5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sherlock wyjrzał z auta, by spojrzeć ze zmarszczonymi brwiami na Johna.

– Będzie na Baker Street – powiedział wspólnik detektywa.
– Tak, no i?
– Daj spokój, doskonale wiesz o co mi chodzi. Rozmawialiśmy już dzisiaj o tym. Potrzeba mi trochę więcej czasu wolnego dla Rosie.

Sherlock zdjął rękawiczki nie odzywając się słowem do Johna. Chwilę po tym usłyszeli sygnał dwóch nadjeżdżających radiowozów.

– Nie spodziewałem się ciebie tutaj – powiedział mężczyzna z siwymi włosami, gdy wyszedł z samochodu.
– Powinieneś już przywyknąć – odpowiedział Sherlock.
– Co się właściwie stało?
– Ostatni członek tego chińskiego gangu, którego namierzyliśmy w Londynie – poinformował John – Obezwładniłem go z pomocą tej tu koleżanki.

Policjant spojrzał na Jane.

– Jak?
– Lestrade, gdzie ty masz oczy? Facet leży tuż przy drzwiach samochodu, naprawdę nie jesteś w stanie wywnioskować? – spytał Sherlock, wznosząc oczy ku ciemnemu już niebu.

Funkcjonariusz skinął ręką na dwóch pozostałych policjantów, by zabrali przytomnego napastnika do wozu.

– Nie spojrzałem na niego dokładnie – odparł Lestrade pod nosem.
– Jasne – mruknął detektyw.
– Ja się będę zbierać, nic tu po mnie – kobieta przerwała chwilę ciszy.
– Jane, to zdarzenie jest częścią śledztwa, które jest tajne – powiedział stanowczo Sherlock.
– Zrozumiałam – odparła.

Jane zarzuciła kaptur na głowę i lekkim truchtem powróciła do swojego mieszkania. Gdy weszła do pokoju została zasypana falą pytań Czecha, na które odpowiedziała, że to tylko jakiś debil z pistoletem. Natychmiast udała się do kuchni w celu zjedzenia czegoś. Prawdę mówiąc nie odczuwała głodu, więc musiała się troszkę przymusić do zjedzenia zwykłego serka homogenizowanego, ale wolała cokolwiek przekąsić tak dla utrzymania prawidłowej rutyny żywienia. Od razu po tym wskoczyła pod letni prysznic, starając się oczyścić swój umysł, co okazało się niemożliwe i już wtedy wiedziała, że noc, jaka ją czeka, będzie przez większość czasu bezsenna.

Obudziła się około dwudziestu minut przed budzikiem nastawionym na 6:30 z bardzo dziwnym nastrojem. Nie do końca się wyspała, więc pierwszym co zrobiła było pójście do łazienki i przemycie twarzy chłodną, orzeźwiającą wodą. Potem poranne czynności stawały się już nieco łatwiejsze, gdyż zaczynało przybywać jej energii.

Przebrana w ubranie, w którym zamierzała iść do pracy, przeszła przez korytarz do kuchni. Nie mogąc się zdecydować na nic konkretnego, podgrzała trochę mleka, do którego po przelaniu do miski wsypała płatki zbożowe i czekoladowe. Gdy usiadła na krześle z zamiarem posilenia się, zawibrował jej telefon.

Zerknęła na ekran i zobaczyła powiadomienie z poczty, które postanowiła natychmiast sprawdzić. Zwykle nie zwracała uwagi na takie komunikaty, ponieważ większość pochodziła z różnych portali społecznościowych, co czasem ją irytowało, lecz teraz nie mogła zbagatelizować sprawy. Kilka tygodni temu przeglądała oferty pracy w centrum Londynu i natrafiła na wyjątkową szansę podniesienia swej stopy życiowej. Pewna angielska firma odzieżowa, dokładnie Paul Smith, zorganizowała konkurs, w którym mógł wygrać każdy. Polegał on na wysłaniu własnego projektu męskiej części garderoby wraz z ogólnym opisem z jakich materiałów miałby zostać zrobiony. Stawką, o jaką walczyło się, biorąc udział w konkursie Paula Smitha, było dołączenie do zespołu projektantów owej firmy.

Jane bardzo lubiła męskie ubrania i w pewnym sensie nawet uważała, że kobiety w kwestii wyboru odzienia mają od mężczyzn znacznie gorzej. Gdyby robiono odzież męską w wersji dla kobiet, podobną do siebie kolorystyką lub ogólnym motywem, zdecydowanie częściej znajdowałaby coś dla siebie. Nie oznacza to jednak, że nie nosiła kobiecych ciuchów.

Projekt, jaki przesłała kobieta, przedstawiał marynarkę do garnituru, będącego połączeniem dwóch styli - wiktoriańskiego oraz zwykłego modelu ogólnie przyjętego w dzisiejszych czasach. Dodatkowo materiały, jakie chciała by zostały użyte do jego stworzenia, były tanie, ale jednocześnie nie najgorsze pod względem jakościowym.

Otworzyła skrzynkę odbiorczą i o mały włos nie upuściła łyżki od mleka na podłogę. Jej projekt został zaakceptowany, a w e-mailu informującym ją o tymże sukcesie napisano również, że w najbliższym czasie (maksymalnie za dwa dni) skontaktują się z nią telefonicznie w celu ustalenia daty wstępnej rozmowy kwalifikacyjnej.

Jane nie potrafiła przestać szczerzyć się jak idiotka. W Anglii, i nie tylko, kwestia rozmowy kwalifikacyjnej wygląda nieco inaczej niż w Polsce. Tutaj większość pracodawców zwracała uwagę na faktyczne zdolności przyszłego pracownika, rzadziej zwracano uwagę na poprzednie miejsca pracy lub lata doświadczeń. Wszystkiego przecież można się nauczyć, choć wcale nie oznacza to, że osoby zatrudniające zupełnie to olewali. Doświadczenie było mile widziane, ale nie wszędzie po prostu wymagane.

W tysiąckrotnie lepszym nastroju kobieta dokończyła śniadanie i wyjątkowo radośnie powitała swojego współlokatora, który akurat napatoczył się w drodze do drzwi wyjściowych.

W pracy miała okazję do rozmowy z jedną z normalniejszych osób tam zatrudnionych, Veronicą. Praca Jane polegała na sortowaniu paczek, które później zostawały odbierane przez odpowiednich kurierów. Już raz była w takiej pracy i choć czasem bywała żmudna i męcząca, to naprawdę łatwo było się do niej dostać.

– Naprawdę? To super, bardzo się cieszę! – odpowiedziała Veronica, gdy Jane opowiedziała jej o porannym zdarzeniu. – W ogóle słyszałam, że osobiście poznałaś Sherlocka Holmesa!
– Eee, tak, a skąd niby to wiesz? – zdziwiła się.
– Jaki jest? Słyszałam, że to pierwszorzędny towar.

"Towar? Phi, ludzie nie są przedmiotami... A już szczególnie tacy" pomyślała, będąc niezadowolona i jednocześnie zirytowana.

– Pytałam skąd to wiesz – mruknęła nieprzyjemnie.
– Sam i Jannett cię widzieli bo wracali z jednej z kawiarni. Podobno nawet na nich nie zwróciłaś uwagi, a ci machali.

"Jakby było na co" przemknęło jej przez myśl.

– Przecież wiesz, że za nimi nie przepadam. Poza tym wtedy wyłączyłam sobie w pewnym sensie myślenie. Skupiałam się na chwili, nie na otaczających mnie ludziach.
– Na chwili, czy na Sherlocku?
– Jedno i to samo. Chwili z nim.
– No to... Jaki on jest?
– Niewiarygodnie inteligentny – Jane odparła bez zastanowienia. – Jest tak bardzo bystry, że jest to w pewnym sensie podniecające – stwierdziła zupełnie szczerze.
– Ma piękne usta, których chętnie bym posmakowała.

"Zamknij mordę" pomyślała, kucając przy jednym z regałów w celu wyciągnięcia paczki. "Dlaczego ja się z tobą zadaję?"

Jane poczuła dziwne ukłucie zazdrości.

Veronica jakoś szczególnie nie grzeszyła inteligencją, ale była wyjątkowo kobieco zbudowaną blondynką. Miała ładną cerę, lecz mimo to stosowała spore ilości makijażu, które zwiększały jej atrakcyjność. Jane z doświadczenia wiedziała, że takie kobiety mają większe powodzenie od szczuplejszych i skromniejszych, do jakich ona sama należała. Veronica miała bardzo dziwne zdanie na temat związków, czasem nawet można było uznać, iż nie czuje więzi emocjonalnej z prawie każdym swoim partnerem, a których miała już wielu. Jane była w dwóch, a w zasadzie jednym związku. Za pierwszym razem miała formalnie chłopaka, jednak wkrótce okazało się, że po prostu do siebie nie pasują, a po raz drugi nawiązała niewiarygodnie silną więź emocjonalną z mężczyzną, który nigdy nie odwzajemniał jej uczucia. Nie przeszkadzało mu to jednakże, by bardzo często prosić ją o jakieś pozornie drobne przysługi, które jeszcze głupia i niedoświadczona Jane wtedy bez wahania wykonywała. Po przykrych doświadczeniach, jakie ją spotkały postanowiła odpuścić sobie bliższe relacje z facetami na pewien czas, w celu dążenia do samorealizacji.

– A co tam jeszcze słychać? – spytała Veronica, wchodząc na trójszczeblową drabinkę. – Zmieniasz miejsce pobytu?
– Tak, będę teraz w centrum.
– Masz już coś na oku?
– No mam. Całkiem niedaleko tego oddziału Paula Smitha, w którym pewnie będę pracować.
– Ooo, pani, ustawiłaś się nieźle – podsumowała blondynka.
– Ano – mruknęła Jane. – Jakoś trzeba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro