian. Zobaczyłem go, stał sobie beztrosko jakby nigdy nic. Miał słuchawki w uszach. Tak w sumie to nie pamiętam kiedy ostatni raz je nosiłem ze sobą. W sumie jeżeli dosiadał się do mnie i zaczynał coś mówić, to raczej słabo by było go ignorować, a tym bardziej czegoś słuchać. Tak się po prostu nie robi.
Szedł w moją stronę, gdy zauważył że patrzę na niego uśmiechnął się, ja też, a co mi tam. Jakiś pan również podążał w moją stronę. Krystian miał już obok mnie siadać, gdy owy jegomość zajął miejsce obok mnie. Myślałem, że umrę ze śmiechu. Momentalnie schowałem głowę w nogi i zacząłem się trząsc.
- Nic Ci nie jest? - zapytał ten sam, co 'podsiadł' Krystiana.
- Wszystko w porządku, tylko.. przeczytałem taki żart śmieszny i nie mogłem wytrzymać. Wesoły ze mnie chłopak, rozumie pan? Haha. - dawno się tak nie uśmiałem.
- Przepraszam, obok Pana siedzi mój przyjaciel i chciałbym koło niego siedzieć. Zamieniłby się Pan miejscami? - przegryw wkroczył do akcji.
- Proszę.
- Dziękuję. - posłał krótki uśmiech w stronę tego Pana i szturchnął mnie. - I z czego się śmiejesz durniu?
- Z Ciebie i Twojego nieogara życiowego. - roześmiałem się ponownie.
- Pff.
Nie mogłem przestać się śmiać, w pewnym momencie poczułem szarpnięcie za rękaw.
- Nasz przystanek, chodź.
- Idę już. - ledwo się pozbierałem, ale jakoś dałem radę.
Wyszliśmy z autobusu i zaczęliśmy iść.
- Dawid?
- No?
- Jest sprawa, bo mamy już praktycznie wakacje, co nie?
- I co w związku z tym?
- Chcę z tobą jechać nad morze, ciocia mieszka blisko plaży, a że jedzie za tydzień za granicę to powiedziała, że jak chcę to mogę zająć się jej domem podczas jej nieobecności, co ty na to?
- No nie wiem.
- Co? Dlaczego?
- Boję się, że mnie zgwałcisz, czy coś..
- Co?! Ej, serio powiedz no.
- Czy Ty Krystianie, uważasz że jestem kłamcą?
- Nie, ale - przerwałem mu w połowie zdania.
- Tak na prawdę to nie wiem, ostatnio babcia się gorzej czuje i się o nią boję. Bo tak w sumie została mi tylko ona i dziadek. - posmutniałem.
- Nie zapominaj o mnie, będzie dobrze.
Przytulił mnie, na środku chodnika. Nie przejmował się niczym. Dodał mi odwagi. Od razu mi lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro