Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rano obudziłam się wypoczęta. Wczorajsza kolacja była cudowna. Poszliśmy do małej knajpki. Jedzenie było znakomite. Wieczorem wróciliśmy do apartamentu i obejrzeliśmy jakiś film. Niestety zasnęłam w połowie i nie było dane mi dokończyć.

Rozmawiałam z Nathanem. Powiedział, że pomoże mi w przeprowadzce. Jestem mu wdzięczna, że zaakceptował moją decyzję. Nie było mi łatwo, bo chciałam być blisko niego, ale muszę to na spokojnie przemyśleć i wybrać odpowiedni moment, żeby powiedzieć mu o dziecku. Chciałabym, żeby je zaakceptował i pokochał. Niczego więcej nie pragnę. 

Nie chciałam leżeć już dłużej w łóżku, więc podeszłam do szafy, wzięłam ubrania i poszłam do toalety się ogarnąć. Następnie zeszłam do kuchni, gdzie Nathan robił śniadanie. 

-Cześć. 

-Hej kruszynko. Dzisiaj jemy gofry. 

-Oooo, super! Mam nadzieję, że mnie nie otrujesz.- zaśmiałam się. Lubię się z nim droczyć.

-Skąd, ciebie bym ni śmiał. Jak się spało?

-Jak zwykle znakomicie. Chyba dzisiaj zabookuję lot do Madrytu. Chcę jak najszybciej zobaczyć się z Alice.

-Aż tak dawno się nie widziałyście?

-Nie, widziałyśmy się niedawno, ale wpadła tylko dać mi zaproszenie na ślub. Spieszyła się, a ja chcę z nią spędzić trochę czasu i jej pomóc. 

-Dobrze, dobrze. Il chcesz gofrów?

-No nie wiem z 4?

-Aż tyle? Boże kobieto jesz z dwóch! Hahaha 

-Wydaje ci się. Po prostu wczoraj wcześnie zjedliśmy kolację, a potem nie jadłam nic. To dlatego. 

-Dobrze, dobrze. Siadaj już podaję.

Śniadanie jak zwykle zjedliśmy w ciszy. Nigdy nam ona jakoś specjalnie nie przeszkadzała, była ona wręcz kojąca. Zawsze delektowaliśmy się w takich momentach swoją obecnością i bliskością. 

Po śniadaniu włożyłam naczynia do zmywarki i usiadłam w salonie z laptopem. Nagle zjawił się Nathan, który czule mnie objął i powiedział:

-Co robisz kochanie?

-Szukam biletu na samolot. Musze jeszcze chyba zadzwonić do Alice i zapytać kiedy ma czas. 

-Tak, wydaje mi się, że powinnaś. Może ich nie być w domu.

-Też tak sądzę. Najlepiej jak zrobię to od razu. 

Wstałam, odłożyłam laptopa i poszłam do sypialni po telefon. Wracając do salonu już wykręcałam numer do mojej przyjaciółki. Odebrała po kilku sygnałach:

-Halo?

-Cześć Alice co tam u was?

-Hej kochana. Wszystko w porządku a u ciebie?

-Też okej. 

-Powiedziałaś mu już?- wiedziałam, że zada to pytanie.

-Nie, jeszcze nie. Mam do ciebie ważne pytanie.

-Słucham?

-Wyjeżdżacie z Mattem gdzieś w najbliższym czasie?

-Nie, a czemu?

-Przylatuję do was! Chciałam tylko się upewnić, że będziecie w domu.

-Co?! Ty tak na serio? O jejuśku! To cudownie. Kiedy będziesz?

-Właśnie sprawdzam loty i może za jakiś tydzień. Dam ci znać. 

-Dobra, nie mogę się doczekać! A teraz wybacz, ale mój narzeczony nie daje mi żyć pa!!!

-Do zobaczenia!!!

Odłożyłam telefon na stolik z bananem na ustach. jestem szczęśliwa, że będę mogła odwiedzić Alice. Mieszka tam z Mattem tak długo, a ja jeszcze u nich nie byłam. 

-I co wycieczka się uda? 

-Tak, Alice bardzo się ucieszyła, nie słyszałeś?

-Nie dało się nie usłyszeć.- zaśmiał się i mnie pocałował. 

Muszę jeszcze dzisiaj rozpocząć przeprowadzkę. Mam nadzieję, że Nathan mi pomoże. Nie powinnam dźwigać. 

-Nathan, pomożesz mi dzisiaj z przeprowadzką? Chciałabym po prostu przenieść te wszystkie rzeczy do mojego mieszkania.

-Tak, jasne. Jeśli tylko tego chcesz.

-Dziękuję, jesteś kochany. Hmmmm nie wiem, który lot wybrać. 

-Spójrzmy. Może ten? Dobra godzina, biznes klasa...

-Ale po co mi biznes klasa?

-Powiedzmy, że ten lot będzie prezentem ode mnie. Nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu!

-No dobrze, dobrze. Niech będzie, ale jak na razie to koniec takich prezentów okej?

-Niech będzie. Co chciałabyś spakować?

-Nie wiem, raczej już wszystko tam jest. Na pewno ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy. 

-Dobrze. Mam jakieś kartony w schowku. Zaraz zobaczę. 

-Nathan...

-Tak?

-Bardzo ci dziękuję. Jesteś wspaniały! 

-Wiem o tym kotku. 

Kilka godzin zajęło na spakowanie moich rzeczy. Nie było ich wiele, ale ja jak to każda kobieta nie mogłam się zdecydować co wziąć, a co jednak zostawić. No, ale udało się w końcu! Teraz wystarczy przewieźć te kartony do mojego nowego mieszkania. Oczywiście Nathan zaoferował swoją pomoc, a ja nie miałam słowa do gadania. Musiałam się zgodzić.

-Dobrze wszystkie kartony spakowane. Możemy ruszać?

-Oczywiście. Jedźmy. 

Trochę mi smutno, że opuszczam ten apartament, ale z drugiej strony będę miała czas, żeby to wszystko sobie poukładać. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i już niedługo będziemy szczęśliwą i kochającą się rodzinką. 

-Jesteśmy. Idź otwórz mieszkanie, a ja zacznę wyjmować kartony. 

-Tak jest kapitanie.- zasalutowałam mu i poszłam otworzyć drzwi. 

Kiedy Nathan dźwigał kartony do mieszkania, ja postanowiłam, że zrobię coś do jedzenia. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu, bo jak to powiedział Nathan nie zostawi mnie z pustą lodówką. Jaki on jest kochany jak się o mnie troszczy. 

-Skończyłem, co tak pięknie pachnie? 

-Zrobiłam lasagne. Co ty na to?

-Mmmm, brzmi świetnie. Już 21? Trochę nam zeszło. 

-Masz rację zrobiło się ciemno. Zostań na noc, nie chcę żebyś wracał o tej porze. 

-Skoro nalegasz...

I właśnie wtedy, niespodziewanie usłyszałam grzmot. Przestraszyłam się niemiłosiernie. Nie lubię burz. Można nawet powiedzieć, że się ich trochę boję.

-Teraz to już nie masz wyjścia musisz zostać.

-Bo jest burza? 

-Dokładnie. Chodź, zjedzmy tą lasagne i idźmy spać. Wolę obudzić się jutro jak będzie po wszystkim.

-Niech będzie. Chodźmy. 

Spędziłam z Nathanem bardzo miły wieczór zjedliśmy kolację i trochę się pośmialiśmy. Powspominaliśmy stare czasy. Potem oparłam się o niego zmęczona całym tym dniem. 

-Zmęczona?

-Mhm. Nie mam już na nic siły. 

-Może w takim razie pójdziemy spać? Powinnaś odpocząć. 

-Mhm, ale łóżko jest tak daleko. 

-Czy ty coś sugerujesz?

-Nie skąd.- powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego słodko.- Jakże bym mogła. 

-Dobrze, to w takim razie chodź, idziemy spać. 

-Ale mi tu wygodnie. Nie mam nawet siły się ruszyć. 

-A mam ci pomóc?

-Skoro nalegasz...

Chwilę później znajdowałam się już w rękach Nathan, który niósł mnie do sypialni. Tam zostałam także przebrana w piżamkę składającą się ze spodenek i koszulki Nathana. Chłopak powiedział, że idzie do toalety. Ja tylko pokiwałam głową i przykryłam się kołdrą. 

Prawie zasnęłam, jednak poczuła unoszącą się kołdrę. Następnie, coś a raczej ktoś objął mnie w pasie. Oczywiście Nathan, a któż inny. Nie miałam siły odwrócić się do niego, więc tylko mocniej się w niego wtuliłam. Potem, jak na zwołanie odpłynęłam do krainy Morfeusza. 

------------------------

Jak tam kochani? Wiem, trochę nudny rozdział, ale takie przecież też są. Po prostu nie mogłam ominąć tego wątku i pozostawić go niezakończonego. Ja wam mija niedziela? Mam nadzieję, że dobrze. 

Pozdrawiam.
Sky. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro