Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

dwa miesiące później

To już ostatnie dni w trzypaku. Nie wiem czy się cieszyć, czy rozpaczać? Jak to będzie? Chciałabym, aby poszło gładko i bez problemów. Chciałabym już zobaczyć nasze skarby. Jestem ciekawa do kogo będą podobne. Jedno wiem na pewno. Będą cudowne. 

Ostatnio zaczęłam odbudowywać relację z mamą. Bądź co bądź, ale to moja mama i w sumie jedyna osoba, która została mi po śmierci brata i taty. Chciałabym, aby moje dzieci miałóy w sobie, a przede wszystkim we mnie i Nathanie wsparcie, aby zawsze mogły powiedzieć nam, co ich trapi. 

Mam nadzieję, że tak będzie. Chciałabym, żeby moi bliscy byli ze mną, ale wiem, że to niemożliwe. Niestety, czasu nie cofnę. Muszę żyć dalej. Bo mam dla kogo i wiem, że oni by tego chcieli. 

Robię to dla siebie, mojej rodziny, ale i także dla nich. Chciałabym, żeby byli ze mnie dumni. Zrobię wszystko, aby tak było. 

-Kochanie, nad czym myślisz?- zagadnął Nathan leżący obok mnie na kanapie. 

-Co? Nie o niczym. Po prostu chciałabym już zobaczyć nasze maleństwa.- uśmiechnęłam się lekko. 

-Tak, ja też. Fajnie byłoby zobaczyć już te brzdące. Jestem bardzo ciekawy tego, jak będzie wyglądało nasze życie, kiedy już przyjdą na świat.- powiedział ucieszony. 

-Chciałabym jeszcze dzisiaj pojechać na cmentarz. Wiesz do taty i brata. 

-Jasne. Powiedz tylko kiedy będziesz gotowa i możemy jechać.

-Dobrze, w takim razie, może najlepiej od razu. Po co tracić czas. Tylko założę kurtkę i buty, i możemy wychodzić. 

-Dobrze, w takim razie skoczę jeszcze do toalety. Poradzisz sobie sama?- spytał czule. 

-Tak, spokojnie. Jeszcze potrafię się ubrać. Nie musisz się martwić. Brzuch aż tak mi nie przeszkadza.- zaśmiałam się. 

-Dobrze, w takim razie, jak już się ubierzesz, to może poczekasz na mnie już w aucie?

-Dobry pomysł. Niech będzie. Tylko się pospiesz nie chcę długo czekać. 

-Jasna sprawa kochana. 

I tak założyłam kurtkę, buty i podążyłam do podziemnego garażu. Tak spędziłam kilka minut słuchając radia i piosenek, które były w nim puszczane. Aż w końcu raczył zjawić się mój narzeczony. 

-I jak tam, nie nudziliście się beze mnie za bardzo?- zaśmiał się. 

-Nie, skąd. Słuchaliśmy sobie ciekawych piosenek i wcale nie tęskniliśmy.- uśmiechnęłam się. 

-Och, jak możesz być tak okrutna. Łamiesz moje serce.- powiedział i teatralnie złapał się za pierś. 

Nie mogłam wytrzymać i wybuchnęłam śmiechem. Siedzieliśmy tak jeszcze dobrych kilkanaście i śmialiśmy się z różnych głupot. Potem ruszyliśmy w dość krótką trasę. Niecałe 40 minut później byliśmy już na miejscu. 

-Iść z tobą, czy zaczekać tutaj?- zapytał Nathan. 

-Jak chcesz, tylko zapomniałam o jednym małym szczególe. 

-Mówisz o tym?- zagadnął i podał mi fioletową różę. 

-Tak! Jakim cudem! Jesteś niesamowity!- powiedziałam i ucałowałam go. 

-Tak, tak wiem. Jak zawsze. Nie musisz mi przypominać doskonale zdaję sobie z tego sprawę.- zaśmiał się.- Idź sama. Zostanę i zaczekam na ciebie. 

-Na pewno?- zapytałam.

-Tak. Na pewno. W końcu każdy potrzebuje chociaż trochę prywatności i pobycia samemu ze swoimi myślami. 

-Dziękuję. Postaram się wrócić jak najszybciej.- powiedziałam z przekonaniem. 

-Spokojnie. Nie musisz się spieszyć. Wykorzystaj ten czas jak tylko chcesz i zrób to na spokojnie. Nigdzie nam się nie spieszy. Możesz tam spędzić ile czasu tylko zechcesz. 

-Dobrze, ale i tak obiecuję się pospieszyć i wrócić do ciebie jak najszybciej.- uśmiechnęłam się do niego.- Może nawet nie zdążysz za nami zatęsknić. 

-To niemożliwe. 

-Dlaczego?- zdziwiłam się. 

-Bo już za wami tęsknię.- uśmiechnął się. 

-Och, już dobrze, dobrze. Przecież nigdzie nie uciekam. Zaraz wracam. - powiedziałam i wysiadłam z samochodu zamykając zaraz za sobą drzwi. 

Następnie podążyłam w bardzo dobrze znanym mi kierunku. Do taty i brata. Ostatnio rzadko tu bywam, ale to tylko przez mój stan. Zresztą dzisiaj też zebrałam się ostatkiem sił, żeby tu przyjechać, ale nie chciałam martwić niczym Nathana, więc po prostu nic mu nie powiedziałam. Wolałam mu tego oszczędzić. 

Kiedy już znalazłam się na miejscu, ukucnęłam na chwilę, ale potem stanęłam prosto, bo było mi bardzo niewygodnie. Położyłam różę na grobie i po prostu, tak jak zwykle, bez zbędnych wywodów zaczęłam mówić. 

-Kochani, mam nadzieję, że nie za oficjalnie, ale po prostu bardzo się cieszę, że w końcu udało mi się tutaj dotrzeć. Pewnie wszystko wiecie, czemu mnie nie było i w ogóle, ale po prostu czułam potrzebę, żeby tu przyjechać. Pewnie teraz byście na mnie nakrzyczeli, że niepotrzebnie, że mogłam poczekać, że powinnam odpoczywać i się nie przemęczać. Ale ja tak nie mogę i dlatego tutaj jestem. Czuję, że to już bardzo niedługo i będę mogła zobaczyć moje i Nathana skarby. Mam nadzieję, że będziemy szczęśliwi, i że będziecie się nami opiekować. Obiecałam mu, że nie będę tutaj długo, dlatego będę już kończyć i mam nadzieję, że do zobaczenia już niedługo. 

W tamtym momencie nagle poczułam delikatny ból w brzuchu. Zignorowałam to, bo pani doktor wspominała, że może być to coś w rodzaju bóli przepowiadających, czy jakoś tak. 

-Hahaha, no i w końcu nie chcę tu urodzić. Trzymajcie za mnie kciuki. Mam wrażenie, że się przydadzą. Do zobaczenia.- powiedziałam i ruszyłam do samochodu. 

Chwilę później już siadałam na wygodnym siedzeniu. 

-I jak?- zapytał Nathan. 

-Dobrze, tak jak zawsze. Potrzebowałam tego, a nasze dzieci chyba się ucieszyły, że mogły odwiedzić dziadka i wujka. 

-Z pewnością. To co? Kierunek dom?- spojrzał na mnie wyczekująco. 

-Tak, zdecydowanie. Już dzisiaj nic nie będę robić. Zarządzam całodniowe odpoczywanie!- zaśmiałam się. 

-Tak jest proszę pani!- zasalutował mi mężczyzna. 

Ruszyliśmy w drogę. W czasie jazdy rozmawialiśmy na kilka ważnych dla nas ostatnio tematów, czyli głównie o dzieciach i: 

-Rozglądałaś się już za suknią?- zapytał nagle Nathan. 

-Tak, ale tylko na wystawach. Bez sensu byłoby przymierzanie czegoś, skoro i tak zaraz trzeba byłoby zwężać.- uśmiechnęłam się lekko.

-Masz rację, poza tym czas nas nie goni. Mamy go wręcz mnóstwo. I nie musimy się spieszyć.- powiedział, a ja w tym czasie poczułam coś dziwnego. 

Nie miałam pojęcia co to było. Nie przypominałam sobie, żeby ktoś mówił coś o czymś takim. Dziwne uczucie. Trochę nie do opisania. Z jednej strony czułam jakiś większy komfort, ale z drugiej także coś mnie zaczynało krępować. 

Dopiero po chwili zrozumiałam o co chodzi. 

-O cholera.- szepnęłam do siebie. 

-Mówiłaś coś kochanie? Przepraszam nie słuchałem cię.- powiedział. 

-Nathan....

-Tak skarbie?

-Chyba będziemy musieli obrać sobie inny cel podróży.

-Co? O czym ty mówisz? Chcesz jechać na zakupy?

-Nie, nie to mam na myśli. Po prostu... RODZĘ!!!!!

-Co?! Chyba sobie żartujesz!

-Tak, też chciałabym, żeby to był żart, ale niestety nie jest. Jedź do szpitala! Proszę pospiesz się! Chyba długo nie wytrzymam! 

-Okej, spokojnie. Pamiętaj oddychaj miarowo.- powiedział i wykręcił numer do naszych przyjaciół. 

-Halo?- usłyszałam wesoły głos przyjaciółki. 

-Alice, słuchaj mamy problem.- powiedział poważnie Nathan. 

-Co? O co chodzi? Coś nie tak z Leną?

-Nie, z Leną wszystko jak najbardziej w porządku, tylko...

-Kurwa, ja rodzę!!!!

----------------------------------------

Witajcie wszyscy! 

Zakłady czas zacząć! Jaką płeć obstawiacie? Na typy czekam do następnego rozdziału, czyli czasu bliżej nieokreślonego. 

Hahahahahaah, a teraz tak na serio. Kto się cieszy, że to już? Co za tym idzie? Już bardzo blisko do zakończenia tej opowieści. 

Będzie mi bardzo przykro, że rozstaniemy się z tymi bohaterami, ale tak jak już kiedyś pisałam, zakończenie tej serii nie oznacza zakończenia mojej przygody z pisaniem tutaj. 

Mam nadzieję, że kolejne opowiadania sprawią wam tyle samo radości, co ta- moja pierwsza seria na wattpadzie. 

Sky 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro