#18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niemcy otworzył drzwi.

- Guten Morgen Ungarn. -  Ungarn? Węgry?! Już wrócił?!

- Jó reggelt Németország. - odparł wesoło Węgier. Wszedł do środka, a Niemcy zamknął za nim drzwi. German wrócił na swoje stanowisko pracy, a Węgry stanął na wejściu do salonu.

- Lengyelország! Brat wrócił! - oznajmił wesoło.

- Widzę. - odparłem śmiejąc się. Wstałem i podszedłem do brata, który zamknął mnie w szczelnym uścisku. Poczułem jak mnie podnosi i kręci się ze mną wokół własnej osi.

- Widzę, że humor ci dopisuje. - odparłem radośnie.

- Igen. Czuje się jak nowonarodzony.

- Czyli wyjazd udany?

- I to bardzo.

- Wcześniej wróciłeś. - zauważyłem.

- Koledzy musieli szybciej wracać. Nieźle sobie pobalowaliśmy. Ten wyjazd zostanie mi długo w pamięci.

- Cieszę się.

- Widzę, że się nie nudziłeś gdy mnie nie było. - zaśmiał się i głową wskazał na siedzącego Niemca. Zarumieniony wziąłem brata za rękę i zaciągnęłam do kuchni pod pretekstem pomocy w dosięgnięciu czegoś.

- To nie tak, jak myślisz. - odparłem, a brat zaśmiał się.

- To nie żaden wstyd.

- Ale co?

- To, że jesteś innej orientacji. Dla mnie liczy się twoje szczęście.  Masz tolerancyjnego brata.

- Ale i nie mądrego. - odparłem

- Nikogo do siebie nie zapraszałeś i z tego co wiem za nim nie przepadałeś.

- To mój przyjaciel. - odparłem.

- Przy Ameryce też paradujesz w samych bokserkach? - spytał z uśmiechem unosząc brew. Zdając siebie z tego sprawę, że ma rację pokryłem się rumieńcem i skarciłem brata wzrokiem.

- Tylko mu powiedz! - warknąłem.

- Ale co? Że na niego lecisz? Zostawiam to tobie. - odparł, a ja zatkałem ręką jego usta.

- Cicho! Bo jeszcze usłyszy! - skarciłem brata. Ten tylko się zaśmiał. Odsunąłem się od niego.

- Jak z nastolatką.

- Zamknij się. Sam masz problem z Austrią.

- Wiem i zawsze się ze mnie śmiałeś. Pora na rewanż. - obaj zaczęliśmy się śmiać .

- Co ta germańska rodzina w sobie ma? - spytałem rozbawiony.

- Nie wiem, ale coś co ciągnie naszą rodzinkę. - zaśmiał się Węgry. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, a potem pomogłem bratu z torbami. Gdy wróciliśmy do salonu Niemcy odkładał właśnie laptopa.

- I jak? Koniec pracy?

- Ja. - odparł.

- Szybko ci poszło. - zauważyłem.

- Bo to pierwsza część z pięciu. Robię chwilę przerwy.

- Ah, rozumiem. Może chcesz coś zjeść, albo napić się herbaty?

- Nein. Będę się zbierał do siebie. - odparł wstając.

- To już? - spytałem nieco zawiedziony.

- Węgry już wrócił, więc nie chcę robić kłopotów. Od czasu do czasu będę cię odwiedzał. - odparł, a ja uśmiechnąłem się lekko.

- Dobrze. - odparłem. Niemcy poszedł na górę i spakował się. Gdy był już gotowy do powrotu, Węgry poprosił go na słówko. Oczywiście bez mojej osoby. Gdy oni se tam coś gadali ja ogarnąłem nieco kuchnie. Domyślałem się co mój kochany braciszek nagadał Niemcowi. Będę musiał z nim pogadać. Po chwili wrócili z salonu. Niemcy przytulił mnie na pożegnanie i odjechał.

- Coś mu nagadał papryko jedna? - spytałem podejrzliwie.

- Ja? Aby mu się w pracy powodziło. - skłamał, czułem to.

- Jasne. Już ci wierzę. - odparłem. Węgry jednak zignorował to i poszedł do salonu. Włączył telewizor i zaczął coś oglądać. Ja usiadłem w kuchni i umówiłem się na spotkanie z Ameryką. Po godzinie wyszedłem. Spotkaliśmy się na mieście.

- Hello Poland!

- Hejka Ameryka! - odparłem radośnie.

- Co tam? - spytał.

- Po staremu. Tu łupnie, tam boli, ale żyje. - zaśmiałem się.

- No to nieźle. - odparł rozbawiony.

- Idziemy się powłóczyć po mieście?

- Jasne. - odparł wesoło Ameryka. No i tak rozpoczęła się nasza przygoda w świecie miasta. Pochodziliśmy po sklepach, powygłupialiśmy się tu i ówdzie. To wszystko sprawiło, że stałem się potwornie głodny.

- Ame? - spytałem. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Co tam? - spytał.

- Jestem głodny. - odparłem. Ameryka zaśmiał się.

- To pora coś zjeść. Chodź, zobaczymy co tam mają dobrego w restauracji. - odparł. Zgodziłem się. Udaliśmy się razem do centrum miasta. Znaleźliśmy tam restauracje. Już mieliśmy wchodzić do środka, gdy nagle moim oczom ukazał się Niemcy. Siedział on razem z Francją. Ale... Dlaczego? Czułem się źle widząc ich razem. Serce zaczęło mnie kłuć. Czułem ból, który udało mi się idealnie zamaskować. Nie chciałem wchodzić do tej restauracji. Nie zniosę dłużej tego widoku. Mówił, że to koniec. W takim razie co robi z nią w restauracji? I to nie pierwszej lepszej, a jednej z bardziej wykwintnych?! Okłamał mnie? A ja głupi mu pomagałem. Zagotowało się we mnie. Na zmianę odczuwałem złość i smutek. Może i zareagowałem zbyt pochopnie. Może to tylko jakieś zwykle spotkanie? W ten zobaczyłem jak Francja łapie za jego krawat i przyciąga go bliżej. Skurwysyn, wiedziałem że jestem mięczakiem. Byłem głupi. Żeby pozwolić sobie się w nim zakochać. W sumie wiedziałem, że to ma małe szanse, ale cóż... Boli....

Ameryka zauważył, że coś jest nie tak.
- Poland? - spytał zwracając się do mnie. Do moich oczu napłynęły łzy. - Wszystko w porządku? - spytał troskliwie.

- Tak. - odparłem zimno wycierając rękawem łzy. Nie mogę być miękki. Muszę być silny. Czego w sumie mogłem się spodziewać po potomku nazisty? Jest tak samo bezduszny jak jego pieprzony ojciec.

- Może jednak koniec na dziś?

- Tak, nie czuje się najlepiej. Spotkamy się jutro albo za kilka dni.

- Jasne. Daj znać kiedy znajdziesz czas. - odparł Ameryka. Odprowadził mnie do domu. Ciągle miałem przed oczami obraz Francji i Niemiec. Cholerni zdrajcy. Siedziałem w swoim pokoju. Węgry siedział przy drzwiach. Martwił się. Ja za to przechodziłem wewnętrzne oczyszczanie. Moje serce stawało się nieczułe. Zranione i rozbite niczym lustro, na milion kawałków. Czy mam zamiar je składać? Czy jest w tym jakiś sens? Mam pozwolić aby znów ktoś je rozbił? Nie... To już koniec....

- Polska? - spytał Węgry. Zwracał się do mnie tak tylko wtedy, gdy się naprawdę martwił.

- Wszystko w porządku Węgry. Nie przejmuj się. - odparłem słabo.

- Nie wierzę ci. Wybacz, ale będę się martwił. Co się stało?

- To nic. Zobaczyłem coś czego nie powinienem.

- Rozumiem.

- Jeszcze jedno. Chwilę posiedzę w pokoju, jeśli pozwolisz.

- Jasne, nie ma problemu. Ale zejdź proszę na kolację.

- Dobrze. - odparłem ze słabym uśmiechem. Kochany Węgry. Cieszę się, że nie naciskał. Potrzebuję teraz chwili samotności. Właśnie, samotności....

- Węgry?

- Tak?

- Jeśli przyjdzie Niemcy powiedz, że mnie nie ma. - odparłem.

- Czyli to on ci coś zrobił?! - spytał zdenerwowany brat.

- Nie, po prostu nie chce mieć gości.

- No dobrze... - odparł Węgry. - Ale jeśli to przez niego to już po gnoju ! - odparł zły i odszedł. Uśmiechnąłem się. Węgry był gotów pobić nawet sto razy wyższego od siebie, jeśli tylko skrzywdził mnie w jaki kolwiek sposób. Mój braciszek czasem był głupiutki, ale za to go kochałem. Skuliłem się na łóżku i cicho szlochałem. Dałem upust emocjom. Nie mogłem już się dłużej powstrzymywać.

~~~

Kolejny rozdział misie UwU
Jak wam się podoba książka póki co? Powinnam coś zmienić, czy jest znośnie?

~~ Bakuś 🐾🐺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro