Witaj na pokładzie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wszyscy pracownicy Bakhusa nerwowo spoglądali na braci Orłow. To nagłe zebranie w środku tygodnia było dość nietypowe. Wowa i Kola spoglądali na siebie niepewnie, kilka godzin wcześniej odebrali telefon od Konstantina. Drażniło ich, że wcale nie wiedzą więcej, niż ich pracownicy. Kostia powiedział tylko że musi ogłosić coś ważnego, więc wszyscy mają czekać na niego w barze zaraz po zamknięciu. Zadziwiającym była też obecność dwójki obcych, panterołaka Moralesa i wuja jednej z kelnerek Rybakowa. Zazwyczaj, na takie zebranie nie dopuszczano obcych. Co więcej zdawało się, że zarówno Anastazja, jak i ta dwójka wiedzą coś więcej. Wszyscy drgnęli, gdy skrzypnęły ukryte drzwi łączące bar z mieszkaniem nad nim. Panele w ścianie odsunęły się, a do baru wkroczył Konstantin z młodą dziewczyną.

Tori z lekki uśmiechem przyglądała się zebranym, za nic nie zamierzała pokazać, że się boi. Przez szesnaście lat Kostia nie powiedział braciom o swoich zaręczynach. Dziś miał im ogłosić, że oznaczył swoja przeznaczoną, że w ogóle ją ma. Drgnęła czując jak dłoń Konstantina zsuwa szal z jej szyi, aby pokazać wszystkim znak parowania.

- Kostia. - Nikolaj podszedł do brata i odchylił kołnierzyk jego czarnej koszuli. - Co to jest do wszystkich diabłów.

Kostia pochwycił rękę brata i mocno uścisnął, obrócił się w stronę Wowy i posłał mu lekki uśmiech.

- Poznajcie moją narzeczoną, Tori została mi przyrzeczona szesnaście lat temu.

- Poczekaj. - Wowa spojrzał na brata nieco zszokowany.- Szesnaście, to kiedy zamierzałeś nam powiedzieć.

Kostia podrapał się po karku, spoglądając z ukosa na Tori. Dziewczyna zerkała na niego unosząc lekko brew, prychnęła cicho i potrząsnęła głową.

Sama chciałabym wiedzieć.

Oczy wszystkich obecnych zwróciły się na dziewczynę. Siła jej głosu i jego czystość zdradzały olbrzymi potencjał jej daru. Kostia lekko dotknął jej ręki dając znak do rozpoczęcie spektaklu.

Tori szybkim ruchem zsunęła z ramion bluzę, pozostała tylko w lekkiej bluzeczce bez pleców. Zamknęła oczy i bardzo powoli wypuściła powietrze, przywołując swoją inną postać. Otworzyła je dopiero, gdy usłyszała pełne szoku okrzyki. Lekko drwiący uśmieszek wykrzywił jej usta, gdy rozprostowywała swoje skrzydła. Zawsze była z nich dumna, połączenie czerni, symbolu upadłych i ognistej czerwieni.

- Nefilim. - Kola jęknął, wpatrując się w jej skrzydła.

Tori w odpowiedzi uśmiechnęła się tylko pozwalając, aby jej skronie oplótł wieniec płomieni, a jej skrzydła zapłonęły żywym ogniem. Oczy przybrały barwę lodowego błękitu, zdradzając skrywane dziedzictwo feniksa.

- Hybryda. - Andriej wpatrywał się w dziewczynę, nie mogąc uwierzyć w to co widzi.

Tori skinęła głową powracając do ludzkiego ciała. Wzięła kilka uspokajających oddechów i oparła się o ciało swojego partnera. Jej ciało wciąż emanowało ciepłem a powietrze wypełniała słodka woń wędzonych śliwek. Kostia wyciągnął ukryty dotąd sztylet i przeciągnął ostrzem po swojej ręce. Ze spokojem obserwował szok malujący się na twarzach braci, gdy Tori przejmowała na siebie jego ranę. Sam jednak sapną w szoku, gdy ujrzał jak szybko rana się goi. Spojrzał na swoją przyrzeczoną lekko unosząc brew. Tori zaśmiała się widząc jego minę.

Tylko mój.

Kostia mocno przytulił dziewczynę i popatrzył po twarzach zebranych. Byli jak rodzina, nawet jeśli Anastazja ukrywała swój talent nadal jej ufał. Spojrzał na jej partnera i uśmiechnął się lekko, kolejny zmienny. Dima, potężnie zbudowany tygrysołak, od lat był ich ochroniarzem. Mimo niechęci, panującej między łakami a wampirami, Orłow nigdy nie wątpił w jego lojalność. Bliźniacy Isak i Dawid byli w połowie inkubami i tancerzami, a jednocześnie dalekimi krewnymi Koli i Kosti. Tak cała załoga Bakhusa była nadnaturalna. Zbyt gwałtowni, lub zbyt potężni aby normalnie funkcjonować, gromadzili się wokół dwójki potężnych wampirzych mieszańców.

- Wiesz, że takie zdolności. Będą na nią polować, taka moc jest cenna. - Kola ze smutkiem popatrzył na dziewczynę, właśnie z powodu talentu stracił swoja ukochaną.

- Dotąd udawało mi się ukrywać moja naturę. - Tori uśmiechnęła się do młodszego Orłowa - Większość uważa mnie za Nefilim władającego ogniem, no i prawie nikt nie wie o telepatii. Konstantin uznał, że musicie wiedzieć w razie kłopotów.

Kostia obrócił się w stronę Adama i Any, uśmiechnął się do panterołaka.

- Chcesz tu pracować, Ana ci wyjaśniła co i jak? Zapytał chłopaka.

Morales skinął tylko głową na potwierdzenie.

- Dotąd pracowałem za barem. Więc nie widzę problemu, no chyba, że karzesz mi tańczyć.- Uśmiechnął się lekko.

Kostia wybuchnął śmiechem, potrząsnął lekko głową i zerknął na brata.

- To jak Wowa wycofujemy ogłoszenie o poszukiwaniu barmana? Zapytał spokojnie.

Wladimir lekko zmarszczył brwi i uważnie przyjrzał się panterze.

- Nadal potrzebujemy dodatkowych kelnerów, Ana sama nie da rady. Trzeba zatrudnić jeszcze dwie albo trzy osoby. Nawet jutro ma ktoś przyjść od Izabeli.

- Człowiek? - Nikolaj spojrzał na brata unosząc lekko brew.

- Łaki, kotowate rodzeństwo. - Prychnął lekko się krzywiąc.

Mogę pokelnerować, już to robiłam.

Tori lekko uśmiechnęła się do Wowy. Chłopak skinął tylko głową. Ruszył do dziewczyny i mocno ja uściskał.

- Witaj na pokładzie.

Za przykładem Wowy wszyscy po kolej podchodzili do dziewczyny, aby ją uściskać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro