36.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzięki piosence Ralpha Kamińskiego - I znów, powstała w mojej głowie ta historia.

Powstała Alka. Powstał Igor.

I ta cała ich pogmatwana miłość.

To jest dobry moment, aby się nią podzielić.

Nie wiem po co czas
Dzieli nas od siebie
Magia którą masz
Przyciągnie mnie do Ciebie

Wszystko co mam
Trzymam by oddać
Tobie Cały mój świat
Który znów z Tobą stworzę

I znów i znów tak paść
By znów nad dachami miast
Latać z miłości jak ptak
By znów, by znów spaść

A więc tak znowu płonę
To Ty
Wszystko rzucę w zgubny ogień
Dla chwil

Wszystko co mam
Trzymam by oddać Tobie
Cały mój świat
Który znów z Tobą stworzę

I znów i znów tak paść
By znów, by znów nad dachami miast
Latać z miłości jak ptak
By znów, by znów spaść

I znów i znów tak paść
By znów nad dachami miast
Latać z miłości jak ptak
By znów, by znów spaść*



Mówi się, że zerwanie plastra jest jedną z najprostszych metod na poradzenie sobie z problemem. Alicja jednak nigdy w życiu by się z tym twierdzeniem nie zgodziła. Zrywanie plastra boli jak cholera. I to tak mocno, że człowiek nie jest w stanie złapać tchu. Co do zasady powinno to być krótkotrwałe. Jednak ona wciąż tkwiła w tym jednym, cholernym, rozdzierającym serce bólu i była pewna, że długo to nie ulegnie zmianie.

Od wielu tygodni przeczuwała, że coś złego może się wydarzyć, ale świadomie ignorowała wszystkie złe znaki. Być może ignorancja nie jest odpowiednim słowem, które zobrazowałoby podejście Alicji do ostatnich wydarzeń, w których uczestniczyła. Przyglądała się wszystkiemu w niemym zaprzeczeniu. Nie mogli przecież zmierzać do smutnego końca. Nie oni. Tak bardzo zakochani.

Ona po prostu mocno i szczerze wierzyła w to, że wszystko, co złe, po prostu minie, odejdzie, zniknie. Uważała, że to będzie miało miejsce już po ostatniej rozprawie. Igor usłyszy, że został oczyszczony zarzutów i nareszcie będzie miał potwierdzenie swojej niewinności. Ona rzuci mu się z radością na szyję i będą mogli nareszcie zacząć swobodnie oddychać. Bardzo tego potrzebowali, zbyt długo czekając. Cierpliwość jednak miała się opłacić. Tak, właśnie tak to wszystko miało się rozegrać.

W najgorszych, najczarniejszych scenariuszach nie spodziewała się tego, co nastąpiło.

Igor oznajmił jej, że wyjeżdża. Ostatecznie z niej zrezygnował. Zostawił ją i nie mogła tego pojąć, nie chciała, nie potrafiła. Mówił do niej, ale nic do niej nie docierało.

Wielka miłość, nagle i niepostrzeżenie, zamieniła się w jej sercu w równie wielką i nieposkromioną nienawiść.

Wściekłość, prawdziwa, silna i żrąca rozlewała się po jej ciele. Czuła ją całą sobą i nie chciała, a być może wcale nie zamierzała nad nią zapanować.

Gdy Igor nareszcie przestał mówić, chciała zacząć krzyczeć. Zamknął usta, czekając na jej odpowiedzi. Ale się ich nie doczekał. Bo krzyk wcale się nie pojawił. Alicja po prostu nie umiała ubrać w słowa tego, co powinna mu w takich okolicznościach powiedzieć. Bo na co on liczył? Miała mu dać z uśmiechem na ustach błogosławieństwo? Zapewnić go, że kolejny raz go zrozumie i pozwoli na to, aby ją skrzywdził. Nie mogła tego zrobić. Nie po tym wszystkim, co dla niego poświęciła. Siebie poświęciła.

Zorientowała się, że krzyk również w niczym by jej nie pomógł. Wykrzyczałaby mu wtedy to, co z prędkością śwatła przebiegało przez jej myśli.

Że ją wykorzystał.

Że jej nigdy nie kochał.

Że ją okłamał.

Ale nie mogła, bo to nie była prawda i ona to wiedziała.

W jej głowie ciągle kłębiło się jedno pytanie – dlaczego?

Dlaczego mnie zostawiasz?

Dlaczego wyjeżdżasz?

Dlaczego akurat do cholernego Londynu?

Dlaczego mnie krzywdzisz?

Dlaczego właśnie teraz?

Dlaczego wciąż Cię kocham, skoro mnie zabijasz?

Patrzyła na niego inaczej, niż kiedyś, chociaż stał wciąż przed nią ten sam człowiek, którego obdarzyła tak potężnym uczuciem.

Był blady, a jego oczy były podkrążone.

Z jego spojrzenia zionął bezbrzeżny smutek i żal.

Miał ziemistą, pozbawioną życia cerę, a między jego jasnymi, złotymi włosami, dostrzegała siwe pasma.

Był zgarbiony, jakby wciąż przygnieciony niewidzialnym ciężarem wyrzutów sumienia, które wziął na swoje barki, gdy zmarł potrącony przez niego człowiek.

Igor był wysoki i dobrze zbudowany, ale dotarło do niej, że wcale nie był silny.

To ona go niosła, razem z jego wszystkimi rozterkami przez cały ten rok, kiedy on nie mógł tego robić samodzielnie.

Czy wcześniej tego nie dostrzegała?

Czy raczej przymykała oko, chcąc wierzyć, że to wszystko minie?

Zniknie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, której nie posiadała.

Widziała go teraz takim, dokładnie takim, jaki był.

A nie takim, jakiego zbyt mocno chciała go widzieć.

Ale to było za mało, od początku za mało.

Za mało, aby doczekali się szczęśliwego zakończenia.

Teraz była w stanie jedynie go odepchnąć i odejść. Wołał za nią. Jej imię w jego ustach brzmiało niczym obelga. Słyszała go, jednak nie zamierzała się odwracać. Ani razu. Nawet na chwilę.

***

Zachowując resztki zdrowego rozsądku, napisała wiadomość do Jezierskiego z wytłumaczeniem, że nie pojawi się już dzisiaj w kancelarii. W odpowiedzi przypomniał jej o tym, że powinna napisać mu na dzisiaj zażalenie na zawieszenie postępowania. Uznała, że napisze je z mieszkania i wyśle mu szkic e-mailem. Powrót do kancelarii nie wchodził w grę. Na pewno nie w momencie, kiedy miała ochotę w samotności przetrwać te najgorsze godziny.

Szła szybko, nie zważając na padający od kilkudziesięciu minut deszcz. Jej płaszcz przemókł, ale nie zwracała na to uwagi. Wiedziała, że za kilkanaście minut dotrze do mieszkania. Po drodze kupi chipsy, żelki i wino. Namówi Kasię na zamówienie pizzy, bo nie miała ochoty na żadne gotowanie. Następnego dnia musiała pojawić się w pracy, dlatego nie zamierzała się upijać. Ale była pewna, że wino pomoże jej przetrwać.

Śmiać jej się chciało ze swojej własnej bezsilności. Bo była bezsilna. Złamana, smutna i rozgoryczona. Nie miała pojęcia, jak ma dalej żyć.

Chociaż będzie musiała, bo wiedziała jedno – nie pozwoli na to, aby ktokolwiek, czy cokolwiek na jej drodze sprawiło, żeby nie szła dalej do przodu.

Wchodząc do mieszkania, powiesiła przemoczony płaszcz i ściągnęła brudne buty.

Czuła, że powinna komuś powiedzieć o tym, co się wydarzyło. Skierowała swoje kroki w stronę pokoju współlokatorki.

– Kasia, jesteś? – Zapukała, lecz jeszcze nie otworzyła drzwi, czekając na odpowiedź przyjaciółki.

– Jestem, ale zaczekaj. – Alicja usłyszała i odsunęła, opierając się ciężko o ścianę w przedpokoju.

Potrzebowała rozmowy z Kasią, ale czuła, że jest zajęta i nie powinna jej przeszkadzać. Chwilę później przyjaciółka wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi.

– Nie jesteś sama – stwierdziła Alicja, od razu rozumiejąc, że Kasia ma gościa.

– Nie jestem – odpowiedziała, lekko się uśmiechając. Była naprawdę szczęśliwa i było to po niej widać.

– Poznałaś kogoś? – Alicja była zdziwiona, bo niczego wcześniej nie zauważyła, a musiało zrobić się poważniej, skoro zaprosiła go do mieszkania.

– Tak – odpowiedziała przyciszonym głosem. – Przez Internet – dodała po chwili.

– To nie będę ci przeszkadzać – odparła Alicja, zmuszając się do przybrania pogodniejszego wyrazu twarzy, by przykryć szybko swoje nieszczęście.

– Ala, zaczekaj. – Pociągnęła ją za rękę, gdy ta ruszyła w stronę swojego pokoju. – Chciałaś coś ode mnie.

– Tak, ale porozmawiamy później. Teraz się zdrzemnę – powiedziała, skrywając głęboko w sobie cały ból, z którym wróciła do domu.

Butelka zadzwoniła w ekologicznej torbie, uderzając o zakupiony słoik z masłem orzechowym.

– Alicja, jeśli chcesz... – Kasia dobrze widziała, że z Alą jest coś nie tak.

– Później. – Uśmiechnęła się i ścisnęła ugodowo jej dłoń, odchodząc w stronę swojego pokoju, gdzie zamknęła za sobą drzwi.

Kasia została w korytarzu rozdarta pomiędzy problemem przyjaciółki a chłopakiem, który na nią czekał. Ostatecznie ruszyła przed siebie, zapukała i od razu otworzyła drzwi.

– Co się dzieje? – zapytała wyraźnie zmartwiona, widząc Alicję siedzącą na skraju łóżka, zapatrzoną tępo w ścianę. – Przyszłaś wcześnie, a to ci się nie zdarza. Jeszcze nie ma czternastej.

– Igor wyjeżdża – odpowiedziała Ala, nie będąc w stanie już tego ukrywać. Miała wrażenie, że z każdą kolejną minuta rozpada się na drobne kawałki, chociaż wcale nie chce.

Postanowiła przecież, że to jej nie złamie.

– Dokąd? – Kasia usiadła obok niej i zerknęła odruchowo na torbę z winem.

– Do Londynu. – Wypowiedzenie tych słów tak mocno ją zabolało, że chciała się zgiąć w pół, lecz ostatkiem sił samą siebie powstrzymała.

– Ale po co on tam jedzie?

– Znalazł tam pracę – odpowiedziała Alicja wymijająco. – Bo do tej nie może wrócić.

– Ale jak to nie może? Coś zrobił?

– To bardzo długa historia, Kasia. – Alicja ścisnęła mocno dłonie w pięści. – A ja nie umiem ci jej nawet opowiedzieć, choćbym chciała. Nie jestem na to gotowa – dodała po chwili. – Przepraszam, że nie zauważyłam nawet, że się z kimś spotykasz – zmieniła szybko temat, lecz to wcale nie uspokoiło zmartwionej przyjaciółki.

– Och, to nic takiego. Ja i Krzysiek spotkaliśmy się kilka razy na kawie. To nic poważnego – wyjaśniła Kasia. – Sama jeszcze nic ci o nim nie mówiłam, bo nie wiem, czy coś z tego będzie.

– Dlaczego? – Alicja poczuła niewysłowioną ulgę, gdy mogła skupić się na kimś innym, na czyichś problemach.

– Bo jest trochę nudny. Taki nijaki. Sama nie wiem. Nie chcę go skreślać, ale nie ma między nami żadnej chemii. Jest miły. I tyle.

– Daj mu szansę – stwierdziła Ala. – Może jeszcze się rozkręci.

– Obiecuję, że cały wieczór spędzę z tobą – powiedziała Kasia, wstając.

– Nie przejmuj się mną – odpowiedziała Alicja, lekko wzdychając. – Mam gorsze problemy od głupiego zerwania i głupiego faceta.

Kasia jej nie wierzyła. Każde wypowiedziane przez Alę słowo przesiąknięte było bólem, którego nie potrafiła ukryć w tonie głosu, chociaż bardzo się starała.

Wyszła z pokoju, zamykając cicho drzwi. Z jednej strony powinna siedzieć teraz z nią, trzymając za rękę, ale znała już trochę Alicję. Ona potrzebowała teraz ciszy i samotności. Chwili na wypłakanie się, bo to przynosiło jej ulgę. Kasia jednak wiedziała, że będzie nad nią czuwać. Bo nigdy nie wiadomo, jak człowiek zareaguje na złamane serce.

***

Marek siedział na łóżko Igora, tuż obok rozłożonej wali, do którego przyjaciel w trakcie rozmowy wrzucał ubrania. Mariola nauczyła go składania ubrania i nie mógł patrzeć na to, jak Igor niedbale obchodzi się ze swoimi swetrami. Szybko odwrócił wzrok.

– Czy ty na pewno to wszystko przemyślałeś? – zapytał, skupiając się na tym, że w pokoju stała jeszcze jedna walizka, a wyprowadzka kumpla stała się jeszcze bardziej realna.

– Tak.

– Nie wiem, zwykle nie lubię się wtrącać, ale uważam, że popełniasz ogromny błąd – rzucił, czując, że to jedyna szansa, aby go powstrzymać.

– Nie wydaje mi się – skwitował krótko Igor, rozglądając się w poszukiwaniu zapasowej ładowarki do telefonu. – Chcesz mi coś powiedzieć? – dodał po chwili, zatrzymując się w pół kroku, gdy dostrzegł natarczywe spojrzenie przyjaciela.

– Oczywiście, chcę ci powiedzieć dużo rzeczy, bo nie wiem, może masz zaćmienie mózgu i nie ogarniasz tak do końca, co się wokół ciebie dzieje – mówił dalej, chcąc wyjaśnić Igorowi, jak wielkim jest idiotą. – Ale Alicja zrobiła dla ciebie tak wiele. Gdyby nie ona, nie byłoby cię tutaj.

– Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy?

– Sam nie wiem, ale wolę to powiedzieć głośno, bo będę miał później wyrzuty sumienia, że tego nie zrobiłem.

– Wiem, że Alicja zrobiła dla mnie wszystko. Wiem, że tylko dzięki niej jestem tu i teraz. – Wrzucił do walizki kilka koszul. – Ale powiedz mi, Marek. Zastanów się i mi powiedz. Co ja takiego zrobiłem dla niej?

– No jak to co. Byliście razem – odpowiedział, nie rozumiejąc, do czego zmierza Igor.

– No właśnie. Ona mi dała wszystko, a ja tylko "byłem" – mruknął z niezadowoleniem. – Sprawiłem, że ten rok był najgorszym w całym jej życiu. Zamiast skupiać się na pracy, nauce, rodzinie, umierającym ojcu, ona zajmowała się głównie mną. Nie chcę jej tego robić. Nie zasłużyła na to. Zasłużyła na partnera, który będzie dla niej opoką i wsparciem, a nie wyłącznie cholernym ciężarem.

– A może tyle, ile byłeś w stanie jej przez ten rok dać, jej w zupełności wystarczało? Nie zastanowiłeś się nad tym?

– Marek, to, że ten cholerny proces się skończył, wcale nie oznacza, że ja już jestem zdrowy. Nie jestem i długo nie będę. Nie zamienię jej życia w piekło, dopóki sam ze sobą nie zrobię porządku.

– Jej ojciec umiera. Myślę, że będzie cię cholernie potrzebowała – rzucił z naciskiem. – Wyjmij głowę ze swojego egoistycznego tyłka, Igor.

– A co się stanie, jeśli ona będzie mnie cholernie potrzebowała, a ja nie będę w stanie jej pomóc? – odparł zażenowany. – Kurwa, nie mogę nawet wsiąść do samochodu. Jestem bezużyteczny!

– Na pewno z czasem...

– Nie chcę, żeby ona całe życie czekała na to, aż będę na coś gotowy.

– A myślisz, że wyjazd do Londynu wszystko załatwi?

– Sam nie wiem, ale muszę spróbować.

– Rozmawiałem z Marcelą i opowiedziała mi o wszystkim ze szczegółami. Jeśli wszystko będzie wyglądało tak, jak mi to przedstawiła, powinieneś znaleźć się w odpowiednim miejscu, które być może pozwoli ci wrócić na odpowiednie tory – powiedział Marek, tracąc nadzieję, że w czasie rozmowy Igor zmieni zdanie. – Mam tylko nadzieję, że nie będziesz żałował swojej decyzji. Bo jeśli ci się odmieni i wrócisz, Alicja może ci tego wszystkiego nigdy nie wybaczyć.

– Zdaję sobie z tego sprawę. Ale uważam, że z naszej sytuacji nie było dobrego wyjścia. W każdej rozważanej przeze mnie opcji Alicja cierpiała. Teraz będzie zdruzgotana, ale się podniesie i pójdzie dalej. Znam ją. Jest najsilniejszą osobą, jaką znam. Beze mnie będzie jej łatwiej, tak czuję.

– Jestem pewien, że się mylisz, ale to twoje życie, Igor. Twoje decyzje i twoje ich konsekwencje.

– Wiem, Marek. Już mama z Moniką na mnie wsiadły, gdy im o tym opowiedziałem. Monika mało mi oczu nie wydrapała, a potem pojechała do domu obrażona. Wydaje mi się, że długo się do mnie nie odezwie. Kiedyś będzie musiała, w końcu to moja siostra.

– Cóż, pokochała Alicję bardziej od ciebie.

– Bo obok niej nie da się przejść obojętnie – powiedział cicho, zerkając na jej zdjęcie, które sam jej zrobił w czasie wakacji.

Podszedł do komody i chwycił w dłoń ramkę.

Powrócił do pięknego wspomnienia, które już na zawsze z nim zostanie.

Alicja stała na plaży, wpatrując się w fale.

Stał za nią i ją zawołał.

Cicho i krótko, ale to wystarczyło, aby zareagowała.

Odwróciła się od razu, obdarzając go najpiękniejszym na świecie uśmiechem, który on uwiecznił na fotografii.

Nie tak, jak w czasie rozstania, kiedy pozostała głucha na jego wołania.

Musiał pozwolić jej odejść, aby odnalazła pełnię szczęścia, na którą tak bardzo zasługiwała.

Wrzucił zdjęcie do walizki. Tylko tyle mu po niej zostało – wspomnienie najpiękniejszej na świecie miłości, którą mu bezwarunkowo podarowała.


Od J.

W następnym rozdziale pojawi się ponownie nasza (a na pewno moja!) ukochana AlkoAlka i wiele innych wydarzeń. Dziękuję, że tu ze mną jesteście.

Przed nami trzy rozdziały i Epilog.

Już nie mogę się doczekać, kiedy się nimi z Wami podzielę.

Miłego weekendu!




* Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,ralph_kaminski_1,i_znow.html

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro