Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                                                                                       POV. NATHAN

Nie mogłem już dużej wytrzymać w domu, więc postanowiłem pojechać do mojej księżniczki. Nie miałem daleko, więc już po kilkunastu minutach byłem pod jej blokiem. Powinna już wrócić z pracy. 

Z myślą, że moja ukochana jest już w mieszkaniu, podążyłem na jej piętro. Nagle usłyszałem jakąś kłótnie. 

-Cześć księżniczko, chcesz się zabawić?- jakiś mężczyzna, kto to może być... Z nim był ktoś jeszcze. 

-Nie dzięki. Na pewno nie z tobą. - chwila co?! Lena?! Jakiś świr ją napastuje? 

Nie chciałem już tego słuchać, więc od razu podążyłem w dalszą drogę. Jednak coś było nie tak. Usłyszałem szarpaninę, a potem nagle zobaczyłem spadające po schodach ciało. Kobieta. 

-Lena nie!!!

Momentalnie znalazłem się przy dziewczynie, lecz ona nie kontaktowała. Nie wiedziałem co zrobić. Szybko ją podniosłem i popatrzyłem do góry, gdzie stał ten kutas. 

-Ty idioto mogłeś ją zabić! Gwarantuję ci, że to nie koniec! 

Następnie jak najszybciej pobiegłem z Leną na rękach do samochodu i skierowałem się do szpitala. 

Chwilę później już byłem na miejscu. Zaparkowałem przed wejściem, bo nawet nie obchodziło mnie to, czy odholują auto, czy nie. Teraz najważniejsza była ona. 

-Szybko niech mi ktoś pomoże! 

-Co się stało?- podbiegł jakiś lekarz. 

-Została zrzucona ze schodów. Szarpała się z jakimś pijanym kolesiem chyba chciał ją zgwałcić, nie zdążyłem zareagować.- powiedziałem na jednym tchu. 

-Dobrze, proszę za mną. Proszę ją tutaj położyć. Kim pan dla niej jest?

-Narzeczony.- powiedziałem, choć to nie do końca prawda. 

-Dobrze, przepraszam ale musi pan tutaj zaczekać. 

Wtedy właśnie Lenka zaczęła otwierać oczy. 

-Skarbie wszystko w porządku?- od razu do niej podbiegłem.

-Dziecko... Nathan ja jestem w ciąży.- po tych słowach zemdlała. 

-Co? Słyszał pan?

-Tak, przepraszam ale musimy zrobić pacjentce wszystkie potrzebne badania. Proszę tutaj poczekać. 

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Zadzwoniłem do Alice. Przecież musiałem jej powiedzieć. 

-Halo?- usłyszałem po drugiej stronie głos dziewczyny. 

-Cześć, Alice.- powiedziałem przygnębiony. 

-Nathan stało się coś?- zapytała z niepokojem.  

-Alice, Lenę ktoś zepchnął ze schodów. Jest w szpitalu. 

-Co?!- usłyszałem rozpacz.- Matt, rezerwuj najbliższy lot do Barcelony!- usłyszałem jej krzyk.- Spokojnie Nathan będziemy najszybciej jak to tylko możliwe. Zostań z nią ona cię teraz potrzebuje. Ona jest w ciąży. Z tobą. 

-Wiem. Powiedziała mi gdy tylko się ocknęła, ale chwilę potem znowu zemdlała teraz ją badają i muszę czekać. Nie wiem co robić. Pomóż proszę. 

-Jedź do niej do domu. W komodzie w korytarzu jest książeczka dotycząca ciąży. Weź ze sobą i jedź do szpitala. Może się przydać. 

-Okej, dzięki. Zawsze można na was polegać.- szybko się rozłączyłem i pognałem do mieszkania Leny. 

Tak jak mówiła Alice znalazłem w komodzie w korytarzu książeczkę ciąży. Wziąłem ją i pojechałem do szpitala. Kiedy pobiegłem pod salę właśnie wychodził lekarz, kiedy mnie zobaczył, pozwolił mi odetchnąć. 

-Proszę, przywiozłem książeczkę ciąży. 

-Dobrze, że pan o tym pomyślał. 

-Co z nią? Co z dzieckiem?

-Proszę się uspokoić i usiąść.- od razu bez wahania spełniłem jego prośbę.- Więc tak z dzieckiem wszystko w porządku, ale pana narzeczona zapadła w śpiączkę. Jesteśmy dobrych myśli. Proszę iść do recepcji i zostawić swój numer. Potem może pan jechać do domu. Nic pan nie wskura, zadzwonimy do pana gdy tylko coś się zmieni. 

-Ehhh, dobrze. Mogę do niej na chwilę wejść?  

-Dobrze, ale tylko kilka minut.  

Wszedłem do sali gdzie leżała tylko Lena. Byłą strasznie blada i podłączona do wielu urządzeń. Usiadłem przy jej łóżku i ze smutkiem westchnąłem. 

-Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem na ciebie wściekły, że mi nie powiedziałaś, ale wiem też, że muszę cię wspierać. Słyszałem, że osoby w śpiączce słyszą co się do nich mówi. Nie chcę ci robić wyrzutów, po prostu wiedz, że cię kocham. Bardzo mocno. I bez względu na wszystko chcę z tobą żyć, mieszkać a przede wszystkim wychowywać nasze dziecko i cię kochać. Nie wytrzymam tutaj długo bez ciebie, więc proszę wróć do mnie szybko.

Starłem z policzka pojedynczą łzę. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem płakać. To wszystko wydarzyło się tak szybko. Jest mi tak bardzo przykro. Nawet złość jest mi teraz obojętna. Chcę tylko, żeby Lena do mnie wróciła. Chcę już móc trzymać moje dziecko w rękach. Wiem, że będę musiał jeszcze poczekać, ale po prostu chcę, żeby Lena się obudziła. Mój aniołek śpi i najgorsze jest to, że nie wiem, kiedy się obudzi. 

-Dzwoniłem do Alice. Powiedziała, że razem z Mattem przylecą pierwszym lepszym lotem. Mam nadzieję, że do tego czasu już wszystko będzie dobrze, a ty znowu się uśmiechniesz. Jest mi bardzo przykro, że nie zdążyłem nic zrobić. Może gdybym był tam kilka chwil wcześniej, może gdybym się pośpieszył to nic by ci się nie stało. Wiem natomiast, że pani z sklepu miała rację. Nasza rodzina niedługo się powiększy.- uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, że zostanę tatą. 

-Proszę pana. Powinien pan pójść do domu, odpocząć.- wyrwała mnie z zamyślenia pielęgniarka.

-Dobrze. Pa kochanie. Niedługo wrócę. 

-Mogłabym jeszcze prosić o pański numer telefonu, żeby w razie czegoś móc się skontaktować? 

-Oczywiście. Proszę.- podyktowałem kobiecie mój numer, jeszcze raz pożegnałem się z Lenką i opuściłem szpital. Kierując się do domu wykonałem jeszcze jeden telefon. 

-Słucham pana?

-Dobry wieczór, czy mam przyjemność z szefem portierni w bloku nr. 53 na osiedlu Bluesky?

-Tak dobry wieczór. W czym mogę służyć?

-Proszę pana moja narzeczona została dzisiaj zepchnięta ze schodów. Zrobił to pewien mężczyzna. Czy można ustalić kto to? Chciałbym złożyć doniesienie, ale nie znam jego tożsamości, chyba pan rozumie.

-Oczywiście. Blok numer 53 tak?

-Zgadza się. Piętro 5 bodajże. Na pewno mieszkanie numer 156. 

-Dobrze. Skontaktuję się z panem, gdy tylko uda mi się coś ustalić.

-Dziękuję bardzo. Na pewno szepnę o panu kilka dobrych słów tam gdzie trzeba. Do widzenia.

-Do widzenia. Miłego wieczoru. 

Podjechałem pod mój apartament i od razu po wejściu udałem się do łazienki. Musiałem wziąć prysznic. Musiałem się rozluźnić. Nie powiem zajęło mi to trochę, tak więc po pół godzinnym sterczeniu pod natryskiem i użalaniu się nad sobą wyszedłem z łazienki owinięty tylko ręcznikiem wokół pasa. 

Postanowiłem dziś wykonać jeszcze dwa telefony. Pierwszym był telefon do dziadków Leny.

-Halo?- usłyszałem zaspany głos kobiety.

-Dobry wieczór. Z tej strony Nathan. Przepraszam, że panią obudziłem.

-Och, Nathan nic się nie stało. Mogę ci w czymś pomóc?

-Chciałem pani tylko powiedzieć, że Lena jest w szpitalu. Jakiś idiota zepchnął ją ze schodów.

-Co?! Jak to?! Co z dzieckiem?! 

-Spokojnie, z dzieckiem wszystko w porządku, ale Lena niestety jest w śpiączce. 

-Czyli ci powiedziała...

-Jedynie to zdążyła powiedzieć zanim zemdlała. Będę państwa informował o jej stanie na bieżąco. 

-Dobrze. Dziękuję. Postaramy się jutr przyjechać do szpitala. Dobranoc.

-Dobranoc. 

Rozłączyłem się. Siedziałem na łóżku jeszcze chwilę, zanim zdecydowałem się wybrać drugi numer. Mama. Odebrała po kilku sygnałach.

-Cześć synku co chciałeś?

-Lena jest w szpitalu.

-Co?!- w tle usłyszałem tłuczenie się szkła.-Jak to, to coś poważnego?

-Jakiś pijany idiota zepchnął ją ze schodów. 

-Co?! Ale z jej zdrowiem wszystko w porządku?

-Dziecku nic nie jest, a Lena jest w śpiączce.

-Ufff, to dobrze. Chwila, czy to powiedziałeś dziecku? 

-Tak mamo. Dziecku.

-Och synku, tak się cieszę. Ale teraz najważniejsze jest, żeby Lena się wybudziła. Widzimy się jutro w szpitalu. Pa!!!!

Wiedziałem, że mama będzie zachwycona. W końcu jej synek się ustatkował i założył rodzinę. Teraz tylko pozostaje mi czekać, aż prasa się o tym dowie i będziemy na okładkach magazynów. To teraz jest rzecz, której najmniej bym chciał. Myślę tylko o Lenie. 

Położyłem się do łóżka zaprzątając sobie głowę moim aniołem. Moimi aniołami. Jutro muszę gdzieś pojechać. Z taką myślą zasnąłem.

------------------------

Witajcie moi drodzy! Wiem, wiem wczoraj nie było rozdziału. Nadrobię to obiecuję. Zapraszam we wtorek tak dla wyjątku. 

Mam nadzieję, że emocje trochę opadły. Macie czego chcieliście. Nie jestem pewna tylko, czy chcieliście, żeby dowiedział się w taki sposób. No cóż lepiej tak niż wcale. Życzę wam kochani miłego rozpoczęcia tygodnia. 

Pozdrawiam 
Sky 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro