30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cztery miesiące później

Ostatnie cztery miesiące były dla Alicji bardzo dziwnym czasem. Dziwnym, ponieważ utrzymywała stały kontakt z Igorem, jednak to nie było to samo, co udało im się wypracować w zimowych miesiącach. Było zdecydowanie inaczej i być może pod wieloma względami po prostu lepiej. Teraz rozmawiali głównie przez telefon, czasem SMS – owali.

W tym czasie widzieli się tylko trzy razy. Trzy cholernie krótkie razy.

Pierwszy raz spotkali się w marcu, Igor przyjechał do niej i spędził z nią jeden wieczór i całą noc, nad ranem wracając do domu. Alicja starała się nie poruszać trudnych tematów. Igor też ich unikał. Poza tym trudno było je poruszać, kiedy kompletnie nie mieli czasu na szczerą rozmowę. Po tym spotkaniu, spędzonym głównie w łóżku, zgodnie ustalili, że powinni przestać ze sobą sypiać.

Za drugim razem spotkali się w Rzeszowie. Alicja miała tam rozprawę, a po niej miała tyle wolnego czasu, że mogli zjeść razem obiad i wybrać się na spacer. To było coś normalnego, czego potrzebowali od samego początku, a nie mieli ku temu okazji. Wszystko się między nimi źle zaczęło. Ale nadszedł czas na powolne naprawianie tego, co się da. O ile się da.

I za każdym razem, z wielką radością, którą nosiła w sercu, Alicja czuła, że wiele się między nimi zmienia. I te zmiany były namacalne, wyczuwalne. Chwytała je i kolekcjonowała, wiedząc, że ten cios, który mu zadała, gdy była w domu rodzinnym, był mu potrzebny.
Tylko sama nie wiedziała, jak długo to wszystko potrwa. Czuła, że idą powoli do przodu, maleńkimi, niewidocznymi gołym okiem kroczkami, ale wciąż do przodu.

Alicja żałowała, że nie potrafi wejść do głowy Igora. Miała wrażenie, że wiele przed nią ukrywa, ale nie zamierzała go o nic wypytywać. Na wszystko mieli jeszcze czas i tego postanowiła się trzymać. Wciąż byli ze sobą blisko, ale przestali ze sobą sypiać. Było to dobre i niedobre jednocześnie. Alicja bardzo żałowała tej głupiej zasady. Szczególnie w czasie ostatniego, trzeciego spotkania, gdy Igor ściągał koszulkę i bezceremonialnie paradował bez niej po mieszkaniu, i nawet Kaśka szeroko otwierała oczy, posyłając Alce spojrzenia pełne aprobaty. W takich chwilach Alicja miała ochotę zaciągnąć go do pokoju, zamknąć drzwi i razem z nim zapomnieć o całym świecie. Ale wiedziała, że nie może tego zrobić.

Igor był jednak nieugięty, chociaż lubił się z nią drażnić. Pod pewnym względami podobała mu się ta zasada. Być może tego potrzebował. Czasowe zrezygnowanie z seksu, pomagało mu skupić się na tym, co czuje, a nie szukać od tego ucieczki. Bo seks był ucieczką i Alicja dobrze zdawała sobie z tego sprawę.

Dużo rozmawiali. Poznawali się spokojnie, ale wciąż tkwił między nimi dystans. Dystans, który coraz bardziej zaczynał Alicję denerwować, ale sama była temu winna, co często Igor podkreślał, uśmiechając się przy tym z satysfakcją. Później Alicja tłumaczyła sobie, że szuka w dziury w całym i powinna natychmiast przestać dla ich wspólnego dobra.

Ostatni raz widzieli się dwa tygodnie przed weselem Kamila i Zuzki. Igor znowu wpadł do Alicji w ciągu tygodnia, bo ona każdy weekend, tak, jak wcześniej zapowiedziała, spędzała u rodziców.

Było im gorąco. Upały w czerwcu były rekordowe jak na ten miesiąc. Alicja miała na sobie krótką, letnią sukienkę w przyjemnym, brzoskwiniowym kolorze.
Igor lubił patrzeć na jej odkryte, zgrabne nogi. Lubił ją w letniej wersji. Całą ją lubił.

Leżeli na łóżku i rozmawiali o bzdurach. Alicja opowiadała mu jakieś dawne historie z czasów studenckich. Jedna szczególnie go rozbawiła, bo nazwała ją przed rozpoczęciem opowieści AlkoAlka. Śmiała się, że czasem Nina z Kaśką, gdy tylko przesadzi z winem, przypominają sobie o tej słodkiej ksywce i długo nie dają jej o niej zapomnieć.

– Potrzebuję więcej szczegółów – poprosił.

– Och, bo zawsze byłam dosyć naiwna – zaczęła, uśmiechając się do wspomnień. – Bawiłam się ze znajomymi, piłam, a potem oni to wykorzystywali, wkręcając mi największe kity, które ja łykałam jak pelikan. A ja oczywiście im wierzyłam całym sercem, a potem śmiechom nie było końca – kontynuowała z przekąsem. – Damian, mój były, zawsze mnie jednak pilnował, żebym ani ja, ani oni nie przesadzili.

– Chcę poznać jedną taką historię.

– Niech ci będzie. Raz po sesji, gdy poszliśmy do pubu, w którym czasem występowały rockowe kapele, wkręcili mi, że tego wieczoru wystąpi Dawid Podsiadło. A musisz wiedzieć, że szalałam swojego czasu na jego punkcie.

– Dawid Podsiadło? Serio? To twój typ? – zdziwił się.

– Kocham kreatywnych ludzi – sapnęła. – A z Dawida jest niezłe ciacho, wciąż tak twierdzę.

– Wiesz, że jestem tu obok, prawda?

– Oczywiście, ale to wcale mi nie przeszkadza oddać kawałka mojego serca innym chłopakom. Kocham ich z różnych powodów.

– Chłopakom? To jest więcej niż jeden?

– Jasne, ale nie wiem, czy chcesz, żebym zaczęła wymieniać.

– Dawaj, jestem zbyt zaciekawiony, żeby uruchomić zazdrość za tych wszystkich drani.

– Kobiety też są w sumie w tym gronie – głośno się zastanowiła, po czym zaczęła mówić: – Dawid Podsiadło, to już wiesz. Brad Pitt za całokształt. Edward Norton za Malowany welon. Tom Hanks, również za całokształt, ale najbardziej za Forresta i Masz wiadomość. Audrey Hepburn za wszystkie filmy, w których wystąpiła i za to, jaką cudowną kobietą była. Julia Roberts, kocham ją za jej uśmiech i za Notting Hill. Hugh Granta za sam fakt, że się urodził i jest taki uroczy. Nicholasa Sparksa za wszystkie książki, które napisał i napisze. Freddiego i Queen za wszystko, dosłownie za wszystko...

– Starczy, Ala, bo mi gorzej – zaśmiał się rozbawiony.

– To tylko platoniczna miłość.

– Jednak miłość – powiedział cicho, ale nie kontynuował. – Wróćmy do AlkoAlki, uwielbiam ją.

– To siedziałam wtedy w tym pubie przy samej scenie, czekając na występ, który miał się nigdy przecież nie odbyć. Popijałam drinka za drinkiem i pogrążałam się w rozpaczy.

– Nikt się ze znajomych nad tobą nie zlitował?

– Nie, to jeszcze nie był ten moment.

– I co było dalej?

– Poszłam do barmanów – ciągnęła swoją opowieść. – Oczywiście zauważyli, że byłam lekko wstawiona i rozkosznie zabawna. Oni też kręcili ze mnie bekę, już mnie kojarzyli.

– Czuję, że zrobiłaś coś grubego.

– Wlazłam na scenę – mówiła dalej, a na jej twarzy wykwitły różowe rumieńce. – Powiedziałam, że skoro Dawid nas olał. Zwróciłam się do wszystkich obecnych na sali, którzy kompletnie nie wiedzieli, o co mi chodzi. Pocieszyłam ich, że wystąpi dzisiaj AlkoAlka z Dawida repertuarem. – Zakryła twarz dłońmi. – I zaczęłam śpiewać Trójkąty i kwadraty. Ktoś podrzucił mi linię profesjonalną jak w Szansie na sukces.

– Rozkręciłaś imprezę – pochwalił ją.

– To nie ja, to AlkoAlka – poprawiła go. – Alka śpiewać nie potrafi i fałszuje. AlkoAlka chciała dać ludziom radość i została królową imprezy – zaśmiała się na samo wspomnienie.

Igor się śmiał. Śmiał się szczerze i radośnie. Rzadko mu się to zdarzało.

– Jesteś niemożliwa. Ko... – przerwał, a Alicja zamarła. – Kocham twoje historie – dokończył, a ona starała się nie czuć rozczarowania.

– Ale to nie jest ta piosenka, którą tak często nucisz, prawda?

– Nie – odparła tajemniczo.

Stykali się ramionami, leżąc bardzo blisko siebie.

– Igor...

– Co tam? – zapytał, nie poruszając się ani o milimetr.

– Muszę cię o coś zapytać.

– Pytaj.

Ostatni raz zastanowiła się, czy warto poruszać ten temat, a potem wypaliła:

– Czy zmieniłeś zdanie w sprawie pójścia ze mną na wesele Kamila?

– Alicja...

– Czyli nie zmieniłeś. Rozumiem, nie było pytania – odpowiedziała szybko.

– Nie złość się na mnie o to – poprosił i przekręcił się na bok, aby spojrzeć jej prosto w oczy.

– Nie złoszczę się – zapewniła go, spotykając się z jego wzrokiem, co było prawdą. Czuła jedynie ogromny zawód. – Ale nic nie poradzę na to, że jest mi przykro.

– Mi też jest przykro, Ala. – Pochylił się i musnął ustami jej rozgrzaną latem skórę na odkrytym przez materiał sukienki barku.

– Nie możesz mnie tak całować – szepnęła, gdy jego usta dotknęły jej szyi tuż pod linią szczęki. – Mamy przerwę.

– Wiem – odparł i opadł ciężko na poduszki. – Głupia przerwa.

To ja jestem głupia, pomyślała Alicja, jednak mimo wszystko była z siebie dumna, że nie dała złamać swojej siły woli. Nie w momencie, gdy Igor najpierw kolejny raz boleśnie drasnął jej serce, a potem chciał je zaleczyć dotykiem.

***

Ślub Zuzki i Kamila był jednym z najszczęśliwszych dni w życiu Alicji. Obserwowanie wzruszonego brata i bratowej, wpatrujących się w siebie z miłością na ślubnym kobiercu, było przeżyciem, którego była pewna, nigdy nie zapomni i zostanie z nią ono na zawsze.

Siedziała w pierwszym rzędzie z rodzicami i teściami Kamila. Miała na sobie różową sukienkę z dekoltem w trójkąt i krótkimi, bufiastymi rękawami, podkreśloną atłasowym, szerokim paskiem w talii. Jej dół składał się z kilku tiulowych warstw, z których ta z wierzchu, udekorowana była brokatem. Do niej dobrała srebrne szpilki, w których przetańczyła niejedno wesele i wiedziała, że jej nie zawiodą. Włosy pozostawiła luźne tak, jak lubiła najbardziej. Nałożyła jedynie opaskę z kolorowymi kryształkami, które pięknie mieniły się na głowie, odbijając słońce. Z biżuterii wybrała tylko naszyjnik z maleńkim brylantem na cienkim, złotym łańcuszku, który dostała od rodziców w prezencie, gdy skończyła studia i dostała się na aplikację.

Gdy patrzyła na Zuzannę w pięknej, koronkowej sukni z długim trenem, uszczęśliwionej uczuciem, jakim obdarzył ją jej brat, pozwoliła sobie na to, aby marzyć o tym, że ona również kiedyś, w tej zamglonej, trudnej przyszłości tego doświadczy.

Cały czas trzymała tatę za rękę, który od kilku dni, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, czuł się na tyle dobrze, że bez problemu siedział na wózku, ubrany odświętnie w białą koszulę i garnitur. Mama, która siedziała na ławce z drugiej strony, lekko ocierała łzy.

– Ala – szepnął tata, a Alicja nachyliła się, aby mógł jej coś powiedzieć.

– Gdy ty będziesz wychodzić za mąż, musisz wiedzieć, że kochasz tego człowieka. Najbardziej na świecie i on musi cię kochać równie mocno. Żebyś była najszczęśliwszą panną młodą.

– Tato...

– Obiecaj mi, Alicja. Obiecaj mi, żebym mógł być o ciebie spokojny.

– Obiecuję – zapewniła go, mocniej ściskając jego dłoń.

Gdy ślub się skończył, a para młoda odwróciła się w stronę gości, Kamil spojrzał na Alicję. I spojrzał tak, że nic więcej nie musiał mówić. Alicja rozumiała go bez słów. Był spełnionym i szczęśliwym mężczyzną. Zapłakała przez chwilę, ale szybko wzięła się w garść i wytarła łzy oraz nos.

Teraz czekało na nich wspaniałe wesele. I na tym zamierzała się skupić.


Gdyby ktoś jej powiedział, że będzie się tak dobrze bawić sama na weselu, nigdy by w to nie uwierzyła. Tańczyła. Śmiała się. Rozmawiała z rodziną i przyjaciółmi. Robiła dużo zdjęć swoim starym, odkurzonym aparatem. Kilka razy odwiedzała wiejski oraz słodki stół, racząc się regionalnymi smakołykami.

Parę razy udało jej się wyciągnąć na parkiet tatę. Śmiał się i ciągle uśmiechał, a jej serce się radowało.

Tęskniła za Igorem, to oczywiste, ale dotarło do niej, że bez niego, też jest jej dobrze. Żyje, bawi się i wcale nie jest niekompletna, może trochę osamotniona, ale to uczucie dotykało ją tylko w krótkich momentach.

Jeden wolny taniec zatańczyła z bratem. To był dla niej bardzo ważny moment i ucieszyła się, że został on uwieczniony przez fotografa, który pstryknął im kilka zdjęć, kręcąc się w pobliżu.

– Jestem z ciebie taka dumna, braciszku.

– Dzięki, bo niczego nie pamiętam ze ślubu i mam nadzieję, że nie walnąłem jakiejś gafy – szepnął, lekko się do niej nachylając, aby nikt nie usłyszał.

W pierwszej chwili Alicja chciała z niego zażartować, ale w porę się opamiętała. Spojrzała z dumą na brata i uspokoiła go słowami:

– Kamiś, byłeś wspaniały. Oboje byliście.

– Dzięki, siostra. Na ciebie zawsze mogę liczyć.

– Zawsze, Kamiś.

– Wiesz, jestem pewien, że ten facet.

– No ten twój kryminalista – zażartował Kamil.

– Co z nim? – zapytała, bujając się w powolnym rytmie muzyki.

– To chyba dobry facet – stwierdził.

– Skąd wiesz? Przecież nigdy go na oczy nie widziałeś.

– Nie szkodzi – wyznał, po czym zamilkł. – Po prostu to wiem.

– Też to wiem, ale przyszłość pokaże, co z nami będzie – odpowiedziała wymijająco, jednak słowa brata ją zastanowiły.

– To mogę ci coś powiedzieć, o czym nie wie jeszcze nikt – zmienił temat Kamil i cały się rozpromienił, co dostrzegła w pomimo zaciemnionego pomieszczenia.

– Co takiego? – Szczerze zaciekawiona praktycznie zatrzymała się na parkiecie.

– Pojawił się powód, dla którego tata będzie chciał jeszcze trochę pocisnąć.

– Jaki?

– Będziemy mieć dziecko – powiedział, ciesząc się całym sobą. – Mały Mądro na horyzoncie.

– Och, mój Boże, Kamil. – Alicja puściła go i przyłożyła rękę do ust. – To jest najwspanialsza wiadomość. Nawet nie wiesz, jak się cieszę.

– Tylko cicho. – Kamil ponownie złapał ją w talii i za prawą dłoń, aby mogli wrócić do tańca. – Nikt jeszcze nie wie, ale tobie musiałem powiedzieć.

– Nikomu nie powiem – zapewniła go, a jej oczy błyszczały ze szczęścia. – Kocham cię braciszku, będziesz wspaniałym ojcem – szepnęła przepełniona miłością.

– O to jestem spokojny, mam najlepszy wzór na świecie.


Kilka godzin później Alicja siedziała na swoim miejscu przy stole i z zachwytem przyglądała się słodkim deserkom, zastanawiając się, od którego powinna zacząć.

I gdy już wybrała, uśmiechając się do czekoladowego musu z truskawką na wierzchu, posypanego czymś, co wyglądało jak zielona trawa, lecz na pewno nią nie było, ktoś ją trącił w ramię i mruknął prosto do ucha, a tą osobą był nie kto inny jak jej brat:

– Ktoś cię szuka, Ala.

– Kto taki? – zapytała, nie mogąc oderwać wzroku od przysmaku, który aż prosił się o natychmiastowe skosztowanie.

– Jest na parkingu – odpowiedział tajemniczo Kamil.

– Ale kto?

– Po prostu idź.

Alicja skrzywiła się, odkładając łyżeczkę. Nie spodziewała się przecież nikogo.

– Dobra, idę – powiedziała niemrawo, gdy zobaczyła naglące spojrzenie brata.

Wstała, przysunęła krzesło i ruszyła wzdłuż rzędu krzeseł. Zatrzymywała się i rozmawiała, co chwilę, gdy ktoś z rodziny ją zatrzymywał, dopytując ją co słychać lub komplementując jej dzisiejszy strój. Od cioci Gosi, swojej chrzestnej, usłyszała, że wygląda tak pięknie, jak jeszcze nigdy, a to jest przecież bardzo dobry znak. Ciocia to czuła.

Alicja szła jednak dalej, przecinając parkiet, gdzie bawiło się dużo par. Uśmiechała się do gości. Taka była dzisiaj jej rola. Jako siostra pana młodego chciała dbać o to, aby wszyscy się dobrze bawili. Już z samego rana odsunęła od siebie wszelki smutek. To był dzień jej ukochanego braciszka i jego już żony. Myśl ta napawała jej serce ogromną radością.

Tata czuł się wspaniale i pięknie wystrojony uczestniczył w każdym momencie uroczystości, uśmiechnięty i zadowolony. Często się wzruszał. Alicja to widziała. Mama również spędzała czas z rodziną i przyjaciółmi, dbając o to, aby każdy świetnie się bawił. Cała rodzina Mądro mogła, chociaż na krótki czas zapomnieć o swoich problemach i trudnej codzienności. Chociaż na jeden dzień.

Ten dzień należał do nich. Alicja czuła się częścią tej rodziny i nic ani nikt, nie byłby w stanie jej dzisiaj wyprowadzić z równowagi.

Wyszła na zewnątrz i rozejrzała się za kimś, kto mógł jej szukać. Minęła wujków, którzy gawędzili wesoło, paląc papierosy i ruszyła w głąb parkingu.

Słońce jeszcze nie zaszło i pomimo dość późnej pory, dawało jeszcze dużo światła, choć chyliło się ku zachodowi, oślepiając ją. Osłoniła oczy przed ostrym światłem, zmierzając w kierunku samotnego mężczyzny stojącego do niej tyłem.

Odwrócił się, a Alicja się zatrzymała.

Stał tam w białej koszuli, granatowym garniturze z różowym, przypadkowo pasującym do jej sukienki krawatem.

Nie mogła uwierzyć, że go widzi. Miała wrażenie, że to głupi żart.

Mierzyli się wzrokiem przez kilka chwil.

Uśmiechnął się.

Zrobił to, pojawił się tylko dla niej.

Przełamał swój strach.

Ruszyła do niego biegiem, nie zważając, że ma na nogach wysokie szpilki i to groziło upadkiem. Wpadła w jego rozchylone ramiona. Jej ciche łzy zamieniły się w głośniejszy płacz. Objęła jego szyję i bezgłośnie łkała, wtulona w jego klatkę piersiową.

Nie pytał, dlaczego płacze, stał jedynie i ją przytulał. Czekał cierpliwie, ciesząc się, że tak zareagowała na jego widok. Bo to oznaczało, że wciąż musiała coś do niego czuć.

– Jakim cudem się tutaj znalazłeś? – wychrypiała, gdy uspokoiła się na tyle, aby być w stanie coś powiedzieć. Z wdzięcznością przyjęła jego chusteczkę, którą wytarła nos i pozwoliła, aby otarł jej łzy z policzków wraz z rozmazanym tuszem.

– Czas najwyższy, abym ja wykonał gest, prawda?

– To prawda – przyznała. – Ale jak?

– Kasia pomogła. Jest niezastąpiona w takich tajnych akcjach – odkrył swoją tajemnicę. – Podała mi datę, adres, godzinę i nawet szczegóły dotyczące twojej sukienki – powiedział dumny z siebie, przejeżdżając dłonią po krawacie. – Wybacz spóźnienie, ale się zgubiłem. To znaczy, zgubiliśmy się. Ale już jestem.

– Jesteś – szepnęła rozradowana. – Jesteś ze mną na weselu mojego brata.

– Jestem – powtórzył, obejmując ją w talii. – A ty, wyglądasz obłędnie.

– Jak to zgubiliśmy się?

– Marek się zgubił – zaśmiał się Igor. – Ale już odjechał.

– Mógł zostać, znalazłoby się dla niego miejsce.

– Mariolka urwałaby mu łeb. Wolał nie ryzykować – odparł swobodnie, przyglądając się swojej ślicznej dziewczynie.

Pocałował ją i to pocałował ją tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. W tym pocałunku było wszystko, czego nie trzeba było mówić na głos – miłość, tęsknota, namiętność, pożądanie, obietnica wspólnej przyszłości, która była prawie na wyciągnięcie ręki. Igor mocniej przyciągnął do siebie Alicję, kładąc rękę na jej talii. Pogłębił pocałunek, zapominając o tym, gdzie się znajdują.

– Nie możesz mnie tak teraz całować – wyszeptała prosto w jego usta, gdy go lekko odepchnęła, lekko dysząc.

– Bo?

– Bo nie uprawiałam seksu od czterech miesięcy i nie ręczę za siebie – zażartowała, chwytając jego dłoń.

– Jestem w takiej samej sytuacji, kochanie – odpowiedział i się uśmiechnął, wypuszczając powietrze.

– Jesteś gotowy?

– Nie martw się o mnie, Ala – uspokoił ją, gdy ruszyli w stronę głównego wejścia. – Nie dzisiaj. Dzisiaj ty jesteś najważniejsza.

– Widziałeś, Alcię? – zapytała mama Kamila, który jadł akurat kolejne ciepłe danie przyniesione przez kelnerów.

– Tak, obściskuje się z jakimś facetem na zewnątrz – odpowiedział, ocierając usta chusteczką.

– Jezus Maria, a chociaż przystojny? – Mama mocniej ścisnęła go za ramię. – Znasz go?

– To ten jej facet, mamo – odpowiedział Kamil, popijając jedzenie szklanką wody.

– Ten? – Kobieta odwróciła się w stronę okien, chociaż z takiej odległości i tak nie byłaby w stanie niczego dostrzec. – Ach... – Po chwili dotarło do niej, o kim może mówić jej syn. – To ja muszę iść go poznać. I to szybko.

– Teraz to może lepiej nie – upomniał matkę, posyłając jej łobuzerski uśmiech. – Mama, to niech lepiej z tatą usiądzie i napije się nalewki z wiejskiego stołu. Zaraz wam przyniosę. I chlebek ze smalcem – zaproponował Kamil. – Ala pewnie niedługo przyjdzie. No, chyba że zaszyją się w aucie.

– Kamil, starczy – upomniała go Zuzka, kładąc ostrzegawczo rękę na jego udzie. – Bo mama zaraz tam pobiegnie – zaśmiała się szczerze.

Mama jednak nigdzie nie pobiegła. Wiadomość o tym, że tajemniczy chłopak Ali, pomimo trudności i problemów, z którymi się borykał, pojawił się na weselu, sprawiła, że poczuła wdzięczność. Jej córka była w kiepskim stanie i nic nie mogło w czasie ostatnich miesięcy poprawić jej nastroju. Gdy wpadała na weekendy, wszystkie swoje smutki upychała głęboko w sobie. Miała nadzieję, że dzisiaj zobaczą razem z mężem córkę rozpromienioną, bo marzyła o tym, żeby chociaż dzisiaj wszyscy członkowie rodziny Mądro byli najszczęśliwsi na świecie.

Kilkanaście minut później Alicja weszła na salę weselną, zmierzając prosto w kierunku stołu, gdzie siedzieli jej rodzice wraz z resztą najbliższej rodziny. Czuła mocny uścisk dłoni Igora i to dodawało jej otuchy. Była taka szczęśliwa, że miała wrażenie, że jej serce więcej po prostu nie wytrzyma. Goście weselni posyłali jej pytające spojrzenia, lecz nimi się nie przejmowała.

Złapała też spojrzenie Kamila i Zuzki, którzy akurat tańczyli na parkiecie. Oboje się do niej uśmiechnęli, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że byli w to zamieszani razem z Kasią.

Podeszli do stołu, przy którym siedzieli jej rodzice.

Alicja spojrzała na nich przepełniona dumą i szczęściem.

Promieniała.

– Mamo, tato, chciałabym wam przedstawić kogoś wyjątkowego – zaczęła Alicja, patrząc na rodziców. – To jest właśnie mój Igor.

– Igor Wysocki – przedstawił się, najpierw lekko całując dłoń pani Mądro, a następnie ścisnął prawie bezwładną rękę jej ojca. – Witam wszystkich państwa – dodał głośniej, kiwając głową reszcie rodziny.

Skupił na sobie uwagę wszystkich, którzy siedzieli w pobliżu.

– Witamy pana, panie Igorze. – Matka Alicji szybko wstała. – Zaraz zorganizuję panu miejsce obok Ali – dodała, posyłając córce rozanielone spojrzenie.

– Proszę, niech państwo mówią do mnie po imieniu.

– Dobrze, Igorze – odpowiedziała mama, nie będąc w stanie powstrzymać szczerego uśmiechu.

– Wysocki to ładne nazwisko – wtrąciła się ciotka Regina. – I jako podwójne ładnie pasuje, jakby nasza Alcia chciała sobie swoje zostawić.

– No bardzo ładnie – potwierdziła druga z ciotek, która siedziała tuż obok. – Mądro - Wysocka, idealne połączenie.

Igor uśmiechnął się, słysząc te słowa. Przytulił mocniej Alicję, kładąc rękę na jej plecach.

Wszystko się pięknie układało, przynajmniej dzisiaj.

Miał nadzieję, że ten stan utrzyma się jeszcze w najbliższym czasie, tym bardziej że to nie koniec niespodzianek, które przygotował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro