20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Alicja siedziała wciąż przy stole i udawała, bo na nic więcej teraz nie było jej stać. Jej oczy skupiały się na skaczących w kodeksie literkach, ale uszy były całkowicie nastawione na słuchanie każdego słowa dobiegającego z sypialni. Celem jej nie było podsłuchiwanie, ale nie mogła się powstrzymać. Sam fakt, że Igor rozmawiał z Marcelą, sprawiał, że była czysto, po ludzku zazdrosna.

Pojawienie się "byłych" w czyjejkolwiek teraźniejszości, zawsze niosło za sobą pewne ryzyko. Ryzyko związane z tym, że Igor mógłby w jakimkolwiek stopniu w rozmowie właśnie z nią, odnaleźć potrzebne mu ukojenie. Marcela znała go dłużej i mogła dużo więcej wyczuć, wyciągnąć coś spomiędzy wypowiedzianych zdań, w przeciwieństwie do Alicji, która miała jeszcze pełne prawo popełniać w tej relacji błędy. Błędy te jednak mogły mieć niebagatelne znaczenie dla ich raczkującego związku, co ją skutecznie wyprowadzało z równowagi.

– Odpowiedzialności karnej za przestępstwo skarbowe lub odpowiedzialności za wykroczenie skarbowe podlega ten tylko, kto popełnia czyn społecznie szkodliwy, zabroniony pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą – mówiła do siebie półgłosem, zmuszając się tym samym do całkowitego skupienia na nauce.

...chyba powinienem ci podziękować, że się o mnie martwisz...

– To ja się o ciebie martwię, Igi. Ona nie musi. Masz mnie – mruknęła, gniewnie podnosząc wzrok i komentując "na żywo" podsłuchiwaną rozmowę.

...nie wiem, czy to jest dobry pomysł, Marcela...

– Nie wiem, o co chodzi, ale wiem, że to nie jest dobry pomysł – dopowiedziała i znowu zajrzała do kodeksu z nadzieją, że coś ją tam skutecznie przyciągnie. – Jeżeli do dokonania przestępstwa skarbowego lub wykroczenia skarbowego wymagane jest nastąpienie określonego w kodeksie skutku, sprawca zaniechania podlega odpowiedzialności karnej za przestępstwo skarbowe lub odpowiedzialności za wykroczenie skarbowe tylko wtedy, jeżeli ciążył na nim prawny, szczególny obowiązek zapobiegnięcia skutkowi... – kontynuowała półgłosem analizowanie przepisów i nawet udawało jej się w nie wczytywać bez większego trudu, co było dla niej w tej sytuacji zaskoczeniem.

...Nie, nie, nie rozumiesz. Jestem w Rzeszowie. Nie, nie możesz do mnie wpaść, chociaż to fakt, bardzo długo się nie widzieliśmy. Nie jestem tutaj sam....

Alicja podniosła głowę i miała ochotę wstać, ale siłą woli udało jej się samą siebie powstrzymać. Marcela chciała się z nim spotkać! Jak dobrze, że do niego przyjechała i temu zapobiegła. Uznała, że powinna pójść po coś do sypialni, ale jednak tego nie zrobiła. Ufała Igorowi w przeciwieństwie do siebie, dlatego wolała nie podnosić tyłka. Ale była czujna.

– Dwa lub więcej zachowań, podjętych w krótkich odstępach czasu w wykonaniu tego samego zamiaru lub z wykorzystaniem takiej samej sposobności, uważa się za jeden czyn zabroniony; w zakresie czynów zabronionych polegających na uszczupleniu lub narażeniu na uszczuplenie należności publicznoprawnej za krótki odstęp czasu uważa się okres do sześciu miesięcy – mruczała do siebie, próbując zapamiętać wszystkie elementy analizowanego przepisu.

Wiedziała, że jest on niezwykle ważny i często komisje lubią zadawać o niego pytanie, dlatego dosłownie na chwilę się wyłączyła. Jej własna przyszłość była dla niej ważniejsza od chwilowego wtargnięcia do ich świata nieproszonego gościa, choćby nie wiadomo jak był atrakcyjny i niepokojący.

Alicja z samego rana zdenerwowała się, gdy zobaczyła, że Marcelina dzwoni do Igora. Dzwoniła do niego wiele razy i za każdym razem Ala miała ochotę wywalić telefon przez okno. Wybieranie czyjegoś numeru tak wcześnie rano, wydało jej się bardzo intymne i wyprowadziło ją z równowagi. Tym bardziej że wrodzona ciekawość zmusiła ją do spojrzenia na wyświetlacz i zamarła. Zobaczyła przepiękną kobietą, tak od niej różną, że zaparło jej dech w piersi. Skoro Igor oświadczył się tej kobiecie i przez wiele lat się z nią spotykał, to ona nie miała pojęcia, co dostrzegł właśnie w niej, zwyczajnej Alce.

Alicja w porównaniu z piękną Marcelą wyglądała jak podlotek – nieopierzony blond kurczak.

Łzy zaszkliły się w jej oczach, gdy w jej głowie ponownie pojawiło się zdjęcie byłej narzeczonej.

Marcelina miała piękne, ciemne, mocno kręcone włosy oraz równie ciemną oprawę oczu. Piękne, wręcz idealne brwi, układające się w łagodne łuki. Piękne, jasnozielone oczy, które współgrały perfekcyjnie, śmiejąc się razem z pełnymi, lekko muśniętymi błyszczykiem ustami. Cała była piękna. A to jej piękno było zniewalające, takie dostojne, zbyt odmienne od naturalności Alicji.

Jak ona miała rywalizować z tak klasycznie piękną kobietą?

Odpowiedź była jedna, prosta i oczywista – nijak, bo w rzeczywistości ona przecież już jej rywalką nie była. Igor się z nią rozstał, ale to wcale Ali nie uspokajało. Podświadomie czuła niepokój, którego nie potrafiła zwalczyć.

... Nie, nie, stop, Marcela. Ona nie jest kolejną przygodą. Nie, o to się nie martw. Nie. Marcela, dość. Wiem, że wiesz. Nie wiem, co opowiadał ci Marek i Krzysiek. Nie muszę z tobą o tym rozmawiać. Alicja jest ważna. Zostawiłaś mnie, więc tak, jest ważn...

Alicja wypuściła z rąk kodeks, który upadł z łoskotem na blat stołu. Zaskoczyło ją to, w jakim kierunku poszła rozmowa pomiędzy byłymi partnerami. Miała ochotę wstać i im przerwać. Najchętniej wzięłaby słuchawkę i po prostu rozłączyła rozmowę, ale wiedziała, że nie może tego zrobić. Była cała zagotowana i coraz bardziej rozzłoszczona całą sytuacją.

...Nie, Marcelka. Dziękuję za zaproszenie, ale to nie jest najlepszy pomysł. Nie musiałaś dzwonić milion razy, wystarczyło zostawić wiadomość.

Zapadło milczenie, a cisza zaczęła nieprzyjemnie dzwonić w jej uszach. Złapała ponownie za kodeks, bo Igor mógł w każdej chwili wrócić. I rzeczywiście za parę minut wszedł do kuchni. Podszedł do niej i pocałował ją krótko w czubek głowy.

– Wezmę szybki prysznic i zjemy razem śniadanie. Umieram z głodu i nie mogę się doczekać twoich grzanek – powiedział i zniknął za drzwiami łazienki.

Alicja zamknęła kodeks i odłożyła go na bok. Nauka zagadnień prawa karnego skarbowego całkowicie jej nie szła, dlatego musiała zmienić tematykę. Zastanowiła ją rozmowa, której była świadkiem, a słowa wypowiadane przez Igora zbyt mocno osadzały się w jej umyśle. Myślała, że Igor jej opowie, o czym rozmawiali i czego chciała piękna Marcela, ale się z nią tym nie podzielił. Postanowiła zdusić w sobie żrącą ciekawość i zaczekać, aż sam rozpocznie rozmowę.

Z cichym westchnieniem podniosła się i zaczęła zbierać ze stołu sterty książek. Uczyła się już od kilku godzin i musiała sprzątnąć ten bałagan, aby mogli zjeść spokojnie śniadanie. Gdy wszystkie książki znalazły się na kanapie, a część z nim na podłodze, wzięła podkładki, które wcześniej odłożyła na komodę i równo je ułożyła. Potem postawiła na środku talerz z grzankami, dwa talerze, sztućce, kubki oraz odnaleziony w szafce słoik miodu. Brakowało jej dżemu, ale znalazła pomarańczowy, jeden z jej ulubionych smaków, w jednej z szafek. Szybko uporała się z nakrętką, waląc ją z odpowiednią siłą o płytki, tak, aby słoik się nie stłukł, a nakrętka puściła.

Popatrzyła z uznaniem na elegancko nakryty stół i się uśmiechnęła. Zadowolona z efektu poszła do sypialni, aby się ubrać. Na podkoszulek narzuciła beżowy sweter i dobrała do tego ciepłe dresy. Na stopy naciągnęła kolorowe skarpetki z pączkami. Sięgnęła do kosmetyczki po szczotkę i zaczęła powoli rozczesywać splątane, lekko podsuszone włosy. Skończyła, gdy usłyszała, że Igor już wyszedł z łazienki. Usiadła przy stole i czekała, aż do niej dołączy.

– Wspaniale wszystko przygotowałaś – pochwalił ją, siadając naprzeciwko.

– Dziękuję – odpowiedziała z uśmiechem, bo była z siebie naprawdę dumna, sięgając po grzankę. – Smacznego, Igi.

– Smacznego, kochanie – odpowiedział i również sięgnął po kromkę usmażonego chleba, którą następnie posmarował konfiturą.

Alicja przyglądała mu się otwarcie, przeżuwając powoli jedzenie. Doskonale znała ten smak swojego dzieciństwa i cieszyła się, że udało jej się przygotować danie bez spalenia którejś ze stron chlebka na węgiel, co jej się często zdarzało. Odłożyła kromkę i nalała każdemu z nich gorącej kawy. Podniosła się i poszła do lodówki, aby przynieść karton z mlekiem.

– Widzę, że się gotujesz z ciekawości – zaczął Igor, patrząc prosto w ciemne oczy Ali. – I pyszne te grzanki, ta bułka tarta dodaje im smaku.

– Dzięki i wcale się nie gotuję, ale nie będę zaprzeczać, że nie jestem ciekawa, bo jestem i to bardzo. Słyszałam urywki waszej rozmowy – przyznała się otwarcie, nie zamierzając owijać w bawełnę.

– Marcela chciała mnie dzisiaj wieczorem wyciągnąć na piwo, bo jest w Rzeszowie.

– Jeśli masz ochotę, to idź – powiedziała, a jej twarz nie wyrażała dosłownie niczego.

– Nie poszedłbym bez ciebie.

– Ale ja nie wiem, czy miałabym ochotę na takie spotkanie. Ty, ja i Marcela. Grubo. – Sięgnęła po kubek i napiła się kawy. – I nie wiem, czy ty jesteś gotowy na to, żeby wyjść gdzieś ze mną i nie wiem, czy to nie przyniosłoby ci dodatkowych nerwów. Za dużo niewiadomych, żeby było miło.

– Wiesz, Ala, nie musisz tak wszystkiego analizować i się martwić na zapas.

– Wybacz mi, ale ja już tak mam. Postaram się pohamować, żeby cię tym nie przytłaczać.

– Alcia, nie o to mi chodziło. – Przerwał jej, łapiąc kolejną grzankę i gryząc kawałek ze smakiem. – Jesteśmy w Rzeszowie i w sumie moglibyśmy bez większych przeszkód razem wyjść.

Alicja uniosła ze zdziwieniem brwi, bo tego się po nim nie spodziewała. Przyzwyczaiła się już do myśli, że do końca trwania procesu będą się ukrywać w jej pokoju lub tutaj, aby nikt się nie dowiedział.

– Ale? – zadała mu pytanie, chcąc go w ten sposób pociągnąć za język.

– Ale wiem, że spotkanie z Marcelą nie byłoby dla ciebie w żaden sposób rozluźniające i musisz się uczyć.

– Nie muszę się uczyć cały czas.

– Nie musisz, oczywiście, ale powiedz mi, miałabyś ochotę się z nią spotkać?

– Nie – odpowiedziała szybko. – Tylko z nią, na pewno nie.

– Właśnie, dlatego koniec tematu.

– Ona jest piękna – powiedziała Alka, bo wyrzucenie tego z siebie było silniejsze od podpowiedzi rozumu, żeby odpuściła.

– Kto?

– Marcela.

– Nie wiem, co mam na to odpowiedzieć.

– W sumie to nie musisz odpowiadać. Tylko zastanawiam się, jak mogłeś się z nią rozstać. Ona jest jak z obrazka.

– Nie mojego obrazka, Ala.

– Rozumiem – odparła, zastanawiając się, czy powinna ciągnąć tę rozmowę.

– Ty jesteś w moim obrazku.

Uśmiechnęła się, bo spodobało jej to, co słyszy.

– Przestań się z nią porównywać. Jesteś dla mnie najlepsza na świecie, pod każdym względem – powiedział, trącając ją celowo kolanem. – Możesz mi opowiadać o prawniczych pierdololo bez przerwy, wszystko zniosę.

– Prawnicze pierdololo są ciekawe.

– Jasne – zaśmiał się i sięgnął po kolejną grzankę. – Ala, jestem z tobą, a nie Marcelą. Ona jest przeszłością. Czasem mogę ją gdzieś spotkać, bo mamy wspólnych znajomych. Tylko tyle.

Alicja miała mieszane uczucia, co do ewentualności spotkania z Marcelą. Z jednej strony wcale nie miała na to ochoty, ale z drugiej wrodzona ciekawość podpowiadała jej, że takie spotkanie mogłoby dać jej odpowiedzi na wiele kłębiących się w jej głowie pytań. Alicja lubiła wiedzieć, a nie jedynie pozostawać w sferze domysłów, bo to ją drażniło.

Zauważyła też, że Igor jest rozluźniony i uśmiechał się częściej niż zwykle. Ewidentnie czuł się tutaj lepiej, oddalony od codziennych problemów. Postanowiła mu ich w żaden sposób nie dokładać.

Gdy skończyli jeść, posprzątała brudne talerze i kubki, a potem spojrzała z niechęcią na książki.

– Poucz się trochę, a ja pomyślę, co zrobię na obiad i skoczę do sklepu.

– Nie kupuj za dużo, bo przywieźliśmy ze sobą trochę jedzenia – powiedziała, trzymając w dłoniach skrypt z wykładów, które wcale nie miała ochoty otwierać.

– Jasne, najpierw ogarnę, co mamy w lodówce – zapewnił ją i odprowadził wzrokiem, gdy poszła w stronę kanapy, gdzie usiadła lekko zrezygnowana.

Wrócił kilkadziesiąt minut później, ale Alicja ledwo zarejestrowała sam fakt, że zazgrzytał zamek w drzwiach. Zatopiona w lekturze nie zwracała uwagi na to, co się dzieje dookoła niej, do momentu, kiedy przed jej nosem pojawiła się miska wypełniona świeżymi owocami oraz różnymi orzechami.

– To dla ciebie – powiedział Igor, stawiając miskę, wyraźnie z siebie zadowolony. – Uczysz się, potrzebujesz witamin i wszystkiego, co najlepsze.

– Dziękuję – odparła i sięgnęła po orzecha brazylijskiego.

– Widzisz, ja też potrafię się tobą zaopiekować – powiedział z uśmiechem i sięgnął po pilota. – O czym się uczysz?

– Teraz czytam o bezwzględnych przyczynach odwoławczych – mruknęła, chrupiąc kolejnego orzecha.

– O czym?

– Mówiąc najprościej – zaczęła, ponownie kierując wzrok w stronę notatek. – Po wyroku sądu I instancji, gdy zostanie wniesiona apelacja przez którąkolwiek ze stron, sąd odwoławczy, ten który rozpatruje apelację, ma obowiązek sprawdzić, czy w czasie procesu nie wystąpiły jedne z tych uchybień. Są one na tyle poważne i godzące w szeroko rozumiane "dobro" postępowania, że w sytuacji ich wystąpienia, sprawa wraca do sądu I instancji do ponownego rozpoznania.

– To skoro to jest obowiązek sądu, to dlaczego ty o tym czytasz?

– Bo – odpowiedziała, podnosząc głowę. – Mój egzamin będzie się składał z dwóch etapów. Pierwszy z nich będzie polegał na napisaniu apelacji karnej na podstawie fikcyjnych akt. W tym zadaniu będzie dużo błędów sądu, które ja będę musiała zauważyć i napisać o tym w apelacji, aby zdać. Gdybym nie zauważyła i nie podniosła w argumentacji bezwzględnej przyczyny odwoławczej, nie zdałabym tej części.

– A druga część?

– Druga część to egzamin ustny przed pięcioosobową komisją ze wszystkich zagadnień prawa karnego. Jeszcze nie wiem, ile pytań będę losować, ale zasadą jest, że na każde z nich muszę coś odpowiedzieć. Nie mogę milczeć, bo wtedy też oblewam.

– Trudny ten egzamin – stwierdził Igor, głaszcząc ją pocieszająco po kolanie.

– Trudny, ale prawo karne przynajmniej lubię i jego nauka nie przychodzi mi z takim trudem, jak przyswajanie mojego znienawidzonego prawa handlowego. Nie wiem, jak Nina może się odnajdywać w tych bzdurach o spółkach.

– Ala...

– Hmm...– mruknęła, bo już zdążyła się wczytać w kolejny akapit.

– Czy w mojej sprawie nie ma takich błędów?

Podniosła głowę, gdy tylko dotarło do niej, o co ją zapytał. Rozmowa o toczącym się procesie nie należała do najprzyjemniejszych, dlatego woleli za obopólną, milczącą zgodą o nim nie wspominać, jeśli nie było takiej potrzeby.

– Nie, Igi. Pilnuję wszystkiego razem z Jezierskim i nie ma żadnych uchybień. Ale... – Spojrzała na niego z troską. – Nie wszystko zależy tylko od nas. Musisz o tym wiedzieć.

– Myśl o tym, że ktoś mógłby coś po drodze zjebać i wszystko miałoby się toczyć od początku, sprawia, że robi mi się niedobrze.

– Nic takiego nie będzie miało miejsca – zapewniła go, chwytając go mocno za dłoń. – Sędziowie też tego pilnują. Nikt nie lubi, gdy w jego procesie coś się pieprzy. Zaufaj mi, będzie dobrze.

– Wierzę ci, ale wszystko to, co mówisz, jest dla mnie mocno egzotyczne i brzmi złowrogo, nieważne, do których twoich notatek sięgnę.

– Od tego jesteśmy, żeby pomóc się ludziom grzebać w paragrafach i je przekładać na język polski. – Widziała, że wciąż miał zaniepokojenie wymalowane na twarzy, dlatego postanowiła mu przykład uchybienia, aby lepiej zrozumiał. – Na przykład, gdyby sędzia nie miał uprawnień do orzekania, a nasz sędzia został sprawdzony albo gdyby w wyroku orzeczono karę nieznaną ustawie. To są naprawdę wyjątkowo sytuacje, które widać jak na dłoni.

Podniosła się i przesunęła w jego strony, aby pocałować go w skroń i pogłaskać po głowie.

– Czuwam, Igi – powtórzyła, a on się uśmiechnął.

– Będzie ci przeszkadzało, jeśli włączę po cichu film przyrodniczy?

– Oglądaj, Damian zawsze odpalał filmy, gdy ja się uczyłam. Potrafię się wyłączyć i niczego nie słyszeć.

Igor wyraźnie się skrzywił, ale nic nie powiedział. Myślenie o Damianie, o Damianie z Alicją, zawsze gotowało mu krew w żyłach.

– Długo z nim byłaś? – rzucił jakby od niechcenia.

– Kilka lat – odparła.

– To długo.

– Ja mu się nie oświadczałam – odpowiedziała z przekąsem, nie podnosząc wzroku.

– Co?

– To był tylko chłopak, nie narzeczony.

– To znaczy?

– Nic, Igi. Nic, naprawdę. Za dużo tych "byłych" jak na jeden dzień.

– Dobra, ucz się – zgodził się z nią. – Właśnie zaczynają się Tajemnice dzikiej Azji. Obejrzę i biorę się za szykowanie obiadu.

– Pomogę ci – zaoferowała, ale on pokręcił przecząco głową.

– Mam przepis i będę robić po kolei, zgodnie z instrukcjami. Gotowanie nie może być aż takie trudne.

– Jak będziesz potrzebował pomocy, to mów.

Igor wsłuchiwał się w kojący głos Krystyny Czubówny, która opowiadała o dalekich, azjatyckich stepach, ale wciąż myślami wracał do Ali. Miała rację, gdy mówiła, że w trakcie nauki udaje jej się zniknąć. Przekładała ze spokojem kolejne kartki skryptów oraz podręczników, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co się dookoła niej dzieje. Kilka razy wstała i szła w stronę stołu, zgrabnie przestępując przez jego wyciągnięte na pół dywanu nogi, aby wziąć kolejny potrzebny jej kodeks. Przeszkadzanie jej zbędną rozmową nie wchodziło w grę.

Obawiał się, że szykowanie obiadu mogłoby zupełnie bez powodu wytrącić ją z rytmu, dlatego nastawił po cichu kolejny dzbanek kawy i przyniósł jej pachnącą aromatyczną filiżankę, za co mu podziękowała krótkim spojrzeniem. Potem przyniósł im na talerzykach trochę świątecznych ciast. Odważył się jedynie zapytać, które z nich jest jej osobistym dziełem, a gdy otrzymał odpowiedź, nie zapomniał jej oczywiście pochwalić. Ciastko nie wyglądało widowiskowo, ale smakowało wyśmienicie. Alicja jadła, wciąż przeskakując wzrokiem po skomplikowanych paragrafach. On oglądał z zaciekawieniem kolejny program – Dziką Argentynę, a Ala zanurzona w swoim prawniczym świecie, zdobywała potrzebną jej do egzaminu wiedzę.

Idyllę przerwało ponowne brzęczenie jego telefonu. Poderwał się szybko, aby sięgnąć po niego i wyciszyć. Alicja jednak skutecznie się rozproszyła, bo oboje pomyśleli o tym samym. Sądzili, że znowu Marcela się do nich dobija.

– To tylko Marek – uspokoił ją, po czym odebrał. – Porozmawiam z nim w sypialni. Zaczekaj, Marko.

– Z kim jesteś?

– Z Alicją – odpowiedział przyjacielowi, po czym usłyszał jego krótki śmiech.

– Lubię to!

– Jasne, ja też. Co tam?

– Dzwoniła do mnie Marcela i mówiła, że jesteś w Rzeszowie.

– Zgadza się – potwierdził Igor.

– Odebrała Mariolka i z nią rozmawiała – zaczął Marek, a Igor czuł, że zaraz coś się wydarzy.

– I? – ponaglił go.

– I w związku z tym, że są u nas teściowie i mogliby się zająć gnojkami, powiedziała, że bardzo chciałaby wyjść wieczorem.

– Do czego zmierzasz, Marek?

– Zmierzam do tego, że moja żona umówiła nas na spotkanie z Marcelą wieczorem w Rzeszowie w naszej ulubionej burgerowni.

– A co ja mam z tym wspólnego?

– Marcela powiedziała Mariolce, że jesteś w Rzeszowie z kobietą. Mariolka uznała, że powinniśmy się spotkać wszyscy razem. Marcela ma być z bratem, więc będzie w sumie więcej osób.

– I?

– Mógłbyś zabrać Alicję – zaproponował ostrożnie Marek.

– Mógłbym, ale nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Widzę, że Marcela gra według starych zasad. Nie wiem, czy chcę, żeby poznała Alicję. – Zamilkł na chwilę. – Nie chcę, żeby Alicja poznała Marcelę. Mogłaby trochę świrować.

– Znasz Marcelkę najlepiej i wiesz, że ona nie uznaje odmowy, ale wiesz też, że nie jest złym człowiekiem. Pewnie chce zobaczyć na własne oczy, że sobie radzisz.

– Szybko cię przekonała – skwitował Igor.

– Stary, nie miałem szans. Jak miałem się przeciwstawić przyjaciółce i żonie?

– Pogadam z Alicją i dam ci znać, czy do was dołączymy – powiedział na koniec. – Będziemy w kontakcie.

Podniósł wzrok, gdy dostrzegł Alicję stojącą w drzwiach.

– O czym ze mną porozmawiasz?

– O tym, czy mamy ochotę dzisiaj wyjść z Markiem i jego żoną oraz Marcelą i jej bratem Grześkiem.

– A ty masz ochotę? – zapytała.

– Musisz się uczyć.

– To nie jest odpowiedź na moje pytanie.

– Myślę, że wspólne wyjście nie jest złym pomysłem.

– Ale masz dziwne opory.

– Nie mam. To nie o to chodzi.

– Wyjaśnij mi – powiedziała łagodnie i po cichu do niego podeszła. – Zrozumiem, że to dla ciebie za wcześnie i nie chcesz mnie przedstawiać twoim znajomym.

– Alcia, gdyby to wszystko było prostsze, już teraz przedstawiłbym cię całemu światu, całej mojej rodzinie i każdemu, kto się nawinie po drodze. To nie ty jesteś problemem, tylko ja.

– Zrobimy tak, jak zechcesz – zapewniła go, tłumiąc w sobie wszystkie emocje. Musiała mu pozwolić na pełną swobodę w tej kwestii.

Patrzył na Alicję i miał prawdziwą burzę myśli w głowie. Zdziwił się, że w jednej sekundzie zniknęły. Znał odpowiedź.

– Spotkamy się z nimi. Tutaj nikt nas nie zna. Będę szczęśliwy, gdy będę mógł cię gdzieś zabrać. A w tym miejscu podają naprawdę wyśmienite burgery – powiedział i dostrzegł w jej oczach błysk zadowolenia.

Czuł, że podjął dobrą decyzję.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro