Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*POV Dalia*

Te dwa dni szybko minęły i nagle się okazuje, że dzisiaj wybieram się na bal, jak jakaś królowa. Ciekawa odmiana od tej nużącej codzienności.

Minął prawie miesiąc odkąd wspaniałomyślnie wywróciłam się i wpadłam na lodowisku na pewnego tajemniczego mężczyznę.

Było to najlepsze co mnie spotkało w dotychczasowym życiu. Tak zadurzyć się w miesiąc, w tak wspaniałej osobie. To prawie niemożliwe, ale myślę, że skoro nie jestem jakąś tam przeciętną nastolatką,  to nie powinnam się odzywać. Jestem przecież nieprzemienionym wilkołakiem, a w przyszłości mam przejąć funkcję Luny.

Stałam właśnie przed lustrem, kończąc układać włosy. Miałam na sobie ciemnobordową sukienkę, sięgającą z tyłu do kostek, a z przodu do kolan. Plecy miały delikatne wycięcie do połowy kręgosłupa. Całą stylizację wieńczą czarne obcasy. Zamierzam tańczyć, więc będzie trudno robić to w tymże jakże wymagającym do tego obuwiu, ale zobaczymy, jak sobie poradzę.

Zrobiłam delikatny makijaż, a włosy splotłam wcześniej w luźnego warkocza na jeden bok.

Byłam gotowa.

Spojrzałam na siebie w lustro. Wyglądałam tak dziwnie, tak inaczej. Jakbym to nie była ja.

Zamknęłam oczy i wciągnęłam więcej powietrza do płuc. Poczułam TEN zapach. Jego zapach. Dosłownie sekundę później, jego ciepło. Otworzyłam oczy. Stał za mną. Nie dotykał mnie, ale był na tyle blisko, bym czuła jego oddech na swojej szyi. Serce zaczęło walić niemiłosiernie.

Jak on na mnie działa...

~ Jesteś coraz bliżej przemiany. Czujesz coraz więcej. - wytłumaczyła mi Anastazja. - Pięknie wyglądasz, Dalio.

~ Dziękuję, Anz.

~ Nie ma za co. Po to jestem.

- Dalia, wyglądasz najpiękniej na świecie. - powiedział do mnie Kilian zachrypniętym głosem. W jednym momencie opanował mnie gorąc. Nasze klatki unosiły się i ciężko opadały w przypływie wydychanego powietrza. Klatka piersiowa mężczyzny, przy każdym nabraniu oddechu, opierała się o moje odkryte plecy.

Odwróciłam się do niego i spojrzałam w oczy. Piękne ,ciemnofioletowe. Przycięty zarost, wydęte kości policzkowe, wąskie, blade usta, dodawały mu męskości.

- Pięknie wyglądasz. - powtórzył, spoglądając na moje ciało.

- Tak? To dobrze. - przekazałam mu. Nadal spoglądaliśmy na siebie. Chwilę później, Kilian podniósł dłoń i przejechał nią, po całym moim ramieniu. Od nadgarstka, po sam bark, tworząc znaną tylko jemu ścieżkę.

- Jesteś tak niesamowicie piękna. - szepnął znowu mężczyzna, a ja spłonęłam rumieńcem.

- Ile jeszcze razy zamierzasz to powiedzieć?

- Tobie codziennie, parę razy na godzinę, każdego roku, przez całe życie...

Aż zrobiło mi się ciepło, gdy to usłyszałam.

- Pewnie to wmawiałeś to każdej.-szepnęłam, mimo, iż nie chciałam, by te słowa ulotniły się z moich ust. Spojrzałam na reakcję mężczyzny. Pokiwał powoli głową, spuszczając wzrok na nasze dłonie.

- Tak. - powiedział, a mi się zrobiło nagle smutno. No tak, on miał dużo kobiet. Jest bardziej doświadczony w tych sprawach.

- Wszystkim? - spytałam Kiliana, zacinając się w połowie.

- Tak, wszystkim mówię, że jesteś najpiękniejsza. - szepnął i poczułam, jak miękną moje kolana. Nixon przytrzymał mnie swoim ciałem, przybliżając się do mnie.

Spojrzałam na niego, w momencie kiedy oparł swoje czoło o moje. Uwielbiałam, kiedy to robi. Ma tak piękne oczy.

- Tak bardzo się w tobie zakochałem, że aż sam nie mogę w to uwierzyć.

- Ja także, a z każdym dniem, wpadam w to coraz bardziej.

- Wiem, że zostałaś tu przeze przyprowadzona, nie zgadzając się na to... I miałaś do tego pełne prawo, ale, czy pomimo tego kim jestem i co robię, byłabyś w stanie zostać przy mnie do końca swojego lub mojego życia?

Szczerze mówiąc, zamurowało mnie. Nie byłam zdolna do wypowiedzenia czegokolwiek, pomimo, iż nawet otworzyłam usta.

- Wierzę, że to dla ciebie trudna decyzja, więc... - zasmucony, odsunął się ode mnie. Szybko chwyciłam jego przedramię i odwróciłam je w swoją stronę.

- Czekaj. - zatrzymałam go. Prawie równałam się z nim dzięki tym  ośmiocentymetrowym szpilkom. Oczywiście, nadal był dużo wyższy. Przeciągnęłam dłonią po jego klatce piersiowej, ukrytej pod czarną koszulą. Następnie pocałowałam go, utrzymując jego wargę pomiędzy moimi, aby zaczekać na jego ruch. Przez ten czas obserwował moje usta niczym zahipnotyzowany, aż do momentu, gdy te spotkały się z jego wargami.

Manewrował nimi, kontynuując pocałunek, a zarazem pogłębiając go i wprowadzając pomiędzy moje usta swój język. Tym oto akceptem gładko przeszliśmy do naszego francuskiego pocałunku. Chwilę później, odsunęliśmy się od siebie, znowu opierając o siebie swoje czoła. Oboje dyszeliśmy tak, jakbyśmy przed chwilą ukończyli maraton.

- Myślę, że to chyba znaczy "tak". - uśmiechnął się mężczyzna. Ja pokiwałam głową twierdząco, przygryzając opuchnięte usta.

- Tak, to znaczy ,,tak". - odpowiedziałam. - To co, idziemy? - spytałam, uśmiechając się wesoło.

- Tak, chodźmy. - rzucił wraz z uśmiechem. Ujął moją dłoń i lada chwila znaleźliśmy się za drzwiami naszego domu, po czym ruszyliśmy na pierwszy w moim życiu bal.

*POV Dalia*

Przeszliśmy przez frontowe wejście do sali. Gdy ujrzałam to, co było w niej zawarte, zaparło mi dech w piersiach. To wszystko było takie niesamowite... Powiedziałabym, że to jakiś pałac.

Przejechałam wzrokiem od dołu do góry, aż po tam sufit. Wszystko wykonane ze szkła i kamienia. Balkony rozmieszczone bo bokach z ogromną ilością kwiatów, a dokładniej lilii. Sala była wspaniałe rozświetlona, dzięki ogromnemu żyrandolowi z małych świecących kryształów.

Poczułam u ścisk dłoni i podniosłam wzrok na Kiliana, który zacięcie wpatrywał się we mnie. Uśmiechnął się szeroko, masując moją rękę swoim kciukiem.

- To co, wchodzimy dalej? - spytał, a ja odwzajemniłam uśmiech.

- Tak.

- To w drogę. - skierowaliśmy się  w głąb pomieszczenia, mijając dużą ilość osób w najbardziej kolorowych ubraniach, jakie w życiu widziałam.

- Oddychaj, księżniczko. - zaśmiał się mężczyzna, a ja posłusznie wzięłam wdech i wydech. Kilian zaczął się śmiać głośno, przyciągając wzrok innych ludzi, a następnie zatrzymał się i stanął przede mną.

- Kochanie, Dalio... Masz oddychać, ale nie tak szybko, bo się zapowietrzysz. - uspokoiłam oddech i spojrzałam w jego wesołe oczy. Czy on zawsze musi sobie robić ze mnie żarty?!

Znienacka usłyszałam głośny pisk kobiety, a chwilę później poczułam, jak rzuca mi się na szyję.

- Luno. - powiedziałam, odsuwając się od niej i kłaniając wspaniałej królowej. Ona uśmiechnęła się promiennie.

- Mówiłam ci już, Dalio, mów na mnie Liliah. Nie tytułuj mnie. Jesteśmy przecież już rodziną.

Z radością odwzajemniłam jej uśmiech. Nie dało się być poważnym przy takiej ilości energii i optymizmie. Widać czuć moje i Kiliana oznaczenie.

- Witaj, matko. - powiedział Kilian, przyglądają się nam. Wyglądał na odrobinę speszonego.

- Co, nie przytulisz się ze swoją matką? - zaśmiała się kobieta i objęła mocno syna.

- O Boże... Z każdą następną ciążą, jest coraz bardziej miła i chce wszystkich przytulać. - mruknął Wódź Alpha, przytulając od tyłu swoją mate. Ukłoniłam się godnie.

- Błagam, nie kłaniaj mi się. - zaczął marudzić mężczyzna. Zdziwiło mnie to zachowanie. Myślałam, że jest takim surowym, poważnym władcą. A teraz, mi, praktycznie nie równającej się jego osobie, mówi, żebym mu się nie kłaniała.

- Co ojcze, znowu nie możesz matki opanować? - zaśmiał się Kilian, a ja uderzyłam go w ramię.

- Nie mów tak do swoich rodziców. To niegrzeczne. - zbeształam go. Mój chłopak także mnie przytulić, po czym pocałował delikatnie w czoło.

- Spokojnie, kochanie. Nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie.

Spojrzałam na Liliah, kręcąc głową z dezaprobatą. Królowa uśmiechała się, patrząc na mnie z miną, która miała przekazać - "faceci".

- Liliah, wyglądasz pięknie w tej sukni. - dopiero teraz zerknęłam na jej ubiór. Była ubrana w zwiewną, ale wspaniale dopasowująca się do kształtów kobiety, w tym widocznego już brzuszka, sukienkę.

- Dziękuję. Ty także, a ten kolor jest niesamowicie współgra z twoją karnacją. - przyznała. Mężczyźni wywrócili na nas oczami. No tak, spotkały się dwie baby na targu i klachają. Rozmawiałam jeszcze chwilę, kiedy usłyszałam głos Jeremiaha.

- Idą do nas gospodarze, Archie i Bethanie. - oświadczył, nabierając typowej dla niego powagi.

- Witajcie! - krzyknęła rozanielona Luna stada Księżyca Zwycięstwa. - Jak wspaniałe, że przyszliście.

Podeszła, przytuliła mnie i naszą Lunę.

- Witam. - powiedział tylko mężczyzna, podając dłonie Kilianowi i jego ojcu, a nam kiwając głową. Kobieta była niziutką brunetką, ubrana w sukienkę, podobnego kroju, jak moja. Długa z tyłu, z przodu sięgała do kolan, tylko z taką różnicą, że jej miała odcień czystej czerwieni, a moja bordowa. Jej partner był zaś wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną o czarnych włosach.

- To ty jesteś tą wspaniałą mate Kiliana, o której tak wiele słyszałam.- speszyłam się na te słowa. To ona wie coś o mnie?

- Mamo, czy ty rozpowiadasz informacje o Dalii innym ludziom? - spytał Kilian przez zęby, przyciągając mnie bliżej ku sobie i tym samym, zaznaczając teren. Liliah widocznie się zarumieniła.

- Beth nic nie mówiłam, ale mówiłam Aleksandrze. - powiedziała.

- A właśnie, Ola musi zobaczyć tego rosnącego dzidziusia!- pisnęła kobieta i z gracją opuściła nasze towarzystwo, ciągnąc za sobą swojego mate.

Pomimo, iż znałam tu tylko Kiliana i jego rodziców, myślałam, że będę się stresować, ale jak na razie, to czuję się w miarę swobodnie i nawet moją twarz zdobi uśmiech.

- Ohh! Liliah! Jak ty ślicznie wyglądasz z tą ciążą! - obok nas rozległ się krzyk. Podejrzewam, że jest to ta Ola. Kobiety zaczęły się przytulać, niczym stare kumpele.

- A dziękuję Ci bardzo !

- Które to już będzie? - zapytała ich, uprzednio witając się także z nami. Na ich pytanie Jeremiah zaśmiał się.

- Przy piątym przestaliśmy liczyć. - zażartował mężczyzna, a reszta zaśmiała się.

- Gdzie masz swojego faceta? - zapytała bezpośrednio Liliah.

- Gdzieś tu powinien się włóczyć.- odpowiedziała, rozglądając się na boki. - O, widzę!

Spojrzeliśmy w stronę, którą wskazała. Aleksandra machnęła na niego ręką, a on przeprosił gości, z którymi rozmawiał i podszedł do nas.

- Dobry wieczór. - powiedział mężczyzna, miło się posyłając szczery uśmiech.

- Myślę, Dalio, że jak poznasz mate Shona, to nie będziesz musiała tak stać i nic nie robić. - oznajmiła Ola.

- A kto to jest Shon?

- To nasz syn. Nie wiem jeszcze, co prawda, jak  nazywa, ale już nie mogę się doczekać, aż ją poznam. - zachichotała podniecona. Odpowiedziałam jej uśmiechem i przeszliśmy do normalnej rozmowy, czekając, aż zjawi się następna para.

*POV Kilian*

Jak na razie nie było źle. Staliśmy i rozmawialiśmy ze znajomymi mamy. Cieszyłem się, że zobaczę Shona. Kiedyś dobrze mi się z nim rozmawiało i był naprawdę spoko gostkiem. Dosłownie, jakby przez to, że o tym pomyślałem, nagle zjawił się on w zasięgu naszego wzroku. Pojawił się z tą swoją nową dziewczyną. Szli w naszą stronę, a jego rodzice ruchem rąk zawołali ich do nas.

Tak wiele się zmieniło... Na wcześniejszym balu nie mieliśmy z Shonem jeszcze żadnych partnerów i żaden z nas nawet nie myślał o ustatkowaniu się, a teraz proszę bardzo, oboje mamy swoich mate, których nigdy nie opuścimy.

W jego wyglądzie natomiast nic nie uległo zmianie.. Nadal był podobny do mnie. Tak jak ja - wysoki z czarnymi włosami. U jego boku podążała średniego wzrostu kobieta z płomiennymi, jak jej sukienka, końcówkami włosów.

- Synu, przedstawiam Ci moich starych znajomych Liliah i Jeremiah Nixon oraz ich syna Kilian ze swoją mate - Dalią. - przedstawił nas Anthony, jakbyśmy się wcześniej nie znali, ale ok, przemilczmy. Shon uścisnął moją dłoń, a później poczynił to samo z dłońmi moich rodziców. Skłonił się także mojej dziewczynie.

- A któż to jest? - zawołał zaskoczony mężczyzna, zauważając dopiero partnerkę swojego syna.

- Tato, mamo, to jest moja mate - Ruby. - dziewczyna zarumieniła się. Co prawda, nie tak bardzo jak moja Dalia, ale mimo wszystko było widać, że nie jest przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy. Chciałem więc być miły i wnet podałem jej dłoń.

- Cześć, Ruby. Jestem Kilian, a to jest Dalia. - powiedziałem, przytulając jednocześnie swoją piękną dziewczynę w talii. Na znak, że wyciągnąłem do niej tą drugą dłoń, warknął na mnie. Prychnąłem na to zachowanie, bo nie zamierzam zostawiać swojej kobiety, więc nie powinien czuć zagrożenia w moim towarzystwie.

*POV Dalia*

Poczułam jak ramię Kiliana oplata się na mojej talii. Uśmiechnąłam się szerzej, mimo, że nie wiedziałam, że da się jeszcze bardziej. Sama jego obecność  wywołuje we mnie ogromne emocje i energię.

Wilki z towarzystwa zaczęły rozmawiać między sobą na tematy typu"Ale ty wyrosłeś?! Jak dobrze wyglądasz!".

Przyjrzałam się bliżej mate Shona. Stała prawie całkowicie schowana za Shonem. Wyglądała tak, jakby nie odnajdywała się w sytuacji nawet w towarzystwie swojego chłopaka. Była zamyślona i niepewna. Podeszłam do dziewczyny, chwyciłam jej przedramię i pociągnęłam za sobą.

- Gdzie wy idziecie? - krzyknęli za nami mężczyźni.

- Babskie sprawy! - zawołałam do nich. Zatrzymałam się przy ławce, która znajdowała się przy schodach wejściowych do pałacu.

- Usiądź. - powiedziałam, uśmiechając się do Ruby. Gdy to zrobiliśmy, zapytałam:

- A teraz mów, co się dzieje.

Dziewczyna zaczęła się wahać, ale odpowiedziała mi.

- Nic, tak tylko się zastanawiałam nad tym, jak to jest mieć mate.

- Jest to coś niesamowitego. - rozmarzyłam się, myśląc o Kilianie. Wczoraj mi opowiadał trochę o różnych tradycjach panujących w watahach. W tym o sparowaniu.

- Powiesz mi jak to wszystko wygląda? - zapytała cicho.

- W kulturze mojej watahy samo sparowanie ma trzy etapy, ale z tego co wiem, to u ciebie tradycje obejmują tylko dwa. Pierwszy to ugryzienie. Natomiast pewnie wiesz, jak wygląda ostatni etap... - zaśmiałam się, obserwując zarumienienie się dziewczyny i jej ciche mruknięcie.

- Nie musisz kończyć. - powiedziała, a ja zachichotałam. - A jak poznałaś Kiliana? - szybko zmieniła temat.

- Wpadłam na niego i wywróciłam go na lodowisku. - uśmiechnęłam się promiennie. Dziewczyna odpowiedziała mi tym samym.

- Serio?

- Nie, na niby. - mrugnęłam jej okiem. - A ty od jak dawna znasz Shona?

Dziewczyna pokryła się jeszcze większymi wypiekami, niż wcześniej.

- Tak jakby znam go od jakichś dwudziestu minut. - powiedziała cicho Ruby.

- O matko! To szczęścia życzę! - pisnęłam radośnie.

- Dziękuję.

- Będzie dobrze, zobaczysz. - potarłam jej ramię, gdy zobaczyłam gęsią skórkę pokrywającą całą powierzchnię jej ciała. - Chodźmy do sali, robi się chłodno.

Czerwonowłosa podniosła się razem ze mną i żartując weszłyśmy z powrotem do środka.

Dowiedziałam się, że ma piętnaście lat oraz że przyszła tu z kuzynem Rodrickiem, ale nie miała żadnego rodzeństwa. Mimo wszystko, była bardzo miła i chyba minęła jej ta początkowa niepewność.

Zbliżyłyśmy się do naszych partnerów. Kilian od razu połączył nasze usta w pocałunku.

- Co? Już się stęskniłeś? - zaśmiałam się, odsuwając się od niego. Nasza Luna, wraz ze swoim mate znikła gdzieś razem z Aleksandrą i Anthonim.

- Za tak piękną kobietą zawsze.

Odwróciłam się do Shona i do Ruby, ale zauważyłam, że jej nie było w naszym towarzystwie. Stała niedaleko nas, ze spuszczoną głową, nie ruszając się. Szybko podbiegłam do dziewczyny.

- Ruby! Co się dzieje?! - spytałam jej, potrząsając jej ramię, lecz ona nie reagowała. Szybko podbiegłam do Shona.

- Coś jest nie tak z twoją dziewczyną. Nie kontaktuje z rzeczywistością.

Mężczyzna zerwał się i już był przy niej. Ja z Kilianem także podeszliśmy do nich.

Wystraszyło mnie zachowanie Ruby. Oby nic jej się nie stało.

Niedługo potem rozległ się huk, a następnie jeszcze jeden i kolejne. Obejrzałam się. To młode kobiety, będące jeszcze nastolatkami, padały na ziemię, a reszta gości w ich pobliżu w mgnieniu oka wykonała ten sam ruch.

~Co tu się dzieje?!

~ To coś dotyczące tylko tej watahy. Spójrz.

Tak też zrobiłam. Ani ja, ani Liliah nie przewróciłyśmy się wraz z garstką innych kobiet. Luna trzymała się za serce i zasłaniała dłonią usta. Kilian chwycił mnie za dłoń.

- Chodź, nie powinno nas tu być. - mruknął i podszedł do swoich rodziców.

- Ale musimy coś zrobić! - krzyknęłam. Chwilę późnej Luna przytuliła mnie.

- Spokojnie, uspokój się, nic się nie dzieje.

- Jak to nie?!

- Dalia, posłuchaj mnie. Każda wataha ma swoje korzenie i tradycje. Czasem tak się zdarza właśnie, że ktoś próbuje się skontaktować z danymi osobami i w sumie tak to wygląda. - powiedziała, wskazując leżące kobiety.

- Ale nic im nie jest?

- Nie, sama kiedyś też to przeżyłam w naszym Głównym Domu.

- Tak. Nie ma co się martwić. Zaraz będzie po wszystkim. - uspokoił mnie Jeremiah.

~ Dalia, ona mówi prawdę, nic im nie jest. To tylko spotkanie.

*POV Dalia*

Po chwili już było po wszystkim. Panika ustała, a kobiety wstały z ziemi lub stopniowo zaczęły opuszczać ramiona swoich mężczyzn.

- Widzisz? Już jest okey. - powiedziała Luna, puszczając moją dłoń. Ruby już rozmawiała z Shonem i ich rodzicami. Spojrzałam w tamtą stronę. Dziewczyna widząc mnie, ruszyła w moim kierunku, mówiąc wcześniej coś do swoich towarzyszących.

- Jak się czujesz? - spytałam.

- Dobrze. - rzuciła i przytuliła mnie mocno. - Dziękuję Ci.

Odsunęłam się od niej, patrząc na jej twarz z szokiem wymalowanym na swojej.

- Za co mi dziękujesz? - zapytałam. Wyglądała dobrze, pomimo tego, co się przed chwilą stało. Kolor wrócił na swoje miejsce, czyli na policzki, a uśmiech znowu zagościł na jej twarzy.

- Za to, że mi pomogłaś, że przeprowadziłaś ze mną tak pokrzepiającą rozmowę oraz za to, że byłaś przy mnie przez ten krótki czas.

- Dziękuję. Czego się zresztą nie robi dla przyjaciół. - powiedziałam skromnie. Ruby znowu mnie przytuliła i oddaliła się z swoim mate.

Odwróciłam się w stronę Kiliana. Patrzył na mnie z błyskiem w oku, niczym zaczarowany. Ten jego wzrok... Od razu zrobiło mi się duszno, a serce przyspieszyło w ferworze przyjemnych emocji.

- Jesteś wspaniała. - powiedział, chwytając moją brodę w swoje palce i unosząc ją do góry. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go powoli w kącik ust.

- Więcej nie dostanę? - jęknął, udając smutek.

- Dostaniesz, ale w domu. - mrugnęłam mu jednym okiem, a on zesztywniał, spinając mięśnie.

- Tato, matko, my już chyba pójdziemy do domu. - zawołał Kilian do rodziców, stojących nieopodal. Zaczęłam się śmiać z jego zachowania.

- O nie, nie, nie, moje kochanie. - prychnęłam wesoła. - Ty idziesz właśnie ze mną tańczyć.

- Co? - rzucił dość wysoko, jak na jego barwę głosu. - Ale księżniczko, ja nie umiem tańczyć!

Najpierw pomyślałam, że mówi prawdę, ale zaraz spojrzałam w jego oczy.

Krótko mówiąc: jedna wielka ściema.

~ Ahh... Ci faceci...

~ Idealne podsumowanie. - gdybym mogła, przybiłabym Anastazji piątkę, ale niestety mogę tylko tą w wersji mentalnej.

- Chodź. - powiedziałam, chwytając jego dłoń i pociągając na parkiet. Mieliśmy dużo przestrzeni dla siebie, ponieważ mało kto tańczył.

Ustawiliśmy się, ale muzyka nagle przestała grać. Lecz lada chwila zaczął się następny utwór. Była to piosenka zespołu Imagine Dragons "Dream", rozpoczętej od powolnego dźwięku instrumentów klawiszowych.

(aut.  Teraz nadszedł czas, aby puścić piosenkę w mediach.

W ciemności,
Jestem dokładnie w środku znaku.
Na kondygnacji wszystkiego, co znajduje się
pod powierzchnią
I widzę wszystko z odległości siedemnastu pięter
I brakuje mi snów, które są złote i popularne.
To nie jest to, co namalowałaś w mojej głowie.
Jest tutaj o wiele więcej zamiast kolorów,
Które widziałem.

Jedna z moich ulubionych utworów tego wykonawcy. Idealna wpasowująca się w klimat tej chwili.

Ruszyliśmy do tańca.

Wszyscy żyjemy we śnie
A życie nie jest tym czym się wydaje
Oh, wszystko jest bałaganem, wszystko jest do kitu
Wszystkie te smutki, których doświadczyłem
Prowadzą mnie do przekonania, że
Wszystko jest bałaganu,
wszystko jest do kitu

Kilian prowadził i nie pozwolił przejąć mi kontroli. Nasze nogi współgrały, jakby znały kroki na pamięć. Jakbyśmy tańczyli to od zawsze. Przez ten cały czas, chłopak, mój mate, nie spuszczał wzroku z moich oczu.

Ale ja chcę marzyć
Chcę marzyć
Zostaw mnie abym mógł marzyć

W oczach nastolatka skrystalizowały się
Najpiękniejsze ze świateł, które wiszą w korytarzach domu
A krzyki nieznajomych,
Które rozlegają się nocami
Nie powodują, że nie śpimy.
Nasze zasłony są zasłonięte.

To było magiczne. Nasze wspólne ruchy, nasze połączone ciała, nasz wzajemny dotyk. Jego jedna dłoń na mojej talii, przesuwająca mnie jak najbliżej. Druga na mojej dłoni. Splecione palce w jedność. Mój oddech na jego szyi, jego na mojej twarzy. Przyśpieszone tętna i delikatne drżenie rąk.

Wszyscy żyjemy we śnie
A życie nie jest tym czym się wydaje
Oh, wszystko jest bałaganem, wszystko jest do kitu
Wszystkie te smutki, których doświadczyłem
Prowadzą mnie do przekonania, że
Wszystko jest bałaganem, wszystko jest do kitu

Ale ja chcę marzyć
Chcę marzyć
Zostaw mnie abym mógł marzyć

Kilian uśmiechnął się, przemierzając ze mną salę, tworząc co jakiś czas różne figury, zawijasy, obroty.

Znam wszystkie twoje powody,
Dla których nie pozwalasz mi zobaczyć,
Że tak naprawdę wszystko jest bałaganem,
wszystko jest do kitu,
Ale teraz odchodzę
Wszyscy po prostu marzyliśmy,
Wszystko tak naprawdę jest bałaganem

Wszyscy żyjemy we śnie
A życie nie jest tym czym się wydaje
Oh, wszystko jest bałaganem, wszystko jest do kitu]
Wszystkie te smutki, których doświadczyłem
Prowadzą mnie do przekonania, że
Wszystko jest bałaganem

- "Ale ja chcę marzyć
Chcę marzyć
Zostaw mnie abym mógł marzyć" - szepnął do mojego ucha, a moją skórę pokryły ciarki.

Robiliśmy małe przedstawienie na balu. Ludzie dołączali do nas, lecz nie żyli tym w tak dużym stopniu jak my w tej chwili.

Ale ja chcę marzyć
Chcę marzyć
Zostaw mnie abym mógł marzyć

Przy ostatnim zdaniu piosenki, zatrzymaliśmy się, a Kilian połączył nasze usta w niesamowitym pocałunku.

- Kocham cię, Dalio. - powiedział, nie zdejmując wzroku z mojej twarzy. Jego oczy nie kłamały. Odzwierciedlały to, co do mnie czuł.

- Też cię kocham, Kilian.

*POV Kilian*

Nie mogłem uwierzyć, że dziewczyna zaproponowała mi takie coś. To prawda, że umiem tańczyć. Każdy król, królowa lub przyszły władca musi umieć tańczyć na takich właśnie zgromadzeniach jak te.

Lubiłem taniec, ale nigdy wcześniej nie znalazłem żadnej godnej partnerki, dorównującej mi w tańcu.

Nie mogłem znaleźć, do momentu, gdy zatańczyłem z Dalią.

Dziewczyna poruszała się niesamowicie. Była gibka, zwinna i wiedziała jak tańczyć. Dodatkowo wyglądała pięknie, co nadało jej efektu takiej tajemniczej i pewnej siebie. Ja się pytam, gdzie się tego nauczyła?

I w ogóle, kim jest ta kobieta aktualnie znajdująca się w moich ramionach?

Miałem ochotę przystanąć nieopodal i jedynie obserwować jej ciało o ruchy, w które go wprawiała.

Nigdy wcześniej nie wspominała o swoim zamiłowaniu do tańca. Ja sam także się tym nie chwaliłem. No bo jak może wyglądać mężczyzna z tatuażami, z piercingiem, z królewską krwią, płynącą w moich żyłach oraz moją nieciekawą reputacją, przy tak szlachetnym zamiłowaniu jak taniec...

W obliczu zmysłowych ruchów, byliśmy niczym puzzle. Jeden pasował do drugiego. Tak jak nasze ciała idealnie się uzupełniające, jakby były sobie przeznaczone.

- Ale ja chcę marzyć, chcę marzyć, zostaw mnie, abym mógł marzyć. - szepnąłem jej na koniec ostatni wers piosenki. Po nim zatrzymaliśmy się, lecz nadal nie puściłem dziewczyny z objęć. Pochyliłem się i scałowałem jej kusząco różane usta. Odsunąłem się dopiero po chwili.

- Kocham Cię, Dalio. - powiedziałem. Wiem, że ona także darzy mnie tym samym, ale chciałem, by sama zrozumiała i uwierzyła w to, jak bardzo ją kocham oraz w to, że nie zamierzam jej przenigdy opuścić.

- Też cię kocham, Kilian. - powiedziała to z takim przekonaniem i z błyskiem w oczach, że czułem wewnętrzne ciepło rozpływające się po całym ciele. Uśmiechnąłem się do niej i znowu połączyłem nasze wargi.

*Tydzień później*

- Gdzie są moje rzeczy?! - krzyknęła Dalia z drugiego końca pokoju.

- Zostawiłem Ci przy drzwiach! - odkrzyknąłem, przewijając telefon. Wyjeżdżamy tylko na dwa dni, a ona zachowuje się, jakbyśmy jechali na conajmniej tydzień.

Czy wszystkie kobiety takie są?

~ Niestety tak.

~ Ahh... Można coś na to poradzić? - spytałam się wilka. Nie żebym słuchał jego rad.

~ Tak ,można, zaciągnąć dziewczynę tutaj, położyć na rozłożonym kocu i zwinąć w kokon. Następnie nakarmić potworka czekoladą lub podać ciepłe kakałko i czekać, aż się uspokoi.

~ A co jeśli nie zadziała?

~  W takim wypadku nie pozostaje nic innego, jak modlitwa o cud.

Przeraziłem się. Nie mam koca w zasięgu ręki. Nie mam także czekolady. Kakao może znajdę, ale nie jestem pewien.

Co ja mam teraz zrobić?! Przecież ona zaraz albo zacznie się po mnie wydzierać, albo płakać. Trochę była zestresowana, to muszę przyznać. Wstałem gwałtownie z łóżka i przeszedłem do pomieszczenia, gdzie sypiała ukochana.

- Dalia? - spytałem powoli uchylając drzwi. Dziewczyna leżała na łóżku. Wokół niej walały się porozrzucane ubrania. Torba, która już niecałą godzinę temu była całkowicie spakowana, teraz pusta znajdowała się na ziemi.

Westchnąłem, chwyciłem koszulki i inne dziwne rzeczy, po czym przeniosłem je na krzesło, gdzie już i tak się znajdowała spora kupka. Spojrzałem na twarz dziewczyny. Miała zamknięte oczy, zarumienione policzki oraz rozchylone wargi.

- Co się dzieje? - spytałem, siadając przy niej, na pościeli.

- Nic się nie dzieje! - odpowiedziała oschle, prawie krzycząc.

~ Okeyyy... I co dalej?

- Wszystko dobrze? - zacząłem być coraz to bardziej nerwowy, a to przecież dziewczynie się coś działo.

- Tak! Wszystko dobrze! Odwal się! - zdębiałem. Jak można mówić jedno, a głosem i zachowaniem ciała pokazywać odwrotność pierwszego? To tak, jakby się mówiło "tak", kręcąc głową na "nie", mając na myśli nie wiadomo co jeszcze.

~ Coś mi się wydaje, że to gorsze dni i te sprawy. - wspomógł mnie wilk, mimo, że niewiele z tego rozumiałem. ~ Boże, widzisz, a nie grzmisz!

~ Bo jest Bogiem, a nie burzą.

~ Nie zaczyna się zdania od "bo".

Zaczęliśmy się znowu przegadywać. Przerwała nam Dalia.

- Jeszcze tu jesteś? Wyjdź! - powiedziała, podnosząc się i wycierając buzię.

~ Szybko o co chodzi?! - rzuciłem, popędzając mózg albo towarzysza. Musiałem się zdać tylko na wilka, bo mój genialny brain aktualnie tańczył kaczuszki na zmianę z makareną i belgijką.

~ Okres ma, debcu. - podejrzewam, że gdyby mógł, to wywróciłby oczami tak mocno, jak ja teraz. Dziewczyna jednak spostrzegła ten gest i na moje nieszczęście, źle to odebrała.

- Czy ty właśnie przewróciłeś na mnie oczami?! - pisnęła.

O W MORDĘ...

MAMY PRZEWALONE.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro