15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Musiałem wiele dla Ciebie znaczyć skoro jeszcze nie usunąłeś mojego numeru. - zaśmiał się Daniel, odpalając papierosa. - Dlaczego chciałeś się spotkać?

Childe objął się nerwowo ramionami. Specjalnie wybrał centrum miasta na spotkanie ze swoim byłym. W ten sposób blondyn nie mógł sobie pozwolić na zbyt wiele, a Childe czuł się bardziej bezpieczny. Wokół było zbyt wielu ludzi, by do czegoś doszło.

- Potrzebuje więcej czasu. - mruknął rudowłosy. - Nie dam rady uzbierać tak szybko takiej sumy.

- Kpisz sobie ze mnie? - blondyn dmuchnął mu dymem prosto w twarz. - Został Ci tydzień. Albo oddasz mi to, co zabrałeś, albo możesz już zacząć żegnać się ze swoim braciszkiem. Moi ludzie bardzo dokładnie go obserwują. Więc mam nadzieję, że nie wpadniesz na jakiś głupi pomysł przemycenia go.

Nie przeszło to nawet przez myśl rudowłosego. A to dlatego, że po prostu nie był w stanie. Jak mógł przenieść swojego barat do innego szpitala, skoro i w tym nie było go stać na operację.

- Proszę... - Harbinger złapał go za rękę. - Zrobię wszystko, tylko nie rób mu krzywdy.

Daniel wyrzucił papierosa na asfalt i rozdeptał go butem. Uśmiechnął się chytrze, obejmując chłopaka jedną ręką w pasie. Podobało mu się to, jak owinął sobie rudzielca wokół małego palca. W jego oczach Childe wyglądał na zagubionego kundelka, który skruszony wrócił do swojego prawowitego właściciela.

- Nie wydłużę Ci czasu, ale możesz trochę spłacić swój dług.

- Co mam zrobić? - rudowłosemu zaświeciły się oczy. Od razu złapał haczyk, nie mając o tym pojęcia. 

- Zrób w końcu użytek z tej swojej dupy. - blondyn chwycił go za pośladek i mocno ścisnął. Rudowłosy przełknął ślinę. Pamiętał, jaki był Daniel w łóżku. Brutalny, nastawiony na własną przyjemność, bez skrupułów. - Czy wolisz, by to Twój brat stał się moim nowym kochankiem?

- Nie, zrobię to. - rudowłosy zacisnął zęby i pozwolił prowadzić się blondynowi.

Mężczyźni szli przez chwilę główną drogą tylko po to, by zniknąć za rogiem jednej z ciemnych uliczek. Obaj doskonale wiedzieli, gdzie się kierują - do mieszkania blondyna. Za ich czasów spędzali tam każdą wolną chwilę na własnych przyjemnościach. Z każdym kolejnym krokiem Childe czuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Bał się tego, co mogło się wydarzyć. Daniel był nieobliczalny. Ale w tej chwili dla swojego brata zrobiłby wszystko. Gdy weszli do środka, ku zdziwieniu rudowłosego nie byli tam sami. Przed nim było jeszcze dwóch mężczyzn. Spojrzał pytająco na blondyna.

- Zajmijcie się nim chłopcy. - Daniel pchnął rudowłosego w objęcia obcych mu mężczyzn. - Tylko powoli. Nie chcemy, żeby się spłoszył.

Harbinger nie wiedział co się z nim działo. Głowa go bolała od powietrza przepełnionego dymem z papierosów. Czuł tylko, jak coraz to nowa para rąk go rozbierała i przejeżdżała po jego nagim ciele. Parę razy został obdarowany mocnymi klapsami i mniejszymi uderzeniami. Wyłączył się kompletnie. Był jak marionetka, którą sobie ustawiali pod własne dyktando. Jedyne co on mógł zrobić to godzić się na wszystko.



Był późny wieczór. Rudowłosy cały obolały próbował trafić kluczem do zamka mieszkania. Przez cały czas myślał tylko o przeszywającym go na wskroś bólu. Nie potrafił myśleć o niczym innym. Daniel wraz ze swoimi kolegami wystarczająco zhańbili jego ciało. Oczywiście mógł się tego spodziewać. Ale w tamtej chwili nie liczyło się dla niego nic. Chciał tylko pomóc swojemu bratu. Nie wiedział tylko, że było to za cenę mściwego pieprzenia. Mężczyźni zostawili go w spokoju, dopiero gdy ten stracił przytomność i przestał wydawać z siebie dźwięki. Childe obudził się po pewnym czasie pokryty w siniakach oraz spermie. Mężczyzn już nie było. Pod wpływem adrenaliny ubrał się i jak najszybciej opuścił tamto miejsce. 

Wchodząc do mieszkania, starał się nie wydawać żadnego dźwięku. Chciał przemknąć niczym myszka do swojego pokoju. Z jednej strony liczył na to, że Zhongli już dawno śpi. A najlepiej by było, jakby mężczyzna w ogóle nie zauważył jego braku. No ale nadzieja matką głupich. Zhongli nie spał, a na dodatek siedział w salonie, nerwowo machając nogą. 

- Wiesz, która jest godzina? - zapytał na wstępie. - Miałeś odpoczywać, a nie włóczyć się po nocach. Gdzie byłeś?

- Coś mi wypadło. - rudowłosy próbował go zbyć. - Jestem zmęczony, chcę się położyć...

- Kto to był? - brunet wstał i zagrodził mu drogę.

- Kto?

- Ten facet!

Rudowłosy przełknął ślinę. Zhongli w jednym momencie z troskliwego i kochanego zmienił się na wkurwionego samca Alfa. Chwycił rudowłosego za nadgarstki i przyszpilił go do pobliskiej ściany. Childe syknął z bólu. Po raz kolejny po jego ciele przeszło nieprzyjemne mrowienie.

- Nie wiem, o czym mówisz... - jęknął przez zaciśnięte zęby.

- Mówię o tym blondynie. Myślałeś, że będziesz się umawiał za moimi plecami, a ja tego nie zauważę? - Achron syknął wściekle. - Kim on jest?

- To nie jest nikt ważny! - Harbinger zaczął się szarpać. - Nie chcę mieć z nim nic wspólnego!

- A jednak się z nim spotkałeś. No! Gadaj! - brunet nie kontrolował swojej siły i coraz mocniej zaciskał nadgarstki chłopaka. - Liczyłeś na to, że będziesz się pieprzył i ze mną i z nim?!

- To mój były! - Harbinger wybuchł płaczem. - To ten sam, przed którym mnie uratowałeś.

- Twój były? - Zhongli puścił nadgarstki chłopaka. - Dlaczego... Dlaczego się z nim widziałeś?

- Myślisz, że chciałem?! - Harbinger uderzył go w klatkę piersiową - Był dla mnie okropny, wykorzystał mnie! Myślisz, że wróciłbym do niego, kiedy mam przed sobą Ciebie?! - rudowłosy otarł policzki wierzchem dłoni. - On jest dla mnie nikim... To, że się widzieliśmy.. To był przypadek.

Pomiędzy nimi nastała cisza. Brunet po dłuższej chwili westchnął i przytulił do siebie chłopaka, głaszcząc go po głowie. Ani trochę nie uwierzył w przypadkowość tego spotkania. Ale wiedział, że łzy chłopaka były prawdziwie. Cokolwiek się nie wydarzyło, cierpiał. 

- Przepraszam, że tak zareagowałem. - przejechał kciukiem po mokrym poliku chłopaka. - Ja też nie chcę zostać zraniony. Jeśli coś się dzieje, to możesz mi o tym powiedzieć. Pomogę Ci... - spojrzał mu głęboko w oczy. - Hmm? Jest coś, co mogę dla Ciebie zrobić?

Childe zrobił kilka razy głośny wdech, by się uspokoić. Przybliżył się do mężczyzny i złożył mu na ustach motyli pocałunek. Na ten moment najbardziej potrzebował jego bliskości. Oparł się czołem o jego klatkę piersiową.

- Kochaj się ze mną. - uniósł głowę. - Chcę się z Tobą kochać..



***

Ohayo!

Dziękuję wszystkim za życzenia powrotu do zdrowia <3 Nadal jestem chora i te skurwysyństwo mnie trzyma, ale jestem w stanie coś wydukać ;P

Ale tak cieplutko na serduszku było *o*

Następnego rozdziału możecie się spodziewać 18+. Nie będę się powstrzymywać.

Do następnego!

Sashy ;3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro