{Sierpień part 2}

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wróciłam do Warszawy. Aktualnie jestem sama na dwa tygodnie, bo Kuba z ekipą pojechali w trasę po Polsce. Quebo upierał się, że nie może mnie teraz zostawić, ale nie chcę ograniczać jego kariery, więc kazałam mu jechać. Dzisiaj wracam do QueQuality i mam pierwszą sesję jako fotograf!

17 sierpnia, godzina 13:51, Warszawa

 - Roksi! - słyszę głos Bartka.

 - Już schodzę! - odkrzykuję szybko i zeskakuję z parapetu, by potem zbiec z piętra.

Jesteśmy aktualnie w studiu i razem z PlanemBe mamy sesję. Właśnie skończyła mi się przerwa, bo przez tą ciążę o wiele szybciej się męczę. Tak, pracuję pomimo jej i to bez zgody Kuby. Z resztą, jestem dorosła i nie potrzebuję jego pozwolenia.

Wróciłam do pokoju z białym tłem i chwyciłam za aparat. Bartek już stał na tle, a obok niego Nadia poprawiała mu włosy. Kiedy skończyła, wbiegła szybko do pokoju obok i zostałam sama z Krupą.

 - Dobra, weź tą płytę do lewej ręki i stań bokiem. Prawą załóż na szyję i patrzysz tam - gestykulowałam rękami. Kiedy wykonał moje polecenie zrobiłam kilkanaście zdjęć i spojrzałam na zegarek. Koniec, nareszcie.

Kocham tą pracę, ale czasami mam jej po prostu dość. Wieczne ustawianie ludzi i w dodatku bieganie z aparatem dla uchwycenia idealnego kąta. Męczarnia, ale narzekać nie powinnam.

Żegnam się z ekipą i wychodzę z wieżowca. Rozglądam się dookoła i odszukuję wzrokiem przystanek autobusowy. Podchodzę i sprawdzam na rozkładzie mój autobus, zaraz będzie. Siadam na ławce i czekam.

*15 minut później...*

Wchodzę do mieszkania i zrezygnowana rzucam się na kanapę. Patrzę na zegarek i przeklinając podnoszę się i zabieram ze stolika papierosy. Tak, zaczęłam palić...

Wiem, że jest to niezdrowe dla dziecka, ale ostatnie sytuacje bardzo mną targają i jest to jedyny sposób na uspokojenie.

Zabieram do torebki kopertę, która leżała od dwóch dni schowana na lodówce. Jest tam moje USG, o które ci ludzie szukający mnie prosili. Skontaktowali się ze mną i muszę im to zanieść, bo powinnam to zrobić w zeszłym tygodniu. Ale nie zrobiłam. Przez co ponownie napadli i pobili Zuzę. Tragedia.

Ubieram buty i przebieram beżową bomberkę na czarną bluzę z kapturem i chowam pod nim głowę. Zakładam też okulary przeciwsłoneczne i wychodzę z mieszkania.

Docieram do niewielkiego opuszczonego osiedla niedaleko mojego i odnajduję odpowiedni budynek. Zauważam w środku ubranego na czarno mężczyznę, który patrzy na mnie z krzywym uśmiechem. To on, podchodzę.

- Nareszcie, ile można było czekać - wyciąga papierosa z kieszeni i odpala go. - Masz?

- Mam, a tak w zasadzie to po co wam one? - pytam wyjmując przed siebie białą kopertę.

- Nie twój interes, piękna - odbiera ode mnie przedmiot. - Ale już niedługo się dowiesz

- Powiecie mi łaskawie, o co tu chodzi? Kim jesteście i czemu mnie śledzicie?! - uniosłam się. - Mam dosyć domysłów, chcę wiedzieć!

- Cicho! - ucisza mnie i nerwowo rozgląga się na boki.

- Pff, bo co? - zakładam ręce na piersi.

- Dobra, chłopaki, bierzcie ją! - pstryka palcami i ucieka.

Po chwili czuję już tylko mocny ból z tyłu głowy i brak możliwości ustania na nogach.

19 sierpnia, godzina 3:26, Gdańsk

Budzę się z ogromnym bólem w czaszce i reszcie ciała. Rozglądam się po ciemnym pomieszczeniu i domyślam się, że zostałam porwana i uwięziona w starej piwnicy. Fenomenalnie, w dodatku jestem ciężarna!

Po chwili słyszę dwa głosy dochodzące zza metalowych drzwi. Chcę wstać, lecz jestem tak obolała, że nie daję rady. Czekam na to, co za chwilę będzie.

Drzwi nagle się otwierają i widzę w nich dwóch mężczyzn ubranych na czarno, a za nimi... KINGĘ?!

- No nie, to jest jakiś totalny żart! Serio, ty?! - irytuję się i z trudem podnoszę się do pozycji siedzącej na brudnym materacu.

- Morda, cześć przyjaciółko - ostatnie słowo wypowiada że złowieszczym uśmieszkiem i wyjątkowym naciskiem.

- Co ja tu robię i gdzie jestem?! - krzyczałam, dopóki nie poczułam zimnej lufy pistoletu przy skroni. - Wypuść mnie - powiedziałam już spokojniej.

- Ależ spokojnie, po co się denerwować? Kuba na pewno zrobi wszystko, aby cię odzyskać. Szantaż, moja droga - podchodzi do mnie i wykorzystując moje sparaliżowanie strachem ciągnie mnie za włosy. - Będę żądała od niego różnych rzeczy, zaczynając od okupu po bardziej, hmm, ekstremalne wymagania.

Patrzę na nią z przerażeniem w oczach, a ona chyba to wyczuwa. Zabiera od strażnika mój telefon, który wyjęli mi prawdopodobnie z kieszeni i wybiera numer Kuby. Nie, tylko nie to.

- Halo? Co tak wcześnie mała? - odbiera, a dziewczyna przełącza na głośnomówiący.

- Twoja 'mała' jest aktualnie trochę zajęta. Poznajesz mnie? - Kinga rozmawia z nim.

- Czekaj, Kinga? Chyba pokłóciłaś się z Roksi, daj mi ją do telefonu. - jego głos staje się stanowczy.

- Ona już raczej go nie odbierze, a jeśli nawet to za kilkoma warunkami - zaczyna się śmiać.

- O co ci chodzi?! Co jej zrobiłaś?! - zaczyna krzyczeć, a w tle słychać chyba Krzyśka.

- Pomocy! Kuba! - zaczynam krzyczeć, na co dostaję kopniaka w bok. - Ratuj... - szepczę.

- Roksana?! Słuchaj, nie wiem, co jej zrobiłaś, ale znajdę cię. Wypuść ją, wiem, że chodzi ci o mnie. - zaczynam słyszeć zdenerwowane rozmowy całej ekipy.

- O tym to sobie pomarzysz. Nie idź na policję, bo umrze ona i dziecko. Jesteś obserwowany i masz kreta w zespole. Zadzwonię jutro o 19:00 i masz odebrać. Podam pierwsze zadanie - rozłącza się i blokuje telefon. - Zobaczymy, ile jest w stanie dla ciebie zrobić - wychodzi razem z mężczyznami z pomieszczenia.

Ponownie opadam na materac i chowam twarz w dłoniach. Zaczynał cicho łkać na myśl, że nie zobaczę Kuby, Krzyśka i reszty ekipy. Przez kilka miesięcy stali się najważniejszymi osobami w moim życiu i ja za nich oddam swoje. Muszę się stąd wydostać i przede wszystkim skontaktować z Quebo. Muszę, to konieczne.

*Kuba POV*

Zdenerwowany odrzucam telefon na drugą stronę łóżka i rzucam się twarzą na poduszkę. Reszta chłopaków znajdujących się w naszym pokoju hotelowym też jest w ciężkim szoku, Krzysiek już nawet zaczyna płakać. Wiem, że muszę ją odnaleźć, ale nawet nie wiem, gdzie jest i czy wszystko z nią i z dzieckiem dobrze. Jebana niewiedza, wracam do domu.

- Krzychu, odwołujemy koncerty. Wracam do Warszawy i szukam jej, muszę ją znaleźć! - podnoszę się z posłania i zaczynam nerwowo krążyć po pokoju.

- Słuchaj, tak jak słyszałeś, jest narazie bezpieczna. Musisz tylko wykonywać co robi, zostały tylko dwa dni trasy. Potem wracamy i zawiadamiamy wszystkie zaufane osoby. Teraz o tym nie myśl. - Kondracki podnosi się z fotela i podchodzi do mnie kładąc mi dłoń na ramieniu.

- Dobra, ale jeśli coś jej się stanie nie wybaczę sobie. Wracajmy do spania - mówię, a każdy rozchodzi się do siebie.

Kurwa. Nie mogę jej stracić, po prostu kurwa nie mogę. Znajdę ją, choćbym miał zjeździć całą Polskę. Muszę znów mieć ją przy sobie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej!

Sorka, że znowu nie było mnie tu tydzień, ale mamy teraz urwanie głowy przy budowie domu i problemy są na każdym kroku.

Dziękuję za 4,5 tysięcy wyświetleń i ponad 300 gwiazdek! Jestem tak zachwycona, że zaraz... UPS, łapcie mnie! No właśnie. Ale na poważnie to bardzo dziękuję!

Ohajo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro