§ 27.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Walcząc z lekką zadyszką, pokonałam ostatni schód na trzecie piętro i udałam się w stronę drzwi z numerem dwanaście. Kiedy już do nich dotarłam, wyciągnęłam rękę w stronę dzwonka, ale stojący za mną Ksawery mnie uprzedził. Spojrzałam na niego z lekkim wyrzutem, na co on tylko posłał mi swój olśniewający uśmiech. Nie działał on już na mnie tak bardzo, jak na początku naszej znajomości, ale mimo wszystko miałam do niego słabość.

W ciszy czekaliśmy na to, aż Filip otworzy nam drzwi. Miałam nadzieję, że odbierzemy go z aresztu i wtedy zyskam okazję do rozmowy z młodszym Sordelem, ale Olaf zadeklarował się, że to on pojedzie po brata. Nie widzieli się od czasu aresztowania, więc pewnie mieli wiele do omówienia. Dlatego też nie protestowałam i pozwoliłam szwagrowi zawieźć uniewinnionego do domu. Nie oznaczało to jednak, że zamierzałam zostawić całą sprawę w spokoju. Nie chciałam wyjść na nachalną, więc dałam Sordelowi kilka dni oddechu. Ale teraz czas najwyższy wyjaśnić ostatnie niejasności.

Sterczeliśmy na wycieraczce już prawie minutę, więc ponowiłam dzwonek do drzwi. Może Filipa nie było w środku. Gdzie jednak mógłby pójść? Z pracy podobno go zwolnili, w „WarmUp" nie miał już czego szukać, skoro jego współpraca z policją wyszła na jaw. Ja na jego miejscu zaszyłabym się w mieszkaniu, którego jakimś cudem właściciel nie wynajął nikomu innemu, i próbowała na nowo odnaleźć się w rzeczywistości. No ale może Sordel jakoś inaczej odreagowywał trzymiesięczną odsiadkę.

W końcu drzwi się otworzyły. Filip wyglądał o niebo lepiej, niż jak widziałam go ostatnio. Porządnie się ogolił, przyciął przydługawe włosy. Ubrany był w dżinsy, T-shirt i rozpinaną dresową bluzę z kapturem. Widać jego ksywka faktycznie miała uzasadnienie.

– Co tutaj robisz? – spytał z surową miną, zakładając ręce na piersi.

– Musimy pogadać – odparłam rzeczowo. – Możemy wejść? – dodałam, zwalczając chęć bezczelnego przeciśnięcia się przez próg.

Filip spojrzał krytycznie najpierw na mnie, a potem na Ksawerego. Spodziewałam się, że zapyta, kim jest mój towarzysz, bo przecież wcześniej się oficjalnie nie poznali, ale tego nie zrobił. Albo go to nie interesowało, albo domyślał się, z kim ma do czynienia.

– Nie mam czasu – odparł. – Za chwilę wychodzę. Muszę się zgłosić na ostatnie badania przed przeszczepem, a potem chciałem zajrzeć do Nadii.

A więc nie próżnował przez te kilka dni od opuszczenia aresztu. Wyglądało na to, że w kwestii przeszczepu nie będę musiała nad niczym czuwać, jak to obiecałam Sabinie. Z chęcią utrzymania kontaktu Sordela z córką też nie powinno być problemu. Pozostawały jednak aspekty prawe, które wymagały uporządkowania. I to między innymi właśnie o tym zamierzałam porozmawiać.

– Nie zajmiemy ci wiele czasu – przekonywałam. – A chyba oboje wiemy, że należałoby wyjaśnić jeszcze kilka spraw.

Nie miałam zamiaru odpuścić, odważnie patrzyłam mu prosto w oczy. Przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby nadal chciał stawiać opór, ale w końcu się poddał. Westchnął ciężko, zrobił przejście w progu i niechętnym gestem ręki zaprosił nas do środka.

Wnętrze wyglądało jak typowa kawalerka samotnego dwudziestoparolatka. Kanapa, która zapewne pełniła także funkcję łóżka, niewielki stół, szafa, komoda z telewizorem i dwa taborety. Zero zdjęć, ozdóbek, bibelotów. Nawet firanek brak. Nie skupiałam się jednak na tym, bo to nie miało żadnego znaczenia. Nie czekając na zaproszenie, usiadłam na kanapie. Ksawery klapnął obok mnie. Filip przysunął sobie taboret, chociaż wyczuwałam, że nie miał zamiaru się rozsiadać.

– To o czym chcesz rozmawiać? – spytał. – Chyba nie ma o czym, skoro możesz sobie zapisać moją sprawę na konto sukcesów.

– To, że zostałeś uniewinniony, wcale nie znaczy, że świętuję wygraną – odparłam, na co Sordel posłał mi powątpiewające spojrzenie. – Poza tym wcale nie czuję, aby sprawa była zamknięta – dodałam, bo naprawdę tak uważałam. – Czy wersja Sabiny jest zgodna z prawdą?

Filip zdecydowanie nie spodziewał się takiego pytania, a mnie wciąż ono męczyło. Z jednej strony to, co zeznała, miało sens, ale nie mogłam pozbyć się przeczucia, że coś jednak nie grało, że coś przeoczyłam. Nie miałam pewności, czy Sordel potwierdzi lub rozwieje moje wątpliwości, ale musiałam chociaż spróbować coś z niego wyciągnąć.

– A jakie ma to teraz znaczenie? – obruszył się Filip. – Z tego, co się orientuję, nie mogą mnie sądzić za coś, od popełnienia czego już raz mnie uniewinnili.

Rzeczywiście istniała zasada, że nikt nie może być sądzony dwa razy za to samo przestępstwo, jeśli został uprzednio skazany prawomocnym wyrokiem lub uniewinniony. Mogło się więc wydawać, że dla Sordela to już temat zamknięty. Oboje jednak doskonale wiedzieliśmy, że wcale tak nie jest.

– Ale za niedługo ruszy proces Sabiny, w którym zapewne będziesz zeznawał jako świadek – zauważyłam. – I tym razem nie wykpisz się już odmową złożenia zeznań. Dlatego chcę się upewnić, że wasze wersje będą spójne i dadzą Sabinie szansę na jak najniższy wyrok. Tobie chyba też na tym zależy, prawda?

Miałam nadzieję, że to przekona go, iż wciąż jestem po jego stronie, a nie przeciwko niemu, mimo tego, że pozwoliłam Kańtochowej przyznać się do winy. Mogłam wspomnieć o tym, że razem z Marleną próbowałyśmy ją od tego odwieść, ale to raczej nic by nie zmieniło. Teraz chciałam mu pokazać, że zależy mi na tym, aby Sabina i Nadia poniosły jak najmniej dotkliwe konsekwencje całej tej sytuacji.

– No to jak? – spytałam, kiedy nie odezwał się przez dłuższą chwilę. – Opowiesz, jak to wszystko wyglądało? Najlepiej od początku.

Skłamałabym, gdybym twierdziła, że nie jestem ciekawa, jak przedstawia się jego wersja wydarzeń. Perspektywa Filipa mogła nieco różnić się od tej Sabiny, a poza tym chciałam dowiedzieć się, jakie rzeczywiście były jego motywacje. Do tej pory mogłam się ich tylko domyślać.

Nie spuszczałam wzroku z Sordela i widziałam, że zaczął się łamać. Może był już zmęczony duszeniem tego w sobie i chciał w końcu to z siebie wyrzucić. Naprawdę liczyłam na to, że nie będę musiała wyciągać od niego odpowiedzi na każde nurtujące mnie pytanie, ale uzyskam je dzięki opowieści, którą on przytoczy.

– No dobra – mruknął w końcu. – Jeśli chcesz wiedzieć dokładnie wszystko, to musimy się cofnąć o osiem lat. Jak pewnie pamiętasz, jako nastolatek nie miałem łatwo. Ojciec nas zostawił, mamę zniszczył rak. Zostaliśmy z Olafem sami i nie bardzo sobie z tym radziliśmy. On się starał, jak mógł, ale ja niczego mu nie ułatwiałem. Zaczynając technikum, zakręciłem się koło paczki Enza. Doskonale wiedziałem, czym się zajmowali, bo na początku kupowałem od nich trawkę. To pomagało mi się odstresować, zapomnieć o tym całym gównie, które było moim życiem. Po jakimś czasie wciągnęli mnie w dilowanie. Wciskałem dragi głównie znajomym ze szkoły, była z tego naprawdę niezła kasa. Nie przejmowałem się właściwie niczym, dopóki nauczycielka matematyki nie zaczęła pieprzyć coś o tym, że mam przed sobą świetlaną przyszłość, jeśli tylko się o to postaram. Wszystkim nam wciskała te kity, ale nikt nie brał tego na poważnie, wyśmiewaliśmy ją za plecami. Była młoda, ambitna, myślała, że zbawi świat. A tak naprawdę kumple z klasy widzieli w niej tylko niezłą dupę, którą chętnie przelecieliby pod tablicą. Sam też widziałem w niej tylko pustą, naiwną lalę, więc nie wiem, dlaczego właściwie poszedłem na te konsultacje. Chyba Olaf zrobił mi wyrzuty o kiepskie oceny, więc dla świętego spokoju chciałem coś poprawić, a miałem nadzieję, że poczaruję trochę matematyczkę i ta da mi dwóję z litości. Pech chciał, że na tamte dodatkowe zajęcia nie przyszedł nikt oprócz mnie. Początkowo było cholernie niezręcznie, kazała mi robić jakieś zadania. Coś tam jednak zagadała i od słowa do słowa zeszliśmy na prywatne tematy. Najpierw odpowiadałem niechętnie, ale nagle okazało się, że Sabina naprawdę mnie rozumie. Również straciła matkę w młodym wieku, z ojcem miała nie najlepsze kontakty, z mężem też się nie dogadywała. Poczułem, że w końcu spotkałem kogoś, z kim mogę swobodnie pogadać o tym, co mnie gryzie. Przed kumplami i Olafem udawałem, że wszystko mam w dupie, ale tak naprawdę potrzebowałem się komuś wygadać. I tym kimś okazała się właśnie Sabina. Zacząłem więc regularnie przychodzić na konsultacje, zostawać dłużej, kiedy inni już wyszli. Połączyło nas coś... niewytłumaczalnego, wyjątkowego. Byliśmy dla siebie tym, czego nie mogliśmy znaleźć w swoich bliskich.

– Zakochałeś się w niej – bardziej stwierdził, niż spytał Ksawery, kiedy Filip zrobił chwilę przerwy.

– Zakochałem to zbyt mocne słowo – stwierdził Sordel. – Bardziej zauroczyłem, zafascynowałem. Była starsza, z pozoru niedostępna, to mnie pociągało. Było między nami napięcie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Czułem niepohamowaną chęć, aby sprawdzić, czy ona czuje to samo. Byłem przekonany, że mnie odepchnie, kiedy pierwszy raz ją pocałowałem, ale tego nie zrobiła. Wiedziałem, że to ryzykowne, ale to tylko jeszcze bardziej mnie podniecało. Z każdym kolejnym razem posuwałem się coraz dalej, ciekawy, w którym momencie Sabina postawi granicę. Zaskakiwało mnie, że nie próbowała tego przerwać, ale sam nie miałem zamiaru się wycofać, więc ostatecznie doszło do tego, że zaczęliśmy ze sobą sypiać. To nie była miłość, ale też nie tylko sam seks. Bardziej potrzeba bliskości i akceptacji, której oboje potrzebowaliśmy.

Ostatnie stwierdzenie nieco mnie zdziwiło. Byłam przekonana, że Filip chronił Sabinę z miłości do niej, a wyglądało na to, że tak naprawdę nigdy jej nie kochał. Ale mimo to jakiś sentyment musiał pozostać. Inaczej nie zrobiłby tego wszystkiego, co doprowadziło do rozmowy, którą właśnie prowadzaliśmy.

– Z tego, co mówiła Sabina, nie rozpaczałeś zbytnio z powodu waszego rozstania – oznajmiłam, chcąc przejść już do następnej części tej historii.

– Pewnie powiedziała ci też, że pokłóciliśmy się o moje aresztowanie. A raczej wypuszczenie bez postawienia zarzutów – odparł Filip. – Byłem mega wkurwiony, że poleciała do swojego mężusia i wybłagała, żeby mnie puścił. Nie chciałem, żeby się wtrącała. Zwłaszcza że Kańtoch mógł nabrać podejrzeń co do nas. Pokłóciliśmy się na szkolnym korytarzu, ktoś to zauważył, dyro się dowiedział. Sabina jakoś go ugłaskała, ale oboje czuliśmy, że musimy na trochę odpuścić. A potem okazało się, że jest w ciąży, więc definitywnie zakończyła nasz układ.

– I nie przeszło ci przez głowę, że to może być twoje dziecko? – zdziwiłam się. Nie mógł być chyba aż tak naiwny, aby nie brać takiej ewentualności pod uwagę.

– Oczywiście, że przeszło – obruszył się. – Nie byłem idiotą. Ale ona twierdziła, że to dziecko Kańtocha, co w tamtym czasie było mi na rękę, więc nie miałem nawet zamiaru sugerować swojej kandydatury na ojca. Zresztą, gdybym to zrobił, wszystko by szlag trafił. Tak było lepiej. Dla mnie, dla Sabiny i dla dziecka.

W sumie nie mogłam odmówić mu racji. Z pozoru było to może szczeniackie zachowanie, ale z drugiej chyba najrozsądniejsze, jakie miał wtedy do wyboru. Fakt, gdyby nie choroba Nadii, Arek wciąż żyłby w przeświadczeniu, że to jego córka. Ale czy prawda byłaby dla kogoś lepszą opcją? Może tylko dla Sabiny, której nie zjadałby wyrzuty sumienia z powodu kłamstwa.

– Co było potem? – dopytywał Ksawery.

Filip wzruszył ramionami.

– Nic. Sabina odeszła ze szkoły, ułożyła sobie na nowo życie z mężem, kontakt nam się urwał, a ja starałem się zapomnieć o całej sprawie i wyprzeć ze świadomości to, że być może zostałem ojcem. Nie szło mi to jednak zbyt dobrze. Zacząłem więcej pić i ćpać. Potem był ten wypadek, cała sprawa z Olafem. Na czas skończenia technikum przeniosłem się do Enza, dom oddałem Marlenie. Potem przeprowadziłem się do Katowic, ale tam też niezbyt mi się układało, więc ostatecznie wylądowałem w Anglii. Nie miałem zamiaru się stamtąd ruszać, bo wiedziałem, że nikt tu na mnie nie czeka, ale niespodziewanie odezwała się Sabina i poprosiła mnie o pomoc dla Nadii.

– Podobno nawet się nie wahałeś – wtrąciłam się.

– Szczerze mówiąc, przez te osiem lat nieraz zastanawiałem się, czy dziecko Sabiny jest też moim dzieckiem i co u niego słychać. Nie żałowałem tego, że nie naciskałem na nią w kwestii mojego ewentualnego ojcostwa, ale mimo wszystko miałem gdzieś z tyłu głowy, że być może jest na świecie mały człowiek, który jest częścią mnie. Dlatego też, kiedy okazało się, że Nadia rzeczywiście jest moją córką i w dodatku jestem jej potrzebny, uznałem to za znak. Wiedziałem, że nigdy nie będę dla niej ojcem, ale czułem się w obowiązku jej pomóc. Chociaż tyle mogłem dla niej zrobić. Poza tym naprawdę chciałem ją poznać. Przekonać się, czy jest taka, jak sobie wyobrażałem.

W jego głosie i spojrzeniu pojawiła się czułość, o którą nigdy bym go nie podejrzewała. To naprawdę był zupełnie inny człowiek, niż go zapamiętałam. Zniknął naćpany, nieprzejmujący się niczym nastolatek. Teraz miałam przed sobą dojrzałego mężczyznę, który był gotów poświęcić wszystko dla swojej córeczki.

– Okazało się, że jest po prostu cudowna, mądra i wspaniała – kontynuował z uśmiechem. – Taka podobna do Sabiny, ale ma moje oczy. Kiedy tylko ją zobaczyłem, wiedziałem, że muszę ją uratować za wszelką cenę. Nadia jest jedyną rzeczą w moim życiu, o którą warto walczyć. To ona nadała mu sens. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym ją stracić zaraz po tym, jak ją poznałem.

– A mimo to chciałeś spędzić resztę życia w więzieniu.

Nie chciałam przerywać tego wzruszającego wyznania, bo było widać, że Filip naprawdę kochał córkę. Wierzyłam w każde jego słowo i w innych okolicznościach zapewne cieszyłabym się, że dzięki Nadii zyskał chęć do życia. Teraz jednak chciałam wreszcie zrozumieć, co tak naprawdę nim kierowało.

– Gdybyś miała własne dzieci, wiedziałabyś, że rodzic jest gotowy poświecić dla nich wszystko – warknął w moją stronę. – Ja chciałem stać się dla Nadii lepszym człowiekiem. Wiedziałem, że nigdy nie będzie traktowała mnie jak ojca, ale chciałem być obecny w jej życiu i pokazać się z jak najlepszej strony.

– I to dlatego postanowiłeś współpracować z Arkiem? – spytałam. – Sądziłeś, że pomagając przymknąć lokalny narkobiznes, zaimponujesz ośmiolatce?

– Chciałem jakoś rozliczyć się z przeszłością – wyjaśnił. – Być może cię to zdziwi, ale w końcu dotarło do mnie, jak bardzo skrzywdziłem Olafa, pozwalając mu odsiedzieć wyrok za mnie. Zresztą nie tylko jego. Marlena i Julka też musiały się zmierzyć z konsekwencjami mojej lekkomyślności. Nie mogę zwrócić bratu tych pięciu lat, ale uznałem, że chociaż spróbuję w jakiś sposób odpokutować swoją winę. Dlatego, kiedy Kańtoch powiedział, że szuka kogoś, kto wzbudzi zaufanie Enza, a potem wystawi go policji, zgodziłem się być wtyką. Miałem nadzieję, że to chociaż trochę uciszy moje wyrzuty sumienia.

Nie miałam powodu mu nie wierzyć. Wydawało się, że jego intencje naprawdę były szczere. Szkoda tylko, że wszystko poszło nie tak, jak powinno.

– Dlaczego chciałeś odwlec nalot? – nie odpuszczałam.

– Lola podsłuchała jedną z moich telefonicznych rozmów z Kańtochem. Nic konkretnego, ale nabrała podejrzeń i powiedziała o wszystkim Enzowi. Pocisnąłem mu jakieś kity, ale chyba nie do końca mi uwierzył, ciągle miał mnie na oku. Uznałem, że uderzenie w tym momencie będzie ryzykowne. Chciałem na jakiś czas odciąć się od policji, aby Enzo na nowo mi zaufał i wtedy wziąć ich z zaskoczenia. Kańtoch twierdził jednak, że nie ma czasu na żadne podchody. Że góra naciska, więc muszą jak najszybciej ich sprzątnąć i zebrać mocny materiał na Wareckiego. I to rzeczywiście o to się pożarliśmy dzień przed jego śmiercią. Żaden z nas nie chciał odpuścić.

A więc przynajmniej w tej jednej kwestii od początku byliśmy na właściwym tropie. Tyle że w ostatecznym rozrachunku okazała się ona tak mało znacząca, że trudno było z tego powodu odczuwać jakąkolwiek satysfakcję.

– A co dokładnie stało się tamtego wieczoru? – tym razem pytanie zadał Ksawery. – Byliście z Arkiem umówieni?

– Nie. – Filip pokręcił przecząco głową. – Ale chciałem jeszcze raz z nim pogadać, miałem nadzieję, że może jednak przemyślał sprawę i zdołam go przekonać, że zamierza popełnić błąd i narazić całą akcję na niepowodzenie. Podjechałem pod dom przed dziewiętnastą, miałem nadzieję, że nie zastanę Sabiny i Nadii, bo dzień wcześniej mała mówiła mi, że wybierają się na nocowanie do cioci. Jednak kiedy wysiadłem z samochodu, usłyszałam dochodzące z wnętrza domu krzyki. Drzwi były otwarte, więc wbiegłem do środka. Sabina i Kańtoch się szarpali. On krzyczał coś o tym, że ona jest kłamliwą, puszczalską suką. Podszedłem do nich i kazałem mu ją puścić. Kiedy mnie zobaczył, wpadł w kompletny szał. Popchnął Sabinę na stolik i doskoczył do mnie. Wrzeszczał, że powinien mnie zajebać za pieprzenie jego żony. Wtedy już wiedziałam, że jakimś cudem musiał się dowiedzieć o naszym romansie i zapewne też o tym, że Nadia nie jest jego córką. Zaczęliśmy się okładać. Udało mi się go odepchnąć na drugi koniec pokoju, wydawało mi się, że uderzył w coś głową i na chwilę stracił przytomność. Podbiegłem do Sabiny, sprawdzić, czy nic jej nie jest. Kucałem tyłem do Kańtocha i zaabsorbowany Sabiną, nie zorientowałem się, że on się ocknął i ruszył w naszą stronę. Ale ona to zauważyła. W ułamku sekundy chwyciła za leżący na stoliku pistolet, odepchnęła mnie lekko, aby zrobić sobie miejsce, i strzeliła. Nie jestem pewien, czy naprawdę chciała to zrobić. Może miała zamiar tylko go nastraszyć, ale w przypływie emocji pociągnęła za spust. Wszystko działo się tak szybko.

Oboje z Ksawerym patrzeliśmy na Filipa z niemałą konsternacją. Jego wersja dość mocno różniła się od tej, którą przedstawiła Kańtochowa. Kto w takim razie mijał się z prawdą i dlaczego?

– Sabina twierdziła, że nie było cię w domu podczas postrzału – przypomniałam, przyglądając mu się uważnie, aby wyłapać każdą, nawet najmniejszą reakcję.

Filip drgnął lekko, jakby zdał sobie sprawę, że właśnie popełnił jakąś gafę. Szybko jednak odzyskał rezon. A ja mimo wszystko miałam przeczucie, że coś tu nie do końca się ze sobą zgrywa.

– Nie chciała dawać sędziemu powodu do tego, aby miał jakiekolwiek wątpliwości co do mojej niewinności – odparł Sordel z przekonaniem. – Uznała, że bezpieczniej będzie trzymać się wersji, że mnie tam nie było. W końcu i tak nikt nie mógłby tego zakwestionować.

– Oprócz Nadii – zauważyłam, na co Filip nieco się spiął.

– Rzeczywiście – przyznał. – Ale chyba nie będą jej przesłuchiwać, prawda? W końcu to dziecko. W dodatku bardzo chore.

Jego przejęcie córką było z jednej strony rozczulające, ale z drugiej odrobinę podejrzane. Przecież prawie w ogóle jej nie znał. A mimo to stawał się nerwowy za każdym razem, kiedy tylko padało jej imię. Jakby bał się, że przypadkowo na jaw wyjdzie coś, co tak skrzętnie skrywał.

– Ale skoro byłeś na miejscu, czemu od razu nie wezwaliście policji i pogotowia? – spytał przytomnie Ksawery.

– Sabina wpadła w histerię, z góry zbiegła przestraszona Nadia. Musiałem najpierw zająć się nimi. Kiedy już się w miarę uspokoiły, Kańtoch leżał w kałuży krwi. Miał wyczuwalny puls, ale czułem, że nie zostało mu dużo czasu. Próbowałem zatamować ranę, ale to nic nie dało. Uznałem, że to nie ma sensu, że karetka i tak nie dotrze na czas. Kazałem więc Sabinie szybko się ogarnąć, zabrać Nadię i jechać do tej kuzynki. Obiecałem, że wszystkim się zajmę. Kiedy wychodziły, Kańtoch już nie żył. Wziąłem pistolet, wytarłem go starannie, żeby pozbyć się odcisków Sabiny, następnie najpierw przycisnąłem do niego palce Kańtocha, a potem sam wziąłem go do ręki, jakbym chciał strzelić. Zadzwoniłem po służby, usiadłem na kanapie i czekałem, aż przyjadą.

Opowiadał wszystko tak beznamiętnie, jakby robił to nie pierwszy, ale tysięczny raz. Widocznie przez te trzy miesiące nieraz analizował wszystko w głowie, więc nie miał problemu, aby zebrać zmyśli w składne, sensowne zdania. I chociaż wydawało się, że wszystko to trzyma się kupy, coś nie dawało mi spokoju.

– Dlaczego to wszystko zrobiłeś? – dopytywał Ksawery, kiedy ja byłam zbyt zajęta analizowaniem właśnie usłyszanej wersji wydarzeń, aby jakoś na nią zareagować. – Przecież twierdzisz, że nie kochałeś Sabiny. Dlaczego więc za wszelką cenę postanowiłeś ją chronić?

– Bo jest matką mojego dziecka – odparł bez wahania Filip. – Co mogłem innego zrobić?

Bardzo dobre pytanie, na które chyba żadne z naszej trójki nie znało odpowiedzi. Jednak to nie ono teraz zaprzątało moją głowę. Skupiłam się na tym nieodpartym przeświadczeniu, że chociaż ta historia była bliska prawdy, jest w niej jakaś luka, którą wszyscy przeoczyli. Starałam się szybko porównać wersję Filipa z zeznaniami Sabiny oraz aktami sprawy i wszystkim tym, co udało mi się dowiedzieć w toku całego śledztwa. Musiałam odkryć to brakujące ogniwo.

I nagle mnie olśniło. Konkluzja, do jakiej doszłam, była wręcz przerażająca, ale czułam, że prawdziwa. Aby się o tym przekonać, musiałam skonfrontować ją z Filipem.

– To nie Sabinę chciałeś chronić i to nie o niej mówiłeś, kiedy pytałam, czy jest tego warta – oznajmiłam z taką pewnością, jakbym miała ma to wszystko niepodważalne dowody. – Chodziło o Nadię.

Filip pobladł nieco, a Ksawery spojrzał na mnie skonsternowany. Żaden z nich nie wiedział jeszcze, co dokładnie miałam na myśli. Jeden się domyślał i to go przestraszyło. Drugi wydawał się zupełnie zdezorientowany. Nie miałam zamiaru długo trzymać ich w napięciu.

– Według badań balistycznych strzał oddała osoba leworęczna, co zresztą było najpoważniejszym dowodem przeciwko tobie – wyjaśniłam, zwracając się do Filipa. – Sabina jest praworęczna.

– Musieli się pomylić – wtrącił się nerwowo Sordel.

– Nie sądzę – odparłam, nie spuszczając z niego wzroku. – Nadia jest leworęczna.

Do tej pory nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz przypomniałam sobie scenę ze szpitala, kiedy Sabina usiadła obok córki i zaczęła z nią rysować. Zderzyły się łokciami, bo Kańtochowa siedziała po lewej stronie Nadii i używała prawej ręki, a dziewczynka lewej. Ten z pozoru nieistotny szczegół, teraz odwracał całą tę sprawę o sto osiemdziesiąt stopni.

– Czy ty sugerujesz, że... – zaczął z niedowierzaniem Ksawery, ale nie dałam mu dokończyć.

– To Nadia postrzeliła Kańtocha.

Zapadła głucha cisza. Dziura wydawał się zszokowany tym stwierdzeniem, Filip wpatrywał się we mnie z konsternacją, jakby nie wiedział, czy jest w ogóle sens temu zaprzeczać.

– Ale jak ośmiolatka miałaby postrzelić dorosłego faceta? – Pierwszy z osłupienia ocknął się Ksawery.

– Julka mówiła mi, że Kańtoch zabierał Nadię na strzelnicę – wyjaśniłam. – Była obyta z bronią, wiedziała, jak oddać strzał.

A przynajmniej tak mi się wydawało. Filip nie zaprzeczył, tylko pochylił się do przodku, oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach. Widocznie nie miał zamiaru wmawiać mi, że to absurd, że coś sobie ubzdurałam.

Dałam Sordelowi chwilę, aby oswoił się ze świadomością, że to, co chciał ukryć przed światem, właśnie ujrzało światło dzienne. Miałam nadzieję, że kiedy już dojdzie do siebie, opowie, co tak naprawdę się wydarzyło. Teraz nie miał już powodu, aby się od tego uchylać.

– To, co wcześniej powiedziałem, pokrywa się z prawdą do momentu, kiedy Kańtoch się na mnie rzucił – powiedział po dość długiej chwili ciszy. Wyprostował się i patrzył na nas przytomnie, ale na pewno przeżywał to wszystko w środku. – Faktycznie zaczęliśmy się bić, on wyrzucał mi, że sypiałem z jego żoną i zrobiłem jej dziecko, a ja jemu, że tak naprawdę w ogóle nie interesował się Sabiną i Nadią, że zawsze miał je w dupie. Szamotaliśmy się, tyle że to nie ja popchnąłem jego, a on mnie. Zamroczyło mnie na chwilę, w tym czasie on znów dopadł Sabiny, a w salonie zjawiła się Nadia. Musiała zobaczyć, że Kańtoch podniósł na Sabinę rękę. Podbiegła do nich, chciała uchronić matkę przed kolejnym ciosem. Kańtoch ją odepchnął. Ja odzyskałem już wtedy świadomość i byłem przekonany, że mała będzie przerażona i zacznie płakać. Ona jednak zauważyła leżący na stoliku pistolet. Chciałem jakoś zareagować, ale jeszcze trochę kręciło mi się w głowie. Zdążyłem tylko krzyknąć, ale było już za późno. Kańtoch przymierzał się do kolejnego uderzenia w Sabinę, kiedy Nadia stanęła przed nim i wymierzyła broń. Nie wiem, czy strzeliła z premedytacją, czy to był wypadek. Chciała tylko, żeby ojciec przestał wyżywać się na jej matce.

Słuchając tego wszystkiego, poczułam taki ścisk w gardle, jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Podejmując się prowadzenia tej sprawy, nie przypuszczałam, że okaże się ona tak tragiczna, tak zatrważająca. Przecież to tylko dziecko! Jak ona będzie żyła ze świadomością, że zabiła człowieka, którego przez osiem lat uznawała za ojca?

– Co było potem? – spytał cicho Ksawery. Ja nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.

– Wszyscy byliśmy w szoku – odparł spokojnie Filip. – Łącznie z Kańtochem, który nie od razu stracił przytomność. To Sabina wpadła w największą histerię. Przygarnęła do siebie Nadię, która chyba nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Obie były w rozsypce, musiałem się nimi zająć, chociaż sam ledwo pojmowałem to, co się właśnie wydarzyło. Wiedziałem, że to ja muszę wszystko ogarnąć, Sabina nie byłaby w stanie. Nie miałem zielonego pojęcia, jak to rozegrać, pewien byłem tylko jednego – że nie mogę dopuścić do tego, aby jakiekolwiek podejrzenia padły na Nadię. Dlatego kazałem im wziąć się w garść i jechać do kuzynki. U Sabiny chyba zadziałała adrenalina, zwłaszcza kiedy powiedziałem jej, że musi jak najszybciej zabrać stamtąd Nadię. Nie protestowała. Pomogłem im załadować się do samochodu. Wziąłem Nadię na ręce i nigdy nie zapomnę, co wtedy powiedziała. Spojrzała na mnie odważnie, bez nawet śladu łez w oczach, i spytała, czy to prawda, że jestem jej prawdziwym tatą. Kiedy potwierdziłem, przytuliła się do mnie mocno i szepnęła, że w takim razie, ja nigdy nie skrzywdziłbym jej mamy. Wtedy dotarło do mnie, że muszę ochronić je obie. Kiedy odjechały, wróciłem do domu i, tak jak już mówiłem, wyczyściłem pistolet, ale nie z odcisków Sabiny, a Nadii, umieściłem na nim swoje i Kańtocha, po czym wezwałem policję. W oczekiwaniu zastanawiałem się, co im powiedzieć. Znalazłem tylko jedno wyjście, które uchroniłoby Nadię i Sabinę. Przyznałem się do winy. Oto cała historia.

Czułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Każda wersja tych wydarzeń, którą usłyszałam, poruszyła jakaś moją czułą strunę, ale ta rozłożyła mnie na łopatki. Nadia chciała chronić matkę przed agresywnym ojcem, więc do niego strzeliła, Filip wziął winę na siebie, aby odsunąć podejrzenia od Nadii i Sabiny, a Sabina przyznała się do postrzelenia męża, aby uratować życie córki. To było jedno wielkie, błędne koło. Kto tutaj zdecydował się na największe poświęcenie? Kto najwięcej zaryzykował? Kto postąpił najsłuszniej? Nie potrafiłam tego ocenić. Każde z nich miało swoje powody, a każdy z tych powodów wydawał się równie istotny. To była jedna z tych spraw, gdzie żadna opcja nijak nie przeważała nad pozostałymi. Nie sposób było wybrać tę najlepszą, bo żadna nie była dobra. Zawsze ktoś ucierpi.

– Filip, do cholery, to... – Nie byłam w stanie zebrać myśli, to wszystko za bardzo mnie przytłoczyło.

– Wiem – odparł z żalem w głosie. – Ale to jedyne, co mogłem zrobić. Zresztą od dawna należała mi się odsiadka. Uznałem, że to moja okazja na odkupienie win.

Chociaż sama wpadłam na rozwiązanie zagadki, wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Oczywiście w pewnym stopniu było mi szkoda też Filipa, ale przede wszystkim byłam zdruzgotana tym, co musiały przejść Nadia i Sabina. Dziewczynce może jakoś uda się wyprzeć ze świadomości to, czego się dopuściła. W końcu, kiedy ją spotkałam, nic nie wskazywało na to, że nosiła w sobie piętno zbrodni. Jest jeszcze mała, powinna dać radę ułożyć sobie życie na nowo. Ale Kańtochowa? W niej to pozostanie już na zawsze. Widok córki trzymającej broń wycelowaną w jej męża. Przypuszczałam, że wymazanie czegoś takiego z pamięci jest niemal niemożliwe.

– Ale dlaczego tak uparcie odmawiałeś złożenia wyjaśnień? – zainteresował się Ksawery. – Nie chciałeś, żeby romans wyszedł na jaw?

– To też – przyznał Sordel. – Ale przede wszystkim bałem się, że ewentualna zmyślona przeze mnie wersja nie będzie się w pełni zgadzać z dowodami, że coś nie będzie się zgrywało, bo przecież Sabina miała utrzymywać, że kiedy opuszczały z Nadią dom, Kańtoch był cały i zdrowy, a mnie nie było nigdzie na horyzoncie. Uznałem, że lepiej milczeć, niż wzbudzić jakiekolwiek wątpliwości. Wiedziałem, że w takim razie dostanę pełny wymiar kary, ale nie było innego wyjścia. Dla Nadii byłem, i wciąż jestem gotowy na wszystko.

– A przeszczep? – udało mi się wykrztusić.

– Słyszałem kiedyś, że więzień też może być dawcą. Zdawałem sobie sprawę, że to będzie mocno utrudniona procedura, ale liczyłem na to, że z Nadią nie jest jeszcze tak bardzo źle i uda się wszystko załatwić na czas. Okazało się jednak, że ten czas szybko się kurczy. Dlatego Sabina postanowiła wziąć winę na siebie.

Zawsze starałam się nie podchodzić do prowadzonych spraw emocjonalnie, ale tym razem nie byłam w stanie zastosować się do tej zasady. I nie miało to nic wspólnego z tym, że chodziło niejako o członków mojej rodziny. Ta historia była po prostu wstrząsająca. I sama już nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

– I co teraz? – spytałam. – Pozwolisz, żeby Sabina poszła siedzieć?

– A co twoim zdanie powinienem zrobić? – naskoczył na mnie. – Chciałem wziąć to na siebie, nie wyszło. Innej opcji już nie ma. Albo ja, albo Sabina. A teraz to i tak już pozamiatane.

– Zawsze można przedstawić prokuraturze prawdziwą wersję wydarzeń – zasugerowałam nieśmiało.

Filip wybałuszył na mnie oczy.

– Miałabym przyznać, że to Nadia strzeliła? Żartujesz chyba!

Rozumiałam jego wzburzenie. W końcu do tej pory robił wszystko, aby nikt nie odkrył prawdy. Ja zrobiłam to właściwie przez przypadek, więc nie miał wyjścia i musiał opowiedzieć, jak to było. Nie spodziewałam się jednak, że będzie skłonny z własnej woli wydać córkę.

– Jest nieletnia, nie poniesie żadnych konsekwencji – odparłam spokojnie. – Co najwyżej przydzielą jej kuratora. A Sabina zostanie zwolniona z zarzutów.

– Nie ma mowy! – Był nieustępliwy. – Nie pozwolę zniszczyć życia mojej córce. I tak już zbyt wiele wycierpiała.

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Czułam, że się nie ugnie. Nie miałam zamiaru naciskać, bo sama nie byłam przekonana do tego, czy rozwiązanie, które zaproponowałam, komukolwiek wyszłoby na dobre.

Filip zerknął nerwowo na stojący na komodzie zegar. Przypomniało mi się, że wybierał się do szpitala. Nie było sensu dłużej go zatrzymywać. Uzyskałam odpowiedzi na pytania, które mnie dręczyły, ale te sprawiły, że miałam jeszcze większy mętlik w głowie. Musiałam to wszystko na spokojnie przemyśleć, może uda mi się znaleźć jakieś optymalne rozwiązane. Sabinie nie postawiono jeszcze oficjalnie zarzutów, ale na pewno stanie się to na dniach. Wciąż więc istniała szansa, aby uchronić ją przed najgorszym.

– Jeśli chcesz, dam ci namiar do świetnej prawniczki zajmującej się prawem rodzinnym – oznajmiłam, podnosząc się z kanapy. – Pomoże ci w procesie o ustalenie ojcostwa.

W sumie nawet nie spytałam Sordela, czy chciał coś robić z tym kierunku, ale uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością, więc chyba jednak zamierzał dochodzić swoich praw do córki. Miałam nadzieję, że mu się to uda i gdyby zabrakło Sabiny, podejmie się przejęcia pełnej opieki nad Nadią.

– Dzięki – odparł. – Na pewno się przyda. Ale na razie najważniejszy jest przeszczep – dodał z lekkim śmiechem, który odwzajemniłam.

Ruszyliśmy w stronę wyjścia i pożegnaliśmy się krótko. Już niemal za mną i Ksawerym zamknęły się drzwi, kiedy Filip jeszcze mnie zatrzymał.

– Anastazja?

– Tak?

Nie odzywał się przez chwilę, więc myślałam, że jednak zrezygnował. W końcu jednak spojrzał na mnie z mieszanką uczuć w oczach.

– Dziękuję, że walczyłaś do końca. Najpierw dla mnie, a potem dla Nadii. I przepraszam. Za te wszystkie krzywdy, do których się przyczyniłem. Byłem głupim, egoistycznym smarkaczem. Ale to już przeszłość. Teraz chcę naprawić chociaż część swoich błędów.

Nie oczekiwałam tych przeprosin, ale chyba były one potrzebne nam obojgu. Co prawda nie wymazały cudownie całego tego żalu i pretensji, które do siebie mieliśmy, ale stanowiły dobry początek do tego, aby zamknąć tamten etap naszego życia na cztery spusty i zacząć nowy, w którym może uda nam się nawiązać chociażby poprawne więzy rodzinne.

– Masz się dla kogo starać – stwierdziłam, mając na myśli Nadię. – Nie schrzań tego.

– Nie zamierzam – odparł z uśmiechem.

Nie dodałam nic więcej, tylko skinęłam głową z aprobatą. Naprawdę wierzyłam w to, że Filip nie zmarnuje tej szansy. 

************************************************ 

Hej :) Czy udało mi się Was zaskoczyć tym plot twistem? A jeśli tak, to czy nie wydaje się Wam on zbyt absurdalny? Bo szczerze mówiąc, bardzo długo, nawet jeszcze w trakcie pisania początkowych rozdziałów, gryzłam się z tym, czy go wprowadzić. Uznałam jednak, że dzięki temu dylemat moralny bohaterów będzie jeszcze wyraźniejszy, a cała historia bardziej niejednoznaczna. I jak myślicie, co zrobi Pestka w świetle tych nowych okoliczności? ;) 

Dziękuję za gwiazdki i komentarze. W związku z tym, że od przyszłego piątku zaczynam pracę, następny rozdział pojawi się w godzinach popołudniowo-wieczornych :)

Do napisania :D


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro