9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego ranka Jane obudziła się w bardzo dobrym humorze, przez co jej poranna rutyna minęła szybciej niż zazwyczaj. W drodze do kuchni przypomniała sobie, że przecież wczoraj nie kupiła nic do jedzenia, co jednocześnie zmusiło ją do porannego pójścia na zakupy.

Kobieta udała się do pokoju sypialnianego, gdzie przez dłuższą chwilę zastanawiała się co na siebie założyć. Sypialnia była najmniejszym pomieszczeniem w mieszkaniu, tuż po łazience; mieściło się w niej tylko jednoosobowe łóżko, szafa i stojące blisko niej lustro.

Wybór w kwestii ubioru padł na czarne spodnie i prostą, nie za luźną, ani nie za obcisłą, grafitową koszulę, którą kobieta z przodu wciągnęła w spodnie. Przejrzała się w lustrze, oglądając się z jednej i drugiej strony, po czym stwierdziwszy, że prezentuje się znośnie, wzięła klucze od mieszkania wraz z portfelem i wyszła na korytarz.

Kiedy zamykała drzwi, z dołu słyszała jakąś stłumioną muzykę. Przystanęła na szczycie schodów, nasłuchując, a gdy tylko uznała, że z takiej wysokości nie jest w stanie określić utworu, ani nawet rodzaju rozbrzmiewającej w mieszkaniu muzyki, powoli schodziła niżej.

Wbrew jej początkowym przypuszczeniom, dźwięk wcale nie dochodził z pokoju Sherlocka, a z dołu, od pani Hudson.

Zdziwiona i jednocześnie zaciekawiona Jane zeszła na pierwsze piętro, gdy muzyka ustała. Po chwili usłyszała kolejny utwór, który tym razem bez problemu rozpoznała.

Szybko, acz cicho zeszła po schodach i znalazła się pod drzwiami do mieszkania właścicielki kamienicy, po czym zapukała.

– Proszę! – zawołała pani Hudson, przyciszając trochę muzykę.

Jane weszła, stanęła w drzwiach i widząc panią Hudson, zgodnie z podkładem zaśpiewała:

– When the light begins to change, I sometimes feel a little strange. A little anxious when it's dark.
– Och, znasz? – spytała pani Hudson, uśmiechając się życzliwie.
– Pewnie, ostatnim razem, gdy słuchałam Maidenów, poznałam Sherlocka.
– Urocze – oznajmiła, a Jane parsknęła. – Miło odnaleźć kogoś z podobnym gustem muzycznym.
– Taak, zgadzam się. Ja niestety rzadko spotykałam u swoich rówieśników takie upodobania.
– A moje pokolenie obfituje w takie utwory.
– To ma jakąś specjalną nazwę nawet – zastanowiła się chwilę Jane– New Wave of British Heavy Metal.

Pani Hudson zaśmiała się, wycierając blat kuchenny.

– Możliwe, że nawet mam jeszcze jakąś gazetę z takim nagłówkiem.
– Pani Hudson? – spytała Jane, opierając się o futrynę.
– Słucham, kochana.
– Idę do polskiego sklepu i chciałam też zapytać, czy czegoś pani nie potrzebuje.
– Czekaj, aż sprawdzę – oznajmiła, otwierając lodówkę.– Chyba tylko mleka. Pójdę tylko po portfel.
– Ależ to absurd, pani Hudson. I tak już wiele pani zawdzięczam, to wydanie kilku funtów nie zrobi mi szczególnej różnicy, zwłaszcza, że dzisiaj zmieniam pracę – pochwaliła się.
– Na jaką? – zapytała wyraźnie zaciekawiona pani Hudson.
– Co prawda jeszcze nie wiem, czy na pewno to się uda, ale wygrałam jakby konkurs kwalifikacyjny, więc powinni mnie przyjąć. To praca w zespole projektantów Paula Smitha.
– To ta firma odzieżowa?
– Tak, dokładnie.
– Sporo mam stamtąd rzeczy – powiedziała z uśmiechem – A co zaprojektowałaś, skoro zajęłaś pierwsze miejsce?
– Garnitur, taki współczesno-wiktoriański.
– Uuu, musisz mi kiedyś pokazać.
– Jeśli mi tylko nie wypadnie z głowy – mruknęła Jane.
– Szczerze mówiąc, kiedy powiedziałaś o pracy to pomyślałam sobie o jakichś występach.
– To pewnie przez to, co wczoraj mówiłam.
– Pewnie tak – odparła pani Hudson, przenosząc na chwilę wzrok w nieokreślony punkt. – Ale nie tylko. Bardzo ładnie śpiewasz i wiem, że tej umiejętności od aktorów też często wymagają.
– Naprawdę? Dziękuję bardzo.
– Może kiedyś zrobisz duet z Sherlockiem? – spytała, puszczając do niej oczko.
– Śpiewa? – zdziwiła się.
– Nie, coś ty. Gra na skrzypcach, często coś komponuje i muszę przyznać, że robi to naprawdę dobrze.
– Nie wiem czy Sherlock jest otwarty na takie propozycje – odpowiedziała Jane.

Pani Hudson machnęła ręką.

– Na pewno by się przekonał, gdyby usłyszał jak śpiewasz.
– Haha, może i tak, może i nie. Idę do sklepu, za chwilę wracam.

Kobiety uśmiechnęły się do siebie i wróciły do swoich poprzednich zajęć. Jane podeszła do wieszaka na kurtki i ściągnęła swój skórzany płaszcz, dobrze współgrający z resztą jej ubioru.

Klimat panujący w Anglii miał swoje plusy. Większość osób, zwłaszcza przyjezdnych, narzekało na ciągłe deszcze i chłodny wiatr, jednak Jane odpowiadały nieco chłodniejsze temperatury, głównie ze względu na to, że lubiła chodzić w zakrytym obuwiu.

Wyszła na zewnątrz i skręciła w lewo, idąc w stronę wypatrzonego wcześniej sklepu.

Kolejny absurd w Anglii - pseudo polskie sklepy, prowadzone w znacznej mierze przez osoby nie mające nic, albo niewiele wspólnego z samą Polską.

Szła przez chwilę, po czym w dokładnie ten sam sposób, który podpatrzyła u Sherlocka, naciągnęła kołnierz płaszcza. Zaraz po tym zatrzymała się, uświadomiwszy sobie co właśnie zrobiła.

"Tylko nie to" pomyślała sobie, wiedząc co mogą oznaczać występujące u niej oznaki.

Od czasu ich pierwszego spotkania zdarzały się sytuacje, w których stanowczo zbyt często i intensywnie myślała o detektywie z Baker Street. Początkowo ganiła się za to, pamiętając jeszcze wcześniejszy zawód spowodowany nieszczęśliwą miłością.

"Zawsze zaczyna się niewinnie" stwierdziła w myślach, wpatrując się przez chwilę w czubki swoich napastowanych, skórzanych butów. "Ale tym razem się nie dam".

"A może tym razem się uda, więc warto byłoby się zaangażować?" odezwał się jakiś głosik w jej głowie. "Jak na razie wszystko się dobrze układa. Sherlock wprowadził cię nawet w kręgi swoich zainteresowań, bo zabrał do laboratorium" myślała.

"Na pewno tak się stało, bo się nudził. Nie było Johna, jego wspólnika, więc potrzebował jakiegoś zajęcia"

"Ale John zjawił się już dziś rano" Zmarszczyła brwi, zastanawiając się jednocześnie, dokąd zmierzają jej myśli. "Nie było płaszcza Sherlocka, ani jego szalika. Musiał gdzieś wyjść, poza tym słychać było rozmowę jego i Johna na korytarzu"

– Ach, przestań – mruknęła do siebie, tuż przed wejściem do sklepu.

Po niewielkich zakupach, stanęła przed sklepem, by wyciągnąć z reklamówki batonika.

Jane była jedną z tych szczęściarzy, którzy mogli jeść słodycze nie przejmując się przy tym przybraniem na wadze. Uwielbiała słodycze i naprawdę nie potrafiłaby sobie wyobrazić życia bez nich. Podobnie było w stosunku do muzyki, której słuchała tak często, że stało się to jej zwyczajem.

Tak jak powiedziała, zostawiła jeden karton mleka u pani Hudson, odmawiając przy tym przyjęcia pieniędzy, a następnie powróciła do swojego mieszkania.

Gdy mijała pokój Sherlocka, nie miała wątpliwości co do tego, że detektyw jeszcze nie powrócił.


Ważna informacja. Ten oraz inne fanfiki, będą kontynuowane na moim blogu - https://theycallmeclaudii.blogspot.com/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro