§ 4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Jadę do Piasku – oznajmiłam rzeczowo zaraz po przekroczeniu progu CRSB.

Ksawery oderwał wzrok od monitora, obrócił się na krześle w moją stronę i spojrzał na mnie z uniesioną brwią. Gdyby nie powaga sytuacji, pewnie rzuciłabym jakąś zalotną uwagę, bo w tej pozycji wyglądał naprawdę seksownie. Wiedziałam jednak, do czego by to doprowadziło, a nie mogłam sobie teraz na to pozwolić. Najpierw rozmowa, potem ewentualne czułości.

– A skąd ta nagła decyzja? – spytał ze szczerym zaciekawieniem. – Po wczorajszej rozmowie z ojcem wciąż miałaś wątpliwości.

Rzeczywiście po tym, jak opuściłam gabinet patrona, zadzwoniłam do Dziury, aby zdać mu relację z tego spotkania. Powiedziałam wtedy, że niewiele mi ono pomogło. Teraz jednak sytuacja wyglądała zgoła inaczej.

– Powiedzmy, że Zośka i jej zapędy w dzierganiu maskotek dla małych Dziurków dały mi pewien impuls – odparłam z pełną powagą, na co Ksawery spojrzał na mnie, jakbym była niespełna rozumu.

No cóż. Gdybym usłyszała coś podobnego od niego, pewnie zareagowałabym tak samo.

– Chyba nie chcę wiedzieć, co to właściwie znaczy – stwierdził, kręcąc głową z rezygnacją.

Mój facet przywykł już do tego, że moja współlokatorka miewa czasami dziwne pomysły, i zwykle ich nie komentował, tylko przyjmował jako coś oczywistego. Tym razem chyba jednak warto było go uprzedzić, co się świeci.

– No nie wiem, czy tak nie chcesz, bo za niedługo możemy skończyć z górą zrobionych na drutach zabawek dla naszych przyszłych dzieci i wtedy już na pewno nie pomieścimy się w twoim mieszkaniu – wyjaśniłam, wyciągając z torebki żyrafę, którą miałam zamiar przekazać Oli.

Ksawery spojrzał na maskotkę z zaciekawioną, ale równocześnie skonsternowaną miną.

– Okej – odparł, przeciągając to jedno, krótkie słowo. – Nic z tego nie rozumiem, ale skoro twierdzisz, że ta urocza przytulanka pomogła ci podjąć ważną życiową decyzję, to zapewne tak właśnie było – dodał z kamiennym wyrazem twarzy, chociaż czułam, że miał ochotę posłać mi swój kpiarski uśmieszek.

– Właściwie to nie ta, tylko inna – odparłam, po czym zdałam sobie sprawę, że to zupełnie bez znaczenia. – Ale wracając do sedna, biorę tę sprawę i jadę do domu. Mam pociąg pojutrze rano – dodałam, podchodząc do biurka i opierając się biodrami o jego krawędź.

Ksawery obrócił fotel w stronę komputera tak, aby mógł mnie znów widzieć. Założył ręce na piersi i zerknął na wydzierganą żyrafę, którą posadziłam na blacie biurka. Potem przeniósł wzrok na mnie i już wiedziałam, że żarty się skończyły.

– Miło, że mnie o tym informujesz, ale wolałbym, aby zapytała, czy nie pojadę z tobą – oznajmił, patrząc na mnie przenikliwie.

Podobało mi się to, że mój chłopak nie bał się mówić wprost o tym, co nie do końca odpowiadało mu w naszym związku. Takie sytuacje nie zdarzały się zbyt często, ale jeśli już, to zawsze informował mnie o tym stanowczo, aczkolwiek spokojnie. Dzięki temu dawał mi przestrzeń na przemyślenie mojego postępowania. I zwykle ostatecznie przyznawałam mu rację. To on był tą osobą, która zawsze dążyła do otwartej rozmowy i wyjaśnienia ewentualnych zgrzytów. Mnie zdarzało się zachowywać pewne sprawy dla siebie. Albo podejmować decyzje bez konsultacji z nim. Tak naprawdę wciąż uczyłam się, jak być w związku, w którym mogę w pełni polegać na tej drugiej osobie. Ksaweremu przychodziło to ze zdecydowanie większą łatwością.

– Mówiłeś, że masz teraz sporo pracy – odparłam na swoją obronę, chociaż to właściwie była tylko wymówka. – Uznałam więc, że wyjazd nie będzie ci na rękę.

– Owszem – potwierdził. – Mam dość dużo zleceń, ale większość z nich mogę wykonać zdalnie. Nie ma więc przeszkód, abym pojechał z tobą – dodał, na co skinęłam zdawkowo głową.

Wiedziałam, że powinnam się ucieszyć i być wdzięczna, że Dziura chce mnie wspierać w tej dość niekomfortowej dla mnie sytuacji. Bałam się jednak, że jego obecność paradoksalnie może mi tylko wszystko utrudnić. Przedstawienie rodzicom swojego partnera, o którym wcześniej nawet nie słyszeli, to dodatkowy stres, którego nie potrzebowałam. Wiedziałam jednak, że sama nawarzyłam sobie piwa, nie dając im szansy poznać się wcześniej. A im dłużej będę to odwlekać, tym gorzej.

– Chodzi o twoich rodziców? – zapytał, kiedy nie odezwałam się przez dłuższą chwilę.

Westchnęłam ciężko, bo oczywiście bez problemu trafił w sedno. Czasami przerażało mnie to, jak dobrze potrafił dostrzegać, co mnie trapi.

– Po prostu nie wiem, czy to dobry moment, aby was sobie przedstawiać – przyznałam, unikając wzroku Ksawerego.

– A jaki będzie dobry? Kiedy pojedziemy do nich z zaproszeniem na ślub?

Na wzmiankę o ślubie szybko poderwałam głowę. Nie byłam pewna, czy to jakaś aluzja, czy tylko takie gadanie. Do tej pory nie rozmawialiśmy jeszcze poważnie o małżeństwie, więc nie wiedziałam, jak to zinterpretować. I wyraz twarzy Ksawerego mi w tym nie pomógł, bo pozostawał dość surowy. Nie umknęło mi jednak, że w jego oczach wciąż mogłam dostrzec tę samą nutkę czułości co zawsze.

– Pestka, ja nie chcę na tobie niczego wymuszać – zapewnił, wstając i stając przede mną. – Uważam jednak, że to najwyższy czas, aby twoi rodzice mieli szansę poznać mężczyznę, który chciałby spędzić resztę życia z ich córką – dodał, chwytając mnie za dłonie, a moje serce zabiło szybciej, słysząc to wyznanie. – Wiem, że może okoliczności nie są zbyt fortunne, jeśli spojrzeć na to, w jakim celu wybieramy się do Piasku, ale właśnie dlatego chcę być przy tobie, aby wspierać cię w tych zapewne trudnych chwilach. Chcę być twoim oparciem zarówno przy sprawie karnej, jak i w kwestii odnowienia relacji z Marleną. Mam nadzieję, że mi na to pozwolisz. Pamiętaj, że nie musisz być z tym sama.

Wbrew sobie poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy wzruszenia. Nigdy nie byłam płaczliwa, ale niektóre wyznania mojego chłopaka naprawdę poruszały moje czułe strony. Nieraz udowadniał, jak bardzo mu na mnie zależy, ale jakoś wciąż nie mogłam pozbyć się rozczulenia, jakie wywoływały jego słowa, kiedy zapewniał, że jest gotów być przy mnie nawet w najgorszych momentach. Żałowałam, że mnie tego typu deklaracje nie przychodziły z taką łatwością.

– Wiesz, że jesteś cudowny, prawda? – szepnęłam, kładąc dłonie na jego szorstkich policzkach.

– No, coś mi się tam obiło o uszy – odparł z uśmiechem, po czym pozwolił mi się pocałować.

To był jeden z tych czułych pocałunków pełnych wdzięczności, które wcale nie miały na celu prowadzić do czegoś więcej. Chciałam tylko pokazać Ksaweremu, jak bardzo doceniam jego obecność, chociaż tak rzadko mu to okazuję. Uczucia nigdy nie były moją mocną stroną. Nauczyłam się je chować przed światem i dlatego miałam teraz problem z odpowiednim ich okazywaniem. Chciałam się jednak tego nauczyć, bo mój chłopak zdecydowanie na to zasługiwał. Był najlepszym, co mnie spotkało.

– Nie chcę go z powrotem – powiedziałam, aby nie miał wątpliwości, co do moich uczuć.

– To dobrze, bo nie mam zamiaru go oddawać – odparł, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. – Ale wracając do głównego wątku...

– Chcę, żebyś ze mną pojechał – przerwałam mu stanowczo. – Naprawdę. Tylko trochę się boję – dodałam, przygryzając nerwowo dolną wargę.

– Czego? – spytał łagodnie, chociaż doskonale znał odpowiedź na to pytanie.

Wiedziałam jednak, że w ten sposób chciał mnie nauczyć, abym mówiła o moich potrzebach czy lękach głośno i wprost. Abym nie bała się dzielić z nim tym, co mnie trapi. Przez lata przywykłam do duszenia wszystkiego w sobie. Teraz miałam kogoś, komu mogłam zwierzyć się z każdej troski, tylko nie zawsze potrafiłam się na to zdobyć.

– Chyba wszystkiego – przyznałam, miętosząc w palcach kołnierzyk jego koszuli. – Spotkania z Marleną, jej reakcji na to, że mam zamiar bronić Filipa, sprawy, której mogę nie podołać, tego, że zamiast coś naprawić, wszystko tylko jeszcze bardziej spieprzę.

Nie bez powodu starałam się być taką profesjonalistką w pracy. Tak naprawdę to była jedyna część mojego życia, w której udało mi się nic nie zniszczyć. No dobrze, teraz do tego grona mogłam zaliczyć także Ksawerego, chociaż nie wiem, jakim cudem przez ten miniony rok udało mi się nie zrobić żadnego głupstwa, po którym bez skrupułów mógłby mnie zostawić. Jeśli jednak chodziło o pozostałe relacje międzyludzkie, to zdecydowanie byłam na straconej pozycji. Do niedawana tak naprawdę bycie prawnikiem było jedyną moją mocną stroną. Nie chciałam więc tracić i tego, a czułam, że sprawa Filipa, jeśli źle ją rozegram, mogłaby pociągnąć mnie na dno.

– Niczego nie spieprzysz – przekonywał mnie Ksawery. – Nie pozwolę ci na to. Poza tym wiem, że dasz z siebie wszystko. Zarówno w kwestii pogodzenia się z siostrą, jak i procesu. Musisz jednak pamiętać, że nie wszystko zależy od ciebie. Czasami trzeba po prostu pogodzić się z tym, czego nie możemy zmienić.

Uśmiechnęłam się ciepło, bo chociaż były to dość banalne słowa, wypowiedziane przez mojego chłopaka nabierały jakiegoś głębszego znaczenia. Wciąż byłam zdumiona tym, że zawsze wiedział, co powiedzieć, aby nie przytłoczyły mnie moje wątpliwości. Czasami nawet odnosiłam wrażenie, że znał mnie lepiej niż ja sama.

– Wiem, ale naprawdę chciałabym, żeby w końcu wszystko się ułożyło – odparłam z westchnieniem. – Jestem już wystarczająco zmęczona wyrzutami sumienia i próbami zadośćuczynienia swoich win.

Chociaż musiałam przyznać, że przez wiele lat nic nie robiłam w kierunku polepszenia mojej relacji z siostrą. Początkowo czułam, że obie potrzebowałyśmy ochłonąć, nabrać dystansu do całej sytuacji. Z biegiem czasu jednak coraz trudniej było mi wyciągnąć rękę na zgodę. Zwłaszcza że Marlena jednoznacznie dawała mi do zrozumienia, że nie zamierza mi wybaczać. Wiem, że mama próbowała interweniować, ale to też nic nie dało. Dlatego ja przez sześć lat zgadzałam się pokornie na to, aby być tą, która była wszystkiemu winna. W tamtym roku coś jednak we mnie pękło. Kiedy zostałam porwana, dotarło do mnie, że życie jest zbyt krótkie, aby chować urazy. Chciałam więc jakoś to naprawić. Ale siostra zupełnie nie dała mi na to szansy. Każda moja próba podjęcia rozmowy kończyła się fiaskiem. Nie chciałam się poddawać, ale naprawdę zaczynało mi już brakować sił, aby walczyć o odbudowanie naszej reakcji. Sama nie byłam w stanie wiele zdziałać. Jeśli Marlena nie zrobi kroku w moją stronę, nic się nie zmieni. A teraz prawdopodobnie dawałam jej powód, aby oddaliła się ode mnie jeszcze bardziej.

Wiedziałam, że moje zaangażowanie w sprawę Filipa, zapewne obudzi w niej jeszcze większą nienawiść w stosunku do mnie. Ale może właśnie o to chodziło, może tego potrzebowałyśmy. Może kiedy przeleje się czara goryczy, w Marlenie też coś pęknie. To był desperacki krok, ale nic innego mi nie pozostało.

– Nie mogę ci obiecać, że wszystko będzie dobrze – stwierdził Ksawery, głaszcząc mój policzek. – Ale chcę być przy tobie bez względu na to, co się stanie.

W odpowiedzi przytuliłam się do niego mocno. Poczułam, że położył mi ręce na plecach i zaczął delikatnie je gładzić, a po chwili pocałował mnie też czule w czubek głowy. Właściwie rzadko ograniczaliśmy się do takich prostych gestów, ale właśnie tego teraz potrzebowałam. To one świadczyły o prawdziwym uczuciu. O wsparciu, jakie mieliśmy w sobie nawzajem. O tym, jak bardzo nam na sobie zależało.

– A więc postanowione? – spytał po chwili ciszy. – Jedziemy do Piasku? – dodał, odsuwając mnie nieco od siebie, aby mógł spojrzeć mi w oczy.

– Tak – potwierdziłam z lekkim uśmiechem. – Jedziemy do Piasku. Chyba faktycznie najwyższy na to czas.

W głębi duszy wiedziałam, że tak właśnie było. Zbyt długo zwlekałam z powrotem w rodzinne strony, zbyt długo chowałam głowę w piasek i pozwalałam, aby moje obecne życie nie miało nic wspólnego z tym dawnym. Ksawery miał jednak rację – musiałam w końcu zmierzyć się z tym, co mnie przerażało. I być przygotowaną na ewentualną porażkę. Jednak z nim u boku na pewno o wiele łatwiej będzie mi ją znieść.

Mój chłopak chyba nadal dostrzegał moje wahanie, bo złożył na moich ustach czuły pocałunek, aby dodać mi otuchy. I może też na chwilę oderwać myśli od tego, co mnie dręczyło.

– Dobra, muszę w końcu zabrać się do roboty – stwierdziłam, kiedy krótki całus zaczął ewaluować w coś znacznie bardziej porywczego. – Mam spotkać się z twoim ojcem, żeby omówić szczegóły sprawy i wyjazdu. A chciałam jeszcze pogadać z Olką i dać jej to – dodałam, sięgając po żyrafę, która nadal leżała na blacie biurka. – Przyda się jej to zdecydowanie bardziej niż nam.

– W takim razie, daj znać, jak już pogadasz z tatą, to ustalimy plan wyjazdu. – Ksawery odsunął się ode mnie, aby zrobić mi przejście.

– Jasne – odparłam, wspinając się na palce, żeby pocałować go w policzek. – Przyjdę po pracy i możemy jechać do ciebie – dodałam, uśmiechając się zalotnie.

– Już nie mogę się doczekać. – Również się uśmiechnął.

Nie zwlekając już, ruszyłam w stronę wyjścia z CRSB. Wiedziałam, że jeśli zostanę chociaż chwilę dłużej, znów może nas odrobinę ponieść. Sięgałam do klamki, kiedy zatrzymał mnie głos Ksawerego

– Pestka?

– Tak? – Obróciłam się w jego stronę.

– Zośka naprawdę ochrzciła nasze dzieci małymi Dziurkami? – spytał, posyłając mi kpiarski uśmieszek, a ja tylko przewróciłam oczami.

– Tylko nie mów, że masz zamiar używać tego określenia. – Spojrzałam na niego powątpiewająco.

– Oczywiście, że mam taki zamiar – odparł, uśmiechając się szelmowsko. – A jak mama się o nim dowie to...

– Nawet nie chcę o tym słyszeć! – zawołałam, po czym otworzyłam drzwi i, machając na pożegnanie, wyszłam na korytarz. Mimo wszystko nie mogłam nie uśmiechnąć się pod nosem. Właściwie było to całkiem urocze.

Zanim zdążyłam przejść te kilka metrów do drzwi prowadzących do kancelarii, usłyszałam dźwięk zatrzymującej się windy. Drzwi rozsunęły się, a z środka wyszła znajoma mi postać, której się tutaj nie spodziewałam.

– Cześć, Ana! – zawołała jak zwykle uśmiechnięta od ucha do ucha Kalina i podbiegła w moją stronę, aby mnie mocno wyściskać.

– Cześć, co tutaj robisz? – spytałam, oddając uścisk.

– Eh, tata znowu zapomniał zabrać z domu jakichś papierów – odparła z westchnieniem, wskazując na wystającą z torebki teczkę. – Chyba muszę mu kupić na urodziny suplement diety na poprawę pamięci, bo staruszek już się naprawdę zaczyna gubić.

Osobiście nie zauważyłam, aby mój patron miał jakieś problemy z pamięcią. Ale też nie spędzałam z nim na tyle dużo czasu, aby jednoznacznie wykluczyć taką ewentualność. Trzeba jednak mieć na uwadze, że Kalina lubiła czasami wyolbrzymiać, więc mogło być tak i tym razem. Mimo to dobrze, że martwiła się o ojca. Taka dbająca o siebie rodzina to skarb.

– A ty co? – zagadnęła. – Nie ma jeszcze nawet południa, a ty już zatęskniłaś za moim braciszkiem? – zapytała z kpiarskim uśmieszkiem, kiwając głową w stronę CRSB. – Wy w ogóle pracujecie czy tylko obściskujecie się po kątach?

Słysząc tę uwagę, tylko przewróciłam oczami. Niby już przywykłam do tego, że nasi bliscy lubili żartować sobie z tego, że praca ściana w ścianę powodowała, iż bardziej skupialiśmy się na sobie niż na tejże pracy, ale wciąż mnie to odrobinę irytowało. Bo nie było w tym ani grama prawdy. No dobra. Czasami zdarzało nam się urządzać trochę prywaty, ale to były sporadyczne przypadki. Oboje byliśmy profesjonalistami i wyznawaliśmy zasadę, że w pracy się pracuje. I nikt nie powinien wątpić w naszą efektywność.

– Musieliśmy obgadać coś ważnego – odparłam, sięgając po klamkę drzwi prowadzących do kancelarii. – I w sumie związanego z pracą.

– Jasne. – Kalina spojrzała na mnie powątpiewająco. – Dobrze, że tę „pracę" można rozumieć na różne sposoby – dodała, uśmiechając się głupkowato.

Uznałam, że nie będę tego komentować. Naprawdę lubiłam Kalę i traktowałam ją jak młodszą siostrę, ale czasami wolałam nie wdawać się z nią w dyskusje, które mogły zboczyć na niewłaściwe tory. Tak naprawdę Dziurowiczówna była pierwszą osobą, która kibicowała mojemu związkowi z Ksawerym. Nie znała nawet mojego imienia, a już chciała mnie wyswatać ze swoim bratem. Od tego czasu minął ponad rok, a ona nadal była naszą największą fanką i nie przepuszczała żadnej okazji, aby rzucić jakąś dwuznaczną aluzją pod naszym adresem. W tej kwestii dorównywała już niemal Zośce, z którą, notabene, też się zaprzyjaźniła. Ta dwójka stanowiła taki tajfun energii, że po każdym naszym spotkaniu we trójkę, czułam się, jakby zmiotło mnie z powierzchni ziemi. Cieszyłam się jednak, że miałam przy sobie dwie tak pozytywne przyjaciółki, które w dodatku dogadywały się ze sobą.

Kiedy weszłyśmy do kancelarii, jak zwykle przywitał nas szeroki uśmiech Olki. Podeszłam do recepcji i posadziłam na ladzie żyrafę, którą wciąż trzymałam w ręce.

– Cześć, przyszła mamusiu – przywitałam się. – To dla twojego szkraba – dodałam, wskazując na maskotkę.

– Och, jaka śliczna! – zachwyciła się Ola. – Dziękuję – dodała, sięgając po przytulankę. – A z jakiej to okazji? Mały jeszcze trochę tu posiedzi. – Pogłaskała się czule po zaokrąglonym brzuchu.

– Moja współlokatorka odkryła nowe hobby – odparłam, przypominając sobie, że kilka razy wspominałam Oli o coraz to nowych pasjach Zośki. – A że nikt z jej znajomych nie ma małych dzieci, to lawina tych zabawek spadnie na mnie, bo ta wariatka ubzdurała sobie, że dobre geny mojego faceta nie mogą się zmarnować i powinnam czym prędzej rozpocząć produkcję małych Dziurków.

Olka i Kalina zaśmiały się głośno.

– Cała Zośka! – skomentowała Kala. – Ale muszę przyznać jej rację. Takie geny nie mogą się zmarnować! To kiedy zostanę ciocią?

– Na pewno nie w najbliższym czasie – odparłam z pełną powagą. – A jak tam wygląda kwestia przekazania twoich genów? – szybko zmieniłam temat, spoglądając na Kalinę. – Co tam słychać u tego chłopaka, z którym ostatnio się spotykałaś?

Dziurowiczówna zrobiła kwaśną minę i machnęła lekceważąco ręką.

– A nawet mi nie przypominaj. Kolejny idiota, który nadawał się tylko do tego, żeby go kopnąć w tyłek.

Naprawdę było mi szkoda Kaliny. Taka fajna dziewczyna, a nie mogła znaleźć sobie porządnego faceta. Co prawda miała dopiero dwadzieścia jeden lat i mnóstwo czasu na to, aby się ustatkować, ale i tak przykro parzyło się na to, że każdy kolejny kandydat na chłopaka okazywał się kretynem. Kala zdawała się tym nie przejmować, ale w głębi serca pewnie było jej trochę żal, że ma takiego pecha.

– Może to dlatego, że faceci w moim wieku nie są jeszcze zbyt dojrzali – stwierdziła. – Chyba poszukam siebie kogoś starszego. Tobie to wyszło na dobre.

Fakt. Ksawery był starszy ode mnie o siedem lat, a mimo to doskonale się dogadywaliśmy. Tyle że ja nikogo nie szukałam. Kiedy się poznaliśmy, nawet nie myślałam o randkowaniu. Coś jednak przyciągało nas do siebie i ostatecznie nie mogliśmy się temu oprzeć. Nasza znajomość rozwinęła się w niemal zawrotnym tempie, ale kompletnie tego nie żałowałam. Widocznie czasami tak po prostu jest, kiedy trafisz na odpowiednią osobę – nie potrzeba dużo czasu, aby przekonać się, że to właśnie ta jedyna.

– Co takiego wyszło Pestce na dobre? – Nagle koło nas znalazł się wysoki blondyn i posłał nam szeroki uśmiech. – Aplikacja u najbardziej gburowatego patrona w kancelarii? Czy biurko przy skrzeczącej kserokopiarce?

Wiedziałam, że Michał się zgrywa, ale i tak posłałam mu karcące spojrzenie. Odkąd pogodził się z faktem, że wybrałam informatyka zza ściany zamiast niego, byliśmy dość dobrymi kumplami, którzy lubili się przekomarzać. Z początku miałam lekkie wyrzuty sumienia, że potraktowałam go nie fair, wmawiając mu, że nie mam zamiaru się z nikim spotykać, a potem wpadłam w ramiona Ksawerego. Nie planowałam tego jednak, więc ostatecznie przekonałam samą siebie, że nie powinnam się czuć winna. Tym bardziej, że niedługo później Okoński zaczął umawiać się na randki z jedną ze stażystek i wydawał się dość szczęśliwy.

– To, że wyrwała mojego brata – odparła Kalina, zanim zdążyłam się odezwać. – Naprawdę takiego faceta to ze świecą szukać!

Michał spojrzał na Kalę z zainteresowaniem.

– Nie może być aż tak źle – stwierdził. – Cóż, może nie jestem ekspertem od spraw beznadziejnych, ale, nieskromnie mówiąc, też nieźle sobie radzę. A biceps prawie taki sam! – dodał, napinając dumnie mięśnie, skryte pod marynarką.

Pokręciłam głową z rezygnacją na ten pokaz męskiej ambicji. Musiałam jednak przyznać, że faktycznie Okoński nie odstawał zbytnio od mojego chłopaka pod względem wzrostu i muskulatury. Przy każdym z nich czułam się jak Calineczka. Nawet w szpilkach.

– No, całkiem, całkiem – pochwaliła Kalina, która, mimo iż była wyższa ode mnie, i tak sięgała Michałowi ledwo do ramienia. – A co poza tym masz do zaoferowania? – spytała z błyskiem w oku, który odrobinę mnie zaniepokoił.

– Cały wachlarz wszechstronnych zalet – odparł Michał, puszczając jej oczko.

– Nie byłabym taka pewna, czy to same zalety. Trzeba by to zweryfikować – Kala ostudziła jego przechwałki.

– Jak chcesz, możemy to przedyskutować przy kawie – zaproponował Okoński, posyłając jej swój olśniewający uśmiech, na co Dziurowiczówna lekko się zarumieniła.

Zapadła chwila ciszy, podczas której ta dwójka przypatrywała się sobie z zaciekawieniem. Ja natomiast przenosiłam wzrok z jednego na drugiego, próbując zrozumieć, co się właśnie dzieje, a Olka przyglądała się całej naszej trójce, uśmiechając się pod nosem. To było naprawdę dziwne. Czyżby coś mnie ominęło?

– Zastanowię się – odparła w końcu Kala, robiąc minę odrobinę wyniosłej i niedostępnej.

– Byle szybko – stwierdził Michał. – Za pół godziny mam przerwę. Jak się namyślisz, to wiesz, gdzie mnie znaleźć – dodał, po czym odebrał od Oli pocztę i ruszył w stronę swojego biurka, zostawiając nas w małej konsternacji.

Odprowadziłam go wzrokiem, póki nie zniknął za zakrętem, a potem przeniosłam spojrzenie na Kalinę, która starała się zachować obojętny wyraz twarzy.

– Dobra, czy ja o czymś nie wiem? – spytałam, patrząc na nią podejrzliwie.

Dziurowiczówna wzruszyła tylko ramionami.

– Wpadliśmy na siebie kilka razy, kiedy przywoziłam coś tacie – odparła bez emocji. – Nic wielkiego.

Nie miałam powodu jej nie wierzyć, ale czułam, że to jednak nie była do końca prawda. Może rzeczywiście między nimi jeszcze nic się nie działo, ale ta krótka wymiana zdań i kilka spojrzeń wyglądały mi na dość subtelny, ale jednak flirt. Nie żebym miała coś przeciwko temu – w gruncie rzeczy Okoński był naprawdę w porządku i myślę, że mogliby się z Kalą dogadać – ale po prostu mnie to zdziwiło, bo żadne z nich nawet nie wspomniało, że mieli ze sobą jakiś kontakt. Ciekawe tylko, czy specjalnie to przede mną ukryli, czy po prostu do tej pory tak naprawdę nie było o czym mówić.

– To ja lecę do ojca, bo za chwilę pewnie dostanie szału, że się spóźniam – oznajmiła Kalina, zanim zdążyłam jeszcze o cokolwiek zapytać. – Do zobaczenia później! – rzuciła, po czym nie czekając na odpowiedź, ruszyła w głąb kancelarii.

Miałam ochotę pobiec za nią i sprawdzić, czy zatrzyma się przy biurku Michała, ale resztkami sił się powstrzymałam. Nie byłam tego typu osobą, która śledzi swoją przyjaciółkę, aby zorientować się w jej życiu uczuciowym. Liczyłam na to, że jeśli Kalina będzie chciała mi się zwierzyć, to po prostu to zrobi. Skoro nie zrobiła tego teraz, to widocznie nie było o czym opowiadać albo jeszcze sama nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić.

– No, proszę, proszę – odezwała się Olka. – Kto by pomyślał, że tak szybko przejdą od tych podchodów do konkretów – dodała, a ja spojrzała na nią pytająco.

– Podchodów? – powtórzyłam ze zdziwieniem. – To znaczy, że to już trochę trwa?

– A jak myślisz, dlaczego ona przynajmniej raz w tygodniu wpada tu niby z jakimiś papierami dla Dziurowicza? – Ola spojrzała na mnie znacząco. – A on, kiedy ją widzi, miota się po korytarzu, żeby niby przypadkiem mogli na siebie wpaść?

Szczerze mówiąc, nie zauważyłam żadnej z tych rzeczy. Ostatnio miałam jednak dość sporo roboty i własnych zmartwień, więc coś mogło mi umknąć. Czy to czyniło ze mnie kiepską przyjaciółkę?

– Tak krążyli wokół siebie przez ostatni miesiąc, że zastanawiałam się, kiedy w końcu któreś zmądrzeje i zaproponuje spotkanie. Oboje niby tacy odważni i przebojowi, a jak przyszło co do czego, to takie nieboraki – dodała, kręcąc głową z rezygnacją.

Takie gierki rzeczywiście nie były ani w stylu Kaliny, ani Michała. Do tej pory pamiętam, z jakim uporem i bezpośredniością Okoński próbował namówić mnie na randkę. Dziwne więc, że przy Dziurowiczównie miał z tym problem. Może chodziło o to, że jej ojcem był szanowany prawnik, który do mało kogo pałał chociażby nicią sympatii. Kala też zwykle była dość bezpośrednia i nie bała się nawiązywać nowych znajomości. Czyżby Michał ją w jakiś sposób onieśmielał?

– A co z tą, jak jej tam było? – spytałam, przypominając sobie o stażystce, z którą spotykał się Okoński. – Justyną?

– Judytą – poprawiła mnie Ola. – Sprawa się rypnęła jakieś dwa miesiące temu. Coś się tam poprztykali. A chwilę później objawiła się Kalina i Michał przepadł. Nawet bardziej niż wtedy, kiedy miał fazę na ciebie.

Jeśli Olka tak twierdziła, to zapewne tak właśnie było. Jako recepcjonistka zawsze była na bieżąco z kancelaryjnymi ploteczkami. Osobiście starałam się nikogo nie obgadywać, bo mało obchodziło mnie życie innych ludzi, ale akurat w tym przypadku wolałam zebrać trochę informacji. Kalina była mi naprawdę bliska nie tylko jako siostra mojego faceta, ale przede wszystkim jako przyjaciółka i nie chciałam, aby ktokolwiek ją skrzywdził. A już zwłaszcza nie ktoś, kogo uważałam za dobrego kolegę.

– Myślisz, że by do siebie pasowali? – spytałam, sama się nad tym zastanawiając.

– Ciężko mi ocenić, bo nie znam Kaliny zbyt dobrze, ale może być ciekawie – odparła z szerokim uśmiechem. – Chyba będę trzymać za nich kciuki.

I ja właściwie chyba też. Oboje byli naprawdę świetnymi ludźmi i zasługiwali na to, aby być szczęśliwi. Kto wie, może właśnie w sobie nawzajem znajdą to szczęście?

Wymieniłam z Olą jeszcze kilka zdań na temat jej samopoczucia i ciążowych spraw. Jeszcze raz podziękowała mi za szydełkową żyrafę, która okazała się pierwszą zabawką dla jej synka. Miałam tylko nadzieję, że nie zapeszyłam niczego tym odrobinę przedwczesnym prezentem.

Kiedy szłam w stronę swojego stanowiska, kątem oka zauważyłam, że Kalina stała przy biurku Michała. Rozmawiali o czymś ze śmiechem. Ja również uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Może rzeczywiście wyjdzie z tego coś dobrego.

Opadłam na obrotowe krzesło i włączyłam firmowy laptop. Musiałam teraz skupić się na przygotowaniu planu działania w sprawie Filipa. Kiedy już wynotuję sobie najważniejsze punkty, pójdę do mojego patrona, aby je wspólnie przedyskutować i ustalić szczegóły naszej strategii na wygranie tego procesu.

Zanim jednak się za to zabrałam, wyciągnęłam z torebki telefon i odszukałam kontakt do mojej mamy. Najpierw miałam zamiar zadzwonić, ale ostatecznie zdecydowałam się jednak na SMS. Tak było bezpieczniej. Mama wiedziała, że kiedy piszę wiadomości, to nie mam czasu na pogaduchy. A tym razem po prostu nie chciałam się tłumaczyć z decyzji, którą miałam jej do przekazania. Wolałam to zrobić twarzą w twarz, jak już się spotkamy. Chociaż zapewne nie będzie to łatwe dla żadnej ze stron.

„Przyjadę pojutrze" – wstukałam na klawiaturze, a potem chwilę wpatrywałam się w te dwa słowa. Nie chciałam dodawać nic więcej, bo to zrodziłoby pytania, których na razie wolałam uniknąć. Potrzebowałam jeszcze tych dwóch dni, aby ułożyć sobie w głowie najlepsze odpowiedzi.

Przygryzłam dolną wargę i wcisnęłam „wyślij".

Kolejny krok bliżej do tego, co nieuniknione.

********************************************* 

Hej :) Jak podoba się rozdział? Co prawda nie za wiele się z nim dzieje, ale mam nadzieję, że pojawienie się postaci z poprzedniej części troszkę go urozmaiciło. W następnym zawitamy już do Piasku i ruszymy z właściwą akcją ;) 

Dziękuję za komentarze i gwiazdki. 

Do napisania za tydzień :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro