26.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Jeszcze nigdy podróż busem, aż tak bardzo mu się nie dłużyła. Z uwagi na brak miejsca torbę musiał wrzucić pod siedzenie. Było mu niewygodnie i cierpły mu zgięte pod dziwnym kątem nogi. W myślach narzekał również na zbyt mocne ogrzewanie. Miał wrażenie, że w zimowych butach palą mu się stopy żywym ogniem, gdy nawiew umiejscowiony w tamtych okolicach działał na największych obrotach.

Gapił się bezmyślnie przez okno, widząc jedynie zarys typowo polskiego krajobrazu, wypełnionego wsiami, polami oraz lasami, wciąż spowitego przez czerń zimowej nocy. Starał się zbyt dużo nie rozmyślać na temat tego, co mogło się Alce przytrafić, ale niebezpieczne obrazy same powstawały w jego głowie. Najgorszych scenariuszy nawet nie brał pod uwagę, dlatego odpędzał je szybko. Alicja budziła w nim długo tłumione pokłady troski i sam nie wiedział, skąd to wszystko się w nim brało. Rodziło się w nim silne uczucie, o tym był przekonany. Ostatnio miał tak przy Marceli. Odruchowo wspominał czasy, kiedy tak dużo się uczyła, że zapominała o jedzeniu i odpowiedniej ilości snu, co kilka razy skończyło się dla niej omdleniem. Był wtedy przy niej ciągle, aby się nią opiekować i sprawić, by więcej nic złego jej nie spotkało.

Tak było kiedyś. Bardzo kochał Marcelę i wiedziony tym silnym uczuciem oświadczył się jej, a jednak nic z tego nie wyszło. Rozstali się, a uczucie zniknęło, wyparowało. Poruszył się na samo wspomnienie tego trudnego w jego życiu okresu. Długo nie mógł zrozumieć, jak to wszystko mogło się im przytrafić. Byli idealni razem, a jednak los albo oni sami zadecydowali, że to już koniec. I że nic z tego nie będzie.

Westchnął ponuro, czując w zakamarkach umysłu gorzkie wspomnienie porażki. Być może gdyby się bardziej postarał, udałoby im się w tym wytrwać, tak, aby mógł udowodnić przede wszystkim sobie, że nie jest takim słabym człowiekiem. Człowiekiem, który zbyt często i zdecydowanie zbyt szybko rezygnuje z gonitwy za swoim własnym szczęściem. Dlatego teraz wiedział, że podjął dobrą decyzję, wsiadając w nocnego busa i goniąc przez całe województwo, aby upewnić się, że wszystko jest z nią w porządku.

Teraz, z Alicją, było zupełnie inaczej, a jednak bardzo podobnie, przynajmniej w niektórych kwestiach, co zmuszało go do wspominania popełnionych w przeszłości błędów. Robił to po to, aby z tych błędów wyciągnąć wnioski i uniknąć ich w swojej teraźniejszości, w nowym związku, a nie po to, by użalać się nad niepowodzeniami. One już przeminęły, a tylko głupiec, nie uczy się na swoich błędach, tak zawsze powtarzała mu matka. Igor nie zamierzał zachowywać się jak głupiec, chociaż wiedział, że cienka jest granica pomiędzy postępowaniem zgodnie z tym, co się robić powinno, a co jednak decyduje się zrobić. Rozsądne działania nierozerwalnie powiązane są z podpowiedziami rozumu, a nie szalonego, często raptownego serca, które bywało złym doradcą. Gdy starał się to sobie wszystko w głowie uporządkować, zwykle się uspokajał. Docierało do niego, że nie jest człowiekiem skończonym i ma jeszcze wiele do zaoferowania, pomimo trwającego procesu karnego.

Wciąż kołatały mu się w głowie słowa, które wypowiedziała w czasie ich ostatniego spotkania Marcela. Pamiętał ten dreszcz, który go przeszedł, gdy uświadomił sobie ich znaczenie. Do tej pory czuł lekkie mrowienie, gdy tylko ponownie, zupełnie nieproszone, rozbrzmiewało w jego głowie.

"Gdybyś ze mną wyjechał, to całe nieszczęście nigdy by ci się nie przytrafiło."

To prawda. Gdyby wtedy zdecydował się na wyjazd, całkowicie wbrew sobie, pociągnięty jedynie chęcią podążenia za kobietą, do której tak niewiele czuł, uniknąłby tego feralnego przeznaczenia, które go dopadło. Wyjazd zmieniłby jego życie. Przeprowadzka do Londynu uchroniłaby tego nieszczęsnego człowieka przed śmiercią w wyniku wypadku samochodowym. Pracowałby daleko, nie byłby przemęczony, wcale by go tutaj nie było. Żyłby dalej, w obcym państwie, względnie zadowolony, całkiem spełniony, daleko od rodziny. Zostawiłby budowany w pocie czoła dom, przyjaciół. Ale nie miał pewności, czy to inne życie, z którego świadomie zrezygnował, byłoby dla niego ostatecznie lepsze. W tym innym życiu, o którym ostatnio, po rozmowie z Marcelą zaczął rozmyślać, nie było jednak Alicji. Nigdy w życiu by jej nie spotkał, bo zatargi z prawem nie były jego codziennością. A nawet gdyby coś przeskrobał, niewielkie było prawdopodobieństwo, że trafiłby właśnie na kancelarię, w której pracowała.

Może przypadkiem, kiedyś, gdzieś w galerii handlowej albo na Rynku Głównym w Krakowie, albo w jakimkolwiek innym miejscu na świecie, dostrzegłby ją gdzieś w tłumie. Zapatrzyłby się wtedy w jej piękne, niespotykane, granatowe oczy i uderzyłaby go myśl, że jest niesamowicie przyciągającą spojrzenia kobietą, taką, o jakiej nigdy się nie zapomina. Zatrzymałby się na chwilę, nie mogąc złapać tchu, bo wiedziałby, że to ważna chwila, ważna, lecz ulotna niczym letni, chłodniejszy powiew oczekiwanego w czasie upału wiatru. Spojrzałby na kobietę, która mogłaby być jego przeznaczeniem, jego miłością, jego całym światem, ale na skutek splotu nieprzewidzianych okoliczności i zagrań losu, nigdy nie dostaliby tej szansy.

A potem odszedłby, nigdy nie poznając nawet jej imienia, a ona poszłaby w swoją stronę.

Świadomość takiego splotu wydarzeń powodowała w jego duszy jeszcze większy dyskomfort. Bo tak mocno Alicja wryła się w jego codzienność, w jego serce, że on już nie chciał wyobrażać sobie, co by było, gdyby jej przy nim miało nie być.

Na szali jego rozważań leżało ludzkie życie i jego szczęście. I Igor doskonale wiedział, co było ważniejsze. Gdyby mógł cofnąć czas, wyjechałby, zrezygnowałby z Alicji, aby ten człowiek, którego potrącił, mógł żyć dalej.

Igor ponownie poruszył się, chcąc zmienić swoje ułożenie na niewygodnym fotelu, ale mu się to nie udało. Coraz mocniej drętwiały mu nogi i marzył o tym, aby już znaleźć się na miejscu. Spojrzał przez okno w nadziei, że dostrzeże światła zbliżającego się miasta, wsłuchując się z jawną niechęcią w natrętną melodię disco – polo, bębniącą zbyt głośno z głośnika znajdującego się nieopodal jego głowy. Zrezygnowany przymknął oczy i oparł głowę o zagłówek. Przed nim jeszcze kilkanaście minut drogi. Musiał wyłączyć myślenie, bo doprowadzało go w bardzo złe miejsca. Potrzebował Alicji.

Wyskoczył z busa, zarzucił ciężką torbę na ramię i ruszył szybkim krokiem w stronę znajdującego się nieopodal przystanku autobusowego. Po zerknięciu na wyświetlacz z rozkładem lekko sam sie do siebie uśmiechnął, bo zorientował się, że autobus będzie już za parę minut. Stał w miejscu, od czasu do czasu zaglądając do telefonu, aby sprawdzić godzinę oraz to, czy Ala się przypadkiem nie odezwała. Niestety, zero odzewu.

Kilka minut później wsiadł do autobusu i wygrzebał z kieszeni drobne, aby kupić bilet w automacie. Zajął jedno w wielu wolnych miejsc i zaczął odliczać czas do momentu, kiedy miał wysiąść.

Przez chwilę, bardzo krótką chwilę pozwolił sobie na wyobrażenie o tym, że mógłby tutaj zamieszkać razem z Alicją, gdy wszystko, co ich blokowało, się skończy. Za oknem migały mu obrazki z budzącego się ze snu miasta i przyszła mu do głowy myśl, że to wcale nie byłby taki zły pomysł. Postanowił jednak zostawić ją wyłącznie dla siebie, bo uznał, że dzielenie się nią z Alicją, było zdecydowanie przedwczesne.

Kilkanaście minut później szedł szybko w znanym kierunku, oddalając się od głównej ulicy miasta. Nigdzie nie było widać żywej duszy. Niewiele osób miało ochotę wstawać tak wcześnie rano w mroźny, niedzielny poranek. Igor czuł, że jest naprawdę chłodno. Policzki go piekły, ale już był niedaleko. W oddali widział już kamienicę, w której mieszkały Alicja z Kasią. Ślizgał się na nieodśnieżonym o tej porze chodniku, ale to nie spowodowało, że zwolnił.

Gdy był bardzo blisko klatki schodowej, zatrzymał się nagle. W dosyć sporej śnieżnej zaspie, która była utworzona z odgarniętego śniegu z chodnika, dostrzegł kobiecy but. Był podobny do tych, które kiedyś widział u Ali. Mogła go zgubić, gdy pijana wracała do mieszkania. Rzucił torbę na ziemię i dwoma szybkimi susami doskoczył do hałdy. Chwycił but i zaczął rozgarniać gołymi rękami świeży, jeszcze nieubity śnieg. Na szczęście nigdzie nie było Alki, a dokopał się do samej ziemi. Praktycznie nie czuł zmrożonych rąk.

Przez ułamek sekundy wydawało mu się, że mogła zamarznąć. I umrzeć. Zimny pot oblał całe jego ciało. Odetchnął głębiej, wrócił po torbę i ruszył w stronę drzwi. Przeskakiwał po kilka stopni, aby jak najszybciej znaleźć się przed właściwym mieszkaniem. Od razu zadzwonił dzwonkiem.

Raz. Drugi. Głucha cisza.

Przeklął głośno i nacisnął dzwonek kolejny raz. Ściskając w dłoni znaleziony but, starał się uspokoić, ale było to niezwykle trudne zadanie. W odruchu desperacji szarpnął za klamkę i zdziwił się, że drzwi odpuściły. Wszedł szybko do ciemnego mieszkania i zapalił światło. Odruchowo zerknął w stronę wieszaka, gdzie dostrzegł jej płaszcz. Skierował wzrok na podłogę, gdzie leżał drugi but.

Odetchnął swobodniej. To wszystko oznaczało, że ostatecznie, pomimo przygód, dotarła bezpiecznie do mieszkania. Zdjął buty i kurtkę, a potem położył zgubę na podłodze. Przeszedł przez korytarz w stronę pokoju Alki i dopiero teraz był w stanie poczuć prawdziwą ulgę, gdy zobaczył, że śpi spokojnie na swoim łóżku. Była w opłakanym stanie, ale była bezpieczna, to było najważniejsze. Głośniej zachrapała, gdy wychodził, zmierzając prosto do łazienki. Odkręcił kurek i poczekał, aż ciepła woda spłynie z rur, aby mógł umyć ręce i je ocieplić. Wytarł je dokładnie w ręcznik i ruszył ponownie do jej pokoju. Zatrzymał się jednak i wrócił do łazienki. Zapaliwszy górne światło, rozejrzał się w poszukiwaniu miski, bo uznał, że w najbliższym czasie może im się przydać. Wolał być przygotowany na każdą ewentualność. Otworzył szafkę pod zlewem i tam znalazł coś, co może nie do końca było miską, ale mogło spełnić swoje zadanie. Przeszedł cicho do pokoju i zapalił lampkę znajdującą się na biurku, aby niepotrzebnie jej nie budzić.

Usiadł obok łóżka na podłodze i z czułością, o którą sam by siebie nigdy nie podejrzewał, przyglądał się w ciszy swojej ukochanej, licząc jej spokojne, ciche oddechy. Sprawdzał wzrokiem, czy jest cała i lekko się skrzywił, gdy zobaczył ranę na kolanie. Wiedział, że będzie musiał ją zaraz zdezynfekować. Alicja spała w sukience, w której musiała całą noc balować. Na jej twarzy wciąż widniał makijaż, lekko rozmazany w okolicach oczu.

Tysiące myśli w ciągu kilkudziesięciu minut przemknęły przez jego głowę, ale teraz wszystkie zniknęły, nic już nie było ważne. Wszystko, co złe, zniknęło.

Bo był z Alicją. I niczego więcej w swoim życiu nie potrzebował. Przekonywał się o tym z każdym kolejnym dniem.

Odgarnął włosy, które spłynęły jej na czoło i twarz, a ona wtedy się lekko poruszyła.

Otworzyła oczy i spojrzała na niego, powoli się rozbudzając. Kilka razy zamrugała. Wyglądała tak, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie jest i co się stało.

– O, kurwa – jęknęła, gdy sobie uświadomiła, w jakim jest stanie, a on jedynie cichutko się zaśmiał pod nosem.

– Ja ciebie też witam serdecznie, skarbie.

– Zaczekaj – mruknęła niewyraźnie, przetaczając się ciężko na plecy. – Zaraz, bo nie rozumiem.

– Czego, Alcia?

– Co tu robisz, Igi? – odpowiedziała pytaniem, ponownie przekładając się na bok, aby spotkać się z jego spojrzeniem.

– Przyjechałem – wyznał krótko, gładząc ją lekko po policzku. – Przyjechałem, gdy się nagle rozłączyłaś.

– Telefon mi się rozładował, przynajmniej tak mi się wydaje.

– Dlatego postanowiłem, że przyjadę. Martwiłem się o ciebie. Martwiłem się, że nie dotrzesz do mieszkania, a jest mróz.

– Niewiele pamiętam – powiedziała lekko zażenowana, próbując się podnieść. – Ale jakoś dotarłam.

Gdy usiadła, Igor od razu związał jej włosy w wysoki kucyk, jak dziecku, na co ona uniosła ze zdziwieniem brwi. Na szczęście był na to przygotowany.

– Co robisz?

– Na wszelki wypadek – mruknął i przytrzymał ją za ramiona, gdy się lekko zachwiała. – Zasługujesz na jeden wielki opierdziel – dodał po chwili Igor, lekko się uśmiechając.

– Za co? – zdziwiła się, mrużąc oczy, jakby skupienie sprawiało jej ogromną trudność.

– Długo by wymieniać, ale przytoczę ci kilka najważniejszych przewinień. – Głaskał ją uspokajająco po udach, zerkając w bok w poszukiwaniu miski. Musiał ją mieć pod ręką.

– A możesz mnie opierdzielić jutro?

– Już jest jutro – zaśmiał się cicho. – Nie naładowałaś telefonu przed wyjściem na imprezę, wypiłaś zdecydowanie za dużo, abyś była bezpieczna, zgubiłaś po drodze but...

– But? – szczerze się zdziwiła.

– Zakładam, że przewróciłaś się na lodzie, bo masz ranę kolanie. Wtedy mogłaś go stracić.

– To tylko but.

– Gdy go znalazłem, myślałem, że wylądowałaś w zaspie i tam zamarzasz.

– To by była zbyt dramatyczna śmierć, nawet jak na mnie i mojego pecha – mruknęła.

– Nie zamknęłaś drzwi do mieszkania. Każdy mógł tutaj wejść i cię skrzywdzić.

– To przestępstwo, a nazywa się naruszenie miru domowego, ale nie chce mi się teraz przytaczać definicji. Chce mi się spać. Chce mi się siku. Mam dużo potrzeb.

– To w takim razie idziemy – zadecydował.

– Nie będziesz tutaj, gdy będę wymiotować – ostrzegła go Alicja, starając się, aby jej głos brzmiał groźnie.

– Oczywiście, że będę – odpowiedział i przytrzymał ją, gdy wstała. – Gdzie miałbym się podziać?

– Nie wiem, może idź do pokoju Kasi i wyjdź stamtąd, dopiero gdy dam ci znać, że już jest po wszystkim.

– Tak, na pewno, tak właśnie zrobię.

– Naprawdę muszę do toalety – wyjaśniła mu, zmierzając powoli w stronę łazienki.

– Pójdę z tobą.

Weszli razem do pomieszczenia, a Alicja popatrzyła na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu – chciała, żeby natychmiast wyszedł, a on postanowił to uszanować.

– Zaczekam na zewnątrz – powiedział ugodowo. – Ale będę zaraz za drzwiami, gdybyś mnie potrzebowała.

Ruszył szybko do jej pokoju i otworzył szafę, szukając wzrokiem czegoś, co mogło przypominać piżamę.

Wrócił pod drzwi i zmartwił się, słysząc, że Alicja wymiotuje. Chciał jej pomóc, ale wiedział, że teraz nie za bardzo może. Musi sama to przetrwać. Odczekał kilka minut i po cichu zapukał. Usłyszał, że może wejść i od razu to zrobił.

Alicja siedziała przy sedesie i opierała ciężko czoło o deskę.

– Nie pachnie tutaj przyjemnie – jęknęła, nie mając siły, aby na niego spojrzeć.

– To nic – odpowiedział, siadając na podłodze obok niej. Widział, że z wysiłku drżały jej ręce. Wyciągnął rękę, aby spuścić wodę. – Jak mogę ci pomóc?

– Chciałabym umyć zęby i zmyć makijaż – poprosiła, podnosząc lekko głowę, której ból zaczynała coraz mocniej odczuwać. – Moja cera będzie płakać po takim ekscesie.

– A dasz radę wziąć prysznic?

– Nie wiem – odparła, siadając prosto i opierając się o ścianę.

– Pomogę ci – zapewnił ją, chwytając jej dłoń. – A potem dam ci elektrolity i będziesz spać. Za kilka godzin poczujesz się lepiej.

– Zbyt często się nie doprowadzam do takiego stanu – powiedziała cicho, przymykając oczy. Chciała mu się wytłumaczyć, ale patrzył na nią tak łagodnie, że po chwili przestała. – Naprawdę nie chcę, żebyś mnie teraz widział.

– Każdemu się zdarza przesadzić. To nic, ważne, że jesteś w domu i jesteś bezpieczna. Kac minie.

– Nie jestem ani seksowna, ani urocza.

– Oczywiście, że jesteś – zaprzeczył jej słowom. Wstał i jej również pomógł stanąć na nogi. – Dla mnie zawsze.

– Przesadzasz.

– Przestań mnie odpychać. Jestem tutaj – zapewnił ją, sięgając ręką do tyłu, aby odnaleźć suwak sukienki. – Jestem i zostanę cały tydzień.

– Cały tydzień?

– Oczywiście, jeśli zechcesz, żebym tu był.

– Chcę, bardzo chcę – odpowiedziała i pierwszy raz obdarzyła go swoim najpiękniejszym, pełnym i szczerym uśmiechem.

– Myślę, że do daty rozprawy, chcę spędzić z tobą bardzo dużo czasu – powiedział, pomagając jej ściągnąć rajstopy i bieliznę. – Tylko zapytaj, czy Kasi będzie to odpowiadało.

– Jak tylko wróci, to z nią porozmawiam – zapewniła go. – Ale jestem pewna, że nie będzie miała nic przeciwko.

Alicja wyraźnie się ucieszyła, a potem weszła pod strumień lekko ciepłej wody. Ta poranna pobudka była jedną z najgorszych, jakie ostatnio przeżyła, ale ostatecznie nie mogła ukryć swojej radości. Ciężki egzamin miała za sobą. Z Igorem układało jej się bardzo dobrze, tak dobrze, że aż sama się bała, aby wszystko nie runęło niczym domek z kart.

Jeszcze tylko przetrwa skutki upojenia alkoholowego i będzie mogła czerpać z życia pełnymi garściami, tak, jak lubiła najbardziej.

Być może, nareszcie, będzie lepiej, będzie pięknie.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro