3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sherlock wyszedł z mieszkania, naciągnął kołnierz swego płaszcza i szybkim krokiem dogonił kobietę.

– Eee, Jane? – odezwał się, zastanawiając czy aby na pewno dobrze zapamiętał jej imię.
– Tak? – spytała, odwracając się do mężczyzny.
Złapał trochę powietrza w usta, po czym wskazał kciukiem za siebie i powiedział:
– Herbata.
– Chętnie – odpowiedziała Jane, posyłając mu delikatny uśmiech.

Gdy weszli do środka, pani Hudson wstała z fotela znajdującego się niedaleko drzwi.

– Dzień dobry, jestem Jane Edwards.
– Martha Hudson – Kobiety uścisnęły sobie dłonie.
– Czy to pani mieszkanie? – spytała Jane po chwili.
– Tak, Sherlock mówił?
– Nie, domyśliłam się – odpowiedziała.

Sherlock złapał delikatnie za kołnierz płaszcza kobiety, a ona, podziękowawszy, zsunęła go z siebie. Mężczyzna odwiesił ubranie na wieszak, podobnie jak i swoje własne. Jane zwróciła uwagę na ciemnoniebieski garnitur, podkreślający zgrabną sylwetkę detektywa, a także rozpiętą koszulę przy szyi, dodającą uroku.

– Na górę? – zapytała, patrząc na Sherlocka.
– Oczywiście – odpowiedział.

Jane ruszyła pierwsza. Całe schody, w przeciwieństwie do parteru, nie były pokryte wykładziną. Bardzo to zdziwiło kobietę, ponieważ Anglicy mieli fioła na punkcie przykrywania podłogi dywanami, czy też chodnikami, i znalezienie mieszkania pozbawionego tej cechy było czymś naprawdę trudnym.

– O Boże! – krzyknęła Jane.
– To tylko manekin – Sherlock wywrócił oczami, omijając kobietę.

Tuż obok drzwi na przysłowiowym stryczku wisiał w pełni ubrany, męski manekin.
– Po co ci to? – zapytała, nadal wpatrując się w wiszącego z obawą.
– Sprawdzałem pewną metodę zapobiegania przerwania rdzenia kręgowego na odcinku szyjnym – odparł.
– Okey – mruknęła, rozglądając się po pomieszczeniu.

Podłogę pokoju pokrywał, choć nie w całości, ciemnoczerwony dywan z szaro-zielonymi akcentami. W pomieszczeniu znajdowały się dwa fotele: jeden podobny do polskich foteli z okresu PRL-u, natomiast drugi, wyłożony ciemną skórą. Ściany mieszkania stanowiły zlepek różnych barw. Prawa ściana od strony drzwi, pod którą stała kanapa, stolik i szafka nocna, pokryta była czarno-białą tapetą z motywem wiktoriańskim. Natomiast naprzeciwko znajdował się kominek, nad którym umieszczone zostało lustro, znajdujące się na czerwono-złotej tapecie w tym samym stylu. Po obu stronach kominka, w niewielkich wnękach ściennych ustawiono dwa regały, które w większości zakrywały ścianę w kolorze turkusowym, a pozostałe dwa boki pomieszczenia pokryto zielenią. Do pokoju, z uwagi na zaciągnięte żółtawe zasłony, wpadała niewielka ilość światła, która jednak wystarczyła, by zauważyć dużą ilość kurzu unoszącego się w mieszkaniu.

– A to co? – zapytała, lekko rozbawiona, wskazując na żółtą buźkę na czarno-białej ścianie.
– Efekt nudy – odpowiedział Sherlock, zasiadając na fotelu.

Detektyw przymknął lekko oczy, sprawiając wrażenie osoby chwilowo odciętej od rzeczywistości. Kobieta przypatrzyła mu się, zwracając uwagę na wiele detali. Wiedziała, że był Brytyjczykiem, ale jego rysy twarzy różniły się od tych, z którymi się zetknęła. Wyjątkowo szczególną cechą jego wyglądu były wystające kości policzkowe, wyszczuplające twarz. Nie należał do nieziemsko przystojnych facetów, ale miał w sobie coś, co zdecydowanie przyciągało uwagę i sprawiało, że chce się zawiesić na nim wzrok.

Jane zlustrowała go od stóp do głów i zastanowiła się, dlaczego chodzi w garniturze. Co prawda znała go tylko niecałe półtorej godziny, ale fakt, iż spotkała go na dachu, podpowiadał jej, że Sherlock chodzi tak na co dzień.

Po tym jeszcze przez dłuższą chwilę przyglądała się otoczeniu, zauważając między innymi wbity w kominek mały sztylecik, ludzką czaszkę, którą uznała za wyjątkowo realistyczny rekwizyt, bycze rogi z słuchawkami zawieszone na ścianie, a także zapisy nutowe i futerał znajdujący się niedaleko szafki. Po jego rozmiarze uznała, że mogą to być skrzypce, lecz nie miała pewności.

Usiadła na fotelu naprzeciw Sherlocka.

– Czajnik jest w kuchni – powiedział, nie otwierając jeszcze oczu.

Jane spojrzała na niego zaskoczona, ale nie protestowała. Po chwilowym rozeznaniu się w kuchni odnalazła szukany przedmiot, a następnie zlokalizowała zlew z kranem. Gdy czajnik znalazł się na swojej podstawce podgrzewającej, skorzystała z okazji i obejrzała powierzchownie kuchnię. Jedną z rzeczy, jakich nie spodziewałaby się spotkać w zwykłej kuchni, były próbówki. Kobieta miała dużą ochotę na spytanie Sherlocka o ich zawartość, jednak postanowiła pozostać cicho.

Zerknęła na detektywa, który patrzył dla odmiany w sufit, obracając w palcach wieczne pióro. Wzruszyła ramionami i podeszła do czajnika, który zaczął parować. Nie miała zamiaru szperać obcej osobie w całej kuchni, więc na chwilę wychyliła się zza szybki oddzielającej dwa pomieszczenia.

– Sherlock?
– Mhm?
– Gdzie masz herbatę? – spytała.
– Jest...– Podniósł na chwilę rękę, a zaraz po tym wstał i podszedł do kobiety. – Tam gdzie zazwyczaj są herbaty.

Odsunęła się od szafek i oparła o stół, oceniając kolejne partie mieszkania. W kuchni nie było widać podłogi, ponieważ została przykryta szarą wykładziną, a pod drewnianym stołem dodatkowo leżał dywan w kostkę. Na ścianach zdecydowanie dominował kolor turkusowy, jednak powierzchnia nad kuchnią została wyłożona ciemnozielonymi i białymi kafelkami.

– Mieszkanie jest trochę jak artystyczny nieład. Niby większość rzeczy do siebie nie pasuje, ale jakoś się tego nie odczuwa – skomentowała szczerze.
– Prawie to samo powiedział kiedyś John – mruknął Sherlock, rzucając jej przelotne spojrzenie przez ramię.
– Johna nie ma i nie ma!–odezwała się pani Hudson niedługo po tym, gdy usłyszeli kroki na drewnianych schodach. – Przyniosłam wam troszkę mleka do herbaty.
– Przyznam się, że jeszcze nigdy nie dodawałam mleka.   

Pani Hudson spojrzała zaskoczona na młodszą kobietę.

– Nigdy? Będąc w Anglii?
– Tak jakoś wyszło – Wzruszyła ramionami.
– Miło ze strony Sherlocka, że robi herbatę. Zazwyczaj ja to robię, mimo iż zawsze powtarzam:"nie jestem waszą gosposią".

Jane uśmiechnęła się rozbawiona, a Sherlock rzucił właścicielce mieszkania zażenowane spojrzenie.

– Musi pani mieć ciekawie z takim lokatorem.
– O tak, nigdy nie jest nudno.
– Zależy jak dla kogo – mruknął detektyw, nalewając herbatę z zaparzacza.
– To znaczy, że musisz sam szukać sobie spraw? Nie przychodzą do ciebie osoby szukające pomocy? – spytała Jane, odbierając kubek od mężczyzny.
– Przychodzą, ale z błahostkami. Mąż znika z domu, albo żona nagle wyparowała. To wszystko jest tak oczywiste!– położył nacisk na ostatnie słowo, wznosząc gwałtownie prawą rękę.

Kobiety spojrzały po sobie zdziwione i podążyły za nim do salonu, by zająć wolne miejsca.

– Chyba tylko dla ciebie, Sherlocku– Jane puściła do niego oczko, z zainteresowaniem przypatrując się, jak niespokojnie uderza palcami o podłokietnik swojego fotela.
– Jane – przerwała chwilę ciszy pani Hudson.– Skąd jesteś?
– Urodziła się w Anglii, ale większość dotychczasowego życia spędziła w Polsce, skąd też przybywa – odparł szybko detektyw, a młodsza kobieta parsknęła.
– Sherlock! – skarciła pani Hudson – Chciałam usłyszeć to od Jane, nie od ciebie.

Mężczyzna wywrócił oczami, nadal stukając nerwowo o fotel.

– Jedną rzecz już pani wie – Uśmiechnęła się lekko, nim upiła łyk herbaty – Cel mojego pobytu to, zaraz po zarobieniu na życie, dostanie się do londyńskiej szkoły aktorskiej.
– Ooo! – zawołała starsza kobieta.
– Jednak szczerze mówiąc bardzo stresują mnie egzaminy wstępne.
– A kiedy zamierzasz do nich podchodzić?
– Dokładnie nie wiem, najpierw chciałabym przeprowadzić się bliżej centrum Londynu, ale rekrutacja zaczyna się od kwietnia, a kończy w lipcu – oznajmiła Jane. – Jeśli mi się nie uda, bo oczywiście jest taka opcja, to... w sumie nie wiem co mogłabym robić. Po prostu nie skończyć pod mostem.
– Oj, nie przesadzaj, jesteś młoda i masz wiele możliwości.
– Od wielu osób słyszę, że mogłabym objąć karierę w jakichś służbach mundurowych, ale problemem u mnie jest obrzydzenie krwią, więc nie wiem jak mogłabym zareagować w sytuacjach krytycznych. Poza tym, jakoś mnie to nie przekonuje.
– Policja pełna jest idiotów– powiedział sucho Sherlock, patrząc na Jane.
– Wspominałaś o mieszkaniu? – spytała pani Hudson.
– Eee, tak.
– Tak się składa, że mam jedno wolne, nad tym tutaj. Możesz je sobie obejrzeć.
– Bardzo chętnie, właściwie to jest bardzo dobra oferta, ponieważ za dwa tygodnie kończy mi się umowa o wynajem.
– Chcesz teraz?
– Jeśli bym mogła – odparła Jane.
– Pójdę po klucze – poinformowała pani Hudson, kierując się na klatkę schodową.

Jane odwróciła głowę w stronę Sherlocka, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Jego wzrok był dziwny i prawdę mówiąc czuła się nieco niekomfortowo, dlatego odruchowo sięgnęła po filiżankę.

– Dlaczego proponują ci służby mundurowe? – spytał nagle.

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Chyba przez moją sprawność fizyczną. Długi czas chodziłam na szermierkę i trenowałam różne aspekty siły i zręczności. Gorzej jest z szybkością, bo do biegania sama muszę mieć ochotę. Nie lubię gdy ktoś mi coś narzuca – powiedziała – dlatego też nigdy nie lubiłam wychowania fizycznego – dodała po chwili.
– Mam klucze, chodź! – zawołała ze schodów pani Hudson.
– Już idę – odpowiedziała – Nie wiem czy jeszcze zajrzę po tym oglądaniu pokoju, więc wolę się pożegnać. Bardzo ci dziękuję za gościnę, herbata była bardzo dobra – zwróciła się do Sherlocka.

Mężczyzna w odpowiedzi skinął głową.

– Nie ma za co. Do zobaczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro