1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Akcja fanfika rozgrywa się po, jak na razie ostatnim, czyli czwartym sezonie Sherlocka Holmesa. Wniosek? Możecie znaleźć tutaj spoilery.

− I jak wrażenia? − zapytał niewielki, acz masywny ochroniarz, strzegący bramek.

Czymś, co zdecydowanie rzuciło się w oczy, były dłonie mężczyzny, które, podobnie jak i całe ręce, miał wytatuowane.

− Oj, super. Mam świetne zdjęcia. Naprawdę warto wydać tę parędziesiąt funtów − odpowiedziała kobieta, jako ostatnia wychodząc z jednego z wielu wagoników London Eye.
Do kieszeni płaszcza wsunęła pamiątkowy bilet.

− Też jestem tego zdania. Miłego dnia! − zawołał, kiedy już odchodziła.
Kobieta skinęła głową w odpowiedzi i posłała mu delikatny uśmiech.

"Ta sztuczna, angielska życzliwość... Ciekawe, czy mówi to każdemu" pomyślała, sięgając po czarne słuchawki bezprzewodowe i sporych rozmiarów telefon.

Było czwartkowe popołudnie. Pogoda tamtego dnia wyjątkowo dopisywała, aczkolwiek na niebie zaczęły pojawiać się chmurki. Przez niecały rok mieszkania w tym kraju kobieta nauczyła się, że takie niepozorne oznaki mogą być zwiastunem późniejszej mżawki, a nawet ulewy.

Skręciła na most Westminister i nie zważając na tłumy ludzi idących po obu stronach ulicy, parła przed siebie. Dzisiejszy dzień miała wolny i postanowiła go jak najlepiej wykorzystać. Od godziny jedenastej chodziła po Londynie, nadrabiając zaległości w kategorii atrakcji turystycznych. Za sobą miała już kilka muzeów, galerii, no i oczywiście słynne Oko Londynu. Wcześniej nie zajmowała się zabytkami, ponieważ jak najszybciej chciała znaleźć zatrudnienie w jakiejkolwiek branży. Okazało się, że jest to całkiem proste, gdyż większość Anglików to po prostu lenie i gdzie by się nie poszło, praca czeka, a za nadgodziny można dostać naprawdę sporo pieniędzy.

Po tym jak minęła most i przeszła przez pasy dla pieszych na kolejny chodnik, wyjęła słuchawki z uszu, uświadamiając sobie, że ma dziwną ochotę na posłuchanie typowego, miejskiego zgiełku. Spośród wielu dźwięków, na które składały się rozmowy przechodniów, odgłosy silników samochodowych, czy też nawet smażenie potraw w pobliskich barach i restauracjach, starała się wyłowić rozmowy Brytyjczyków. Nie w celu podsłuchiwania, lecz zwyczajnego szlifowania umiejętności i nabycia londyńskiego akcentu.

Po upływie paru minut stwierdziła, że ma dość ciągłego mijania się z różnymi ludźmi i skręciła w jedną, z mniej uczęszczanych alejek.

Przy jednym z budynków przechodzących remont przystanęła i zdjęła swe prostokątne okulary korekcyjne. Spojrzała przez nie pod słońce i lekko podirytowana zauważyła zabrudzenia, które natychmiast przeczyściła. Gdy uznała, że widoczność jest o wiele lepsza niż uprzednio, założyła je z powrotem i spojrzała przed siebie.

Kilkadziesiąt metrów przed nią, na krawędzi dachu jednej z kamienic zobaczyła człowieka, spoglądającego w dół. Początkowo nie uwierzyła swoim oczom i bardzo pośpiesznym ruchem, po raz kolejny przetarła szkiełka okularów. Jednak gdy zobaczyła go w tym samym miejscu dwukrotnie, zerwała się z miejsca, czując nagły przypływ stresu z domieszką adrenaliny. Sądząc po sylwetce był to mężczyzna. Kobieta nie znosiła widoku krwi, a z takiej wysokości, z jakiej ta osoba chciała popełnić samobójstwo, byłoby jej sporo. Upadek byłby niewątpliwie śmiertelny.

Nie zwracając uwagi na dokuczliwy ból łydek iwahania temperatury organizmu spowodowane strachem, pędziła naprzód. Zwątpienie przyszło dopiero gdy znalazła się blisko kamienicy.

"Jak wejść na dach?" popatrzyła w górę, tracąc na chwilę człowieka z oczu.

Podbiegła do okna wychodzącego na ulicę i zerknęła do środka. Nie zauważyła nigdzie klatki schodowej, co wydało jej się dziwne, ale postanowiła nie zastanawiać się nad tym, za wszelką cenę chcąc uratować człowieka.

"Schody pożarowe!" przyszło jej do głowy.

Kobieta znalazła się przy drugiej ścianie budynku, ominęła dwa kontenery ze śmieciami i zaczęła wbiegać po schodach pożarowych. Miała nadzieję, że obcy usłyszy jej kroki i nie skoczy wcześniej, niż ona sama dotrze na dach. Przez nadmiar negatywnych emocji i wysiłek fizyczny jej oczy zaczęły łzawić, ale zatrzymała się dopiero, gdy stanęła na płaskim dachu.

− Proszę nie skakać!− odezwała się, zachowując bezpieczny dystans między nieznajomym. Kobieta nie chciała go niczym sprowokować.
− Co? − odwrócił się do niej, marszcząc brwi.
Dopiero wówczas zobaczyła, że jest od niej starszy o około piętnaście lat.
− Niech się pan odsunie od krawędzi, proszę − Zamrugała szybko i wyciągnęła dłoń w jego stronę.

Mężczyzna zrobił krok w jej stronę, lustrując ją od stóp do głów. Kobieta poczuła się dziwnie, jednak nie opuściła ręki. Spojrzała na niego pytająco, ten jednak lekko odchylił głowę, spoglądając jej najprawdopodobniej do kieszeni długiego, skórzanego płaszcza.

"Zarezerwowany bilet na Oko Londynu, zapewne turystka. Akcent jakby słowiański, choć nie jest aż tak dokuczliwy jak u większości, zatem przeniosła się parę lat temu" błyskawicznie pomyślał mężczyzna.

− Dlaczego chciał pan skoczyć?
− Nie chciałem i na litość boską, nie jestem aż tak stary − sapnął, podchodząc jeszcze bliżej.− Ja to nie Mycroft− dopowiedział znacznie ciszej.

Kobieta zmarszczyła brwi. Nie za bardzo rozumiała dlaczego ten mężczyzna zdecydował się wejść na dach, jeżeli nie miał zamiaru skoczyć, a spoglądał bardzo wymownie na ulicę. Poza tym, kim był Mycroft? Może i miała wadę wzroku, ale słuch pozostał doskonały.

− Zatem co robisz?− spytała, śledząc jego wzrok, przenoszący się co chwila na inne punkty jej ciała lub ubioru.

"Zakryte buty na niewielkim obcasie, musi podnosić głowę, by patrzeć na mnie, zatem około metra sześćdziesięciu wzrostu. Plastikowe szkiełka korekcyjne, a oprawka, choć zadbana, lekko przetarta w kilku miejscach, zdradza ślady wieloletniego użytkowania"

− Dedukuję− przerwał, spoglądając w zaciekawione oczy kobiety.
− Na podstawie mojej osoby? − spytała, na chwilę mierząc samą siebie wzrokiem.
− W rzeczy samej − odparł.

"Bardzo przyjemny dla ucha głos" pomyślała.

− I co udało ci się ustalić?
− Sądząc po tym, że wracasz sama z jednej z najbardziej znanych atrakcji oraz po tym, iż masz estetycznie wykonany makijaż, to nikt nie pospieszał cię przed wyjściem na miasto, zatem nie jesteś zaangażowana w żaden związek. Akcent, choć nie najgorszy, zdradza pochodzenie słowiańskie, wnioskuję więc, że podobnie jak wielu twoich rodaków, parę lat temu przyjechałaś z Polski. Lekko poprzecierane oprawki okularów w kolorze uniwersalnym sugerują, że posiadasz tylko jedną parę. Dodatkowo plastikowe szkiełka korekcyjne oraz szkło hartowane wraz z ochronnym etui na telefonie, podpowiadają, że nie masz w zwyczaju wydawać dużej ilości pieniędzy i dbasz o swoje przedmioty. Wniosek? Pochodzisz z niezbyt zamożnej polskiej rodziny, a do Anglii przyjechałaś w poszukiwaniu pracy.

Kobieta pokiwała głową w zdumieniu. 

− Wow − zaczęła − Prawdę mówiąc, nie wiem jak mam na to zareagować.
− Większość kobiet na tym etapie usiłuje strzelić mi w twarz − Wzruszył ramionami.

Zaśmiała się.

− To nie w moim zwyczaju − Uśmiechnęła się.
− Powiedz, czy się w czymś pomyliłem?− zapytał zadowolony.
− Może tak, a może nie − odparła zagadkowo.

Kącik jego ust ledwie zauważalnie wykrzywił się w górę. Zerknęła na zegarek w telefonie.

− Chętnie posłucham dalszej dedukcji − mruknęła, przerywając chwilę ciszy.

Mężczyzna okrążył powolnym krokiem kobietę, która cały czas na niego zerkała.

− Lubujesz się w prostych rzeczach, a sądząc po ciemnej kolorystyce ubrań także w nieco cięższej muzyce.
− Tak − potwierdziła.
− To nie było pytanie − spojrzał jej w oczy.
Parsknęła.
− Poproszę dalej.
− Kiedy sprawdzałaś godzinę zauważyłem tapetę z jakimś kotem. Nie widzę u ciebie jednak śladów sierści, więc rozstałaś się z nim w Polsce.
− A może wyczyściłam ubranie? − spytała, przekrzywiając lekko głowę.
− Nikt nie jest tak dokładny, poza tym rzadko kiedy w tanich kawalerkach można trzymać zwierzaki.
− Racja − potwierdziła.
− Bilet zarezerwowany kilka dni temu, dostrzegłem jedną literę−zrobił pauzę, wpatrując się w kawałek wystającego z kieszeni papieru− J... John! − krzyknął nagle i kopnął w jedną z rur wentylacyjnych.
− Z tego co mi wiadomo, John to mało kobiece imię − parsknęła ze zdziwieniem obserwując rozmówcę. − Jestem Jane.
− Sherlock − Podał jej rękę.

Kobieta skorzystała z okazji i przyciągnęła mężczyznę w swoją stronę. Spodziewała się, że dzięki elementowi zaskoczenia jej się to uda, jednak Sherlock był bardzo uważny. Zrobiła krok w prawą stronę, sprawiając, że jego oczy lekko oświetliło słońce.

− Dlaczego to robisz? Dlaczego ćpasz? − spytała, widząc zaczerwienione białka. − Chciałeś skoczyć.
− Nie chciałem, rozwiązywałem sprawę sprzed dwudziestu lat, a John miał mi jakąś załatwić, przecież to oczywiste.
− Nie mam tak błyskotliwego umysłu, by było to oczywiste − Złapała go pod ramię i napotkała z jego ostrzegawczym spojrzeniem − Biegłam by cię ratować, zmęczyłam się, więc powinieneś mi to zrekompensować.
− Niby jak?
− Pozwól się odprowadzić do domu − Uśmiechnęła się, idąc wraz z mężczyzną w stronę schodów.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro