Rozdział 7: Wyznania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uroczyście oświadczam - koniec dramy na jakiś czas. 
Jestem ciekawa co powiecie o tym rozdziale. :D

Zapraszam do czytania!

_________________________________________

Jeszcze tego samego dnia u Harry'ego pojawili się funkcjonariusze policji, aby go przesłuchać i zebrać informacje na temat ewentualnych sprawców. Jednak - wbrew prośbom Zayna, który był przy tym obecny – Harry nie chciał przyznać kto go tak dotkliwie pobił, więc Malik nie miał innego wyboru i musiał wziąć sprawy w swoje ręce. W pewnym momencie po prostu wyszedł z sali szpitalnej jak burza trzaskając mocno drzwiami za sobą, czym wywołał zdumienie policjantów. Dwadzieścia minut później z nietęgą miną opuszczali szpital, mając niewiele więcej informacji niż godzinę wcześniej. Wyglądało na to, że sprawa zostanie zamknięta bez jej rozwiązania.

*

Z każdym kolejnym dniem stan Harry'ego powoli się poprawiał. Louis odwiedzał go prawie codziennie, na ile mdłości i jego samopoczucie mu pozwalały. Dwa tygodnie po operacji neurochirurg, który operował Stylesa stwierdził, że jego stan jest na tyle dobry, że może zostać wypisany do domu. Decyzja lekarza o wypisie ze szpitala niezwykle ucieszyła zielonookiego, który już miał dość sterylnego smrodu szpitala i leżenia plackiem. Nie marzył o niczym innym jak o odetchnięciu świeżym powietrzem i pójściu na zwykły spacer. Z Louisem. Z Lou, którego twarz rozjaśniała jak światełka na choince, gdy dowiedział się o tym, że może zabrać Stylesa do domu.

*

Po dwóch tygodniach prawie nie było śladu po obrażeniach, ale nie oznaczało to braku zmian w wyglądzie Harry'ego. Jego fryzura uległa totalnej metamorfozie, nie było śladu po loczkach, które zostały zgolone tuż przed operacją. Obcięty na jeżyka czuł się nieatrakcyjny i goły. Mogli nazywać go płytkim, ale nie był wstanie nawet spojrzeć na siebie w lustrze. Dlatego z wdzięcznością przyjął fioletową beanie, którą przywiózł mu Tomlinson i niemal natychmiast ją założył. Był już gotowy do wyjścia ze szpitala, czekała go jeszcze ostatnia rozmowa z lekarzem.

- Panie Styles, tak jak się umawialiśmy: jak najmniej nerwów, przez najbliższy czas proszę zrezygnować z ciężkiej pracy, w tym podnoszenia czegokolwiek i kogokolwiek. – lekarz przelotnie spojrzał na Louisa, który niczego nieświadomy sprawdzał czy Harry spakował wszystkie swoje rzeczy. Policzki Harry'ego nieco się zarumieniły, ale zaraz przywołał się do porządku i kiwnął głową. Lekarz uśmiechnął się i podał mu teczkę z wypisem i receptami na leki przeciwbólowe. - Proszę wykupić leki przeciwbólowe, a gdyby nie zadziałały i oprócz bólu pojawiły się wymioty, proszę niezwłocznie zgłosić się na oddział ratunkowy z całą dokumentacją. Widzimy się w przychodni za dwa tygodnie.

- Dobrze, doktorze Smith. - otworzył teczkę, aby sprawdzić czy dokumentacja była pełna. Spojrzał na Louisa, który przysiadł na stołku po drugiej stronie łóżka i gładził lekko zaokrąglony brzuszek. Uśmiech, który bezwiednie pojawił się na twarzy zielonookiego, nie uszedł uwadze lekarza. Starszy mężczyzna odchrząknął, zaraz miał kończyć swój dyżur i nie chciał dłużej zatrzymywać tych dwojga.

- Miał pan wielkie szczęście, że ta cała sytuacja skończyła się tak, a nie inaczej. - powiedział niego karcącym tonem neurochirurg, gdy uwaga Harry'ego znów skupiła się na nim. Młody mężczyzna nieco się zmieszał, ale kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Doktor Smith uśmiechnął się delikatnie, po czym uścisnął jego dłoń i skierował się do wyjścia z sali. - Ma pan dla kogo żyć. Powodzenia. - dodał i już go nie było. Harry nawet nie zdążył mu podziękować, ale mógł to zrobić przy następnej wizycie kontrolnej.

- Gotowy? Liam czeka na nas na dole. - usłyszał nieco zatroskany głos szatyna, który stanął obok niego i sięgnął dłonią, aby naciągnąć beanie na odsłonięte ucho Stylesa.

- Zmywajmy się stąd. - odpowiedział tylko i sięgnął po dłoń Louisa, aby spleść ich palce i raz na zawsze opuścić tę salę szpitalną.

Na szpitalnym parkingu rzeczywiście czekał Liam, który szeroko uśmiechnął się na widok trzymającej się za ręce pary. Niemal natychmiast odebrał od swojego przyjaciela torbę z rzeczami Stylesa, pod nosem złorzecząc na głupotę ciężarnego.

- Liam, nie przesadzaj. Ta torba nie jest taka ciężka. - szatyn odpowiedział z rozbawieniem, ponieważ usłyszał każde słowo, które padło z ust przyjaciela pod jego adresem.

- Nawet się ze mną nie kłóć, Lou. Przez ostatnie tygodnie mieliśmy wystarczająco dużo nerwów, nie chcę prowokować kolejnych takich sytuacji. Czy to takie złe? - zaperzył się Payne, gdy we trójkę siedzieli już w jego chevrolecie.

- Po prostu zachowujesz się czasem jak matka kwoka. Do pewnego momentu jest to nawet urocze, ale nie musisz się tak o mnie martwić, Li. Jestem już dużym chłopcem. - powiedział Louis, a w odpowiedzi usłyszał głośne westchnięcie. Payne odpalił silnik i ruszyli w drogę.

- Czy któryś z was miał wieści od Zayna? - wtrącił się Harry, który nie chciał, aby dyskusja pomiędzy przyjaciółmi rozrosła się do niepotrzebnej kłótni. Zastanawiał się co dzieje się z jego najlepszym przyjacielem, z którym nie rozmawiał od wizyty policjantów w szpitalu. Zayn nie odbierał od niego telefonów i nie odpowiadał na wiadomości; starał się to zrozumieć i dał mu spokój. Nie zmieniało to faktu, że tęsknił z nim i martwił się ciszą z jego strony. Louis pokręcił głową, po czym spojrzał na Liama, który wyglądał jakby udawał, że nie usłyszał pytania.

- Liam? Ty coś wiesz! - szatyn wskazał na niego oskarżycielsko palcem, a Harry nachylił się bardziej z tylnego siedzenia, aby usłyszeć co Payne miał do powiedzenia.

- Wiem tylko tyle, że miał coś do załatwienia i wyjechał. Nie chciał mi powiedzieć gdzie i... - nagle w samochodzie rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. - O wilku mowa. - powiedział Liam i sięgnął do słuchawki bezprzewodowej, którą miał w uchu. - Zayn? Właśnie wyjechaliśmy spod szpitala i jedziemy do Luton... Co?! O czym ty mówisz?! Poczekaj, muszę się zatrzymać, bo nic nie rozumiem! - odpowiedział zdenerwowany i skierował się na najbliższy parking. Gdy się zatrzymał, wyjął słuchawkę z ucha i sięgnął po telefon, który znajdował się w doku na desce rozdzielczej. Włączył tryb głośnomówiący i cała trójka usłyszała głośne przekleństwo, które niezaprzeczalnie padło z ust Zayna Malika.

- Zayn?!

- Harry! Nawet nie zbliżajcie się do Pimp My Style(s)! Jedźcie do Liama, gdziekolwiek, ale nie do warsztatu! - powiedział stanowczo Malik, a w tle słychać było strzały i głośne krzyki.

- O czym ty mówisz? - zapytał Harry, mając nadzieję, że jego przyjaciel nie robił tego, o czym myślał. Liam i Louis spoglądali to na telefon, to na zielonookiego, mając nadzieję, że dowiedzą się o co w tej dziwnej sytuacji chodzi.

- Mówiłem, że powinieneś powiedzieć policji co tak naprawdę się wydarzyło! Nie chciałeś, więc wziąłem sprawy we własne ręce! Nie chciałeś się też zwrócić do ojca o pomoc, nie dałeś mi innego wyboru! Spotkamy się u Liama za godzinę! - nagle połączenie zostało przerwane, a trójka mężczyzn nie mogła wydobyć z siebie słowa. Styles czuł na sobie oceniający wzrok Liama. Jednak ważniejszy był dla niego Louis. Louis, który wpatrywał się w niego ze strachem w oczach.

- Lou? - zaczął Styles, ale szatyn powstrzymał go gestem dłoni.

- Porozmawiamy u Liama. - odpowiedział sucho, a Payne, jak na zawołanie, ponownie odpalił samochód i ruszył w stronę swojego mieszkania.

*

Tego popołudnia londyńska policja aresztowała prawie wszystkich członków grupy przestępczej, w tym samego Simona Cowella. Zayn, wiedząc, że jego przyjaciel sam się na to nie zdecyduje, poczekał przed szpitalem na funkcjonariuszy policji, którzy zajmowali się sprawą pobicia. Powiedział im co wie, a następnie zabrali go na komisariat. Okazało się, że policja od dawna zbierała dowody na przestępczą działalność Cowella, a pobicie Stylesa było tylko kroplą w morzu przestępstw i wykroczeń, które ten miał na swoim koncie. Malik nie był głupi, wiedział, że do zamknięcia nie wystarczą tylko jego zeznania. Dlatego zaoferował się do zorganizowania prowokacji.

*

- Ty idioto! Ryzykowałeś życiem! - wyrzucił z siebie Harry. Właśnie wysłuchali historii, którą opowiedział niezwykle zadowolony z siebie Zayn, który w zakurzonych ubraniach i zaschniętą stróżką krwi na policzku, siedział jak gdyby nigdy nic na drogiej sofie w salonie Liama.

- Ty dupku! Mogłeś zginąć! - dołączył do niego Payne, który wyglądał jakby chciał rzucić kubkiem kawy, który właśnie trzymał w dłoni, o ścianę. Żałował, że nie może strzelić sobie jednego drinka. Ewentualnie sześciu. - Zginąłbyś zanim... - zaczął, ale nagle zamilkł, jakby chciał powstrzymać się od powiedzenia czegoś w ostatniej chwili.

- Zanim co? - Zayn odwrócił się do niego i prowokacyjnie podniósł jedną brew. Liam jednak nie zamierzał odpowiedzieć, przynajmniej nie werbalnie. Bez zbędnych słów odstawił swój kubek na stół i chwycił twarz Malika w swoje dłonie. Po chwili całował go szaleńczo, jakby od tego zależało jego życie. Zayn chyba po raz pierwszy w życiu był tak zaskoczony, ale chętnie oddał pocałunek i przyciągnął do siebie Payne'a, który smakował kawą i mlekiem. Louis i Harry przyglądali się tej scenie jeszcze bardziej zszokowani.

- Zanim zrobiłbym to... - powiedział w końcu Liam zachrypniętym tonem, gdy oderwał się od ust Zayna. Musnął je ponownie, gdy Malik zaczepnie pstryknął go w nos.

- Muszę przyznać ci rację. Żałowałbym tego do końca życia. - odpowiedział buńczucznie mulat i chwycił jego dłoń w swoją. Wyglądało na to, że całkowicie zapomnieli o tym, że nie są sami.

- Możesz mi powiedzieć co się tutaj właśnie wydarzyło? - Harry zapytał cicho szatyna, który zamarł z owocową herbatą w dłoni. Louis potrząsnął głową i odstawił filiżankę na stolik kawowy.

- To ty mi powiedz.

*

Stwierdzenie, że Louis był zawiedziony zachowaniem Harry'ego, byłoby niedopowiedzeniem. Był naprawdę wściekły, gdy dotarło do niego wszystko to, czego dowiedział się od Zayna. I nie chodziło nawet o to, że wplątał się w jakieś dziwne interesy z nieodpowiednimi ludźmi.

- Lou, powiedz coś? - usłyszał, gdy usiedli na sofie w salonie Louisa. Był późny wieczór, ostatnie kilka godzin spędzili w mieszkaniu Liama. Niedługo po pocałunku Payna i Malika do drzwi zapukała policja, aby ponownie przesłuchać Harry'ego. Ten w końcu się poddał i powiedział całą prawdę, łącznie z groźbami pod adresem Louisa. Teraz znajdowali się w mieszkaniu szatyna, ponieważ ten nie zgodził się na to, aby Harry wrócił tego wieczora do swojego warsztatu.

- Jestem na ciebie tak cholernie zły! - powiedział w końcu Louis. Zaciskał dłonie na ciepłym kubku wypełnionym herbatą z kroplą mleka. Wiedział, że nie może denerwować ani siebie, ani Harry'ego, dlatego z całych sił hamował swoje emocje.

- Ale Lou... - zaczął brunet, ale nie było dane mu skończyć. Szatyn prychnął jak wściekły kociak i odstawił z hukiem kubek na stolik. Tyle było z hamowania nerwów.

- Nie loulouj mi teraz! Powiedz mi, co by się stało, gdyby Zayn nie poszedł na policję i nie poszedł na współpracę, hmm?

Cisza.

- Słuchaj Haz, nie znamy się długo, ale do cholery, będziemy mieli dziecko! - zaczął spokojnie, akcentując trzy ostatnie słowa. - Małego człowieka, który za kilka miesięcy pojawi się tym świecie, a przez twoje „widzimisię" prawie został półsierotą!

- Lou, nie przesadzasz w tym momencie?! - Harry podniósł się gwałtownie z sofy, na której  siedzieli i zaczął krążyć po salonie. Złapał za rąbek czapki, którą cały czas miał na głowie i nerwowo miętosił ją w palcach. 

- To ja musiałem wzywać pogotowie do ledwo oddychającego faceta! To ja czuwałem nad twoim łóżkiem w szpitalu, to ja modliłem się do wszystkich bogów tego świata, abyś się obudził! I ty mi mówisz, że to ja przesadzam?! - powiedział cicho, acz stanowczo Tomlinson.

- Louis, zrozum! Nie chciałem narażać Ciebie i Orzeszka na jakiekolwiek niebezpieczeństwo! Ostatnie czego chcę to to, aby Tobie albo dziecku stała się krzywda. Nie przeżyłbym tego, rozumiesz? - powiedział z mocą, a Louis skulił się w sobie - I możesz mnie nazywać wariatem, idiotą, debilem i możesz użyć jakiegokolwiek innego określenia, ale nie przeżyłbym tego, bo jesteście dla mnie najważniejsi! Ty, Louisie Tomlinsonie i ten szkrab, który rozwija się pod Twoim sercem. Ja po prostu... - zawiesił głos i ukrył twarz w dłoniach.

- Po prostu co? - wyszeptał Louis, a Styles z powrotem usiadł obok niego.

- Nawet teraz potrafię odtworzyć, co do sekundy, moment, w którym zobaczyłem cię w The Purple Flamingo. Byłeś po prostu zjawiskowy. To jak się śmiałeś, jak się ruszałeś na parkiecie... A gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały...

Spojrzenie pełne radości i zaciekawienia.

Spojrzenie pełne pasji i uwielbienia.

Taniec zmysłów.

Dwa ciała splątane w tańcu.

Zaparty dech w piersiach.

Splecione palce.

Światło stroboskopów.

Spojrzenie pełne żądzy.

Spojrzenie pełne pragnienia.

Taniec języków.

Dwa ciała splątane w intymnym uniesieniu.

Gonitwa za każdym oddechem.

Palce wplątane we włosy.

Wszechobecna ciemność.

Tak bardzo żałowałem, że nie poznałem twojego imienia. Dlatego przychodziłem tam w każdy weekend, aby znów cię zobaczyć. Po prostu zobaczyć. I przekonać się, że nie byłeś tylko snem. - dokończył brunet i uśmiechnął się smutno.

- Haz...

- Nigdy nie wierzyłem, że coś takiego może przytrafić się właśnie mnie, ale jeśli teraz tego nie powiem to chyba zwariuję... - przerwał mu Harry, jedną dłoń kładąc na jego policzku, zaś drugą na niewielkiej wypukłości i głośno westchnął. Oparł swoje czoło na czole szatyna. - Kocham cię odkąd spojrzałem w twoje oczy - nie odrywał swoich od tych błękitnych, tak bardzo przepełnionych strachem i niewypowiedzianymi obawami. - Kocham nasze maleństwo od momentu, w którym zobaczyłem je na monitorze USG. I tak bardzo się cieszę, że zdecydowałeś się je urodzić i wychować ze mną.

- Widziałeś Orzeszka? - zapytał z niedowierzaniem szatyn. Przecież to było niemożliwe!

- Gdy zemdlałeś, poprosiłem doktor Orę, aby przeprowadziła dla mnie badanie. Bałem się, że to jedyna szansa, abym je zobaczył zanim... - urwał, a Louis zauważył łzy gromadzące się w kącikach jego szmaragdowych oczu.

- Mimo to chciałeś pozwolić mi na zabieg? - zapytał cicho szatyn, a Harry wolno kiwnął głową. - Dlaczego?

- To miała być twoja decyzja. Nie mogłem i nie chciałem cię do niczego zmuszać. Nie pamiętałeś mnie, pewnie potraktowałeś jak jednonocną przygodę, poza tym... Myślę, że nigdy wcześniej i nigdy później nie spojrzałbyś nawet na mnie. Kim mógłbym dla ciebie być? - zapytał gorzko, a Louis zaczął się cały trząść z emocji. - Nie miałem i nie mam nic do zaoferowania. Nie jestem bogaty, nie mam wyższego wykształcenia i mieszkam w przyczepie. Co mógłbym ci zaoferować oprócz swojej miłości? - dodał i zamilkł.

- Nie potrze-nie potrzebujemy nic więcej. - w końcu odpowiedział mokrym głosem Louis. - Chcę ciebie. Tylko ciebie. - powiedział żarliwie i musnął wargami usta bruneta. - Tylko ciebie. To wystarczy.

___________________________________

Uwagi, wnioski, zażalenia? :) 

Buziaki :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro