38.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Powrót do codzienności i pracy był dla Ali niezwykle trudny. Bo Alicja nie miała pojęcia, jak w takich okolicznościach miała się skupić na jakichś bzdurach powtarzanych przez kłócących się ze sobą ludzi, którzy nie potrafiąc się między sobą dogadać, szli ze swoimi problemami do sądu. Na ogół jej to nie przeszkadzało, jednak nie w tak trudnym momencie jej życia. Teraz miała tego serdecznie dość. Opuszczenie mamy i Kamila, ale przede wszystkim taty w szpitalu rozdzierało jej serce. Wrzuciła torbę do samochodu i odjechała, nie mając innego wyjścia. Mogła jedynie szczerze wierzyć, że gdy wróci, wszyscy jeszcze będą razem.

Musiała wyjechać już w niedzielę rano. Miała do skończenia kilka pism, na które czekał Jezierski. Zaparkowała samochód pod blokiem i poszła do sklepu kupić coś do jedzenia. To już nie były te czasy, kiedy wróciwszy z domu rodzinnego, niosła w torbie kilka pudełek z obiadami przygotowanymi przez mamę. Teraz to ona po powrocie ze szpitala jeszcze przed wyjazdem, wrzuciła kawałek mięsa i warzywa do garnka, aby za kilka godzin powstał z tego prowizoryczny rosół, a potem pomidorowa. Zuzia, która była już w zaawansowanej ciąży, musiała dużo odpoczywać, a Kamil nie umiał kompletnie nic zrobić w kuchni, co nadawałoby się do zjedzenia. A mama kompletnie nie miała na to siły ani głowy. Kilka razy w tygodniu wpadała do nich teściowa Kamila, zostawiając zakupy i jedzenie w słoikach, bo tylko w ten sposób mogła pomóc.

Otwierając drzwi do mieszkania, Alicja zdziwiła się, widząc kurtkę Niny. Nie miała pojęcia, co ona może u nich robić w niedzielny wieczór, a przecież ona sama się z nią nie umawiała. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Kasia mogła ją zaprosić na babski wieczór. Alicja zdjęła płaszcz i buty, by następnie zanieść do kuchni zakupy. Torbę podróżną zostawiła w korytarzu.

– Jesteś nareszcie! – Nina wpadła za nią do kuchni cała roześmiana. – Mamy plan! – dodała.

– Chyba się boję – odparła Ala, uśmiechając się na jej widok. Nie przestała rozpakowywać zakupów.

– Nawet ja jestem podekscytowana! – wtrąciła się Kasia, stając w progu.

– To teraz jestem bardziej uspokojona – skwitowała Ala.

– Jak tata? – zapytała Kasia, siadając na swoim miejscu przy oknie i wyciągając z paczki papierosa, co spotkało się z nagannym spojrzeniem Ali. – Sesja mi się zbliża i zaliczenia, wybacz, ale muszę zapalić.

– Tata kiepsko – odpowiedziała, nalewając wody do czajnika, aby nastawić herbatę. – Napijecie się też, prawda?

– Przykro mi, Ala. Bardzo. – Nina podeszła do niej i mocno ją przytuliła. – Ale musisz się szybciutko wziąć w garść. Czas nam ucieka.

– Ach, tak, wasz plan, już was słucham. – Alicja siadła na krześle gotowa na opowieść przyjaciółki, która aż się paliła, aby nareszcie ją wtajemniczyć.

Kasia uśmiechała się tajemniczo, dopalając papierosa. W międzyczasie wstała i zrobiła każdej z nich herbatę z dodatkiem konfitury malinowej.

Alicja siedziała na krześle, nie rozumiejąc, co Nina do niej mówi. Wszystko, co jej opowiadała, brzmiało jak jakaś bajka albo scenariusz nędznej, przewidywalnej od pierwszych scen komedii romantycznej.

Wyłapała jedynie pojedyncze słowa.

Bilet.

Samolot.

Londyn.

I Igor.

– Mam lecieć do Londynu? Za pięć godzin? – Popatrzyła na nie jak na prawdziwe wariatki, za jakie w tym momencie w pełni uważała.

– Tak – potwierdziła Nina ze znużeniem, bo miała dość ciągłego powtarzania tych samych punktów planu, który uważała za idealny i dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. – Tu masz adres Igora. – Podała jej zapisaną kartkę papieru, na którą Alka przez chwilę patrzyła się tępo.

– Ale on się mnie nie spodziewa – odpowiedziała, chwytając kartkę i jednocześnie wstając, co wykorzystała Nina, zajmując jej miejsce. – I zerwał ze mną – dodała z naciskiem.

– Zerwał, bo jest głupi. I tym to akurat bym się nie przejmowała – rzuciła Kasia, wyciągając kolejnego papierosa.

– Zerwał, bo tego chciał – poprawiła ją Alicja, ściskając w dłoni kartkę z jego londyńskim adresem niczym największy skarb. – I nie waż się palić kolejnego. Rób sobie przerwy, Kaś.

– Bo zaraz powiem, że ty jesteś głupia, Alka, a uwierz mi, bardzo nie chcę tego robić. – Kasia wstała i podeszła do Ali, łapiąc ją mocno za ramiona. – Obudź się. Bądź Alką, która walczy do końca. Bądź Alką, która nie odpuszcza. Bądź sobą. Już kiedyś siedziałyśmy w tej kuchni i ktoś kazał ci do niego jechać. Tak to się właśnie zaczęło. I tak ma być.

– A jeśli się zbłaźnię? – Alicja nie była w stanie zapanować nad drżeniem głosu. – Jeśli on nie będzie chciał ze mną rozmawiać? – zadawała kolejne pytania, zupełnie jakby naprawdę zaczęła się zastanawiać nad lotem do Londynu. – To szaleństwo!

– A jeśli powie, że cię kocha? Jeśli wszystko uda się wam razem naprawić? – Nina rzuciła kilka pytań, na które żadna z nich nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Mogły jedynie zgadywać, lecz to nie byłoby bliskie prawdy ani tego, co jest im pisane.

– Alicja, jeśli się nie uda – wtrąciła się Kasia. – To wrócisz do nas i razem jakoś to przetrwamy. Ale zaufaj nam, wierzymy w was. Zaufaj przede wszystkim sobie. Wciąż go kochasz.

– Kocham – potwierdziła i pozwoliła, aby Nina otarła jej łzy z policzków.

– I to jest najważniejsze – kontynuowała łagodnie Kasia, podchodząc do nich. Przytuliła mocno Alicję, stając za jej plecami. – Jeśli coś nie wypali, to tutaj masz drugi adres. – Podała mu kartkę z innym, londyńskim adresem. – Tam mieszka mój brat. Pojedziesz do niego w razie niepowodzenia. Przenocujesz i następnego dnia masz już lot powrotny.

– Lecę do Londynu – szepnęła Ala. – Naprawdę to robię.

***

Gdyby ktoś jeszcze kilka dni wcześniej powiedział Alicji, że będzie siedziała w samolocie, który ma za kilka minut odlecieć do Wielkiej Brytanii, nie uwierzyłaby. Tak wiele się w ciągu ostatnich tygodni wydarzyło, ale takiego scenariusza, mimo najszczerszych chęci, nie byłaby w stanie wymyślić. Wraz z chwilą, kiedy Igor zakomunikował jej swoją decyzję o wyjeździe, ona pogodziła się z tym, że od niej odszedł. Bolało jak cholera, czasem miała wrażenie, że tak bardzo, jakby umierała, ale na to nie była przygotowana. Rozstania zawsze bolą. Rozstania są zawsze powiązane z ostatecznym końcem, pożegnaniem. A ona nie umiała tego robić. Mogła się buntować, zaprzeczać prawdzie, ale musiała iść dalej. A przynajmniej próbowała to robić. Była z Igorem w skomplikowanej relacji i tak naprawdę to powinna była brać pod rozwagę wszystkie możliwości, które mogły im się przydarzyć. Trudno jest jednak rozważać rozstanie w sytuacji, w której jest się w drugim człowieku tak mocno i bez pamięci zakochanym.

Teraz jednak siedziała sztywno w fotelu i mocno ściskała dłonie. Była zdenerwowana i przyczyny tego stanu, nie umiała wyjaśnić. Musiała bardzo szybko zastanowić się nad tym, co zamierza powiedzieć Igorowi, gdy już go zobaczy.

Czy wyzna mu swoją miłość? Będzie go prosić o to, żeby do niej wrócił? A może to on zacznie mówić, a ona będzie mogła jedynie ustosunkować się do jego wypowiedzi? Może powie jej, że chce, aby wróciła do domu, bo wszystko między nimi została już powiedziane?

Nie miała pojęcia, jak to wszystko się między nimi rozegra. Przyjaciółki zapewnił ją jednak, że pomyślały o wszystkim. Zaufanie im przyszło jej jednak z trudem, bo to nie one były w środku całego bałaganu z Igorem. Patrzyły na nich i to, co się między nimi wydarzyło z dystansu, mogły inaczej wszystko ocenić.

Jednak kilkakrotnie powtórzyły jej, że powinna polecieć. Wcisnęły jej do ręki bilety i szybko pomogły się spakować. Razem zawiozły ją na lotnisko i odprowadziły do bramki, być może po to, aby upewnić się, że nie ucieknie w ostatniej chwili.

Alicja jednak uciec nie zamierzała. W miejscu trzymały ją słowa taty, aby walczyła jak lwica do samego końca, dokładnie tak, jak ją tego przez całe życie uczył.

Powtarzała sobie również słowa mamy, która mówiła jej, że o miłość zawsze warto się bić.

A na koniec musiała wiele razy powtórzyć to, co mówiła jej Nina.

Igor nie wrócił do Marceli.

A zdjęcie, które widziała na Instagramie, o niczym nie świadczy – po prostu pili razem kawę, a kobieta uwieczniła ich ręce z kubkami na tle Tamizy.

Usłyszawszy komunikat, zapięła pas i zamknęła oczy. Latanie nie było jej ulubionym środkiem transportu.

Była gotowa do startu i do tej ostatniej walki.

***

Dotarcie pod wskazany adres zajęło Alicji zdecydowanie więcej czasu, niż zakładała. Najpierw jechała pociągiem, potem podjechała kawałek autobusem, lecz po drodze musiała przyznać, że się zgubiła. Wysiadła na złym przystanku i nie miała pojęcia, w którą stronę podążyć.

Stała na środku chodnika i patrzyła na obce, tętniące życiem miasto. Rozumiała decyzję Igora. Rozumiała, że chciał poczuć coś nowego. Nie zamierzała go stąd wyrywać. Chciała jedynie, żeby wciąż byli razem. Tylko tego pragnęła. I jeszcze tego, aby on również się na to zdecydował. Było już późno, a ona odczuwała coraz większe zmęczenie. Na szczęście złapała taksówkę i podała kierowcy kartkę z adresem.

Korki i tłum na ulicach świadczyły o tym, że większość Londyńczyków została owładnięta zakupowym szaleństwem. Alicja wysiadła z czarnej taksówki, grzecznie dziękując kierowcy za podwiezienie mimo ogromnych trudności, które napotkali po drodze. Stanęła niepewnie na ośnieżonym chodniku i wyciągnęła dłoń, aby złapać wirujące nad jej głową płatki śniegu.

Deszcz był najgorszym demonem ich związku.

Jednak śnieg zawsze zwiastował coś dobrego.

I być może właśnie dlatego wirował nad jej głową, aby dodać jej otuchy, której tak bardzo potrzebowała.

Alicja chwyciła uchwyt walizki i rozejrzała się, aby zorientować się, czy na pewno jest we właściwym miejscu miasta. Nina zapewniła ją, że mieszkanie Igora znajduje się nieopodal centrum Londynu. Ulica się zgadzała, ale nigdzie w pobliżu nie widziała właściwego numeru. Ruszyła w dół ulicy, widząc z ulgą, że zmierza w odpowiednim kierunku.

Szła powoli i ostrożnie, bo buty lekko ślizgały jej się po powierzchni chodnika. Serce jej się rwało, aby przyspieszyć, lecz ona tego nie zrobiła. Miała wrażenie, że śni. Wciąż śni.

Jeszcze kilka godzin temu była w swoim mieszkaniu w Polsce, a teraz w stolicy Wielkiej Brytanii przed budynkiem, gdzie zamieszkał Igor.

Zakręciło jej się od nadmiaru emocji w głowie.

Zatrzymała się z cichym westchnieniem i spojrzała na schodki prowadzące do wejścia. Ktoś ją minął, a ktoś lekko trącił ramieniem, lecz ona nie zwróciła na to uwagi.

Była niesamowicie blisko prawdy, której bała się poznać. Już za parę minut mogło się wydarzyć dosłownie wszystko. Zakręciło jej się ponownie w głowie, ale to wytrzymała.

Znajdowała się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Czuła to całym sercem.

Drobne płatki śniegu przyklejały się do jej zmarzniętych, lekko zaczerwienionych policzków.

Ostatni raz.

Ostatni raz o niego zawalczy. Potem odpuści i odejdzie, bo tak postąpić należało, ale będzie wiedziała, że zrobiła wszystko. Nawet coś tak szalonego, jak lot samolotem za ukochanym do innego kraju.

Na ułamek sekundy zamknęła oczy, przypominając sobie najlepsze, najpiękniejsze chwile z Igorem. Wciąż trzymała jej w swoim sercu, bez nich nie zdobyłaby się na ten krok.

Pamiętała szarlotkę i słodki, wyjątkowy smak kruszonki, którą razem jedli, gdy pierwszy raz pojawiła się w jego domu.

Pamiętała ich pierwszy raz.

Pamiętała ich poświąteczne dni spędzone w Rzeszowie.

Pamiętała wesele Kamila.

Pamiętała wspólny wyjazd nad morze.

Pamiętała również te trudne dni, kłótnie i przeciągające się okresy milczenia, bo nie chciała ich zapominać. One również ich w jakiś sposób kształtowały, odgrywając niebagatelną rolę w tworzeniu ich miłości.

Miłość, w którą ona wciąż wierzyła.

Otworzyła oczy, złożyła uchwyt i chwyciła za rączkę walizki. Wspięła się po kilku stopniach i szarpnęła za klamkę. Mocno pchnęła stare drzwi, które ustąpiły z trudem. Znalazła się w zimnej i wietrznej klatce schodowej. Musiała wspiąć się na kolejne piętro. Zrobiła to z trudem. Gdy znalazła się przed właściwymi drzwiami, odstawiła walizkę. Poprawiła czapkę z pomponem, która skrzywiła się na jej głowie, a następnie włosy. Miała nadzieję, że nie wygląda bardzo źle, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę, że ostatnie godziny były szalone, a na jej twarzy mogło odbijać się zwyczajne zmęczenie.

Uniosła dłoń, lecz się przez chwilę zawahała.

Jeszcze mogła uciec. To był ostatni moment.

Ale to nie leżało w jej naturze.

Zapukała.

Czuła łomoczące serce, gdy usłyszała odgłosy dobiegające z mieszkania.

Przekręcanie zamka.

Alicja zamarła, bo przed jej oczami zamajaczyła postać kobiety ubranej w dres z turbanem na głowie.

– Kurwa – wyrwało się jej mimowolnie.

– Kim jesteś? – zapytała nieznajoma po angielsku, przyglądając się jej z uwagą.

Była ładna. Miała oliwkową cerę i ciemną oprawę oczu, więcej nic o niej nie mogła na ten moment powiedzieć.

– To chyba pomyłka – odpowiedziała Alicja lekko drżącym z emocji głosem. – Pomyliłam mieszkania.

– Kogo szukasz? – kontynuowała niezrażona.

– Wysockiego Igora.

– To dobrze trafiłaś – odparła z uśmiechem.

Alicja była pewna, że jeśli kobieta powie, że Igor znajduje się pod prysznicem, to jej niechcący przyłoży i ucieknie. Zupełnie jak w filmie.

– O mój Boże – powiedziała kobieta. – To ty! – dodała podekscytowana.

– To ja? – zdziwiła się Alicja, nie mogąc zrozumieć tego, co się działo na jej oczach.

– Jesteś dziewczyną ze zdjęć! Chodź do środka. – Kobieta przesunęła się, aby ją wpuścić.

– Dziewczyną ze zdjęć? – zdziwiła się Alicja, gdy weszła do środka i stanęła w niewielkim korytarzu.

Z tego miejsca miała doskonały widok na resztę mieszkania. Widziała aneks kuchenny połączony z salonem, gdzie znajdowała się kanapa i dwa fotele oraz stolik kawowy. Nad częścią relaksacyjną znajdowała się antresola, na którą prowadziły drewniane schody znajdujące się po lewej stronie. Alicja zakładała, że tam pewnie znajduje się jego sypialnia. Coś ją boleśnie zakuło w piersi.

– Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale od początku. – Nieznajoma odstawiła walizkę na bok i zaczęła ściągać jej płaszcz. Alicja odłożyła przemoczoną czapkę i szalik na komodę i zdjęła buty. – Ja nazywam się Danja Lesar i pracuję z Igorem w szpitalu – przedstawiła się, podając jej dłoń.

– Alicja – odpowiedziała z uśmiechem, lekko się rozluźniając dzięki otwartej postawie Danji.

– To teraz już jestem pewna, że to ty. – Danja ściągnęła turban z głowy, a na jej plecy opadły mokre kosmyki. – Tam na komodzie stoją twoje zdjęcia. Igor nam o tobie opowiadał – mówiła dalej, przetrzepując palcami włosy. – Wybacz, że robię to w międzyczasie, ale spieszymy się.

– My? – zdziwiła się Ala.

– Tak, idziemy razem, ty i ja do pubu, całkiem niedaleko. Dzisiaj jest nasza szpitalna impreza przedświąteczna i tam właśnie jest między innymi Igor i Marcela. – Otworzyła drzwi do łazienki i stanęła przed lustrem. – Będę się malować, bo jesteśmy spóźnione.

– A co robisz tutaj?

– Igor czasem pozwala mi się tu ogarniać przed wyjściem. Mam już swoje klucze, skoro on i tak niedługo już, wiesz...

– Nie wiem?

– A to może lepiej niech on ci powie – odparła Danja tajemniczo. – Dobra, ja się maluję, potem wysuszę włosy i wychodzimy, a ty w tym czasie, kochana, zaczekaj na mnie, bo nie mogę się doczekać, kiedy tam razem pójdziemy.

– Nie wiem, czy powinnam...

– Oczywiście, że powinnaś! Trzy minuty, no, może dziesięć i będę gotowa!

Alicja siedziała na kanapie oszołomiona przebiegiem wydarzeń. Przed chwilą była pewna, że Igor ułożył sobie z kimś nowym życie. Za moment dowiedziała się, że jest w błędzie. Rozejrzała się po schludnym pomieszczeniu, nie chcąc wydawać kolejnych, pochopnych osądów.

Teraz czekało na nią najważniejsze spotkanie. Wciąż się bała, ale czuła coraz większe podekscytowanie.

Miała dobre przeczucie.

***

Szła razem z Danją, której buzia się praktycznie nie zamykała. Opowiedziała jej w skrócie co najmniej połowę swojego życia, łącznie ze szczegółami jej nowego związku z najpiękniejszą dziewczyną stąpająca po londyńskiej ziemi. Wyjaśniła jej, że mieszka w Londynie od trzech lat, a w szpitalu z Marcelą pracuje od dwóch. Zaprzyjaźniły się szybko i mocno. Danja wyglądała na taką właśnie kobietę, która bez problemu nawiązuje kontakt z dopiero co poznanymi ludźmi. Alicja od dawna nie miała okazji, aby rozmawiać po angielsku, ale na szczęście jakoś im się ta rozmowa układała, chociaż czasem Ala musiała się dłużej zastanowić nad tym, jak powiedzieć to, co przychodziło jej na myśl.

Danja dużo mówiła też o tym, gdzie aktualnie znajduje się Igor. Okazało się, że jest to coroczna tradycja. Większość lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników szpitala spotykało się w pubie znajdującym nieopodal szpitala. Na szczęście mieszkanie Igora również było całkiem niedaleko. Zamówienie taksówki o tej porze, bo dochodziła już prawie dwudziesta pierwsza, graniczyło z cudem, ale obie zgodziły się, że spacer będzie idealnym wyjściem.

– To jesteś jego dziewczyną, tak? – zapytała Danja, gdy zatrzymały się przed przejściem dla pieszych.

– Byłą – doprecyzowała Alicja.

– Już niedługo – zaśmiała się Danja, lecz Ala nie chciała tego komentować, bo zakręciło jej się w głowie na samo wyobrażenie.

Kilka minut później stanęły pod pubem. Alicja poczuła rosnące napięcie, gdy zerknęła przez wielkie okno, gdzie widziała tłum obcych ludzi, wśród których nie potrafiła rozróżnić znajomych twarzy. Kilkanaście osób stało przed wejściem i paliło papierosy.

– Chodź – powiedziała Danja, chwytając ją pod ramię.

– Boję się – wyrwało jej się po polsku, by za chwilę powtórzyć to samo po angielsku, gdy zobaczyła, że Danja jej nie rozumie.

– Dlaczego?

– Bo Igor nie ma pojęcia, że tu przyjechałam i nie wiem, jak zareaguje na mój widok.

Danja spojrzała na nią łagodnie.

– Nigdy się nie dowiesz, jeśli nie wejdziesz do środka.



Zamówienie kolejnego piwa było świetnym pomysłem, bo pomogło Igorowi w rozładowaniu stresu i napięcia. Był bardzo zmęczony. Przeżył w pracy kolejny ciężki dzień wypełniony operacjami i to do samego rana, bez chwili wytchnienia. Nie miał ochoty na imprezę, ale okazało się, że wszyscy idą, więc nie chciał być wyjątkiem. Trzymał w dłoni swój kufel i przysłuchiwał się opowieści jednego z kolegów, który lekko przynudzał, omawiając szczegóły swojej ostatniej operacji. Marcela siedząca naprzeciwko przyglądała mu się, robiąc dziwne, wyjątkowe znudzone miny. Nie lubiła, gdy jej facet rozmawiał tylko i wyłącznie o chirurgii. Igor czasem się zastanawiał, jak tak dwie skrajnie różne osoby mogą się tak dobrze dogadywać w życiu. Życzył im jednak wszystkiego, co najlepsze. Teraz uniósł kufel i wypił jej zdrowie, bo ona napić się nie mogła. Uśmiechnęła się do niego zjadliwie w odpowiedzi.

Drgnął niespokojnie, gdy poczuł czyjś dotyk na ramieniu.

– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedziała mu wprost do ucha spóźniona na ich spotkanie Danja, siadając obok.

– Zdemolowałaś mieszkanie? – zaśmiał się.

– Nawet jeśli, to już i tak nie twój problem, a nie wmówisz mi, że się do niego przywiązałeś.

– Nie będę kłamał. – Wypił łyk piwa. – Co to za niespodzianka?

– Odwróć się. – Poklepała go po ramieniu i wstała, zmierzając w stronę baru.

Zrobił tak, jak mu kazała i zamarł. Zamarł, bo zobaczył ducha. Ducha, który nie powinien mu się tutaj, w takim miejscu objawiać.

Zobaczył Alicję i nagle zakręciło mu się w głowie.

Na chwilę zapomniał o tym, jak się oddycha. Zrobiło mu się gorąco. Chwycił się mocno krawędzi dębowego stołu.

Marcela spojrzała w tym samym kierunku, skonsternowana jego zachowaniem i ze zdziwieniem przyłożyła dłoń do ust.

– O mój Boże, Igi! – pisnęła podekscytowana. – No ruszże się!

– To niemożliwe – odpowiedział, odwracając się w stronę Marceli.

– Możliwe! Przecież Alicja tam stoi! Idź do niej!

– Co ona robi w Londynie? – zapytał.

– Mnie się nie pytaj! – odpowiedziała z uśmiechem Marcela.

Igor poruszył się niezgrabnie. Kufel, który wciąż trzymał w dłoni, nagle przewrócił się z łoskotem, gdy Igor zaczął wstawać. Piwo w kolorze ciemnego karmelu rozlało się po blacie, tworząc sporych rozmiarów kałużę. Wywołał tym wśród znajomych salwę śmiechu. On jednak nie zwrócił na to uwagi, działając jak automat.

Zatrzymał się, nie wiedząc, co ma począć.

– Idź, idź, nie przejmuj się tym – ponagliła go Marcela, wstając z krzesła i uważając na swój zaokrąglony brzuch. – Ja się tym zajmę.

Igor ruszył w stronę Alicji odprowadzony zaciekawionym spojrzeniem znajomych z pracy. Przepchał się przez tłum, potrącając niechcący kelnerkę, która na jego szczęścia wracała już za bar z pustą tacą. Gdyby się z nią zderzył, narobiłby jeszcze większego rabanu, którego teraz nie potrzebował.

Dotarł nareszcie do Alicji, która wciąż stała w tym samym miejscu.

Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że się tu znalazła. Dokładnie tu, na drugim końcu świata. Stała tu przed nim, taka śliczna i uśmiechnięta, pomimo całego zła, które sam jej zgotował. Chciał ją bez słowa przytulić i nigdy więcej już nie wypuścić z ramion, ale sam siebie powstrzymywał.

Miała na sobie tę samą czapkę z wielkim pomponem i zimowy płaszcz.

I topniejący śnieg na ramionach.

I pub, ludzie, cały cholerny świat nagle zniknął.

– Cześć, Igi – powiedziała, uśmiechając się lekko, jak gdyby nigdy, nic złego się między nimi nie wydarzyło.

A jego serce nagle przyspieszyło.

– Co tutaj robisz? – zapytał, chociaż tak naprawdę wcale go to nie obchodziło. Ważne, że była tu razem z nim.

– Sama nie wiem – odparła zgodnie z prawdą. – Ale jestem.

– Jesteś – odpowiedział, wyciągając w jej stronę dłoń, którą ona od razu ścisnęła mocno.

Czuł jej dotyk i to było najpiękniejsze doznanie na świecie.

Najprawdziwsze. Takie, za którym tęsknił najbardziej na świecie.

Takie, które dało mu jasną i klarowną odpowiedź na pytania dotyczące jego przyszłości.

Tylko Alicja.

– Przyjechałam, żeby... – zaczęła mówić, lecz przestała na chwilę, bo nie mogła się skupić, gdy Igor tak intensywnie na nią patrzył. – To nawet nie był mój pomysł. Nina z Kasią to wszystko zorganizowały i po prostu kazały mi wsiąść w samolot. Zapewniły mnie, że wiedzą, co robią – kontynuowała, nie potrafiąc przejść do sedna. – I powiedziały mi, że będę wiedziała, co mam powiedzieć, gdy się spotkamy...

– Kocham cię – przerwał jej, zmniejszając jeszcze bardziej dystans między nimi. – Tak bardzo cię kocham, Alicja. Przepraszam, że cię skrzywdziłem. – Położył obie ręce na jej policzkach. – Jeśli tu jesteś, to znaczy, że...

– Też cię kocham, Igi – odpowiedziała i wspięła się na palce, czekając na pocałunek.

Pocałował ją mocno i intensywnie, czego się nie spodziewała. Jednak tęsknota odcisnęła na nich obojgu tak silne piętno, że teraz nie byli w stanie się kontrolować.

– Złożyłem wypowiedzenie w szpitalu. Danja, którą w dziwnych okolicznościach zdążyłaś już poznać, przejmuje mieszkanie. Miałem wrócić do Polski i do ciebie, Alicja, na kolanach. Przepraszać i błagać cię o wybaczenie – szeptał w jej ucho, gdy mocno się w niego wtuliła.

To, co było do tej pory skomplikowane, zawiłe, nagle stało się jasne i oczywiste.

Wszystko, co do nie mówił, trafiało prosto do jej serca i kruszyło wszystkie bariery, które po ich rozstaniu zdążyła stworzyć.

Wierzyła mu. Znowu karmiła się nadzieją na to, że jednak dostaną tę swoją jedną szansę na milion na miłość.

– Chodź, przedstawię cię, a potem się stąd zmywamy – powiedział, ściskając mocno jej dłoń. – Nie chcę tracić ani minuty więcej.

***

– Dlaczego trzymasz walizki w salonie? – zapytała Alicja, gdy weszli do mieszkania. Igor pomógł jej zdjąć płaszcz, a z chwilę ściągnął swoją kurtkę.

– Nawet ich nie wnosiłem na górę. Od samego początku czułem, że to strata czasu – rzucił krótko i ustawił równo buty. – Wejdź, proszę. Rozgość się.

– Nie wnosiłeś? – drążyła dalej.

– Nigdy się nie rozpakowałem. Odkąd przestąpiłem próg mieszkania, wiedziałem, że popełniłem ogromny błąd i chyba nie chciałem w to dalej brnąć. – Przyglądał się Alicji, która weszła do części mającej służyć za salon. Stanęła na dywanie i odwróciła się w jego stronę.

– Do kiedy zostajesz w Londynie? – zapytała, gdy podszedł do niej i nie mogąc się powstrzymać, otoczył jej talię swoimi dłońmi. Musiał mieć ją blisko.

– Do końca grudnia – odpowiedział i pochylił się lekko, aby ją do siebie przytulić.

Tęsknił za jej ciepłem.

Za jej zapachem.

Za jej uśmiechem.

– I przylatuję pierwszego stycznia – kontynuował, delikatnie muskając ustami jej szyję. Poczuł, że zadrżała, lecz lekko się odsunęła.

– Na nowy początek – powiedziała spokojnie. – Podoba mi się ta symbolika.

Jej usta sięgnęły warg Igora. Alicja złożyła na nich krótki, ciepły pocałunek. Mężczyzna natychmiast odpowiedział na pocałunek, przesuwając ręce z talii na plecy. Alicja wplotła dłonie w jego włosy, przyciągając go do siebie bliżej. Delektowali się każdym, najdelikatniejszym dotykiem, stęsknionym szeptem wyrywającym się spomiędzy niespiesznych pocałunków, obietnicami, że zawsze już będą razem.

– Mój tato umiera – powiedziała Alicja z takim bólem, że dosłownie poczuła, jakby przez samo wypowiedzenie tych słów, coś w niej znikało.

– Wiem, kochanie – odpowiedział, całując ją delikatnie w czoło. – Wrócę najszybciej, jak tylko będę mógł, aby być z tobą.

– Dziękuję – szepnęła, wtulając się w niego.

– Chodź, usiądź sobie na kanapie. – Chwycił jej dłoń i poprowadził ją na miejsce. – Na pewno jesteś wykończona, zrobię ci herbatę i zamówimy pizzę.

– Pojutrze już wracam – powiedziała, siadając po turecku i przykrywając nogi kocem.

– To zrozumiałe – odpowiedział, otwierając szafki. – Na pewno chcesz być przed świętami w domu.

– To będą ostatnie normalne święta.

– To będą ostatnie święta twojego taty. – Igor wrócił do Alicji, w czasie gdy gotowała się woda, by usiąść obok i chwycić jej dłoń, choćby na krótką chwilę. – Na pewno będzie chciał, żeby ten czas mimo wszystko był wyjątkowy.

– Wiem i postaram się, aby był szczęśliwy. Wiesz, Igi, w sumie to jestem tutaj, bo mnie o to prosił. Kazał mi walczyć do utraty tchu i właśnie to zrobiłam, chociaż nie mogłam przewidzieć, jak zareagujesz na mój widok. Mogłeś przecież już sobie ułożyć tutaj życie. Nowe życie beze mnie – mówiła, patrząc mu prosto w oczy. – Bardzo się bałam. Nie chciałam, żebyś uznał, że ci się narzucam. Ale z drugiej strony chciałam jeszcze raz spróbować.

– I bardzo się cieszę, że to zrobiłaś. – Uniósł jej dłoń i lekko pocałował każdy z jej palców z osobna. – Bo ja i tak walczyłbym o ciebie, ale dopiero po powrocie. Stracilibyśmy niepotrzebnie kolejne tygodnie.

– Myślisz, że jesteś gotowy? Nie uciekniesz znowu?

– Nie – odpowiedział, a w jego oczach zaszkliły się łzy, które za wszelką cenę chciał ukryć, lecz bezskutecznie. – Nie wiem, czy jestem gotowy i czy jestem w stanie się na to przygotować. Ale będę się starał z całych sił, żeby nam się udało. – Alicja z troską otarła jego łzy. – Moje życie bez ciebie jest puste. Myślałem, że powrót do chirurgii, do pracy, sprawi, że ruszę do przodu, ale nie posunąłem się nawet o milimetr. Wciąż tkwiłem w miejscu, gdzie się z tobą rozstałem, popełniając największy błąd mojego życia.

– Mogę ci ufać, Igi?

– Możesz, Ala. Już nigdy cię nie zawiodę. Jesteś całym moim światem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro