§ 29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mama uparła się, aby zorganizować pojednawczo-pożegnalne przyjęcie. A w zasadzie to zwykłego grilla, ale takiego, na którym obecni będą wszyscy członkowie rodziny. Nie protestowałam, uznając, że to może być idealny moment, abyśmy przed naszym powrotem z Ksawerym do Warszawy w końcu w komplecie usiedli przy jednym stole i normalnie porozmawiali. Marlena chyba też doszła do takiego wniosku, bo zjawiła się z Olafem i Julką oraz uśmiechem na twarzy.

Nie od razu jednak znalazłyśmy okazję na dłuższą, poważną pogawędkę. Najpierw pomagałyśmy mamie porozkładać wszystko na stole na tarasie, podczas gdy panowie walczyli z rozpaleniem grilla. Później Julka zaciągnęła mnie do kopania piłki, przy czym jak zwykle obie świetnie się bawiłyśmy. A następnie zjawił się Filip.

Kiedy mama oznajmiła, że zaprosiła go za pośrednictwem Olafa, nie byłam pewna, czy to dobry pomysł. Oczywiście też należał do rodziny i nasze relacje z nim wymagały oczyszczenia, ale bałam się, że dla Marleny będzie to jednak za wcześnie. Dopiero co pogodziła się z mężem, ze mną jeszcze nie zdążyła porozmawiać. Moje obawy okazały się chyba jednak niepotrzebne, bo kiedy młodszy Sordel wszedł do ogródka, moja siostra kiwnęła mu na przywitanie i posłała lekki uśmiech, który on odwzajemnił. Wyglądało więc na to, że tolerowała jego towarzystwo, nawet jeśli wciąż czuła do niego jakiś żal.

– Serdecznie dziękuję za zaproszenie – zwrócił się Filip do mojej mamy. – Bardzo mi miło, że pani o mnie pomyślała.

W jego oczach dostrzegłam coś, co sugerowało, że naprawdę cieszył się z tej wizyty. I dopiero wtedy dotarło do mnie, jak bardzo musiał czuć się samotny przez te ostatnie kilka lat, nie mając właściwie żadnej rodziny. A przynajmniej nie takiej, z którą utrzymywałby kontakt. Miałam nadzieję, że teraz się to zmieni. Że na dobre odzyska nie tylko córkę, ale i brata.

– Ależ nie ma za co – zapewniła mama. – Rodzina musi się trzymać razem. Nawet jeśli czasami zdarzy się nam nawalić – dodała, kładąc mu ręce na ramionach jak odzyskanemu synowi. – A co tam u twojej córeczki? – szybko zmieniła temat, jakby nie chciała roztrząsać starych dziejów i skupić się na obecnych wydarzeniach. – Dobrze się czuje?

Oczywiście opowiedziałam rodzicom całą historię Filipa, Sabiny i Nadii. No dobrze, nie tak zupełnie całą, bo nie wspomniałam, że to dziewczynka postrzeliła Arka. Nie powiedziałam tego nawet Marlenie i Olafowi, tak więc poza trójką świadków tego zdarzenia wiedzieliśmy o tym tylko ja, Ksawery i Paweł. Zastanawiałam się, czy zdradzić tę tajemnicę mojemu patronowi, ale ostatecznie uznałam, że to i tak niczego nie zmieni. Nie potrzebowałam już reprymendy, aby się w to nie mieszać, a takową zapewne dostałabym od Dziurowicza. Tak więc nie było sensu go o tym informować.

Rodzice, a zwłaszcza mama, oczywiście przejęli się losem Nadii oraz Filipa i Sabiny. Mogłam się założyć, że często będzie dopytywać, co u nich słychać, a nawet zapraszać na spotkania. W końcu Kańtochówna była kuzynką jej wnuczki, więc na pewno będzie miała dla niej dużo serca.

– Dziękuję, Nadia czuje się nie najgorzej – odparł Filip z lekkim uśmiechem. – Nawet na tyle, że wręcz rozkazała mi tu przyjść, żebym nie ślęczał wiecznie przy jej łóżku, bo jest przekonana, że będziemy mieli jeszcze mnóstwo czasu, aby się bliżej poznać. Na przyszły tydzień mamy zaplanowany przeszczep.

Na tę wieść w duchu odetchnęłam z ulgą, bo to oznaczało, że poświęcenie ze strony Sabiny nie poszło na marne i jej córka ma realną szansę na powrót do zdrowia. Oczywiście wciąż było się o co martwić, bo nie wiadomo, jak dziewczynka zniesie przeszczep, ale póki co wszystko układało się pomyślnie. Oby pozostało tak do samego końca.

– Czyli rozumiem, brat, że się ze mną dzisiaj nie napijesz – do rozmowy włączył się Olaf, który właśnie podszedł do stołu po butelkę piwa.

– Nie tym razem – stwierdził Filip. – Bycie dawcą to nie przelewki i trzeba pogodzić się z czasową abstynencją – dodał lekkim tonem.

– Spoko, młody. Teraz musisz zadbać o córkę, ale po udanym przeszczepie opijemy wasze zdrowie i szczęście – odparł starszy Sordel, ale mimo to sięgnął po drugą butelkę. – Ksawery! – krzyknął w stronę stojącego przy grillu mojego chłopaka, unosząc piwo. – Przyszły szwagrze, wychodzi na to, że dzisiaj to ty musisz mnie wesprzeć w świętowaniu!

– Świętowaniu czego? – zainteresowała się mama.

Zerknęłam na Marlenę, która uśmiechnęła się pod nosem i pozwoliła mężowi czule się objąć. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych, więc też uśmiechnęłam się na ten widok, wiedząc, co to szczęście spowodowało. Mama natomiast zaczynała się już niecierpliwić, posyłając córce ponaglające spojrzenie.

– A więc... – zaczął Olaf, ale zawiesił głos, jakby specjalnie chciał zrobić na złość teściowej. – Będziemy mieli drugie dziecko!

Pożałowałam, że stałam tak blisko mamy, bo wydała taki okrzyk radości, że o mało co nie pękły mi bębenki w uszach. Zaraz potem rzuciła się na Marlenę i Olafa, aby ich serdecznie wyściskać i zapewnić, jaka to wspaniała wiadomość.

– Słyszysz, Sławek! – krzyknęła w stronę ojca. – Będziemy dziadkami!

– Joasiu, mu już jesteśmy dziadkami od sześciu lat. – Tata ostudził nieco jej entuzjazm, kiedy z Ksawerym podeszli do naszej grupki. – Co nie zmienia faktu, że cieszymy się z następnego wnuka – dodał w stronę córki i zięcia.

Przez kilka następnych minut wszyscy złożyliśmy gratulacje przyszłym rodzicom. Nawet Filip wykrzesał z siebie szczerą radość i odważnie rzucił uwagę o tym, iż ma nadzieję, że będzie mógł być obecny w życiu Julki i maluszka. Marlena nie dała mu na to zapewnienia, ale uśmiechnęła się przyjaźnie. Ja też liczyłam na to, że pozwoli swoim dzieciom mieć kontakt zarówno z wujkiem Filipem, jak i ciocią Anastazją.

– No ale ja myślę, że na tym powiększenie rodziny się nie skończy, co? – rzucił nagle tata, patrząc znacząco na mnie i Ksawerego.

Miałam ochotę przewrócić oczami, ale na szczęście się powstrzymałam. Za to mój chłopak przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie.

– Ja jestem jak najbardziej za – odparł, posyłając mi czułe spojrzenie.

Kątem oka zauważyłam, że ojciec wyszczerzył się jak głupi do sera.

– Ale to nie za prędko – dodałam szybko. – Najpierw aplikacja i ślub.

Na szczęście temat się urwał, bo mama zalała Marlenę serią pytań okołociążowych. Który to tydzień? Jak się czuje? Czy miewa poranne mdłości? Czy po skończonym urlopie ma zamiar wrócić do pracy, czy od razu iść na zwolnienie lekarskie? Panów ta dyskusja nie interesowała, więc tata i Ksawery wrócili do warty przy grillu, a Olaf z Filipem odeszli kawałek w głąb ogrodu, o czymś rozmawiając.

Ja natomiast podeszłam do Julki, która siedziała przy dziecięcym stoliku ustawionym w rogu tarasu i coś rysowała. Przyjrzałam się nieskończonemu jeszcze obrazkowi. Widniały na nim dwie dziewczęce postacie – jedna jasno-, a druga ciemnowłosa. Niedawno widziałam bardzo podobny rysunek, który zgodnie z prośbą autorki przekazałam siostrzenicy.

– To dla Nadii – oznajmiła Julka, kiedy zauważyła, że stanęłam obok. – Mama powiedziała, że nie mogę jej odwiedzić, bo jest bardzo chora, ale wujek Filip przekaże jej rysunek. Bo wiesz, wujek jest jej prawdziwym tatą. A skoro on jest bratem mojego taty, to znaczy, że Nadia jest moją kuzynką!

Nie miałam wątpliwości, że Julcia ucieszy się na wieść, że jej najlepsza koleżanka jest z nią spokrewniona. Nie spodziewałam się tylko, że rodzice postanowią tak szybko ją o tym poinformować. A może to wyszło od Filipa? Z tego, co słyszałam, Olaf zorganizował spotkanie, podczas którego jego brat i córka mieli okazję się poznać. Miałam nadzieję, że ich relacja ułoży się równie pomyślnie jak moja i Julki.

– No, a za niedługo nie będziemy tylko we dwie, ale we trzy! – dodała z jeszcze większym entuzjazmem, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć. – O ile będę miała siostrzyczkę. Na razie jeszcze nie wiadomo, czy to chłopczyk, czy dziewczynka, ale wolałabym dziewczynkę.

– A więc cieszysz się na rodzeństwo? – spytałam, chociaż gołym okiem było widać, że jest podekscytowana wizją niebycia jedynaczką.

– No pewnie! – zawołała z radością. – Wcześniej miałam tylko rodziców i dziadków, a teraz mam ciocię, dwóch wujków, kuzynkę i niedługo siostrę albo brata! Tak bardzo się cieszę, że w końcu cię poznałam! – dodała, rzucając mi się na szyję.

– Ja też, skarbie – odparłam, oddając uścisk.

Byłam wzruszona tym, jak cudowanie zareagowała na tak nagłe i niespodziewane poznanie kolejnych członków rodziny. Co prawda na początku naszej znajomości wspomniała, że chciałaby mieć więcej krewnych, ale nie spodziewałam się, że tak dobrze nas przyjmie. Mnie i Ksawerego zaakceptowała właściwie z marszu, wyglądało na to, że obecność Filipa też ją cieszyła. Szkoda było mi, i młodszemu Sordelowi zapewne też, tych kilku lat, które przegapiliśmy w życiu Julki, ale miałam nadzieję, że teraz już na stałe będziemy w nim obecni.

– Pomożesz mi napisać „tęsknię za tobą i życzę ci zdrowia"? – spytała mała, wskazując na rysunek. – Już nie mogę się doczekać, kiedy Nadia wyzdrowieje i będziemy mogły się zobaczyć.

– Oczywiście. – Posłałam jej promienny uśmiech.

Niedługo później obrazek i napis były gotowe. Julka pobiegła do Marleny pochwalić się swoim dziełem. Ja natomiast dostrzegłam stojącego nieopodal, wpatrującego się w komórkę Filipa. Postanowiłam skorzystać z okazji, że był sam, i zapytać o kilka kwestii.

– Jak trzyma się Sabina?

Chyba nie spodziewał się żadnego pytania, bo drgnął lekko na dźwięk mojego głosu. Zablokował jednak ekran smartfonu, włożył telefon do kieszeni spodni i skupił na mnie uwagę.

– Całkiem nieźle jak na okoliczności – odparł. – Szczęśliwie prokuratura nie wniosła o tymczasowe aresztowanie, więc praktycznie cały czas spędza z Nadią, póki jeszcze może. Podobno oskarżycielka to kobieta, która też jest matką i rozumie, jak trudna jest choroba dziecka. Sabina jest niezwykle wdzięczna, że pozwoliła jej pozostać na wolności i nacieszyć się córką, zanim zapadnie wyrok.

A więc Paweł miał rację – prokuratorka była naprawdę ugodowa. To trochę ukoiło mój wewnętrzny niepokój, aczkolwiek wciąż nie do końca pogodziłam się z tym, że ta sprawa nie będzie miała w pełni satysfakcjonującego mnie finału.

– Nie chcę zapeszać, ale myślę, że Sabina ma spore szanse na wyrok w zamieszeniu – powtórzyłam przypuszczenia Skibińskiego. – Jeśli jej obrońca się postara, a ty w zeznaniach zapewnisz sąd, że to był wypadek zakrawający o obronę konieczną, może wcale nie trafi za kratki.

W oczach Filipa natychmiast pojawiły się iskierki nadziei. Nie chciałam ich podsycać w obawie, że mogłabym się mylić i czekałoby go rozczarowanie, ale z drugiej strony czułam, że potrzebował właśnie takiego płomyka, który podniósłby go na duchu.

– Naprawdę jest na to szansa? – spytał z przejęciem.

– Obiecać niczego nie mogę, ale sądzę, że możemy sobie pozwolić na odrobinę optymizmu – odparłam. – Dużo jednak będzie zależeć od twoich zeznań. Jeśli chcesz, mogę je z tobą omówić. Do Warszawy wracamy dopiero pojutrze, więc możemy się jutro spotkać i to przegadać.

Tyle mogłam w obecnej sytuacji zaproponować i liczyłam na to, że Sordel przyjmie moją pomoc, bo to chociaż trochę uspokoiłoby moje sumienie.

– Anastazja, ja... – Spojrzał na mnie lekko udręczonym spojrzeniem i już bałam się, że jednak odmówi. – Nie wiem, jak ci dziękować. Tyle zrobiłaś dla mnie, dla Nadii, dla całej naszej trójki. Zaangażowałaś się tak mocno mimo tego wszystkiego, co nawyrabiałem i...

– To już przeszłość, nie wracajmy do tego – przerwałam mu, bo naprawdę nie chciałam tego teraz omawiać. Tym bardziej, że czekała mnie jeszcze rozmowa z siostrą, a wtedy już od tego nie ucieknę. – Teraz myśl o przyszłości. Masz jeszcze wiele do załatwienia, a ja z chęcią ci pomogę. W końcu do tego jest rodzina, nie?

Posłałam mu ciepły uśmiech, który dość niepewnie odwzajemnił. Czułam, że będziemy musieli na nowo przystosować się do funkcjonowania w gronie najbliższych nam ludzi. Nie ulegało jednak wątpliwości, że oboje bardzo tego pragnęliśmy.

– A co z ustaleniem ojcostwa? – spytałam, aby nie zrobiło się zbyt ckliwie. – Skontaktowałeś się z tą prawniczką, na którą dałam ci namiar?

– Tak, dzwoniłem do niej. Obiecała mi pomóc. Wyjaśniła też całą procedurę i okazało się, że to znacznie bardziej skomplikowane, niż się spodziewałem. Zaraz potem rozmawiałem z Sabiną, bez wahania zgodziła się złożyć pozew o zaprzeczenie ojcostwa Kańtocha. I dopiero kiedy sąd wyda wyrok, będę mógł złożyć swój pozew o ustalenie ojcostwa. Testy DNA powinny załatwić sprawę.

Skinęłam głową ze zrozumieniem, bo zgadzało się to z tym, co sama niedawno doczytałam. Droga do osiągniecia celu nie będzie szybka i łatwa, ale Filip był pełen determinacji i nie miałam wątpliwości, że zawalczy o córkę do samego końca.

– Cieszę się, że będziesz miał możliwość stania się ojcem w każdym tego słowa aspekcie – oznajmiłam w pełni szczerze.

– Ja również. – Uśmiechnął się szeroko. – Co prawda Nadia jeszcze nie mówi do mnie „tato" i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie to robić, ale naprawdę świetnie się dogadujemy. Uwielbiam ją i ona mnie chyba też. Nie zapewnię jej nigdy pełnej rodziny, na jaką zasługuje, bo nie zamierzam nawet próbować związać się z Sabiną, ale chcę być najlepszym ojcem, jakim potrafię. Może to będzie dla niej wystarczająco, może za mało. Jedno wiem jednak na pewno. Nie zrezygnuję z niej. Przetrwaliśmy jedną tragedię, drugi kryzys, mam nadzieję, zażegnamy już wkrótce. Potem powinno być chyba tylko z górki.

Naprawdę im tego życzyłam. Nadia już zbyt wiele wycierpiała, aby los dokładał jej więcej utrapień. Być może Filip będzie dla niej takim aniołem stróżem, który uchroni ją przed kolejnymi trudnościami.

– Nadia jest szczęściarą, mając takiego ojca – stwierdziłam, chcąc dodać mu wiary w siebie i swoje rodzicielskie możliwości.

Słysząc ten komplement, Sordel wyraźnie się zawstydził. I wyglądał przy tym niezwykle uroczo.

– Chyba trochę mnie przeceniasz, ale dzięki.

Nie zdążyłam dodać nic więcej, bo podbiegła do nas Julka ze swoim rysunkiem i skupiła na sobie całą uwagę Filipa, który ze szczerym zainteresowaniem słuchał jej opowieści. Nigdy nie przypuszczałam, że ten chłopak będzie miał podejście do dzieci, ale radził sobie wyśmienicie. Rola ojca i wujka chyba naprawdę była mu pisana.

Postanowiłam zostawić ich samych i rozejrzałam się dookoła, aby zorientować się, co porabia reszta rodziny. Tata, Olaf i Ksawery wciąż stali przy grillu i żywo o czymś dyskutowali, a mama właśnie wchodziła do domu, bo zapewne przypomniała sobie, że nie przyniosła czegoś z kuchni. Marlenę dostrzegłam na drugim końcu ogrodu. Bujała się na huśtawce, wystawiając twarz z przymkniętymi powiekami w stronę słońca.

Uznałam, że to ten moment. Nie mogłam już dłużej odkładać tej rozmowy. Dlatego też ruszyłam w stronę siostry.

– Pamiętam, jak biłyśmy się o tę huśtawkę, chociaż spokojnie mieszczą się na niej trzy osoby – zagadnęłam, pozwalając sobie przycupnąć na drugim końcu ławy. – Każda jednak chciała mieć ją dla siebie, żeby móc się na niej położyć.

Marlena otworzyła oczy i posłała mi lekki uśmiech.

– Tak, to były prawdziwe bitwy o przetrwanie – odparła ze śmiechem. – Uważałam, że jako starsza mam do niej większe prawo.

– I miałaś taką siłę przebicia, że zwykle musiałam dać za wygraną.

Uśmiechnęłam się na te wspomnienia, bo chociaż to były te momenty, kiedy nie pałałyśmy do siebie wielką siostrzaną miłością, to jednak zapadły mi w pamięć jako bardzo sentymentalne chwile. Zresztą znacznie częściej się wspierałyśmy, niż rywalizowałyśmy. Chociaż, z racji tego, że obie jesteśmy równie uparte, zdarzały nam się małe bójki. Ale to chyba normalne wśród rodzeństwa. Nie ma takiego, które chociaż raz by się nie posprzeczało.

– Chciałabym do tego wrócić – dodałam po chwili ciszy i spojrzałam Marlenie w oczy. – Do tych czasów, kiedy zdarzało się nam pokłócić, ale nie trwało to długo i ostatecznie znów stałyśmy za sobą murem.

Patrzałam na nią z nadzieją, że ona też tego chce. Niestety jej wyraz twarzy niczego nie zdradzał.

– Dobrze wiesz, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś – odparła z westchnieniem. – Zbyt dużo się zdarzyło, za bardzo obie się zmieniłyśmy. To, że chcę dać szansę tobie i Filipowi, nie znaczy, że ot tak zapomniałam o tym wszystkim, do czego się przyczyniliście. Aczkolwiek jestem skłonna spróbować się z tym ostatecznie pogodzić – dodała szybko, kiedy widziała, że chcę się wtrącić. – Rozmawiałam w końcu w pełni szczerze z Olafem. Od momentu jego wyjścia z więzienia nie chciałam nawet poruszać tego tematu, mimo że on niejednokrotnie próbował go podjąć. Ja jednak nie chciałam do tego wracać i starałam się udawać, że dla nas dwojga to się nigdy nie wydarzyło, jednocześnie podsycając w sobie złość na całą resztę świata. Głupota, wiem. Ale tak było mi łatwiej. A przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz wiem, że to był błąd. Gdybym wcześniej przegadała to z Olafem, może niektóre sprawy ułożyłyby się inaczej. W końcu dotarło jednak do mnie, że odpychając ciebie i Filipa, krzywdziłam nie tylko waszą dwójkę, ale także męża i córkę. A przede wszystkim samą siebie. Tak bardzo przesiąkłam tym gniewem, goryczą i ślepą wiarą we własne racje, że byłam bliska straty rodziny. Na własne życzenie.

– Olaf by cię nie zostawił – zapewniłam szybko. – Julka też by się od ciebie nie odwróciła.

– Być może nie, ale wszyscy dusilibyśmy się ze sobą nawzajem. Wiem, że Olaf mnie kocha i wybacza mi wiele rzeczy, choć nie powinien. Gdybym częściej go słuchała i pytała, czego on chce, może szybciej by do mnie dotarło, że moja wizja naszego wspólnego życia wcale nie jest taka, jak powinna. – Zamilkła na moment i spojrzała gdzieś w dal, jakby odpłynęła myślami. – Kiedy próbował mnie przekonywać, że to on zmusił cię do nieskładania zeznań, nie chciałam mu wierzyć, bo myślałam, że z jakiegoś powodu to ty zmanipulować jego. Od zawsze miałaś dużą siłę perswazji, a Olaf jest ugodowym człowiekiem, więc nie dopuszczałam do siebie myśli, że to on mógłby szantażować ciebie. Chociaż też nigdy nie przypuszczałam, że moja siostra pocałuje mojego narzeczonego – rzuciła gorzko.

– Co do tego...

– Teraz nie ma to znaczenia – przerwała mi. – Olaf powiedział mi, że oboje za dużo wypiliście i was poniosło, ale nie doszło do niczego więcej. Tym razem mu wierzę i nie chcę już tego roztrząsać.

Skinęłam głową, bo szczerze mówiąc, sama też nie miałam ochoty do tego wracać. Tym bardziej, że to było tak dawno i w tej chwili rzeczywiście nie miało na nic wpływu. Nigdy nie czułam niczego do Olafa, on do mnie też nie, i to się nie zmieni.

– W każdym razie zmierzam do tego – kontynuowała Marlena – że przez długi czas nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo idealizowałam Olafa. Najpierw był dla mnie cudownym, troskliwym chłopakiem i narzeczonym, potem niewinnym człowiekiem skazanym za przestępstwo, którego nie popełnił, a teraz wspaniałym, czułym mężem i ojcem. Wierzyłam w jego nieskazitelność, bo to pozwalało mi przetrwać te pięć lat oczekiwania na niego. Dopiero podczas tej naszej ostatniej poważnej rozmowy dotarło do mnie, że moje wyobrażenie o nim nie jest do końca prawdziwe. Oczywiście wciąż go kocham jak szalona, ale pogodziłam się z myślą, że też popełnił kilka błędów. Podobnie zresztą jak ja. I to również pomogło mi zrozumieć, że idealizując jego, demonizowałam ciebie, przypisując ci całą winę za jego odsiadkę.

– Nigdy się tej winy nie wypierałam – wtrąciłam, czując, że muszę to podkreślić.

– Wiem – odparła z nieco gorzkim uśmiechem. – Ale musisz przyznać, że też nie bardzo starałaś się wyjaśnić i naprawić sytuacji. Fakt, ja wcale ci tego nie ułatwiałam. Chociaż podświadomie chyba liczyłam na to, że będziesz walczyć o nas, o kontakt z Julką. A tymczasem uciekłaś do Warszawy i przez długi czas nie podejmowałaś żadnych prób kontaktu.

Nie mogłam odmówić jej racji. Rzeczywiście unikałam konfrontacji, wychodząc z założenia, że nie ma sensu się dobijać i prosić o przebaczenie kogoś, kto nawet nie był skłonny mnie wysłuchać. Wyglądało jednak na to, że może poddałam się zbyt łatwo i gdybym od początku naciskała, w tej chwili nasze relacje wyglądałby zupełnie inaczej.

– Chciałam ci dać trochę czasu na ochłonięcie – wyjaśniłam. – Obiecałam sobie, że odezwę się, jak urodzisz, licząc na to, że dziecko trochę zmieni twoją perspektywę. Trzy dni zbierałam się, żeby zadzwonić z gratulacjami. Kiedy nie odebrałaś, nie byłam pewna, czy czuję rozczarowanie, czy ulgę. Nagrałam ci chyba wtedy jakąś nieskładną wiadomość głosową. Nawet nie wiem, czy ją odsłuchałaś.

– Odsłuchałam – odparła. – Ale nie od razu. W pierwszym odruchu miałam ochotę ją usunąć. Przeszkodził mi w tym jednak płacz Julki i o niej zapomniałam. Włączyłam ją przypadkowo po kilku dniach. Na dźwięk twojego głosu coś we mnie drgnęło i przez moment nawet chciałam oddzwonić, ale szybko znów ogarnął mnie gniew, kiedy przypomniałam sobie, że w łóżeczku obok śpi dziecko, które zostało pozbawione obecności ojca.

Nie miałam zamiaru winić jej za takie podejście. Była świeżo upieczoną, ale rozgoryczoną matką. Nie mogłam wykluczyć, że na jej miejscu postąpiłabym tak samo.

– A ja uznałam, że skoro nie oddzwoniłaś, to potrzebujesz jeszcze więcej czasu. Tyle że z jego biegiem mnie coraz trudniej było podnieść słuchawkę. Tym bardziej, że rzuciłam się w wir studiów i pomału nauczyłam się żyć w innym świecie. Dopiero w zeszłym roku uświadomiłam sobie, że to nie może już dłużej trwać i jeśli chociaż nie podejmę próby pogodzenia się, to będę tego żałować do końca życia.

Nie miałam zamiaru wspominać, co tak naprawdę skłoniło mnie, aby wreszcie wyjaśnić sobie wszelkie nieporozumienia z siostrą. Nikt z mojej rodziny nie wiedział o porwaniu i wolałam, aby na razie tak zostało. W końcu nic poważnego mi się wtedy nie stało, a w tej chwili nie chciałam wyjść na ofiarę, której należy żałować. Zwłaszcza że w każde bagno, w jakim kiedykolwiek wylądowałam, wpakowałam się sama. A ta rozmowa nie miała dotyczyć mnie.

– Cóż, ja też mogłam wyciągnąć rękę na zgodę – stwierdziła niespodziewanie Marlena. – Szczególnie po powrocie Olafa. Naciskał mnie, razem z mamą, żebym zaprosiła cię na nasz ślub, ale byłam zbyt dumna, aby na to przystać. I przez kolejne dwa lata uparcie chowałam urazę. Przykro mi, że nie przyjęłam twoich przeprosin, kiedy byłaś gotowa je wyrazić. – Posłała mi blady, ale ciepły uśmiech.

– A mnie przykro, że musiałaś przejść przez to wszystko – odparłam szczerze. – Co nie zmienia faktu, że nie powinnaś obwiniać mnie o całe zło, bo Filip i Olaf przyczynili się do tego w równym stopniu jak ja. – Spojrzałam na nią uważnie, aby wiedziała, że nie mówię tego z żalem, ale chcę przestawić także mój punkt widzenia. – Rozumiem, że było ci ciężko, nie odbieram ci bólu, który musiałaś znieść. Ale mogłoby być ci znacznie lżej, gdybyś chciała przyjąć moje przeprosiny i pomoc.

Naprawdę sądziłam, że gdyby tylko dała mi na to szansę, wspierałabym ją w tym trudnym dla niej okresie. Co prawda miała oparcie w naszych rodzicach, ale odnosiłam wrażenie, że żywiła pretensje do losu, iż została sama z dzieckiem i narzeczonym za kratkami. Nie odmawiałam jej prawa do poczucia niesprawiedliwości, ale trzeba było przyznać, że sama sobie też niczego nie ułatwiała.

– Może tak, może nie – stwierdziła. – Nie ma już co gdybać, czasu nie cofniemy. Możemy tylko spróbować pogodzić się z tym, czego zmienić nie możemy, i postarać się zmienić to, na co wciąż mamy wpływ. A ja jestem gotowa odsunąć na bok swój żal i dać tobie oraz Filipowi drugą szansę. Wszyscy jesteśmy starsi, mądrzejsi, dojrzalsi. Czas najwyższy schować dumę do kieszeni i zapewnić szczęście mojej rodzinie. Moje dzieci na to zasługują.

Oczy Marleny wypełniły się łzami, moje też stały się wilgotne. Czekałam na ten moment siedem długich lat. Siedem lat poczucia winy, żalu i wściekłości w stosunku do samej siebie, tęsknoty za siostrą oraz przeświadczenia, że już nigdy nie będę częścią jej życia. Od jakiegoś czasu zaczynałam tracić nadzieję, że kiedykolwiek usiądziemy obok siebie i spokojnie porozmawiamy, więc cała ta właśnie rozgrywająca się scena była dla mnie w pewny stopniu surrealistyczna. Tak bardzo pragnęłam przebaczenia ze strony Marleny, a teraz nie mogłam uwierzyć, że właśnie je dostałam. Tak jakby to był tylko cudowny sen, z którego zaraz się wybudzę.

– Tak bardzo cię przepraszam – powiedziałam, bo czułam, że te słowa muszą teraz paść, aby wszystko było naprawdę w porządku. – Za to, że nie pomogłam Olafowi, i za to, że nie walczyłam o ciebie i Julkę. Żałuję tych wszystkich zmarnowanych szans i...

Wzruszenie wzięło nade mną górę, nie byłam w stanie nic więcej z siebie wydusić. Ale czy jakiekolwiek słowa mogły oddać to, jak okropnie się w tym wszystkim czułam? Jak bardzo było mi źle ze świadomością popełnienia tylu błędów, których nigdy nie będę w stanie w pełni wymazać? Przebaczenie Marleny ukoi nieco moje sumienie, ale wiedziałam, że już zawsze te wyrzuty wobec samej siebie we mnie pozostaną.

Płynące z oczu łzy zupełnie zamazały mi obraz. Nie byłam beksą, ale czułam, że tym razem muszę właśnie w taki sposób dać upust emocjom. Potrzebowałam oczyszczenia.

Niespodziewanie siostra objęła mnie ramieniem i przyciągnęła do siebie. Wtuliłam się w nią, tak jak wtedy, kiedy byłyśmy małe. I dopiero teraz, trzymając się jej kurczowo, dotarło do mnie, jak bardzo mi tego brakowało, jak mocno za nią tęskniłam.

– No już, cicho, wszystko będzie dobrze – szepnęła, głaszcząc mnie po włosach jak kiedyś, gdy starała się mnie pocieszyć. – Nie becz tak, bo jeszcze pomyślą, że też jesteś w ciąży i poniosły cię hormony – dodała ze śmiechem, na co ja też lekko zachichotałam.

To była właśnie ta Marlena, za którą tak bardzo tęskniłam. Słowa otuchy przeplatała z zabawną, rozluźniającą sytuację uwagą. A dokładnie tego teraz potrzebowałam. Żeby przytuliła mnie z całych sił i powiedziała, że wszystko jeszcze da się naprawić.

– Spójrz na mnie – poprosiła po chwili, kiedy już się nieco uspokoiłam i opanowałam łzy. – Wybaczam ci, okej? – oznajmiła z pełną powagą, patrząc mi w oczy i trzymając mnie za rękę. – Obie w pewnym stopniu nawaliłyśmy. Ale to już przeszłość i nie chcę więcej do niej wracać, nie chcę więcej twoich przeprosin. Zamknijmy ten rozdział na dobre i otwórzmy nowy.

Pokiwałam głową na zgodę, bo wciąż nie umiałam na tyle zebrać myśli, żeby coś powiedzieć. Marlena uśmiechnęła się, ale dostrzegłam, że po policzku też spłynęło jej kilka łez.

– No chodź tu, Nasti – zwróciła się do mnie ksywką z dzieciństwa, rozkładając ramiona. – Chociaż chyba teraz powinnam mówić Pestka – dodała, kiedy już ściskałyśmy się mocno.

– Ale to nie pasuje do Marli – odparłam. – Dla ciebie już zawsze zostanę Nasti.

Tak, znów byłyśmy Marli i Nasti, najlepsze siostry na świecie. Trochę czasu zajęło nam dotarcie do tego miejsca, zmarnowałyśmy kilka lat na wzajemne boczenie się, ale w końcu nadszedł moment pojednania. I miałam szczerą nadzieję, że kolejny nigdy nie będzie nam potrzebny.

– A skąd w ogóle ta Pestka się wzięła, co? – spytała, kiedy już się od siebie nieco odsunęłyśmy.

– Och, to zwykła pomyłka mojego patrona, która na moje nieszczęście się przyjęła – odparłam ze śmiechem. – Chociaż Ksawery twierdzi, że niezwykle do mnie pasuje. Często mówi, że jestem twarda jak pestka.

– I ma rację – skwitowała moja siostra. – Przykro mi, że twój narzeczony poznał mnie z nie najlepszej strony. Zwłaszcza że wtedy w sądzie potraktował mnie bardzo uprzejmie i opiekuńczo. Zdaje się, że to naprawdę świetny facet – dodała ze szczerym uśmiechem.

– Cudowny – potwierdziłam, odwzajemniając gest. – Nie mogłam trafić lepiej.

I naprawdę tak uważałam. Był najlepszym, co mnie spotkało. Czułam, że bez niego wiele rzeczy przychodziłoby mi znacznie trudniej. To on i jego wiara we mnie dawały mi motywację do pokonywania kolejnych barier.

– W takim razie mocno się go trzymaj – poleciła, spoglądając w stronę, gdzie Olaf, Filip i Ksawery kopali między sobą piłkę.

– Trzymam i nie zamierzam puszczać.

Jeszcze przez jakiś czas przyglądałyśmy się chłopakom i prowadziłyśmy luźną rozmowę o mojej pracy, Julce, ciąży Marleny. To było takie niezwykłe uczucie móc po prostu, zupełnie niezobowiązująco pogadać z siostrą. Cholernie mi tego brakowało. I Marli chyba też. Liczyłam na to, że od teraz regularnie będziemy rozmawiać i się widywać. Nie będzie to łatwe po moim powrocie do Warszawy, ale przecież są telefony i Internet. Poza tym obiecałam sobie, że będę odwiedzać Piasek tak często, jak tylko będzie to możliwe.

Nie uszło mojej uwadze, że krzątająca się przy stole mama, zerkała na nas co chwilę ze wzruszeniem w oczach. Dla niej to też musiała być wielka ulga, że jej córki w końcu doszły do porozumienia. Kochała nas obie i przez te lata musiała czuć się niezwykle rozdarta. Tata pewnie też. Ale to na szczęście odeszło w zapomnienie. Teraz mogli mieć nas obie przy sobie w jednym czasie.

Nagle usłyszałam wołanie Julki, która koniecznie chciała mi coś pokazać. W tym celu jednak musiałam przejść na drugą stronę ogrodu. Nie chciałam przerywać rozmowy z siostra, ale jej córce też należała się moja uwaga.

– Idź, bo za chwilę mała podniesie taki alarm, że sąsiedzi przyjdą ze skargą – stwierdziła Marlena ze śmiechem, więc podniosłam się z huśtawki i ruszyłam w stronę siostrzenicy. Zdążyłam zrobić kilka kroków, kiedy siostra jeszcze mnie zatrzymała, – Nastka?

– Tak? – Obróciłam się w jej kierunku.

– O co chodzi z „nie chcę go z powrotem"? – spytała, a ja zrobiłam zakłopotaną minę, bo w pierwszej chwili nie zrozumiałam, co ma na myśli. – Julka twierdzi, że często mówicie to sobie z Ksawerym. Zapytała mnie, co to oznacza, ale nie miałam pojęcia.

Uśmiechnęłam się czule, zdając sobie sprawę, że ten nasz kod nie był zrozumiały dla osób postronnych. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, bo zwykle używaliśmy tego wyznania tylko wtedy, gdy byliśmy sami. To było coś naszego, intymnego. Najwidoczniej jednak Julka musiała jakoś to podsłuchać.

– Serce – odparłam, co z kolei skonsternowało nieco Marlenę. – Chodzi o serce. Masz je całe i nie chcę go z powrotem. To właśnie powiedział mi Ksawery, zanim byłam gotowa usłyszeć „kocham cię". I od tamtego momentu to nasz sposób na wyznanie miłości.

To wyjaśnienie chyba rozczuliło moją siostrę, bo znów w kącikach oczu zebrały się jej łzy. A może to wina ciążowych hormonów? Tak czy inaczej, była po prostu wzruszona.

– To bardzo piękne wyznanie – stwierdziła z uśmiechem.

– Wiem. – Odwzajemniłam gest i na sekundę zerknęłam w stronę Ksawerego. Akurat też przeniósł na mnie wzrok, więc posłaliśmy sobie czułe spojrzenia. – I dlatego – znów skupiłam się na siostrze – nigdy nie waham się odpowiedzieć „ja mojego też nie".

– Jesteś szczęśliwa – bardziej stwierdziła, niż spytała. – I kochana.

– Jestem – potwierdziłam. – I ty też.

Skinęła głową, co tylko przekonało mnie, że warto było czekać na ten moment. Tak, teraz mogłam powiedzieć, że w końcu jestem w pełni szczęśliwa. I to było wspaniałe uczucie.  

************************************
Hej :) W końcu rozdział, na który zapewne czekaliście, mam nadzieję, że rozmowa sióstr była dla Was satysfakcjonująca. Oczywiście nie wszystko jest jeszcze idealnie, ale na to potrzeba czasu ;) Został ostatni rozdział i ostatnia kwestia "do załatwienia", więc zapraszam Was za tydzień na zakończenie tej części przygód Pestki i Ksawerego :D

Dziękuję za komentarze i gwiazdki. Do napisania ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro