Wieczna miłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spokojnie patrzyła jak długowieczny wampir charczy pod jej stopami, jej oczy zmieniły barwę na intensywny błękit. Feniks w jej wnętrzu drapał szponami o ściany jej umysłu domagając się uwolnienia. Powoli przykucnęła obok niego lekko kołysząc się na piętach jej skupione spojrzenie utkwiło w jego brązowych tęczówkach. Nadszedł czas na pokazanie wszystkim kto jest tu najsilniejszy, jeżeli chcieli utrzymać przyznany przez Króla obszar i zabezpieczyć nowe Gniazdo musieli udowodnić, że nie warto z nimi zadzierać. Ciepło płomieni lizało ją po skórze ogrzewając od środka w tej chwili jej wnętrze było jednym czystym płomieniem. Lekki uśmiech rozchylił jej wargi kiedy cichy odległy o tysiące kilometrów szept musnął jej umysł.

Jeszcze nie czas Księżniczko.

Westchnęła lekko rozczarowana i mocniej zacisnęła chwyt na swej wewnętrznej bestii mocniej upychając ją wewnątrz. Nie ma pośpiechu jej partner był wolny i powinni skupić się na budowie Gniazda. Feniks pozostanie na razie tajemnicą do chwili gdy ich gniazdo stanie się na tyle silne by ochronić się nie powinna narażać ich na ataki. Zamknęła oczy i ukształtowała w swoim umyśle obraz ognistego miecza. Płynnym ruchem podniosła się i cofnęła dwa kroki uwalniając swoje skrzydła tym razem w ich pełnej okazałości. Uśmiechnęła się słysząc okrzyki zdziwienia za swoimi plecami tak jej skrzydła były nie tylko piękne były olbrzymie, zazwyczaj nie ukazywała ich w pełnej wielkości. Powoli rozpostarła je, czerń i czerwień powoli wypełniła niemal całe pomieszczenie, spojrzała na Aureliusza z zimnym uśmiechem przywołując ognisty miecz.

- Powiesz mi co powinnam z tobą zrobić czcigodny Aureliuszu Magnusie - Wysyczała gniewnie nie odrywając od niego płonących gniewem oczu. Powoli uniosła miecz karmiąc go swoim wewnętrznym płomieniem.

- Tori. - Spokojny głos jej partnera łagodnie otulił jej zmysły. Skarbie zostaw go nadal jest posłańcem.

Zrezygnowana potrząsnęła głową uwolniła płomień miecza i schowała skrzydła. Podeszła do swojego przeznaczonego i oparła głowę o jego pierś. Popatrzyła na wciąż miękko powarkującego Adama który mocno tulił do siebie drżącą na całym ciele Anastazję. Wyciągnęła dłoń w stronę dziewczyny ciepło się uśmiechając.

- Telepata zawsze będzie mile widziany w Gnieździe.

Kostia pogładził jej włosy uśmiechając się delikatnie do Any wyciągnął w jej stronę prawą dłoń wnętrzem do góry.

- Zechcesz do nas dołączyć. -Spokojne słowa wypowiedziane stanowczym tonem, łagodne spojrzenie utkwione w lekko rozszerzonych zaskoczeniem źrenicach.

Tori jak mam to zrobić.

Ana popatrzyła niepewnie na Wiktorię.

Ucałuj jego nadgarstek. A potem powiedz. Z własnej i nieprzymuszonej woli oddaję się Twojej opiece.

Ana niepewnie podeszła do swojego szefa ujęła wyciągniętą dłoń i złożyła krótki pocałunek na wewnętrznej stronie nadgarstka muskając ustami widoczną przez skórę żyłę. Podniosła głowę i patrząc mu w oczy ochrypłym głosem wypowiedziała wiążącą sentencję. Zaledwie słowa opuściły jej usta poczuła pieczenie na swojej ręce dokładnie w tym samym miejscu w którym złożyła pocałunek na nadgarstku pojawił się srebrzysty wilk. Ana zasyczała krótko z bólu wpatrując się z zaskoczeniem w symbol Gniazda popatrzyła zaskoczona na Tori która wyciągała teraz do niej rękę w ten sam sposób co Kostia. Pochyliła się więc i ucałowała również jej nadgarstek i powtórzyła słowa wiązania. Zaskoczona wpatrywała się w ognistego ptaka który w opiekuńczym geście rozpościerał swoje skrzydła nad wilkiem. Symbol delikatnie pulsował bólem i emanował ciepłem.

- Witaj w Gnieździe Ana. - Ciepły uśmiech rozchylił usta Tori. Dziewczyna odwracała się właśnie w stronę swojego przeznaczonego gdy poczuła ostry ból przeszywający jej ramię pisnęła chwytając się za bolące miejsce. - Ała co to niby. Hmmmm

Wpatrywała się w symbol wyłaniającego się z płomieni feniksa na swoim obojczyku. Zamrugała zaskoczona wpatrując się w ogniście czerwony symbol.

- Cholera - Konstantin przyciskał rękę do piersi szybko rozchylił koszulę i ze zdumieniem wpatrywał się w symbol czarnego wilka tuż nad swoim sercem.

- No cóż wybieranie Alf mamy z głowy - Nikolaj podszedł do brata i ujął jego dłoń obrócił ją wnętrzem do góry i docisnął swoje chłodne wargi do skóry - Z własnej i nieprzymuszonej woli oddaję się twojej opiece.

Tori z uśmiechem podała mu swoją dłoń. Podobnie postąpili pozostali podchodząc jedno po drugi wiązali swoją przyszłość z nowym Gniazdem. Wiktoria z uśmiechem popatrzyła w oczy młodej lwicy która lekko spanikowana obserwowała całą sytuację.

- Nie musisz dziś decydować.

Powoli podeszła do swojego partnera i delikatnie położyła mu rękę na sercu, uśmiechała się niemal nieśmiało jakby prosiła o pozwolenie. Kostia leciutko pogładził jej policzek i popatrzył ponad jej ramieniem na wciąż oszołomionego Aureliusza.

- Przywódca gniazda wzywa cię Aureliuszu na świadka Wiecznej Miłości.

Wampir wpatrywał się zdumiony w Orłowa, czyżby przywódca nowego Gniazda chciał związać swoje życie z życiem partnerki. Wampiry były niemal nieśmiertelne istniało niewiele sposobów na pozbawienie ich życia ich rany goiły się szybko a śmiertelne były tylko te niszczące serce czy głowę. Jednak wampir związany ze swoim partnerem na Wieczność umierał razem z nim, dlatego tak rzadko zdarzało się aby ktoś z ich rasy się na to decydował takich więzów nie można przeciąć partnerzy są niezdolni by żyć bez siebie a separacja sprawia wręcz fizyczny ból.

- Konstantin, myślę że będę lepszym wyborem.

W drzwiach stał wampir na oko wyglądający na trzydzieści najwyżej lat, długie śnieżnobiałe włosy opadały na jego plecy, kilka kosmyków okalało delikatną niemal kobiecą twarz o bladoróżowych zmysłowych ustach i przepięknych intensywnie zielonych oczach. Ubrany w obcisłe spodnie z czarnej skóry i białą koszulę z rozsznurowanymi tasiemkami wyglądał jak jeden ze striptizerów. Łagodny uśmiech kłócił się jednak z jego władczym zimnym spojrzeniem gdy wpatrywał się w Aureliusza i Kostię lekko mrużąc oczy.

- Krew woła do krwi - wampir podszedł do pary i szybko naciął szponem ich lewe dłonie

- Dusza woła do duszy- Kostia szybko chwycił dłoń Tori aby ich krew mogła się zmieszać

- Co było dwojgiem jednym się stanie, jedno serce, jedna dusza - zimny uśmiech wykrzywił jego wargi gdy patrzył na kapiącą na podłogę połączoną krew - jedno życie.

- Śmierć jednego oznacza koniec drugiego.

Kostia popatrzył w oczy swojej partnerki

- Daję Ci moją Wieczną Miłość na całe nasze życie daję ci siebie wszystko czym jestem wszystko co mam rzucam do twoich stóp. - Delikatnie ucałował jej dłoń i powoli zlizał kilka kropli ich połączonej krwi.

Teraz!

Tori cicho się zaśmiała słysząc cichy rozkaz wewnątrz umysłu tego głosu nie dało się pomylić z żadnym.

Szybko zmieniasz zdanie Babciu.

Śmiech jej babki lekko połaskotał jej umysł.

Daj mu swoją siłę razem stworzycie prawdziwą Wieczną Miłość

Tori przełknęła nerwowo i spojrzała w oczy swego ukochanego partnera marzyła o tej chwili odkąd stała się na tyle dorosła aby postrzegać mężczyzn w ten sposób.

- Za serce twoje daję ci wszystko czym jestem, moją siłę, moją duszę - uśmiechnęła się uniosła dumnie głowę - moją wieczność -przy tych słowach błękitny płomień otoczył ciasno ich splecione ręce powoli obejmując całe ciało Kostii - od dziś aż po kraniec czasu mój płomień będzie twoim moja dusza będzie twoją daję ci mój ukochany Wieczną Miłość. Póki będzie trwać czas ani ogień ani woda ani ziemia i powietrze ani kamień nie wyrządzą ci krzywdy a będą chronić ciebie i to co twoje. Płomieniem moim zatwierdzam Ciebie jako mojego jedynego na wieczność, jak feniks odradza się zawsze i trwa na wieki tak i ty trwał będziesz u mego boku.

Olbrzymie skrzydła z czystego płomienia otoczyły Konstantina w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stała niepozorna dziewczyna stała istota z czystego płomienia o lodowo błękitnych oczach. Feniks delikatnie polizał krwawiące dłonie zlizując połączoną krew, gdy tylko przełknął wrócił do ludzkiej formy.



A teraz zagadka dla Was Kociaki kim jest nasz białowłosy, ktoś ma pomysł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro