Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia.

-Jaką prawdę?

O nie. Nathan. On to słyszał. Jak ja teraz z tego wybrnę? Widziałam cwaniacki uśmiech na ustach Marka i mojej matki. Jak można być takim człowiekiem, żeby zmuszać własne dziecko do ślubu z obcym facetem.

-Nathan, oni chcą mnie zmusić do ślubu z jakiś obcym gościem. 

-Żadnym obcym.- powiedział Mark.

-Żadnym obcym?! Czy ty się słyszysz?! Widzę go pierwszy raz na oczy i on ma nie być dla mnie obcy?! Chyba sobie teraz żartujesz!

-Ani trochę.- zignorowałam go i odwróciłam się do Nathana.

-Nat, mogę się u ciebie zatrzymać? Na niedługo. Proszę.

-Możesz zostać u mnie na ile zechcesz. Chodź pomogę ci się spakować. 

Kiedy wchodziliśmy na górę, widziałam tylko zszokowane miny tam obecnych. Chyba nie przypuszczali, że pojawi się Nathan. Zresztą tak jak ja. Po co on w ogóle przyszedł? 

-Nathan, po co tutaj przyszedłeś?

-Miałem wyrzuty sumienia. Po porannej sytuacji i po tym jak mi zemdlałaś. Martwiłem się o ciebie i chyba uzasadnienie.

-Dziękuję, że przyjechałeś i uratowałeś mnie od nich. Nie wiem co ostatnio dzieje się z moją matką. To chyba przez tego całego Marka i pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu zrobiłabym wszystko, żeby zebrać pieniądze na jej leczenie. Nathan, słuchasz mnie? 

-Tak, jasne. 

-A o czym myślisz?

-Dzisiaj pierwszy raz nazwałaś mnie Nat. Nikt nigdy tak do mnie nie mówił. Przynajmniej od dłuższego czasu. 

-Co masz na myśli? 

-Kiedyś mówili tak do mnie dziadkowie. Tego zdrobnienia mogli używać tylko oni. Nie pozwalałem mówić tak do siebie nikomu. A już w szczególności po ich śmierci. 

-Przepraszam, nie wiedziałam. Jeśli nie chcesz to nie będę się już tak do ciebie zwracać. 

-Nie! To znaczy. To miłe, ale spokojnie możesz tak do mnie mówić. Jesteś kolejnym wyjątkiem, któremu na to pozwalam. 

Uśmiechnęłam się. Jestem wyjątkowa, bo tylko mi pozwala tak na siebie mówić. 

-To, co potrzebujesz jeszcze czegoś, czy te dwie walizki, które już zapełniłaś starczą?

-Co, już są dwie? Nie, to powinno mi starczyć. 

-Okej, daj wezmę to. Kobieta nie powinna nosić ciężkich rzeczy. 

-Dziękuję.- uśmiechnęłam się nieśmiało. 

Jeśli chodzi o ubrania, to wzięłam tylko te luźne. Nie będę paradowała przy Nathanie w obcisłych rzeczach, przecież od razu domyśliłby się, że jestem w ciąży i poskładałby to sobie w całość. Nie wiem, czy wybaczyłby mi to, że mu nie powiedziałam. Dlatego na razie będzie to moje tajemnica. 

Zeszliśmy po schodach na dół i ubraliśmy się w kurtki. Postanowiłam wejść jeszcze do kuchni, gdzie siedziała moja matka wraz z Markiem i gościem. 

-Wyjeżdżam pa. 

-Taka szybka jesteś? I co teraz będziecie zgrywać szczęśliwą rodzinkę po tym, co ten gnój ci zrobił?

Wiedziałam, że Nathan stojący na korytarzu wszystko słyszy, więc nie mogłam pozwolić na to, żeby go tak obrażano.

-Mamo! Na prawdę? Do tak niskiego poziomu upadłaś, żeby obrażać kogoś? Jeszcze nigdy nie słyszałam, żebyś to robiła. Jest mi wstyd, że mam taką matkę jak ty! Wiesz co? Teraz zaczyn mi się wszystko układać, dlaczego nie chodziłaś na grób ojca i mojego brata. Ty ich po prostu nie kochałaś! Tak jak mnie! Dla ciebie zawsze liczyła się kasa! Już chyba domyślam się co mieli na myśli dziadkowie robiąc ci wyrzuty! A może my wcale nie byliśmy prawdziwymi dziećmi taty, może ty się gdzieś puściłaś! Zresztą z tobą wszystko możliwe! Wychodzę! 

Nie wytrzymałam. Za dużo myśli kłębiło się we mnie. Za dużo sytuacji i możliwych zbiegów okoliczności. Musiałam dać upust emocjom. Wyszłam z kuchni z poniesioną głową. Na korytarzu czekał na mnie zatroskany Nathan.

-Wszystko w porządku?

-Tak, możemy już jechać?

-Czego sobie pani życzy.

-Dzięki, ale nie musisz spełniać każdej mojej zachcianki.

-Obiecuję, że będę się starał abyś czuła się jak najlepiej. I nie przeszkadza mi to, że miałbym spełniać wszystkie twoje zachcianki. Ta sytuacja jest tego warta. 

-Dziękuję, ale naprawdę chodźmy już.- chciałam wziąć walizkę, ale Nat mi przeszkodził.

-Nie, nie księżniczki nie dźwigają. Poradzę sobie. Pani przodem,

Nathan przepuścił mnie w drzwiach a sam wziął walizki i szedł za mną. Kiedy chciałam wsiąść do samochodu, mężczyzna oczywiście musiał mnie uprzedzić i sam otworzył mi drzwi. 

-Madame.- zachichotałam.

-Dziękuję panu. 

Wsiadłam do auta, a Nathan zamknął za mną drzwi i włożył moje walizki do bagażnika. Potem sam zajął miejsce kierowcy. Chwilę później byliśmy już w drodze do jego mieszkania. 

                                                                              ***

Kwadrans później weszliśmy do apartamentu. Zawsze czułam się tutaj tak bezpiecznie. Przez te trzy miesiące nic się tutaj chyba nie zmieniło. Nadal wszystkie meble stoją tak, jak je zapamiętałam. Wszystkie nasze zdjęcia nadal są w ramkach na komodzie, kominku. To trochę rozczula, ale jednak z tyłu głowy mam tą świadomość, dlaczego już tutaj nie mieszkam. 

-Napijesz się czegoś? 

-Z chęcią. Idę do łazienki.

-Znasz drogę. 

-Oczywiście.

Weszłam do toalety i załatwiłam wszystkie swoje potrzeby. Następnie skierowałam się do kuchni po drodze podziwiając galerię naszych zdjęć. Pewnie gdyby nie tamta sytuacja dzisiaj byłoby ich więcej i byłoby na nich więcej naszej trójki. 

Nie rozmyślając za długo skierowałam się do celu. 

-Zrobiłem ci kanapki. Mam nadzieję, że będą ci smakować i nie skończy się to tak jak ostatnio. 

-Dzięki. Na pewno są pyszne. 

-Posłuchaj zdążyłem cię rozpakować. Będziesz spała w naszej sypialni, ja przeniosę się do gościnnego.

-Nie ma takiej potrzeby. Przecież ja mogę spać w gościnnym. 

-Nie, nie musisz. W naszej sypialni jest lepszy materac. Lepiej będzie ci się spało.

-Dzięki. Czemu mówisz naszej sypialni? 

-Nie mam pojęcia. Jakoś tak się przyzwyczaiłem chyba. Proszę zrobiłem ci jeszcze herbatę. Idę wziąć prysznic. Wiesz co gdzie jest, więc proszę rozgość się. 

-Dzięki. Smaczne te kanapki.- w odpowiedzi dostałam tylko uśmiech Nata. 

Zjadłam kanapki co do okruszka, a potem pozmywałam po sobie, jak zwykle. Postanowiłam, że pójdę się przyszykować do snu, więc podążyłam w kierunku sypialni Nathana. Chyba weszłam w najmniej odpowiednim momencie.

Zastałam tam nagiego Nathan, który szukał jakiś bokserek. 

-Och, przepraszam powinnam zapukać. 

-Nie, nic się nie stało. 

Odwróciłam się z powrotem do niego przodem i patrzyłam na jego umięśnione ciało. 

-Może chcesz zrobić zdjęcie? Starczy na dłużej.

-Nie, dzięki. Wolę ciebie na żywo.- Nathan odwrócił głowę, a ja spaliłam buraka z zażenowania. Boże, Leno jakie ty głupstwa pleciesz.- Dobra, to ja pójdę się wykąpać. Gdzie są moje ubrania.

-Chyba mnie nie słuchasz kochanie. Mówiłem przecież, że cię rozpakowałem.

-Ach tak dzięki.- przechodząc koło niego dotknęłam jego nagiego brzucha, a on się spiął. Dziewczyno, co ty ze sobą robisz! Nie chcesz powiedzieć mu prawdy, a jednak z nim flirtujesz! 

-To, pa. Widzimy się jutro.

-Do zobaczenia. 

Nathan poszedł do siebie. Ja natomiast wzięłam prysznic i załatwiłam swoje potrzeby. Potem udałam się spać. 

----------------------------

I jak kochani? Kto myślał, że Lena powie Nathanowi prawdę? To chyba byłoby zbyt proste. Mam jeszcze jedno pytanie. Jak wam się podoba zdrobnienie Nat? Jakoś tak spontanicznie wyszło. 

PRZYPOMINAM  WAM JESZCZE RAZ, ŻE DO PIĄTKU MACIE CZAS NA ZADAWANIE PYTAŃ MI I KILKU BOHATEROM W NOTATCE Z OKAZJI 30K "NARZECZONEJ NA CHWILĘ"!!!!

Pozdrawiam z całego serduszka i do usłyszenia już w sobotę przy okazji kolejnego rozdziału.
Sky.

P.S.
Proszę was nie piszcie do mnie pod każdym rozdziałem komentarzy typu kiedy next. To dość męczące mówić o tym w kółku. Podawałam na początku pod rozdziałem kiedy będą pojawiać się nowe, więc jeszcze raz proszę: CZYTAJCIE NOTATKI POD ROZDZIAŁAM, CZASEM ZWIERAJĄ WAŻNE INFORMACJE. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro