14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Childe z każdą kolejną godziną stawał się coraz bardziej nerwowy. W życiu nie zdąży uzbierać pieniędzy na pilne leczenie brata i spłatę długów u Daniela. Przynajmniej nie w jednym tygodniu. Jeśli przeznaczyłby pieniądze na operację, to wkurwiony Daniel prędzej, czy później zrobiłby krzywdę Teucerowi. A jeśli spłaci dług u byłego kochanka, to nie uratuje swojego brata na czas. Do wyboru miał również wyjawienie prawdy Zhongliemu i poproszeniu go o pomoc. Tylko czy mężczyzna, który jeszcze do końca mu nie zaufał, poszedłby na taki układ? Zawsze mógł zerwać kontakt z Childem i wyrzucić go z domu. W dodatku po zerwaniu umowy Childe byłby zobowiązany wypłacić mu odszkodowanie. Wtedy by miał na karku trzy nagłe spłaty.

- Nie mogę mu powiedzieć... - westchnął, podciągając kolana pod brodę. - Mam pięćdziesiąt procent szans, że mi pomoże albo wywali. A jak dalej będę robił to, co robię, to chociaż mam pewność, że mam stałe źródło dochodów...

Mógłby poprosić swoich znajomych. Ale nawet jeśli pożyczałby po trochę, to i tak nie uzbierałby takiej sumy, jaka jest potrzebna. Chłopak nie wiedział, co ma zrobić. Każda ścieżka, którą by wybrał, jest ryzykowna. Jego sumienie podpowiadało mu, że tylko jedna rzecz jest właściwa w tej sytuacji. Chwycił za telefon i wybrał numer.

- Możemy się spotkać?




W biurze wszystkim dopisywały humory. Może dlatego, że był piątek, a to oznaczało weekendu początek. Aether zabierając ze sobą ważne dokumenty, skierował się do biura szefa. Zapukał w drzwi, a już po chwili usłyszał dźwięk otwieranego zamka. Wszedł do pomieszczenia nieświadomy tego, co zobaczy.

- Emmm... - blondyn powoli podszedł do biurka, po czym położył na nim kartki. - Prezes chyba się nie wyspał... 

- Ponieważ? - brunet uniósł pytająco brew.

- Niech prezes wybaczy moją bezpośredniość. Ale... - Aether złapał się za skroń. - Nie, nie mogę. Co ty kurwa masz na szyi?

- Uważaj, co powiesz na temat mojego krawata. - Zhongli zmierzył go surowym spojrzeniem. - Jedno złe słowo i wylecisz szybciej niż pendolino. 

Blondyn po krótkiej analizie słów swojego szefa założył ręce na piersi, a na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmiech.

- Czyżby Pan Harbinger maczał w tym swoje palce? - zaśmiał się.

- Chcesz mieć dodatkową robotę na weekend? - Archon wstał ze swojego miejsca. - Dlaczego od razu myślisz, że to ma z nim związek?

- Naprawdę myślisz, że tego nie widać? - blondyn zaśmiał się głośno. - Od razu coś wyczułem. Nie chciałeś go wywalić, mimo że popełniał podstawowe błędy, sfałszował swoje CV, a nawet odprowadziłeś go do domu. - zawiesił się na chwilkę. - Chociaż.. Skoro ten krawat to jego dzieło, to może zabrałeś go do siebie na noc? - poruszył brwiami.

- Jesteś pewien, że nie minąłeś się z powołaniem, idąc na sekretarza? - Zhongli westchnął bezradnie. - Jesteś na tyle inteligentny, że już dawno powinieneś być detektywem albo jakimś szpiegiem.

- Mam dla Ciebie tylko jedną radę. - Outlander chwycił go przyjacielsko za ramię. - Nie daj się zranić tak, jak ostatnio. Możliwe, że się mylę, ale mam do niego złe przeczucia. Naprawdę daj sobie czas, zanim podejmiesz kroki względem niego. 

Zhongli pokiwał tylko ze zrozumieniem głową. Aether wyszedł z pomieszczenia, zostawiając go samego. Brunet wiedział, że nie może tak szybko zaufać chłopakowi. Też mu coś nie pasowało w jego zachowaniu. Potrzebował więcej czasu, by poznać prawdę. Tylko nie wiedział, jak się do tego zabrać. Obawiał się, że gdy dojdzie co do czego, to jego emocje wezmą górę i ostatecznie ulegnie rudowłosemu jak ostatnia pizda. A tego nie chciał.

Spakował dokumenty do teczki i udał się do bocznego wyjścia z firmy. Zanim wróciłby do domu, chciał jeszcze podjechać do najbliższej apteki kupić lekarstwa dla rudowłosego. Spodziewał się, że chłopak już dawno mógł wziąć jakieś tabletki przeciwbólowe, ale dla pewności wolał dokupić coś więcej. I też liczył na to, że jego chęci zostaną pozytywnie odebrane przez rudzielca. 

Już miał wchodzić do apteki, gdy w oddali zobaczył znajomą mu sylwetkę. Schował się za murem budynku i zaczął obserwować, jak Childe rozmawia z nieznanym mu blondynem. Twarz wydawała mu się znajoma, ale za żadne skarby świata nie wiedział dlaczego. Mężczyźni byli na tyle daleko, że nie mógł usłyszeć, o czym rozmawiają. Chciał podejść bliżej. Chciał się dowiedzieć, co rudowłosy robi z obcym mężczyzną, zamiast grzecznie siedzieć w domu i szykować kolację. Już miał wyrwać się do bliższego punktu obserwacji, gdy poczuł szarpnięcie z tyłu garnituru.

- Nie radziłbym. Od razu Ciebie zauważy.

Spojrzał w dół. Przed nim znikąd pojawił się Xiao, który z kamiennym wyrazem twarzy robił balony z różowej gumy do żucia.

- Skąd ty..?

- Obserwuje swój cel. - mruknął. - Lepiej, żebyś więcej nie wiedział, bo staniesz się kolejnym.

Brunet spojrzał w kierunku mężczyzn i nerwowo przełknął ślinę. Blondyn objął Childe i zaczął ciągnąć go za sobą. Archon coraz bardziej czuł, że jeśli teraz się nie ruszy to straci ich z oczu.

- Czemu śledzisz tego debila? - zapytał ciemnowłosy, zawieszając wzrok na kokardzie. Nie chciał pytać, nie chciał wiedzieć.

- Nie śledzę go. - Zhongli przeniósł na niego swoje spojrzenie.

- To po co się ukrywasz. W końcu jesteście razem, tak? Jakbyś do niego podszedł, nie byłoby w tym nic dziwnego. - Yaksha wypluł gumę. Wyciągnął z kieszeni kartkę i wcisnął ją w dłoń bruneta. - Skoro mu nie ufasz, to po co z nim jesteś? 

- To nie tak, że mu nie ufam.. - ponownie odwrócił swój wzrok tylko po to, by zobaczyć, że mężczyźni uciekli z miejsca zdarzenia. - Ugh.. Przez Ciebie straciłem ich z oc..

Chciał spojrzeć z pretensjami na Xiao, ale chłopak podobnie, jak tamta dwójka rozpłynął się w powietrzu. Zhongli patrzył w osłupieniu na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał ciemnowłosy. Rozglądnął się dookoła, ale wokół niego nikogo więcej nie było. 

- Co się właśnie wydarzyło...



***

Ohayo!

Wesołego jajka! :D

Zostawiam Was moi drodzy z tym rozdziałem i lecę dalej jeść sałatkę xD Smacznego każdemu kto dalej je lub już rzyga tym wszystkim..

Do następnego!

Sashy ;3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro