12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Alicja zatrzymała samochód przy jednym z bloków na dużym osiedlu mieszkaniowym. Igor rozejrzał się po szarej scenerii, szczerze nie mając pojęcia, po co tutaj mogli przyjechać. Jego dziewczyna, jak lubił teraz o niej myśleć, zaskakiwała go na każdym kroku. Zmieniała się jak kameleon.

Na samym początku była dla niego miłą dziewczyną, która jest gotowa na wszystko, żeby skrupulatnie wypełniać swoje obowiązki. Później dostrzegł w niej dobre usposobienie, gdy pokazała, jak walczy o swoje ideały i jego komfort, za wszelką cenę dążąc do tego, co sobie założyła. Nie zadowalały ją kompromisy. Następnie oczarowała go swoją kobiecością i wtedy wiedział, że nie będzie odwrotu. Zaczął patrzeć na nią jak na bardzo atrakcyjną kobietę. Kobietę, z którą chciałby się oficjalnie związać.

A teraz okazało się, że kryje w sobie więcej tajemnic, niż się spodziewał. I nie wiedział, czy jest mu z tym dobrze. Wolałby, żeby była spokojną, pracowitą dziewczyną, całkowicie bezproblemową. Bo na więcej problemów nie miał ochoty. Wiedział, że się od niej nie odwróci, ale to wszystko utrudniało.

– Igor, zostaniesz tutaj, a ja muszę przejść w stronę tego kompleksu garażowego – odezwała się po dłuższej ciszy i wskazała ręką w stronę północy.

– Nie podoba mi się, że idziesz tam sama.

– Przepraszam, ale nie możesz ze mną iść. Wcześniej tego nie przemyślałam i powiedziałam Glebie, że będziemy razem.
– Glebie? Kim jest Gleba?

– Gleba jest moim znajomym, tak w sumie mogę go nazwać.
– Wyjaśnij mi, dlaczego nie mogę tam z tobą pójść.

Alicja zamilkła i oparła się ciężko o zagłówek. Przeklinała swoją impulsywność i zbyt długi język. Była świadoma tego, że musi jeszcze wiele zrobić w zakresie samokontroli, bo to będzie niezbędne w czasie wykonywania jej wymarzonego zawodu, a ewidentnie sobie z tym nie radziła.

– Bo trwa twój proces i nie mogę cię narażać na spotkania z takimi osobami. Nie możesz w tym uczestniczyć, a całe ryzyko związane z moimi problemami biorę na siebie.

– Teraz mam tutaj siedzieć i się martwić?

– Nie martw się, naprawdę nic mi tam nie grozi. Gdy wrócę, to od razu odpalam silnik i stąd spadamy. – Przesunęła się i pocałowała go krótko w policzek, na którym poczuła ostry zarost. – Zaufaj mi.

Wysiadła i trzasnęła drzwiami, zanim zdążył się odezwać. Przyzwyczaił się do tego, że lubiła mieć ostatnie słowo i tym samym kończyć dyskusję. Pomimo przenikliwego chłodu, nie nałożyła swojego karmelowego płaszcza. Odchodziła szybko w stronę garaży w wąskich, opinających nogi czarnych spodniach i obszernej, ciemnej bluzie z kapturem. Na nogach miała naprawdę stare, zniszczone adidasy. Zdziwił się, gdy tak wyszła z domu, ale nie chciał nic mówić, bo czuł, że nie powinien. Mówiła, że wie, co robi.

Postanowił zostać tak, jak go o to poprosiła, ale cały czas się martwił. Czuł dziwne napięcie, które opanowało całe ciało i był pewien, że go nie opuści, dopóki Ala nie wróci do niego cała i zdrowa.

Alicja szła powoli ze spuszczoną głową, na którą nasunęła kaptur. Kosmyki jej długich włosów wystawały, ale zapomniała gumki i nie miała, jak ich schować. Jej celem było niezwracanie na siebie uwagi. Wiedziała, że musi przejść jeszcze kawałek, a następnie skręcić w prawo. Była zła, ale nie chciała, żeby Igor się zorientował. Wszystko poszło nie po jej myśli i miała ochotę puścić niezłą wiązankę przekleństw, ale starała się pohamować. Za to w myślach, pozwalała sobie na wszystko. I to przyniosło jej ulgę, chociaż tylko chwilową.

Listopadowy chłód mocno szczypał ją w policzki, Dodatkowo było jej zimno w nogi, ale nie chciała narzekać. Po przejściu kilkudziesięciu metrów podniosła głowę i odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że Gleba stoi oparty o jeden z garaży i leniwie pali papierosa.

– Witaj, Laleczko – przywitał ją, wychodząc jej naprzeciw.

Podszedł blisko i przytulił ją do siebie, przyciskając do siebie w jej odczuciu zbyt mocno, dlatego po chwili go lekko odepchnęła. Wiedziała, dlaczego to robił. To przytulenie miało szczególne znaczenie i rolę w ich spotkaniu.

– Nie pozwalaj sobie, Mały – warknęła, co spotkało się z jego szczerym śmiechem.

– Co, jak co, ale... – droczył się z nią, co wywołało również uśmiech na jej spiętej twarzy.

– Jesteś ode mnie młodszy o sześć lat gówniarzu – zgasiła go Alka.

– A gdzie twój Romeo?

– W samochodzie – odpowiedziała, niecierpliwie rozglądając się po okolicy. – Masz – mruknęła i wcisnęła mu do kieszeni bluzy plik banknotów. – Tyle, na ile się umówiliśmy.

– Dlaczego nie przyszedł z tobą?

– Bo nie powinien tutaj być. Jego proces jest w toku – odparła, tupiąc z zimna stopami w miejscu.

– A jak ja ci mówiłem, żebyś się ze mną umówiła, to odrzuciłaś moje zaloty – zaśmiał się cicho. – A teraz znowu z jakimś skazańcem się zabawiasz?

– Gleba, przestań. I jakie znowu? Nigdy nie miałeś u mnie szans, dzieciaku. – Zadarła głowę wysoko, bo był od niej wyższy o półtorej głowy.

Alicja wsunęła dłoń do szerokiej kieszeni i pomacała paczuszkę, aby się upewnić, że na pewno ją ma. Gleba włożył ją sprytnie w czasie wymuszonego przytulania tak, żeby nikt się nie zorientował.

– Gleba!

Alicja odwróciła się nagle w stronę obcego mężczyzny, który zawołał jej znajomego i poczuła gęsią skórkę. Ze strony, z której ona sama przyszła, szło w ich stronę czterech mężczyzn ubranych w dresy. Wyglądali złowrogo i niebezpiecznie. Każdy z nich był łysy i wytatuowany. Jeszcze nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji i nie wiedziała, co powinna teraz zrobić.

– Nie bój się – mruknął Gleba, przyciągając ją do siebie. – Jesteś tutaj ze mną i nic ci nie grozi.

– Co jest, Murzyn? – zapytał tego, który go wcześniej zawołał.
Ta ksywka do niego pasowała przez oczywisty kontrast, bo jego cera była prawie biała, ale całą głowę i pół twarzy miał pokrytą ciemnymi, prawie czarnymi tatuażami. – To mój teren.

– Jasne, że twój, ale chcieliśmy sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku.

– Sprawdziłeś, to spierdalaj – warknął, a Ala poczuła, że za chwilę się rozpłacze ze stresu.

– Nie przedstawisz nas? To niegrzeczne – zapytał drugi z nieznajomych, gapiąc się lubieżnie na szczupłe nogi dziewczyny.

Barbie, skarbie, poznaj moich znajomych – powiedział Gleba dziwnym, spokojnym tonem, lecz można było wyczuć, że aż kipi z wściekłości. – Murzyn, Bobby, Krejzol i Perła. – Alicja była w stanie jedynie kiwnąć głową.

Barbie jest niemową, czy jak? – zarechotał Murzyn. – Ja tam bym ją rozruszał.

W Alicji się zagotowało. Postanowiła, że nie pozwoli, żeby tak ją traktowano. Zmarszczyła gniewnie brwi i już się miała odezwać, ale Gleba wbił mocno palce w jej bok, co ją rozproszyło.

– Odpierdol się od niej. Nie chcesz mieć we mnie wroga, Murzyn. Spierdalaj stąd, zanim zdążysz mnie wkurwić – warknął ponownie Gleba i złapał Alicję za dłoń. – Idziemy.

Chłopak miał nadzieję, że Alicja niczego nie odwali i będzie siedziała cicho. Znaleźli się w naprawdę niekomfortowej sytuacji i on musiał zrobić wszystko, żeby bezpiecznie ją odprowadzić. To ona go wyratowała przed więzieniem, a on musiał teraz zapewnić jej bezpieczeństwo.

Złapali go pół roku temu za narkotyki. Starsi dilerzy zapewniali go, że miejsce, gdzie ma zanieść towar, będzie bezpiecznie, ale nie było. To była pułapka, w którą wpadł jak pierwszy, lepszy naiwniak. Wydawało mu się, że to już będzie koniec. Więzienie było ostatnim miejscem, w którym mógł się znaleźć. To miejsce, prawdziwe piekło na ziemi, pochłonęło już jego ojca i brata. A on przecież obiecał swojej matce, że nie pójdzie ich drogą. Przyrzekł jej, że nigdy tam nie trafi. Gdy siedział w areszcie, oblewały go zimne poty. Mdliło go ze strachu i bólu głowy, który od wielu godzin nie mijał. Bał się, że przez swoją głupotę wszystko stracił.

I wtedy na widzenie z nim przyszła młoda blondynka, która bała się prawie tak samo mocno, jak on. Doskonale wyczuwał jej emocje i widział przerażenie w granatowych oczach, chociaż pochodzili z dwóch różnych światów. Myślał, że ma przejebane. Mała blondi i on, nie mieli żadnych szans z prokuraturą. Łudził się, że dostanie bardziej doświadczonego obrońcę z urzędu, ale znowu nie miał szczęścia.

Ale wtedy się do niego odezwała. I jej głos wcale nie współgrał ze strachem w ciemnych oczach. Starał się zrozumieć to, co do niego mówiła, ale później odpuścił. Zaufał jej i jej mądrym słowom. Obiecała mu, że go z tego wyciągnie i tego postanowił się trzymać najmocniej. Uwierzył jej, chociaż tak naprawdę nie miał innego wyjścia. Nawiązała się pomiędzy nimi niewidzialna nić porozumienia. Od tej chwili czuł się wobec niej zobowiązany. Postanowił, że zawsze jej pomoże, gdy ona się do niego zwróci z pomocą.

Po warunkowym umorzeniu postępowania*, które dla niego wywalczyła, obiecał sobie, że już nigdy nie wróci do narkotyków. Ale wrócił i to szybciej, niż się spodziewał.

Naładowany pozytywną energią i dobrymi słowami swojej młodej mecenas zaczepił się na czarno w osiedlowej pizzerii. Szef był z niego zadowolony, a on sam mógł zużyć swoją energię na coś dobrego. Robienie pizzy było dobre. Ukończył zawodówkę gastronomiczną z wyróżnieniem i teraz mógł wykorzystać swoją wiedzę. 

Na koniec pierwszego przepracowanego miesiąca okazało się jednak, że szef, chociaż był z niego zadowolony, to nie zamierzał wypłacić mu wynagrodzenia. Ojciec wciąż siedział w więzieniu, bo mu dołożyli kilka lat za rozboje, w których dopiero się skończyły procesy.

Gleba wrócił do domu załamany. Potrzebował pocieszenia, w jakiejkolwiek formie. Matki nie było, a w mieszkaniu zastał tylko trójkę młodszego rodzeństwa. Byli głodni, a on nie miał nawet dziesięciu złotych. W szufladce w kuchni, gdzie zawsze znajdował pieniądze odłożone na czarną godzinę, nie było nawet złotówki. To mogło oznaczać tylko jedno, jego mama znowu zaczęła pić.

Zamknął się na godzinę w swoim pokoju, gdzie wypłakiwał sobie oczy. Po tym czasie wstał z podłogi, nałożył swoją czarną "roboczą bluzę" i wyszedł z domu, uprzednio zapewniając dzieciaki, że wróci z chlebem. Musiał to zrobić dla nich. A już zdążył pomyśleć, że wyszedł na prostą i już wkrótce stanie się porządnym mężczyzną.

Poszedł prosto do dziupli. Potrzebował roboty na szybko, tak żeby jeszcze dzisiaj dostać zapłatę. Nie miał innego wyjścia.

Narkotyki powróciły do jego codzienności, a strach przed więzieniem się nasilił.

Pewnego dnia zadzwoniła do niego Alicja. Nie odbierał od niej przez kilka dni, bo myślał, że dzwoni w sprawie warunku*. Obawiał się, że dowiedziała się o jego powrocie do dilowania. Takim postępowaniem naruszał nałożonego na niego obowiązki okresu próby. Alicja jednak nie odpuściła. Odnalazła go osiedlu i poprosiła o pomoc. Od tamtej pory spotykali się regularnie, a on nigdy nie zapytał, po co jej marihuana. Nie chciał wiedzieć.

Teraz ściskał ją mocno za dłoń i miał nadzieję, że swoją siłą nie zmiażdży jej palców. Musiał ją stąd szybko wyprowadzić. Wyminęli mężczyzn i ruszyli szybko przed siebie. Alicja się na szczęście nie odzywała, co Gleba przyjął z lekkością serca. Był jej wdzięczny za to, że nie sprawiała dodatkowych problemów.

– Będę musiał za chwilę coś zrobić, nie świruj – ostrzegł ją, a ona zdążyła jedynie otworzyć usta, gdy się nagle zatrzymali, a on pochylił się i mocno ją pocałował w usta.

Smakował papierosami i miętą. Alicja przerażona rozwojem sytuacji nie opierała mu się, ale miała nadzieję, że zaraz ta cała farsa się skończy.

– Starczy – warknęła, gdy przerwał pocałunek.

– Przyznam, Barbie, że nie mogę zaprzeczyć, że nie marzyłem o tym, żeby cię pocałować, ale musieliśmy trochę zagrać. Te mendy muszą uwierzyć, że jesteś tutaj ze mną.

– Po co? Zaraz stąd zniknę – odpowiedziała, kurczowo trzymając w kieszeni swoją paczkę.

– Ale mogą pójść za tobą, a tego nie potrzebujesz – wyjaśnił jej, gdy ponownie ruszyli. – Teraz, gdy zobaczą, że jesteś ze mną "na serio", to będą się bali.

– Gleba, miałeś tylko trochę dilować, a nie wchodzić wyżej w tej hierarchii. Obiecałeś mi to – powiedziała zmartwionym tonem, gdy zrozumiała, o czym do niej mówił i co chciał jej przekazać.

– Już na to za późno – mruknął, a ją zakłuło serce, bo nie spodziewała się, że aż tyle się u niego zmieniło.

– Będę się o ciebie martwić.

– Nie musisz, jestem dużym chłopcem.


Wyszli w milczeniu spomiędzy garaży, wciąż trzymając się za ręce. Igor dostrzegł ich z oddali, ale postanowił nie interweniować, chociaż wściekłość i zazdrość mocno się w nim zagotowały. Alicja była niezwykle blada i spięta, coś musiało się wydarzyć.

Podeszli do samochodu. Jeszcze przez chwilę rozmawiali i wsiadła szybko. Obcy mężczyzna zatrzasnął drzwi i odsunął się od auta. Patrzył na nich smutnym, zmartwionym wzrokiem.

– Kto to jest? – warknął Igor, gdy Alicja usiadła i drżącymi rękami złapała za kierownicę i za chwilę odpaliła silnik.

– Nie teraz.

– Alka, teraz.

– Nie, nie teraz, Igor.

Wrzuciła bieg i ruszyła, nie odrywając wzroku od samotnego, nieszczęśliwego mężczyzny. Lekarz zobaczył, że miała łzy w oczach. Niczego już nie rozumiał.

Po chwili skupiła się na jeździe i dodała gazu. Igor widział, że drżała jej odrobinę dolna waga, ale zaraz ją przygryzła, gdy tylko zorientowała się, że widział.

– Dlaczego chcesz płakać?

– Bo mi na tym chłopaku zależy, a sama go popycham w to bagno.

– Co?

– Och, nie zrozumiesz. Nie jesteś w stanie, ale nie mogę ci powiedzieć wszystkiego. Tajemnica obrończa.

– Śmierdzisz papierosami – powiedział z wyrzutem. – Albo sama paliłaś, albo robił to on i się z nim obściskiwałaś.

Alicja się zaśmiała ironicznie i spojrzała na niego z naganą, po czym zatrzymała się na czerwonym świetle z piskiem opon.

– Nie zachowuj się jak dzieciak – zwróciła mu uwagę, ale zanim zdążył odpowiedzieć, kontynuowała. – Wiem, że wielu rzeczy nie wiesz, ale ze mną już tak jest. Nigdy nie będziesz wiedział wszystkiego. Tajemnica obrończa rozciąga się na wiele aspektów. Jestem z Glebą bardzo związana emocjonalnie i nic na świecie tego nie zmieni. Broniłam go. Lubię go, ale widzę, że znowu się pogrąża. Ja go pogrążam, ale nie wiem, do kogo miałabym się zwrócić z moim problemem – wycedziła, gdy ruszyli.

– Szłaś z nim za rękę.

– I tylko tyle zauważyłeś? – burknęła. – Tak, szłam z nim za rękę, bo mieliśmy niebezpieczną sytuację, której żadne z nas się nie spodziewało. Przyszli jacyś kolesie. Byli agresywni. Gleba musiał naściemniać, że jesteśmy razem, dlatego mnie odprowadził. Nie chciał, żeby za mną poszli.

– Trzeba było zadzwonić po policję.

– Igor, proszę. Nie utrudniaj wszystkiego, bo i tak jest cholernie ciężko – jęknęła Ala, skręcając na niewielki plac przy dworcu autobusowym, gdzie mieli się rozstać.

– Staram się nie utrudniać, ale... Po co ci narkotyki? Bo podejrzewam, że po to właśnie pojechałaś.

– Mój tata jest chory i bardzo cierpi. Marihuana mu pomaga.

Igor nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Trochę już poznał Alicję i wiedział, że jest zdolna do wszystkiego, gdy jej zależy. A za rodzinę na pewno dałaby się pokroić.

– Jak bardzo jest chory?

– Stwardnienie rozsiane. Ostatnio jest gorzej, dlatego tata potrzebuje więcej. Medyczna marihuana jest mu przyznawana w tak niewielkich ilościach. Musiałam wymyślić coś innego.

– To dlatego twój brat po ślubie zamieszka z rodzicami?

– Tak – odparła i była wdzięczna, że pamiętał. – Mam z Kamilem układ. Ja załatwiam marihuanę i przyjeżdżam, gdy tylko mogę. A on jest tam na co dzień, bo mama nie dałaby rady sama. A nie oddamy taty do ośrodka.

– Ale wiesz, że może przyjść taki czas, że...

– Nie – przerwała mu szybko Ala. – Tata opiekował się nami całe życie i teraz my będziemy robić dla niego to samo.

– Ala, jesteś naprawdę silna – pochwalił ją i położył rękę na jej karku, aby ją do siebie przysunąć.
Chciał ją przytulić, bo oboje teraz tego potrzebowali.

– Nie jestem, wcale nie jestem – szepnęła, wtulając się w niego. Nerwy zaczęły ją opuszczać i poczuła się w jego ramionach odrobinę lepiej.

– Chciałbym być dla ciebie bardziej pomocny – wyznał z bólem serca, bo zrozumiał, że on również jest dla niej zmartwieniem, z których ona już i tak zbudowała piramidę swoich słabości.

– Po prostu bądź, poradzę sobie z resztą problemów – powiedziała, gdy się od niego odsunęła i spojrzała na zegarek. – Za pięć minut odjeżdża twój autobus. Napisz do mnie, gdy dojedziesz, a ja teraz jadę do rodziców.

– Zadzwonisz do mnie, gdy będziesz już na miejscu?

– Spróbuję, ale będę się starała wrócić jeszcze do miasta. Będę się bardzo spieszyła i mogę zapomnieć o skontaktowaniu się z tobą. Jutro rano mam rozprawę.

– Wolałbym, żebyś nie jechała w nocy. I nie spiesz się – dodał spiętym głosem.

– Wiem, ale muszę, nie mam innego wyjścia. To mój rozwód, nikt za mnie na to nie pójdzie. Ewentualnie wyjadę o 5 rano i wskoczę do kancelarii, a potem prosto do sądu.

– Czasem przeraża mnie to, jak dużo pracujesz. Nie wiem, jak w tym całym szaleństwie jeszcze znajdujesz czas na leniwe leżenie ze mną w łóżku.

– Bez tego bym zwariowała – zaśmiała się i pogłaskała go po policzku z czułością. – Igi, nie jestem kryształowa. Jestem okropnie zakręcona, zapędzona i zapracowana, ale cholernie mi na tobie zależy. Nigdy jeszcze mi na nikim tak nie zależało. Jestem strasznie obciążona szeregiem zobowiązań i mogę cię czasem zawieść, tak, jak to robię teraz. Zawodzę cię, bo pokazałam ci coś mrocznego, coś, z czego nie mogę zrezygnować.

– Twoja tajemnica będzie ze mną bezpieczna – zapewnił ją, po czym pocałował ją krótko. – Dwie minuty do odjazdu.

– Idź, bo nie masz późniejszego.

– Kiedy się zobaczymy? – zapytał.

– Nie wiem, ale mam nadzieję, że już niedługo.


* warunkowe umorzenie postępowania karnego – szczególna sytuacja, w której możliwe jest zakończenie procesu karnego bez ustalania sprawstwa i winy (można powiedzieć, że z pominięciem przeprowadzania postępowania dowodowego). W skrócie: sąd stwierdza winę sprawcy, nie wymierza mu kary, sprawca pozostaje osobą niekaraną w świetle prawa, sąd podaje sprawcę próbie, z góry ustalając jej okres. Warunkowo umorzone postępowanie sąd podejmuje, gdy oskarżony naruszy warunki, jakie na niego nałożono. 

Warunkowe umorzenie postępowania jest spoko, Alka lubi to, totalnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro