Rozdział 18: Upadek Ikara

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam z powrotem! Kto tęsknił? Bo ja bardzo! ♥

___________________________________

Mała panna Styles była prawdziwym aniołkiem w ludzkiej skórze. Przesypiała całe noce, oczywiście z krótkimi przerwami na jedzenie i/lub zmianę pieluchy. Na szczęście nie wyrywała swoich rodziców ze snu przeraźliwie głośnym płaczem, o nie. Dzień po powrocie do domu Louis poprosił Harry'ego, aby jednak przenieśli córkę do kołyski, która znajdowała się w ich sypialni. Stał się wtedy wyraźnie spokojniejszy i mógł zasnąć, nie martwiąc się, że nie usłyszą dziewczynki, gdy będzie ich potrzebowała.

I tak, nim się spostrzegli – Winnie była z nimi ponad dwa tygodnie i już zupełnie nie wyobrażali sobie życia bez niej. Harry kręcił nosem, gdy musiał w końcu wrócić do pracy, ale niestety – nie miał innego wyboru. Przed świętami był największy ruch i jedynie ze względu na wyższy niż dotychczas zarobek, znów przywdział swój roboczy kombinezon i wrócił do Pimp My Style(s). Jednak w każdej wolnej chwili dzwonił lub pisał do swojego narzeczonego, bo przeraźliwie tęsknił za nim i Winnie i nic nie mógł na to poradzić.

- Ty naprawdę nie możesz bez nich żyć, co? – zagaił go Zayn, gdy brunet ze smutkiem zakończył wideorozmowę z Louisem, który właśnie położył Winnie spać i sam miał zamiar się zdrzemnąć jeszcze przed obiadem.

- Są dla mnie wszystkim, Zayn. – uśmiechnął się Harry i odłożył telefon na swoje prawie rozpadające się biurko. Musiał zdecydowanie zainwestować w nowe. – Sam tego kiedyś doświadczysz. Jak idzie ci z Liamem? – zapytał szczerze, a Malik nieco się zachmurzył.

- Sam nie wiem, Harry. – westchnął i założył ręce. – Niby jest fajnie, spotykamy się, wychodzimy do knajp albo kina. Seks jest nieziemski, ale nie sądzę, aby to przetrwało. – stwierdził krótko, a przyjaciel spojrzał na niego lekko zdziwiony.

- Niby dlaczego?

- Po prostu... Nie widzę siebie w stałym związku. – wzruszył ramionami i przysiadł na blacie swojego biurka, które było wprost zawalone papierami i próbkami farb. – To naprawdę świetny facet, ale on szuka czegoś innego niż ja. – dodał po chwili. – Stabilizacji i partnera, który rzuci mu świat u stóp. Ja się do tego nie nadaję.

- Rozmawialiście o tym? – dopytał Harry, szczerze zaskoczony słowami przyjaciela. Miał zupełnie inne odczucia na ten temat. Nigdy wcześniej nie widział, aby Zayn patrzył lub mówił do kogoś z takim uczuciem jak do Liama. Zaś od Louisa wiedział, że Payne nigdy wcześniej się tak nie zaangażował w jakikolwiek związek. Pasowali do siebie i to było widać na pierwszy rzut oka. Zayn nieco rozmiękczył sztywne usposobienie Liama, zaś Liam w jakiś sposób sprawił, że Zayn zaczął widzieć coś więcej niż czubek własnego nosa. A przynajmniej tak mu się do tej pory wydawało.

- Mogę być draniem, ale nie powiem mu tego prosto w twarz. Nie jestem w stanie, gdy widzę ten wzrok. - powiedział z przekonaniem mulat, a Harry prychnął.

- Jesteś moim przyjacielem, Zee, ale zupełnie nie podoba mi się to, co robisz. Jak długo masz zamiar wodzić go za nos?

Zayn uśmiechnął się smutno.

- Prędzej czy później sam się zorientuje, że to nie ma sensu i odejdzie.

- Naprawdę tego chcesz?

- Przecież on jest Słońcem, a ja Ikarem. To może się skończyć tylko w jeden sposób. – skwitował Zayn i podniósł się ze swojego miejsca, aby zakończyć temat i wrócić do pracy.
Harry nie był przekonany do słuszności słów przyjaciela, ale uszanował jego wolę nie kontynuowania tej rozmowy. Znał go nie od dziś i wiedział, że jeśli przy czymś się uparł – trzymał się tego kurczowo i bezwzględnie. Miał jedynie nadzieję, że konsekwencje jego działań nie przyniosą więcej szkód niż potrzeba.

*

Nadeszło w końcu Boże Narodzenie. Pierwsze, wspólne Harry'ego i Louisa, a także pierwsze dla Winnie, która była zupełnie obojętna na to, co działo się wokół niej. Tuż przed nim otrzymali telefon od Paula Higginsa, który poinformował narzeczeństwo, że kolejna rozprawa przeciwko Grimshawowi odbędzie się w drugiej połowie stycznia. Louis nieco zdenerwował się tą informacją, narodziny Winnie i opieka nad nią zupełnie pochłonęły jego myśli i jakkolwiek nieprawdopodobnie to brzmiało – zupełnie wyparł istnienie tamtego człowieka ze swojej głowy. Myśl o tym, że jeszcze będzie musiał spotkać się z tym człowiekiem co najmniej raz sprawiła, że nieco opadł jego entuzjazm powodowany nadchodzącymi świętami.
Harry próbował jakoś pocieszyć swojego ukochanego i chyba mu się udało, bo w wigilijny poranek Louis był w zdecydowanie lepszym humorze. Był to, wszakże, również dzień jego urodzin, które do tej pory spędzał raczej samotnie lub towarzystwie Liama. Tym razem jednak, u jego boku znajdowały się dwie osoby, które kochał najmocniej na świecie. Obejmowały go silne ramiona, a na szyi i policzkach czuł delikatne, motyle pocałunki.

- Dzień dobry, kochanie. Wszystkiego najlepszego, mój najdroższy skarbie. – usłyszał ciepły i pełen miłości głos Harry'ego, a gdy nieco zaspany spojrzał w jego zielone oczy, jego serce wypełniło się przyjemnym ciepłem. – Mam nadzieję, że spełnią się wszystkie twoje marzenia... - dodał brunet, całując chłopaka w kącik ust.

- Już się spełniły, Harry. Mam ciebie i Orzeszka. – odpowiedział pewnie Louis, a jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, gdy zobaczył te iskierki szczęścia w ukochanych oczach.

- Jesteś niemożliwy, Lou. – zaśmiał się brunet, jeszcze bardziej przygarniając do siebie drobne ciało szatyna.

- Mówię samiuteńką prawdę!

*

Kolacja wigilijna odbywała się w mieszkaniu Marka, który wprost zażądał, aby wszyscy zjawili się u niego o wyznaczonej porze i zakończył tym samym jakąkolwiek dyskusję. Zjawili się wszyscy oprócz Zayna, który wybierał się do rodzinnego miasta, aby spędzić święta z rodziną. Nie zaprosił Liama, co w gronie ich znajomych wzbudziło nie lada sensację, ale Payne wydawał się być niezbyt poruszonym tym faktem. Być może robił minę do złej gry, ale Harry nie zamierzał się wtrącać w sprawy przyjaciela. Inaczej było z Louisem, który robił co mógł, aby Zayn jednak został w Londynie, lecz na próżno.

- Liam? Wszystko w porządku? – zapytał wyglądającego na niezbyt przytomnego przyjaciela, gdy byli już po pierwszym posiłku i czekali na kolejne. Liam spojrzał na niego, ale pokręcił tylko głową. – Chcesz pogadać? – wzruszenie ramion – Harry, przypilnuj Orzeszka. – zwrócił się do bruneta, który siedział tuż obok niego. Ten przytaknął i wrócił do rozmowy, którą prowadził z Charlotte. – Chodź. – rzucił szatyn w stronę przyjaciela i opuścili jadalnię. Po minucie znajdowali się już w gabinecie starego Tomlinsona, gdzie mogli w spokoju porozmawiać. – O co chodzi, Liam?

- Zerwaliśmy, Lou. – powiedział pustym głosem Payne i przysiadł na skórzanej sofie. – To znaczy, Zayn doszedł do wniosku, że nasza znajomość nie ma racji bytu. – stwierdził gorzko i ukrył twarz w dłoniach.

- Tak bardzo mi przykro, Liam! – odpowiedział Louis i natychmiast znalazł się przy swoim najlepszym przyjacielu. – Kiedy... Kiedy to się stało?

- Zadzwonił dzisiaj rano. Byłem pewny, że zmienił zdanie i chciał, abym jednak dołączył do niego i spędził z nim święta. Zamiast tego nie dał mi w ogóle dojść do słowa i pieprzył o tym, że było miło, ale nie chce mnie ranić i to koniec. – głos Liama był pełen niewypowiedzianych emocji, a Louis nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak on czułby się, gdyby pewnego dnia Harry postąpiłby podobnie. Na samą myśl przeszedł go dreszcz, a jego palce bezwiednie potarły pierścionek zaręczynowy, jakby chciał upewnić się, że cały czas tam był.

- Pieprzony kutas. – wysyczał wściekle szatyn. – Urwę mu jaja, jak tylko pokaże mi się na oczy!

Liam zaśmiał się bez humoru.

- Nikogo nie zmusisz do uczuć, Lou. – odpowiedział Payne i otarł łzy, które zebrały mu się w kącikach oczu. Nie chciał płakać, nie miał na to siły. Zayn nie był wart jego łez. – Dobrze, że zrobił to teraz niż później, gdy moje uczucia byłyby zupełnie nie do zwalczenia.

- Liam, przecież ty go kochasz. – Louis był tego pewien tak jak tego, że po nocy przychodzi dzień, a po burzy wychodzi słońce.

- Czasami miłość nie wystarcza, a ja nie chcę nikogo do niej zmuszać... - odparł cichszym głosem Liam. – On jest Ikarem, a ja Słońcem. - dodał niemal szeptem, a jego oczy ponownie zalśniły od łez.

- Liam...

- Wracajmy do twojej rodziny, Lou. – przerwał mu szatyn i energicznie poderwał się z miejsca. - Musimy jeszcze zaśpiewać urodzinową piosenkę i musisz zdmuchnąć świeczki, a potem... - wyrzucał słowa z ust jak z karabinu i ruszył w stronę drzwi.

- Liam! – zawołał za nim Louis, a ten odwrócił się i Tomlinson widział, że był na skraju łez. – Chodź do mnie. – powiedział cicho i rozłożył swoje ramiona. To wystarczyło, aby w wyższym mężczyźnie coś pękło i po chwili wpadł w ramiona przyjaciela, gorzko płacząc i wyklinając Zayna cztery pokolenia do przodu. – Już, mam cię, Payno. – mówił do niego tonem, którego używał tylko wobec Winnie i czule gładził jego włosy. – Płacz, płacz ci pomoże... - dodał, a wtedy drzwi otworzyły się i stanął w nich Harry.

- Lou? Co się tu dzieje?! – zapytał, na wpół zaskoczony na wpół wściekły, gdy ujrzał Liama w ramionach narzeczonego. Louis bezgłośnie wymówił imię Zayna i dopiero wtedy Harry zorientował się, że Payne po prostu płacze. Pokręcił głową i bez słowa zamknął drzwi, aby nie przeszkadzać.
Louis wiedział najlepiej jak pocieszyć przyjaciela, ale Harry nie zamierzał tego tak zostawić. Wrócił do jadalni i poprosił przyszłego teścia oraz szwagierkę, aby przez chwilę popilnowali Winnie i sięgnął do kieszeni marynarki, z której wyjął swój telefon. Przeprosił i udał się na balkon, aby zadzwonić do przyjaciela i powiedzieć mu parę gorzkich słów. Zupełnie nie spodziewał się, że jego najlepszy przyjaciel mógłby potraktować tak kogokolwiek. Wybrał numer Zayna, a ten dopiero po czterech sygnałach raczył odebrać połączenie.

- No siema, stary! – zawołał ze zbytnim entuzjazmem Zayn, a w Harrym niemal się zagotowało. Wyglądało na to, że mulat był w doskonałym humorze. A może jednak nie?

- Czy ty jesteś nawalony? – syknął do mikrofonu, a w odpowiedzi usłyszał tylko cichy śmiech. Śmiech pełen rozpaczy, jeśli ktoś go pytał.

- Nawalony. Najarany. Co wolisz? – odparł Zayn, a zaraz potem doszedł do niego dźwięk odpalania zapalniczki. Na chwilę zapadła cisza, przerywana jedynie pociągnięciami i wydmuchiwaniem dymu przez Zayna. – Zjebałem, Harry, tak kurewsko zjebałem. Ale to dla jego dobra. – powiedział w końcu Malik płaczliwym tonem. – Zasługuje na kogoś lepszego. Godnego jego miłości.

- Zayn... Do jasnej cholery, musiałeś to zrobić w wigilię?! – zapytał, naprawdę chciał zrozumieć postępowanie swojego przyjaciela, ale nie potrafił. W głowie mu się nie mieściło, że Zayn mógł być tak bezmyślny!

- To dla jego dobra. – wybełkotał w końcu Malik, powtarzając słowa wypowiedziane wcześniej, a następnie zakończył połączenie.

*

Pierwszy dzień świąt minął im na lenistwie, choć cały czas myśleli o sytuacji Liama i Zayna. Liam był załamany, Louis był wściekły, a Harry za wszelką cenę próbował skontaktować się z Zaynem, ale wszystkie próby okazały się bezowocne. Telefon przyjaciela milczał jak zaklęty, a jeszcze bardziej zaczął się martwić i denerwować, gdy okazało się, że Zayn wcale nie wyjechał na święta z Londynu, a jego rodzina nie miała bladego pojęcia o tym, gdzie się znajdował. Harry obiecał sobie, że urwie mu głowę, gdy tylko ponownie stanie mu na drodze.

W świąteczny wieczór również wybierali się na kolację do starego Tomlinsona. Jednak na miejscu okazało się, że spędzą go tylko w piątkę, ponieważ Liam w ostatniej chwili odwołał swoje przyjście. Louis w pierwszym odruchu chciał wszystko rzucić i jechać do przyjaciela, ale w końcu dał się przekonać, aby dać Liamowi trochę przestrzeni i czasu, aby pogodził się z tym, co zaszło.

- Martwię się o niego. – przyznał Louis, gdy byli już w domu i powoli szykowali się do snu. – O Zayna też, ale jeszcze bardziej niż zmartwiony jestem wściekły na to, co zrobił. – dodał, gdy zakładał koszulkę od piżamy. – Nie mówię, że miał tkwić w tym związku na siłę, ale mógłby, do cholery, nie robić tego w pieprzoną wigilię! – powiedział nieco głośniej, ale nie na tyle, aby obudzić Winnie śpiącą w kołysce.

- Wiem, Lou. – odparł Styles, po raz ostatni upewniając się, że ich córka była dostatecznie przykryta kołderką. Następnie sam szybko przebrał się w piżamę i wskoczył do łóżka, sadowiąc się tuż narzeczonego, który zaraz do niego przylgnął.

- Jeśli kiedykolwiek będziesz miał mnie dość i będziesz chciał odejść, wybierz jakiś marcowy, ponury dzień, okej? – cichy głos Louisa rozbrzmiał w ciemnej sypialni, a Harry niemal zamarł bez ruchu. Słowa szatyna zupełnie go zdumiały.

- Czy ty się z amebą na mózgi zamieniłeś, Lou? – zapytał dosyć ostro, niedowierzając, że Louis mógłby w ogóle o czymś takim pomyśleć. Szatyn głośno westchnął i ucałował ramię Stylesa.

- Życie pisze różne scenariusze... - przyznał niechętnie, bo nie wyobrażał sobie, że jego życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Bez Harry'ego. Bez Winnie. Bez nich nic nie miało już sensu.

- Powiem to raz i porządnie, Lou. – zaczął Styles, starannie dobierając słowa. - Nie ruszam się stąd. Zostaję z tobą i przy tobie, czy to ci się podoba czy nie. Nie będzie żadnego odchodzenia w marcową, ponurą noc ani w żadną inną, zrozumiałeś? – zapytał już łagodniejszym tonem, pewien swoich słów.

W odpowiedzi poczuł miękkie usta na swoich i w ten sposób przypieczętowali wzajemną obietnicę. Bo to działało w dwie strony, a Louis był gotów absolutnie na wszystko, aby upewnić się, że ich rodzina już na zawsze będzie razem.

I miał także nadzieję, że Ikar wymieni swoje papierowe skrzydła na te trwalsze i odporniejsze, aby już nic nie przeszkodziło mu w ponownym spotkaniu ze Słońcem.

_____________________________________

2 rozdziały do końca! 
Udanej reszty weekendu i tygodnia! :) ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro