Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*POV Dalia*

Jako, że niezbyt dobrze sobie radziłam z rolkami, łyżwami i tego typu sportami, Kilian przytrzymywał mnie przed upadkiem.

- Nic ci nie jest? - zapytał łapiąc mnie w talii.

- Jasne, tylko parę razy prawie naraziłam swoje życie. - Kilian zaśmiał się gardłowo, stawiając mnie do pozycji pionowej.

- Powiedz mi, po co ty jeździsz, skoro grawitacja tak bardzo cię uwielbia?

- Nie mam pojęcia, po prostu lubię to.

- Lubisz zadawać sobie ból?

Moje oczy zapewne powiększyły się dwukrotnie, kiedy trawiłam to, co powiedział.

- Nie! Po prostu jak widzę tych wszystkich, co wspaniale jeżdżą, to chce być taka jak oni... - zniżyłam głos do szeptu. - A podobno praktyka czyni mistrza...

Kilian przejechał trochę zatrzymując się do mnie przodem, a tyłem do trasy.

- Skarbie, nie możesz być kimś, kim nie jesteś, ale to trzeba przyznać, że nie spotkałem tak rozchwianej osoby, bez poczucia równowagi.

Ujął moje dłonie i wpatrując się w nie, przesunął kciukiem po moim palcu serdecznym, gdzie za niedługo powinien być odpowiedni pierścionek, oznaczający nasze zaręczyny. Następnie samym poruszając się tyłem do kierunku jazdy, pociągnął mnie w swoją stronę. Milczenie z każdym ruchem i rozpalający wzrok drugiej połówki, potęgowały odczucia miłości i bezpieczeństwa. Tak jak wtedy, kiedy pomagał mi wejść na złamane drzewo nad przepaścią, w lesie.

Kilian uśmiechnął się do mnie, pokazując wszystkie zęby.

- Patrz... Przejechałaś jakieś pięć metrów... I nie zabiłaś nas. - prychnęłam.

- Ha ha ha, ale ty jesteś zabawny.

- Nie bądź zgryźliwa.

- Wybacz staram się, ale mi nie wychodzi. - zaśmiałam się, pozwalając mu pociągnąć się dalej.

***

- Moja mama chce się spotkać. - poinformowałam Kiliana, czytając esemesa od niej. Przyszedł, kiedy przekroczyliśmy próg domu. Mężczyzna uniósł brew w protekcjonalnym geście.

- Kto powiedział, że ci pozwolę? - zrzuciłam buty i poszłam do kuchni. Tam chwyciłam sok z lodówki i nalałam do szklanki, po czym wypiłam łyk.

- Chcesz też? - zapytałam z grzeczności. Kilian pokiwał głową i chwycił karton, a następnie pociągnął zdrowo prosto z pojemnika.

- Kilian! Nie z kartonu!

- No i co z tego? - zapytał, mając w buzi duże pokłady soku pomarańczowego. Skrzywiłam się nieznacznie.

- Jesteś obrzydliwy.

- Przyzwyczaisz się. - rzucił, wzruszając ramionami i znowu pijąc napój.

~ I pomyśleć, że ten ktoś nam się podoba...

Jęknęłam w duchu.

~ On się zachowuje jak dziecko.

~ Wierz mi, będziesz chciała by twoje dzieci się tak zachowywały, a nie gorzej. - dodała Anastazja.

~ O czym mówisz?

~ Alkohol. Papierosy. Seks. - zaczęła wyliczać, a mi z każdym słowem, wzbierało się na wymioty. Moje dzieci i tak się zachowywać? To by była tragedia!

Dzieci... A co jeśli jestem bezpłodna, albo chora? A co jeśli moje dzieci się urodzą chore lub jakoś upośledzone? Pierwszy raz posiadanie dzieci wydaje mi się tak poważnym tematem. Nie jest to tajemnica, że zawsze chciałam mieć małe biegające brzdące. Tylko teraz kiedy to wszystko jest tak bardzo prawdopodobne, strach przejmuje całe moje ciało. Czy będę dobrą matką?

- Dalia? Kontaktujesz? - usłyszałam głos, wybijający mnie z własnych myśli.

- Co? Tak. Tak. - powiedziałam szybko podnosząc na niego swój wzrok. Opierał się o kuchenny blat, ramiona miał splecione na piersi, a na ustach błąkał się seksowny uśmieszek.

- Tak? To co przed chwilą powiedziałem?

~ Hihi. Wtopa. - zaśmiała się wilczyca.

~ Kurde. Kurde. Kurde. Czemu tu nie ma opcji odtwarzania?

- Yyy... - patrzyłam się po boki, szukając jakiegoś ratunku. Kilian widząc moje roztargnienie, odepchnął się od szafki i ruszył wolno w moją stronę. Z każdym krokiem moje serce biło przeraźliwie szybko, zamknięte niewolniczo w klatce piersiowej. Każdy jego detal, mały kawałek ciała wzywał mnie do niego, jak głodnego do chleba, a spragnionego do szklanki wody.

- Pozwól, że powtórzę. - wyszeptał zachrypniętym głosem, powodując, że nogi miałam jak z waty. Chwilę później, czułam na swojej twarzy jego gorący oddech. Następnie pochylił się, muskając wargami płatek mojego ucha. - Wspominałem to, jak bardzo mnie podniecasz swoim ciałem.

Gdy to mówił, położył swoje ręce na moich bokach, mocno przyciskając je do swoich bioder. Zrobił krok w moją stronę, zmuszając mnie do cofnięcia się i oparcia o ścianę. Przez ten cały czas patrzył mi prosto w oczy. Wyciągnęłam maksymalnie głowę, tak by móc dotknąć ustami jego warg.

Nie pocałowałam go, a on nie pocałował mnie. Po prostu staliśmy tak, utrzymując kontakt wzrokowy, stykają się każdym możliwym centymetrem naszych ciał poza ustami.

Było to silne odczucie, którego nie byłam w stanie opisać, kumulował się się w podbrzuszu.

- Kocham Panią, Pani Nixon. - powiedział Kilian, a ja stałam jak zaklęta, czując wibracje ciała, gdy to wymówił. Jednocześnie odczuwałam to jak zdanie kształtowało się na jego pewnych wargach.

Jedno zdanie.

Cztery słowa.

Osiem sylab.

Dwadzieścia liter.

Jeden wstrzymany oddech.

- Pani Nixon... kochanie, musisz oddychać. - Kilian uśmiechnął się szczerze, nie zmieniając naszego położenia, a ja wypuściłam gwałtownie powietrze, które przetrzymywane było w płucach.

- Grzeczna dziewczynka. - zachichotał Kilian. Mój brzuch zacisnął się, wysyłając fale ciepła po całym ciele. Sapnęłam głośno.

Mężczyzna jęknął, opierając czoło o moje.

- Czemu ty tak na mnie działasz?

- Nie mam zielonego pojęcia, ale to działa w dwie strony...

~ Wszystko przez pełnię! To przez pełnię! - krzyknęła Anastazja.

Kilian przeniósł swoje dłonie na mój dekolt, chwytając w dłoń na jednym z guzików koszuli, którą miałam na sobie. Następnie bardzo wolno, jakby od tego zależało nasze życie odpiął go, ukazując fragment mojego obojczyka.

Potem został zaatakowany następny guzik. Opuszki palców delikatnie dotykały każdego nowo odkrytego fragmentu ciała.

Z gardła Kiliana wydobył się jęk, gdy zobaczył koronkę mojego biustonosza. Przejechał kciukiem po jego krawędzi i kontynuował wędrówkę. Gdy dotarł do końca guzików, odchylił koszule, wzdychając głęboko.

- Chodź. - powiedział zachrypniętym głosem, podając mi swoją dłoń, która szybko ujęłam. Następnie pociągnął mnie powoli do naszej sypialni.

Moje serce w tym momencie obijało się niespokojnie, bijąc tak szybko, że nie dało się tego zliczyć. Emocje panowały nad nami i nad naszymi ciałami.

~ Czemu nikt mnie nigdy nie słucha?

- Spokojnie kochanie... Nie będziemy się dzisiaj kochać. - mruknął zmysłowo wpuszczając mnie do pokoju.

*POV Dalia*

Następnego dnia zostałam obudzona ciepłymi pocałunkami na ramieniu. Mruknęłam i przeciągłam się, zahaczając dłonią o Kiliana. Leżał obok mnie, bez koszulki. Wiem to, ponieważ moja ręka teraz muskała jego mięśnie brzucha, które napinały się pod moim dotykiem. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.

- Cześć księżniczko. - wyszeptał, składając całusa na moich wargach. - Wszystkiego najlepszego.

~ Wszytkiego najlepszego? O co chodzi?

Potem dotarły do mnie różne fakty. Dzisiaj jest dwunasty. Moje osiemnaste urodziny.

- O Boże! - krzyknęłam podnosząc się do siadu, usłyszałam śmiech za sobą i po chwili ramię Kiliana otuliło mnie w talii.

- Teraz księżniczko jesteś już dorosła.

- A czemu nie czuje się bardziej dorosła? - zapytałam zdziwiona. Jestem przecież taka sama jak wczoraj.

- Dorosłość to stan umysłu, która nie koniecznie przychodzi w wieku osiemnastu lat.

Oparłam się o gorące ciało mojego narzeczonego.

~ Jestem dorosła...

~ Tak jesteś. - wtrąciła się Anastazja.

Kilian zerwał się z miejsca, podszedł do szafki, rzucił mi szybko jakieś ubrania do przebrania i sam naciągnął spodenki, nie dając mi możliwości dalszego obserwowania go.

- Idź się wykąpać i zejdź na dół na śniadanie. - powiedział całując mnie w czoło i zbiegł po schodach, a ja z jękiem rzuciłam się spowrotem pod kołdrę.

- Słyszę to! Wychodź z łóżka, bo tam przyjdę! - krzyknął Kilian.

- Ale mam urodziny! Jestem dorosła! - odkrzyknęłam w odpowiedzi.

- Co oznacza, że już wiele rzeczy mogę zrobić legalnie!

~ Szacun za argument. - zachichotała moja wilczyca.

Zamurowało mnie przez chwilę, po czym wygrzebałam się z pod ciepłej pościeli. Chwyciłam ubrania, które podał mi Kilian i wymieniłam spódnice na sukienkę i odłożyłam koszulkę do szafki.

W łazience spędziłam trochę czasu, pielęgnując i depilując swoje ciało. Susząc włosy zauważyłam, że są trochę zniszczone na końcach. Przydałoby się coś z tym zrobić.

- Muszę iść do fryzjera.

Następnie ubrałam się i zgodnie z poleceniem zeszłam na dół. Kiliana zastałam w kuchni, opartego o blat, trzymającego w dłoni telefon. Gdy mnie zobaczył, odłożył go za sobą i splótł ręce na piersi.

- Dłużej się nie dało?

- Dało, ale nie chciałam Ci tego robić. - rzuciłam, puszczając mu oczko. Chłopak przewrócił oczami, chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę jadalni.

Zobaczyłam tam w pełni zastawiony stół.

- Siadaj póki jeszcze jest w ogóle ciepłe. - mruknął, nawiązując do mojej długiej kąpieli. Usiadłam przy stole, a Kilian naprzeciwko, nalewając mi kawę do kubka.

Siedziałam przez chwilę zastanawiając się od czego mam zacząć jeść.

- No jedź, nie otrujesz się tym.

- Wiem, ale nie mam pojecia od czego zacząć. - jęknęłam patrząc na te wszystkie tosty, naleśniki, kanapki i inne pyszności. Kilian spojrzał na mnie dość dziwnie, po czym chwycił półmisek z jajecznicą i nałożył połowę na mój talerz.

- Proszę, już nie musisz się martwić. - zaśmiał się, a ja zaczęłam jeść.

- Matko! Jakie to jest pyszne! Ty to zrobiłeś?! - krzyknęłam zaskoczona. Kilian podniósł na mnie wzrok.

- Raczej, że tak. Masz przecież tak niesamowicie przystojnego, seksownego, utalentowanego mężczyznę! - uśmiechnął się szeroko.

- Zapomniałeś dodać, że jesteś skromny. - zachichotałam cicho.

- Jedz, kochanie, jedz.

***

Po skończonym śniadaniu, Kilian pozmywał, kiedy ja miałam stać i się przyglądać.

- Tam jest trochę brudu. - wtrąciłam się, wychylając się zza ramienia.

Mężczyzna zatrzymał swoje ruchy i spiął się, tak że jego żyły odznaczyły się na jego ramionach, po których miałam teraz ochotę przejechać dłońmi. Wziął kilka głębokich oddechów i na nowo zabrał się za zmywanie.

Milczałam przez chwilę, a potem na nowo zaczęłam.

- Patelnię musisz najpierw rozmoczyć.

Jak Kilian to usłyszał, warknął cicho i odwrócił się gwałtownie ochlapując mnie wodą.

- Dalej ci się chce mnie poprawiać?

Próbowałam się uchronić jakoś przez wodą, byłam już bowiem ubrana w strój wyjściowy, ale jak widać jemu to nie przeszkadzało i kontynuował swoją karę.

Moja biedna sukienka...

~ Zabiłabym na twoim miejscu... - jęknęła Anastazja.

Prychnęłam, rozśmieszona zachowaniem mężczyzny.

- Jeszcze cię to bawi?! - krzyknął, próbując zachować powagę, jednak jemu także to nie wychodziło. Chwycił moją talię i przysunął mnie tak, że całkowicie przywarłam do jego ciała. - Śmieszy cię to?

Mówiąc te słowa położył, mokre od wody i płynu do naczyń, dłonie na tyłach moich ud. Rozpalił tym wielkie ciepło w moim ciele, jednak nic z tym nie zrobił. Patrzyłam na niego, a on patrzył na mnie.

Pokręciłam głową w zaprzeczeniu, mimo że uśmiech sam wkradał się na nasze buzie.

- Nie? - zaśmiał się mój narzeczony i zsunął dłonie na mój brzuch, odnajdując wrażliwe na łaskotki miejsca.

Mięśnie spięły się jednocześnie, kiedy próbowałam wywinąć się od jego dotyku.

- Nie! Puść mnie! - krzyknęłam zaskoczona. - Proszę!

- Niestety nie ma tak łatwo, księżniczko. Byłaś niegrzeczna, a to że masz urodziny, nie zwalnia cię z kary.

Rzucił to takim spokojnym tonem, że ledwo mogłam rozpoznać, czy jest na mnie zły, czy po prostu robi mi na złość.

Zaczął na nowo mnie łaskotać, a ja prawie się przewróciłam, pod wpływem emocji.

- Dobra, teraz ty idziesz sobie odpocząć, a ja zrobię pranie. - zatrzymałam się i spojrzałam na niego.

~ Nie sądziłam, że kiedyś to usłyszę od niego. Ideał faceta! - krzyknęła Anastazja.

~ Jeszcze jakiś miesiąc temu chciałaś go zabić...

~ Ale to co innego. On chce zrobić pranie, zrobił śniadanie i pozmywał!

- Kochanie, dobrze się czujesz? - Kilian zmarszczył czoło w zastanawieniu.

- Czemu coś miałoby mi być?

- Zrobiłeś śniadanie, pozmywałeś i chcesz zrobić pranie. Zaczynam się martwić o twoje zdrowie. - zachichotałam cicho, muskając nosem kształt szczęki.

- Po prostu to twoje święto i chce byś nie musiała nic robić.

Moje oczka pewnie zaświeciły się, gdy do mojej głowy przybył pomysł.

- Czyli zamierzasz być moim służącym przez cały dzień?

- Nie! - wykrzyknął, przerażony. - Aż tak źle nie ma ze mną. Nie licz na za wiele.

Phi! Faceci.

- Bądź przygotowana na godzinę dwunastą na wyjście z domu. - rzucił cicho, odpowiadając na pieszczoty, także muskjąc mnie nosem. - Będę musiał ci także wytłumaczyć wszystko dotyczące przemiany.

Pokiwałam głową w zgodzie. Następnie wyplątałam się spod jego ramion i pobiegłam do salonu, gdzie dzień wcześniej zostawiłam książkę.

Po tym wszystkim zakopałam się wśród koca i zaczęłam czytać.

*POV Dalia*

Po przeczytaniu książki i jeszcze następnej, była już dwunasta. Wtedy oto Kilian przyszedł do mnie i przypomniał, że za kilka minut wychodzimy z domu.

Szybko zerknęłam w dół, jak wyglądam. Nawet dobrze, ale pognieciona sukienka nie prezentowała się zbyt dobrze.

- Daj mi pięć minut! - krzyknęłam i poleciałam na górę, szybko się przebrać. Gdy jednak stanęłam przed szafką, nie miałam pojęcia co mam ubrać. Czerwoną sukienkę do kolan, czy może czarną do kostek?

- Kobieto! Jesteśmy spóźnieni! - usłyszałam, gdy nadal wybierałam odpowiednią z nich. Na dole na nowo rozległy się krzyki, więc chwyciłam czarna sukienkę i prędko się w nią ubrałam. Do tego czarne obcasy i jestem gotowa.

- Idę, już idę!

Całe szczęście, że już wcześniej zrobiłam makijaż. Zeszłam delikatnie po schodach, uważając by się nie przewrócić.

- Wreszcie. - powiedział Kilian, gdy zauważył mnie. - Jak mówiłem, że masz być gotowa na dwunastą to mówiłem, równa dwunasta, a nie piętnaście minut później.

- Czepiasz się. - prychnęłam i wyszłam z domu, chwytając torebkę z stolika.

***

Kilian zajechał samochodem do domu swoich rodziców. Tutaj mieliśmy świętować moje urodziny, a to że nasze rodziny są ogromne, ten dom idealnie nas pomieści. Sama nigdy też nie miałam okazji obejrzeć go w całości, ale i tak wydawał się niesamowicie pojemny w wewnątrz. Dom pomalowany był na spokojny beż, z fragmentami biegłego koloru. Od frontu wysokie schody, a nad nim balkon, podtrzymywany przez potężne filary. Mimo, iż już miałam okazję zobaczyć ten budynek, to i tak w piersi zamarło mi serce.

Ledwo wysiadłam z pojazdu, na szyję rzuciła mi się Octawia. Była to jedna z wielu sióstr Kiliana. Powiedziałabym ile ich jest, ale najzwyczajniej w świecie nie pamiętam takiej ilości osób. Wiem, że Octavia i Alice to siostry, jedna starsza, druga młodsza. Orientuję się także, że Kilian ma siostrę bliźniaczkę, która się nazywa Kalina. Reszty jednak nie zapamiętałam.

- Najlepszego! Jak się cieszę! - krzyknęła radośnie, a ja także ją objęłam.

- Dziękuję. - Radosna odsunęła się ode mnie i trzymając moją rękę, pociągnęła w stronę domu, gdzie już było słychać śmiechy ludzi.

- Będziesz zadowolona! Tak się napracowaliśmy! - zapiszczała, zatrzymując się przed schodami. Odwróciłam się w panice do Kiliana, który posłusznie szedł za nami i wzruszył ramionami.

- Yyy... No dobrze...

- Nie patrz tak na mnie. Chciałam dobrze. - powiedziała dziewczyna, wydymając dolną wargę.

- Dziękuję bardzo, ale nie musieliście się tak starać... - Chciałam pod wszelkim względem zasłonić przerażenie, które znalazło się na mojej twarzy.

- Ahh tam, nie musieliśmy, ale chcieliśmy. - zachichotała dziewczyna, która wyłoniła się nagle obok nas. Była niską, czarnowłosą pięknością o fioletowych oczach. Chwilę później w okół niej zjawiły się dzieci. Kobieta wzięła młodsze na ręce i uniosła do góry, na biodro. Mały zaśmiał się cicho i zasłonił twarz we włosach matki.

- Mamo, kto to? - Miał może dwa latka i tak słodko dreptał.

- To kochanie jest wujek Kilian i ciocia Dalia. - Następnie spojrzała na mnie i podała w moją stronę rękę. - Ruth, starsza i mądrzejsza siostra Kiliana.

Zaśmiałam się, a Kilian westchnął teatralnie.

- Dalej nie potrafisz się pogodzić z tym, że jestem we wszystkim lepszy od ciebie? - Ona uśmiechnęła się delikatnie. Uwaga chłopaka nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Mrugnęła mi okiem i wzięła drugiego, nie wiele starszego, chłopca za rękę.

- Ja przecież jestem mądrzejsza. - wstrąciła się do rozmowy Octavia, patrząc z pogardą na swoje młodsze rodzeństwo.

- Chodź Dalia, zabiorę cię od tego napuszonego głupka. - powiedziała Octavia, a ja zachichotałam i odeszłam od Kiliana, podążając za dziewczyną do domu.

- Ostatnio mnie nie było jak przyjechałaś, bo akurat pojechaliśmy na wakacje z mężem i dzieciakami. - rzuciła Ruth.

Pokiwałam głową w zrozumieniu. To dlatego jej nie kojarzyłam, nawet z twarzy.

- Teraz już wiem, czemu cię nie znałam. Bałam się, że moja pamięć już jest taka słaba.

- Nie, spokojnie, ale i tak nas jest dużo i trudno zapamiętać wszystkie imiona. - zgodziłam się z nią cicho. Lepiej żeby nie wyszło na jaw, że nie mam zbyt dobrej pamięci.

~ Jeśli wyjdzie, zrzuć wszytko albo na Kiliana albo na hormony. To zawsze działa.

~ Racja, to zawsze jakiś plan. Lepszy taki, niż żaden.

~Idź się bawić, Dalia. - wyszeptała radośnie Anastazja.

Poczułam silne ramiona oplatające mnie w talii.

- Jeśli nie chcesz możemy zrobić coś skromniejszego dla twoich i dla moich rodziców. Tylko tyle ludzi, jeśli chcesz. - wyszeptał Kilian, dając mi jakąkolwiek możliwość ucieczki. Przygryzłam dolną wargę zębami i poprawiłam niepewnie włosy.

- Jak będziesz obok mnie, to dam sobie radę.

- Zuch dziewczynka. - Dostałam szybki pocałunek w policzek i zostałam wprowadzona do domu pełnego ludzi. W korytarzu przywitała mnie siedząca grupka dzieci. Konspiracyjnie szeptały między sobą. Ukrywkami, które usłyszeliśmy były plany wojenne i ataki partyzanckie na ciastka.

- One tak na serio? - zapytałam cicho, gdy Ruth odłożyła malucha do reszty dzieciaków, spiskujących na ciasta.

- Normalka. Twoje też takie będą. W końcu to Nixonowie. - zaśmiała się siostra. Dzieci gwałtownie przekierowały wzrok na mnie. Tak, wszystkie. Wyszło to bardzo przerażająco, tym bardziej jeśli ich wzrok można by było porównać do samego bazyliszka.

-Ić sobie. - powiedział buntowniczo jeden z młodszych chłopców.

Podniosłam ręce w geście poddania się. Chwyciłam Kiliana za rękaw i szybko wymianęłam dzieciaki. Za sobą usłyszałam śmiech mężczyzny oraz Ruth. Niech się śmieją. Zbyt się martwiłam spotkaniem z dorosłymi, by przejmować się resztą, a nie mogę przecież przeszkadzać dzieciom w ich ważnym posiedzeniu.

~ To by było tak proste, gdybyś znała chociaż imiona, ale ty jesteś dupa wołowa i nie pamiętasz.

~ Weź nie obrażaj.

~ A ty sobie idź już. - odpyskowała Anastazja.

~ Idę, przecież idę.

~ Tylko się nie potknij.

W momencie, gdy wilczyca to powiedziała, dostrzegam rodziców Kiliana, a za nimi dużą część gości. Po czym potknęłam się o próg i przywitałam ich z podłogi.

*POV Dalia*

Leżałam na tej podłodze jak muzułmanin w czasie modlitwy, jak wierzący przybywający do papieża, jak wielki fan zespołu rockowego widzącego swojego ukochanego artystę. Można by powiedzieć, że to dlatego, że tak kocham te rodzinę. Jednak nie taka jest prawda. Po prostu mam pecha...

~ I dwie lewe nogi.

- Matko Przenajświętsza! Nic ci się dziecko nie stało?! - rozległ się krzyk starszej kobiety, a następnie zostałam podciąganięta do góry i postawiona na nogi.

- Nie, dziękuję, nic mi nie jest. - odparłam cała czerwona z upokorzenia i otrzepałam się z niewidocznych pyłków. Podniosłam wzrok na osobę, która mi pomogłam i zobaczyłam babcie Kiliana, Marie.

- Ledwo przyszłaś, już się słaniasz na nogach. - zachichotała, przyciągając mnie do uścisku. Uśmiechałam się tylko, nie mówiąc nic co mogłoby mnie pogrążyć jeszcze bardziej.

- Witaj skarbie! - krzyknęła moja mama, rzucając mi się na szyję i obcałowując każdy policzek.

- Cześć mamo... - objęłam ją mocno. Stęskniłam się za nią i to bardzo.

- Kobieto, odsuń się i daj mi przytulić moją córkę.

Moja mama westchnęła i ustąpiła mu miejsca.

- Nie żeby coś, ale to też moja córka. - warknęła cicho, gdy ja zostałam zgarnięta do uścisku mojego taty. Jak zwykle pachniał swoimi perfumami zmieszanymi z zapachem żurawiny.

Przywitałam się następnie z każdym z osobna. Całe szczęście po twarzy kojarzyłam każdego. Jednak kwestia imion nadal była zagadką.

Siedziliśmy w pokoju dziennym, kiedy jedna młoda kobieta podskoczyła do góry, jakby pogrążona prądem.

- Plakietki! Zapomniałyśmy! - krzyknęła i przy głośnych rozmowach oraz piskach opuściła to pomieszczenie z inną dziewczyną.

Reszta kobiet siedziała spęszona, ale nadal kontynuawały rozmowy. Mężczyźni natomiast zajęci swoim światem, nie zwracali na nas uwagi.

Ja natomiast znajdując się między Kaliną i Octavią wysłuchiwałam opowieści o przedszkolnym przedstawieniu, w którym biorą bliźniaki Myron i Mieczyslaw, synowie Octavii.

- Wydajesz się zamyślona. - powiedziała Kalina. Przeniosłam na nią wzrok. Była tak bardzo podobna do Kiliana. Te same oczy, te same włosy, kształt twarzy podobny, ale minimalnie delikatniejszy oraz ten sam uśmiech. Gdybym była lesbijką to Kaliną zdecydowanie by mi się podobała.

- Lubie obserwować was. Jest was tak dużo, a tak świetnie się dogadujecie.

Dziewczyny zaśmiały się, jakbym powiedziała najśmieszniejszy żart w tym roku. Chwilę później już wzdychały nie mogąc złapać oddechu.

- Chciałabym by tak było. - wspomniała już poważniejsza Octavia.

- To, że mieszkamy niedaleko siebie, często bardziej powoduje u nas sprzeczki. Plus nawet jak kogoś nie lubimy to musimy z nim spędzać czas, bo nie ma innego wyboru.

- Naprawdę? Nigdy bym nie wpadła na to. - wyszeptałam. Potarłam dłońmi kolana, chcąc wywołać ciepło poprzez tarcie.

- Widzisz, to przez to, że przy gościach staramy się wyglądać, że nie ma żadnego problemu między nami. A tak naprawdę, często poza spotkaniami rodzinnymi nie rozmawiamy ze sobą.

- Z jedną naszą siostrą nie mamy kontaktu. Wyjechała i nie wolno jej pisać do nas. - Zmarszczyłam brwi jak to usłyszałam. Nie wolno jej pisać do nikogo z rodziny?

- Czemu wyjechała?

- Jej przeznaczony okazał się być Alphą w Watasze Płomienistej Gwiazdy. To dość daleko stąd więc nie przyjeżdża. Jedyną wiadomość jaką dostaliśmy od niej była taka, że ma się dobrze, polubili ją tam i że jest w ciąży.

- To smutne. Musi się tam czuć sama. - Octavia wzruszyła ramionami.

- Może, ale niestety nie mamy wpływu na nic.

Rozmowę przetrwały nam głośny powrót kobiet, które wyskoczyły wcześniej tak gwałtownie z pokoju.

- Crystal! Uspokój się trochę. - westchnęła druga, gdy ta pierwsza wbiegła w podskokach.

- Jak ja nie mogę inaczej. - rzuciła uśmiechnięta od ucha do ucha. Następną rzeczą jaką zauważyłam była plakietka z imionami przypięta do koszulek obydwóch kobiet.

- Wiemy, że musi Ci być ciężko nas rozpoznać, nam samym zajęło to całe dzieciństwo, więc chcemy Ci ułatwić zadanie.

~ O matko, to to jakieś zadanie, że musimy zapamiętać wszystkie imiona? - westchnęła Anastazja.

Zszokowana nie ruszyłam się z miejsca, w pokoju nastąpiła cisza i było słychać tylko śmiech dzieci oraz dwójki większych dzieci: Kiliana i Samuela, mojego brata. Wywróciłam oczami i zmroziłam ich wzrokiem.

- Dzięki, to się może mi przydać. - uśmiechnęłam się. Kilka osób, starało się zachować powagę, lecz atmosfera zaczęła się robić bardziej wesoła.

- Jeszcze się u nas tak nie podziało, żeby rozdawali plakietki z imionami. - zachichotała Alicja, wciskając się na miejsce obok mnie, spychając jednocześnie swoją siostrę Kaline. Crystal i Nina, jak głosiły karteczki, zaczęły rozdawać odpowiednie przypinki, odpowiednim osobom.

- Ciesz się i korzystaj. - zaśmiała się dziewczyna, która jeszcze nie otrzymała imienia. - Większość, która także weszła do rodziny, nie miała takiej możliwości.

~ Czyli nie chcą robić ze mnie pośmiewiska...

~ Myślę, że raczej chcą Ci go oszczędzić z ich strony, sama sobie wystarczająco przynosisz wstyd. - parsknęła Wilczyca.

~ Weź się już zamknij, jesteś dziś wyjątkowo wredna.

~ Czuje rozdrażnienie, bo coraz bliżej do naszej przemiany...

~ Kiedy dokładniej?

~ Druga noc po osiągnięciu osiemnastego roku życia.

- A teraz zaśpiewamy dla Dalii. - rzuciła Liliah, stojąc obok mojej mamy. Zaraz potem zaczęto śpiew. Słodko to wyszło, bo śpiewały nawet małe dzieciaki, które już umiały mówić. Po tym Kilian wprowadził ogromny tort z moim wizerunkiem jak byłam dzieckiem. To było jedno ze zdjęci mojej mamy z jej albumu.

Rzuciłam jej szybkie spojrzenie, a do oczu napłynęły mi łzy wzruszenia. Matko... Już po chwili spływały one po moich policzkach.

- Ooo nie płacz... - doskoczyła do mnie Liliah i zaczęła przytulać.

- To z radości i wzruszenia. - zaśmiałam się przez łzy i powachlowałam sobie twarz, zasłaniając zaraz potem oczy. Kilian położył ciasto na stole, przede mną i zajął miejsce swojej mamy, przytulając mnie mocno.

- Wszytkiego najlepszego kochanie. - wyszeptał do mojego ucha, zanurzajac twarz we włosach. - Pomysł życzenie.

~ Chciałabym by Kilian zawsze był przy mnie.

Z tymi słowami, zdmuchnęłam świeczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro